Obudziłem się w objęciach drugiej osoby. Ciepło
było wyjątkowo kojące, czułem się jak za dzieciaka, kiedy to zasypiałem w
uścisku mojej matki, kiedy ta czytała mi przy kominku.
- Ma… ?
– Coś do mnie dotarło… Mamy już nie było, nie było jej od dawna. Więc od kogo
emanowała ta kojąca aura? Otworzyłem oczy.
Beztrosko
drzemał koło mnie Sebastian, zabawne jak zawsze wydaje się być spięty, ale
kiedy zasypia naprawdę wygląda jakby nie miał najmniejszych zmartwień.
Podniosłem się delikatnie, żeby go nie obudzić, wziąłem telefon do ręki i
spojrzałem na godzinę. Było południe, spaliśmy tylko 5 godzin, ponieważ
mieliśmy nocny dyżur, ale nie czułem się niewyspany, wręcz przeciwnie, nie
mógłbym już dłużej spać. Z tego co usłyszałem przez cienkie materiałowe ściany
namiotu, marynarz i standuper mieli podobnie. Spojrzałem na dalej śpiącego
niedźwiedzia, miał na sobie swoją maskę bez dolnej części. Zawsze ją zakładał
kiedy byliśmy we dwoje… załatwił mi również namiot żeby było wygodniej w jego
„piwnicy”, miło z jego strony, ale nie uważałem żeby było to fair wobec
pozostałych z naszej grupy, im natomiast to nie przeszkadzało.
- Bastian?
Obudź się. – Potrząsnąłem wielkoludem. –
Bastian!
- Hmm?
– Mruknął i obrócił się na drugi bok.
- Jest
południe, niektórzy już pewnie ćwiczą na sali teatralnej, rusz się.
- Nie
rozumiem czemu ci tak zależy na przedstawieniu. Nie jest jakieś specjalnie pomocne. – Cop zaczął powoli się
podnosić.
- Już ci
mówiłem, byłem bezużyteczny podczas śledztwa i procesu. Chcę się bardziej
przydać grupie, jeśli będę wkładał wszystko w nawet tak nieznaczące rzeczy jak
przedstawienie, to chociaż innym poprawię humor albo zmotywuję ich do
współpracy.
- Mhmm…
– Znowu nie słuchał, potrafił być bardzo upierdliwy z rana. – No dobra, ale zanim wyjdziemy, pójdziesz ze
mną nad jeziorko?
- Oh? W
porządku. – O co mogłoby mu chodzić? Z tą myślą wygramoliłem się z namiotu.
– Dzień dobry Raph, Matthew!
- Dzień
dobry! – Równie entuzjastycznie odpowiedział mi marynarz.
- Dobry…
– Już z mniejszym zapałem odezwał się Tailorwich.
Nasza
grupka stworzyła coś w rodzaju małego obozu w pokoju Sebastiana. Ja z właścicielem
pokoju spaliśmy w namiocie natomiast nasi koledzy w śpiworach, na środku stało
niewielkie ognisko, które teraz zaledwie dogorywało.
- Jak wam
się spało? – Musiałem ich trochę pociągnąć za języki, zwykle nie było
problemu gadać z marynarzem, ale od wczoraj wydawał się być czymś zamyślony.
- Całkiem
nieźle, muszę przyznać że taka leśna sceneria działa na mnie niesamowicie. Ale
to może dlatego że dawno nie doświadczyłem takiego środowiska? – Matthew
się rozgadał, to dobrze, zawsze był lekko ponury, ale może piwnica Sebastiana
naprawdę mu pomagała? Za to brak reakcji od marynarza mnie zaskoczył.
- Jakoś
ostatnio nie mogę spać. – Przyjrzałem się Doce, miał przekrwione oczy, chyba
naprawdę nie zmrużył oka cały poranek.
- Koszmary?
– Ja również nie przepadałem za bezsennymi nocami, nie miewałem ich często, ale
kiedy już się zdarzały, uderzały w najczulsze punkty. – Może pogadaj z Yukino? Sny są chyba związane z psychologią…
- Wydaje mi się że, to przez niedobór okrętowego klimatu… – Załamał się Raph.
- To
marionetki chyba ratują ci tyłek. – Matthew klikał coś na swoim telefonie,
po chwili obrócił go w naszą stronę. – Spójrzcie,
to od Alvaro.
Na zdjęciu było widać scenę teatralną, jednak
nie to przykuło naszą uwagę. Zajmując coś koło 1/3 sceny piętrzył się model
statku, drewniany okręcik z wiosłami, masztem i białą flagą ze złotym ptakiem.
Marynarz szeroko otworzył oczy.
- Co to
jest?! – Raph zaczął się ślinić.
- Alvaro pisał
że to tak stoi od rana, ma pomóc w próbach i niby posiada jakąś ciekawą
funkcję. – Standuper schował urządzenie do kieszeni. – Możemy się zbierać?
- Ah,
dajcie mi i Sebastianowi jeszcze chwilkę, chciał ze mną o czymś pogadać. –
Spojrzeli po sobie po czym wzruszyli ramionami. Złożyłem dłonie w podzięce i
ruszyłem w kierunku niewielkiego zbiornika wodnego który miał imitować
jeziorko. Piwnica Bastiana naprawdę była ogromna, w przeciwieństwie do mojej,
ale nic dziwnego, duży człowiek to i jego terytorium wielkie.
Mimo
wszystko, to wciąż był zamknięty obszar i marionetki się z tym nie kryły, kiedy
się dochodziło do końca pomieszczenia widać było ściany takie same jak w pokoju
powyżej. Bajorko nie było wielkie, w zasięgu wzroku znajdował się drugi brzeg,
a woda prawdopodobnie w najgłębszym punkcie sięgała do kolan, mimo to
ciemno-zielonkawy odcień dawał poczucie że można by się było utopić w tym
tajemniczym akwenie. Rośliny porastające brzegi i chłód bijący od strony wód
nadawał niesamowitego klimatu. Nie mogąc wytrzymać dalszego czekania,
postanowiłem uklęknąć i pomodlić się. Przeżegnałem się i złożyłem ręce do
modlitwy:
- Panie,
gdziekolwiek teraz jestem, racz wysłuchać mych próśb i spraw by moim siostrom
nic złego nie stanęło na drodze. Aby dusza mojej matki, oraz zmarłych w tym
kurorcie, w spokoju mogła obcować w królestwie niebieskim… I niech nikomu z kim
dzielę los, nie stanie się krzywda, zwłaszcza… – Nie mogę tego powiedzieć,
to… nie jest zgodne z naukami kościoła, o czym ja myślę? – Bo wola twoja i siła nie zna granic, Amen.
- Już
mogę? – Sebastian stał tuż za mną. Ile on tak stał?
- Pewnie,
nie przejmuj się, to nie tak że jakbym cię zobaczył to musiałbym zaczynać od
początku.
- Wolę
się w to nie mieszać. – Bastian mówił mi że nie jest osobą wierzącą, a
przynajmniej już nią nie jest. Ciekawiło mnie co go spotkało że odszedł od
nauk, ale to nie było w porządku tak po prostu go wypytywać. – Toooo… jak ci się spało?
- O tym
chciałeś ze mną pogadać? Wiesz, mogłeś o to zapytać przy wszystkich. Gadaj, o
czym chciałeś rozmawiać. – Zauważyłem, że policzki zaczęły mu się
czerwienić.
- No
więc… An… bo ja… uhm… bardzo… Bo my…
- Bastian,
strasznie się plączesz, po kolei. – Złapałem go za ręce, strasznie się
trzęsły i były spocone. Wziął parę wdechów:
- Dziwnie
o tym mówić kiedy już spaliśmy razem w namiocie, ale pozostawianie tego w
sferze domyśleń jest strasznie mącące. Dlatego chcę ci powiedzieć… że ja…
bardzo cię… lubię. I chciałbym wiedzieć jak TY się z tym czujesz. – Nie
wiedziałem co powiedzieć, lubiłem Sebastiana i czułem się przy nim dobrze, ale…
czy to było w porządku? Chwilę temu miałem rozmowę z Panem, a teraz miałbym tak
po prostu odpuścić nauki i rzucić się w ramiona mężczyzny? Kościół nie pozwalał
mi na takie zachowania, to nie było… – Anton?
- Ja… też
cię lubię…
- Ah, to
świetnie! Wiesz, to wszystko się zaczęło od robienia Chestera i Yukino w
balona, ale z czasem naprawdę zacząłem
cię postrzegać inaczej. No i…
- … ale
nie wiem czy jestem… na to gotowy. – Sebastian zamarł w bezruchu, patrzył
się na mnie przez dziurki swojej maski, oczekiwał odpowiedzi. – Zrozum, dla mnie to może być coś, co
łamałoby jedną z podstawowych zasad według których żyłem. Jeśli to cię usatysfakcjonuje, to ja również
czuję do ciebie coś więcej, ale na ten moment nie jestem w stanie odpowiedzieć
ci czy pragnąłbym wyłamać się od mojego postrzegania świata dla ciebie.
- Czy to…
dlatego że te moje wyznanie zabrzmiało jak dzieciaka z podstawówki?
- Co?
Nie! Absolutnie nie, proszę cię Bastian, poczekaj na moją szczerą odpowiedź,
ale teraz… nie wiem co zrobić z tym całym wirem uczuć, który szaleje we mnie.
Nie odrzucam cię, proszę o więcej czasu. To wszystko.
- Rozumiem,
nie będę na ciebie naciskał, bo naprawdę cię kocham, ale chyba przyznasz że
było nam dobrze, wtulonym do siebie w namiocie. – Niedźwiedź objął mnie
ramieniem, razem patrzyliśmy się na nieodległy brzeg jeziorka.
- Było…
przyjemnie…
- A może…
to cię do mnie przekona… – Złapał mnie za podbródek, obrócił twarzą do
niego i zaczął się nachylać.
Przełknąłem ślinę, wiedziałem co chciał zrobić,
z jednej strony nie chciałem tego, widmo mojej matki i jej reakcja na to co
miałoby się zaraz wydarzyć… ale z drugiej strony, Sebastian, wspólne życie, nie
mogłem się oprzeć tej wizji mojej przyszłości, on jak trucizna zaczął wżerać
się w mój mózg, przejmując całe ciało. Wydawało mi się że cały świat zamarł w
bezruchu, ciszę leśnego terenu przerywało jedynie bicie mojego serca. Zamknąłem
oczy, odchyliłem głowę do góry i…
- Ej,
ludzie! Długo jeszcze chcecie tam gadać? No chodźcie juuuuuuuż. Chcę zobaczyć
ten statek. – Głos Raph’a przerwał ciszę, magia tej
jednej chwili wyparowała natychmiastowo. Spojrzałem na Sebastiana, wyglądał na
trochę zirytowanego, zarumieniłem się i odsunąłem od niego.
- Ekhm,
tak więc… może… może już chodźmy. – Mówiąc to
ciągnąłem go lekko za rękaw.
-…
Chodźmy. – Odburknął.
Wróciliśmy
do naszego prowizorycznego obozu, gdzie Raph już nie mógł siedzieć w spokoju,
dla kontrastu Matthew nie wydawał się być zainteresowany wizją nowego obiektu
na scenie.
- Naprawdę
tak się jarasz jakąś łajbą na scenie? – Zapytał pijąc wodę z butelki.
- Nic nie
poradzę, już na długo zanim tutaj trafiliśmy nie byłem na żadnym statku. Chcę
jak najszybciej wejść na jego pokład, nawet jeśli jest makietą na deskach
teatru.
- Nikt
cię nie trzyma, jak chcesz to leć. – Machnął ręką standuper.
- Nie
wiem czy to w porządku… – Spojrzał się na nas, faktycznie marynarz pytał
nas o pozwolenie na wychodzenie, mówił że nie chciał wychodzić na podejrzanego
gościa… Chyba naprawdę chciał z nami wszystkimi współpracować.
- Ja nie
mam z tym problemu. – Podniosłem rękę uśmiechając się.
- Ja też
nie. Idź przodem, dogonimy cię później.
- W
porządku, dziękuję! – Z tymi słowami zniknął w gęstwinach lasu.
- Aż
ciężko uwierzyć że był wplątany w zabójstwo Simon’a. – Matthew wstał z
ziemi.
- Tak,
ale nie powinniśmy o tym fakcie zapominać, po to w ogóle powstały te podziały
na grupy. – Sebastian wyciągnął swój płaszcz z namiotu.
- Ale,
widać że stara się odzyskać zaufanie, nie tylko za siebie, za wszystkich z tej
całej „Loży”. Myślę że naprawdę żałuje tego co zrobił…
- An, nie
przesadzaj z zaufaniem do wszystkich, widzisz jak się to wcześniej skończyło.
- Wiem.
Wszyscy gotowi? Możemy iść?
Jednogłośnie
się zgodziliśmy że to pora wyjść. Weszliśmy schodami do normalnego pokoju
Sebastiana, po czym wyszliśmy na korytarz. Wszyscy włączyliśmy latarki, w tym
samym momencie Matthew wrzasnął.
- Gahahaha.
Jeny, Matt, nie sądziłem że potrafisz takie wysokie dźwięki wydawać. Hahaha.
– Alvaro zaszedł standupera od tyłu.
-
Kretynie! Nie zakradaj się tak na ludzi. – Tailorwich
sprzedał reżyserowi kuksańca, ten jednak nie mógł się powstrzymać od śmiechu.
- A co tu
robisz, Cup? – Sebastian skierował latarkę w kierunku pytanego.
- Uznałem
że wpadnę po kolegę. – Mówiąc to wskazał Matthew.
- Bo
wiesz, nie lubię nieproszonych gości, o takich można myśleć że myszkują. –
Niedźwiedź stał nachylając się nad reżyserem. – A wydajesz się strasznie dużo czepiać Tailorwich’a, może byś dał mu
trochę odpoczynku, co?
- To
chyba nie twoja sprawa z kim się zadaję, swoją drogą, sam również mógłbyś zejść
z Antona. – Reżyser wyszczerzył teatralnie uśmiech.
- Słuchaj,
ty… – Bastian nie wytrzymał i złapał Cup’a za kołnierz. Nie rozumiem czemu
tak naskoczyli na siebie, ale nie miałem teraz czasu na rozmyślenia. Ktoś
widocznie myślał tak samo jak ja.
- Puść
go, Sebastian.
- Odpuść,
Alvaro.
Ja i Matthew rozdzieliliśmy ich stając między
nimi. Spojrzeliśmy po sobie i kontynuowaliśmy uspokajanie. Trwało to dobrą
minutę…
- My…
chyba pójdziemy. – Zwrócił się do nas Matthew,
trzymając reżysera za maskę. Zaczął iść w kierunku schodów.
- Matt,
no weź, jak zerwiesz mi maskę to będzie bolało jak cholera. Matt? Matt! –
Po chwili głos Alvaro zanikł w oddali.
- D-dzięki,
wiesz ja… – Bastian próbował się wytłumaczyć ale nie miałem teraz ochoty go
słuchać.
- Zamknij
się, idziemy do kaplicy. Teraz.
Minuty
później siedzieliśmy na jednej kościelnej ławce. Pomieszczenie wyglądałoby
wyjątkowo przerażająco dla kogoś innego, ale dla mnie ledwo możliwe do
odróżnienia kształty świeczników i figur uważałem za atut tego miejsca. Miało
się wrażenie że ktoś tu zawsze jest i jest gotów cię wysłuchać.
- No dobra,
co to miało być? – Zacząłem rozmowę po krótkiej ciszy.
- No więc
ja… nie chciałem żeby Alvaro się kręcił tak wkoło Matthew… – Bastian
schował ręce w kieszeniach futra, nic dziwnego, było tu całkiem zimno.
- Czemu?
- Słuchaj,
to nie ja zacz…
- Czemu?
– Zawsze kiedy coś zbroiłem, matka mówiła do mnie takim właśnie tonem. Za
dzieciaka się go bałem, ale teraz rozumiem że jest niesamowitą bronią przy
wyciąganiu informacji. – Ty zacząłeś i
chcę znać twój powód.
- Mam
pewien plan wobec Tailorwich’a, ale nie mogę ci go teraz zdradzić. Nie teraz,
jeszcze dużo pracy przede mną a czasu nie wiele. Już odpuść, zrozumiałem, nie
będę już tak robił.
- I
naprawdę ten twój wyskok teraz nie był związany z tym co ci rano powiedziałem?
– Chciałem się upewnić, gdyby tak się zachowywał tylko dlatego że chciałem
trochę czasu… to naprawdę nie wiem czy powinienem się z nim zadawać. – Nie można naskakiwać tak na ludzi.
- Okej,
okej. Rozumiem, przeproszę go później… może.
- Chyba
się przesłyszałem. – Włożyłem rękę do kieszeni jego płaszcza, złapałem go
za dłoń i ścisnąłem mocno.
- Przeproszę
go później.
- I
właśnie to chciałem usłyszeć. Ale… co ty kombinujesz Bastian?
- Mówiłem
że nie mogę powiedzieć… – Spojrzałem mu prosto w oczy, uśmiechnął się do
mnie, ale nie czułem ciepła od tego uśmiechu, bardziej czułem chęć odepchnięcia
mnie od tematu.
- W
porządku… ufam ci… – Westchnąłem i wstałem z ławki.
- Jesteś
zły? Słuchaj, wszystko się ułoży, obiecuję. An? Tylko zjedz coś bo potem mamy
próbę…
Wyszedłem
z kościoła nie odpowiadając mu. Nie mogłem się przełamać do dalszego drążenia
tematu, ale nie dawało mi to też spokoju… Może… naprawdę powinienem mu zaufać w
tej kwestii? Miałem tylko nadzieję, że nikomu się nic nie stanie… Skierowałem
się do restauracji, gdzie jak zwykle wirujące aromaty kusiły do spożywania.
Wziąłem z okienka pierwsze lepsze jedzenie, po czym postanowiłem zasiąść do
stołu przy którym już rozmawiali Ada, Habber i Matthias.
- No
dalej Matthias, musisz wziąć udział w tym konkursie piękności. – Przekonywała
szczęściarza Deresad.
- Nie
wydaje mi się żeby to był dobry pomysł, Ada. – Wail wbijał widelec w coś na
talerzu.
- Ona ma
rację, nawet mogę z tobą potrenować przed pokazem żebyś lepiej wypadł! –
Bokser złapał Matthiasa za ramiona i zaczął nim potrząsać.
- P-przestań
krzyczeć… I nie mam ochoty na zabawę w pokaz mody.
- No
weeeeź. – Oboje zrezygnowani wisieli teraz na ramionach szczęściarza.
- Właściwie…
– Przybliżyłem się do twarzy Wail’a. – Masz
całkiem ładne rysy twarzy, przez maskę widzę że masz też gęste rzęsy,
szmaragdowo-zielone oczy i na dodatek jesteś szczupły. Włosy masz krótkie ale
gęste i po samym dotyku myślę, że łatwo można by nimi operować. Jeśli miałbym
spojrzeć na ciebie profesjonalnym okiem, to wyglądasz nienajgorzej, masz kilka
asów których nie powstydziliby się niektórzy modele. – Cała trójka
spojrzała się na mnie. – P-powiedziałem
coś głupiego?
- Nie… po
prostu, nie spodziewaliśmy się że dostaniemy fachowe spojrzenie od ciebie. –
Zaczął Habber.
- No…
jestem modelem, potrafię opisać walory czyjejś urody, ale nie ukrywam że maski
mi w tym trochę przeszkadzają. Nie mam pojęcia czemu się tak wzbraniasz przed
wzięciem udziału w pokazie, Matthias.
- No
dobra… – Szczęściarz odchylił się na krześle.
- Co? To
znaczy tak? – Ada się rozpromieniła. – Weźmiesz
udział?
- Wezmę
udział w pokazie. – Matthias się uśmiechnął. – Nie mogę się kłócić w nieskończoność, a robiliście się nieznośni,
oboje. A jak jeszcze perfekcyjny model mi mówi że bym pasował na wybieg… to nie
wiem jak miałbym się obronić…
- Ah,
dzięki za pomoc, Anton. – Ada złapała mnie za rękę. Miała małe, ale bardzo
ciepłe dłonie, kiedy mnie puściła szybko odczułem ich brak.
- N-nie
ma sprawy. – Zarumieniłem się lekko. Cieszyłem się, że
mogłem komuś pomóc, nienawidziłem się za to że nie byłem w stanie nic zrobić
podczas procesu, nie miałem takich zdolności dedukcyjnych jak Matthew czy
Adalbert, ani nie znalazłem żadnej ważnej wskazówki podczas śledztwa… Muszę
nadrabiać swoją użytecznością właśnie w takich momentach… – Ah, swoją drogą, Sebastian mówił że dzisiaj
próba o 16.
- A
właściwie to gdzie on teraz jest? – Habber powiedział między kolejnymi
łykami herbaty.
- Chyba…
informuje o tym ludzi. – Sam nie wiedziałem co właściwe teraz robi, ale nie
chciałem zostawiać ich w niepewności.
- A
widziałeś Raph’a? – Ada spojrzała na mnie raz jeszcze.
- Chciał
jak najszybciej zobaczyć makietę statku. Chyba znajdziesz go w sali teatralnej.
Skończyliśmy
jeść po czym każdy poszedł w swoją stronę, miałem jeszcze sporo czasu do próby
więc postanowiłem pójść do swojego pokoju. Pod drzwiami leżał jakiś przedmiot,
sięgnąłem po niego. Okazała się nim książka, encyklopedia o wszelakich ranach i
urazach. Obok książki leżał niewielki liścik napisany koślawymi literkami.
„Mówiłeś
rano, że czułeś się nie dobrze z tym, że nie mogłeś nic zrobić podczas śledztwa
czy procesu. Znalazłem tę książkę w archiwum i pomyślałem że może mógłbyś pomóc
badając jakieś ewentualne ciało. Oczywiście, pracujmy żeby do tego nie doszło,
ale w razie wypadku, bądź naszym koronerem.
Sebastian”
Zaskoczył mnie, myślałem że mnie nie słuchał, a
na dodatek zdążył znaleźć jakieś rozwiązanie na mój problem. Niesamowity z
niego facet. No dobra Anton, pora na
nowy rozdział w twoim życiu, sytuacja tego wymaga! Nie osiągnę poziomu Simon’a
ale jestem gotów spróbować się w badaniu różnych ran… zresztą nie muszę dokładnie
określać wszystkiego, jako że marionetki nam podają powód śmierci. Zacznę od
razu.
Wziąłem
książkę pod pachę i skierowałem się z nią do pokoju relaksacyjnego, bardzo
chciałem go zobaczyć, a czytanie było idealną wymówką by w końcu go odwiedzić. Wszedłem
schodami na górę, a następnie wyszedłem na korytarz, poszedłem wzdłuż ściany w
prawo, aż w końcu znalazłem pokój który mnie interesował. Wszedłem do środka i
rozejrzałem się świecąc sobie latarką, nikogo nie było. To chyba dobrze,
chociaż nie pogardziłbym towarzystwem. Sięgnąłem po włącznik światła, łudziłem
się trochę że nie będę musiał się już wspierać latarką.
Kiedy tylko pstryknąłem włącznik, poczułem jak
deszcz spada na moją skórę, szybko schowałem książkę pod marynarkę, a następnie
wyłączyłem zraszanie. Zauważyłem niewielki stojak z parasolami, wyjąłem jeden i
otworzyłem.
- Mam
nadzieję, że nie będę miał po tym pecha… – Mówiąc to włączyłem raz jeszcze
deszcz i usiadłem na wcześniej wybranym leżaku. Otworzyłem książkę i zacząłem
czytać.
Książka była pełna opisów przeróżnych ran, od
cięć do poparzeń. Wielu słów nie rozumiałem, ale postanowiłem je zaznaczać a
następnie wyszukiwać dane wyrazy w słownikach… a może zapytałbym Charlesa? On
mógłby być wstanie mi je wytłumaczyć ale… nie wiem czy chciałbym z nim gadać,
jest dziwny. Kontynuowałem czytanie aż w pewnym momencie odpłynąłem w objęcia
morfeusza.
Obudziły
mnie wibracje mojego telefonu, na wpół śpiący poderwałem się do siadu prostego,
uniosłem komórkę i nacisnąłem zieloną słuchawkę.
- Hal- Halo?
O co chodzi?
- No
gdzie ty jesteś? – Casper brzmiał na bardzo zaniepokojonego.
- W
pokoju do relaksu, chyba mi się przysnęło…
- Chodź
na próbę, wszyscy już są.
- Ah,
uhm… Zaraz przyjdę tylko coś odstawię do pokoju.
Zerwałem
się z leżaka i wybiegłem z pomieszczenia, wyłączając deszcz po drodze. Nie
sądziłem że tak ciężko będzie mi nawigować w ciemności, nie przemyślałem tego.
Po kilku niewielkich potknięciach, udało mi się schować książkę w pokoju i
dołączyć do próby. Ominął mnie wstęp, w którym Ada, kładąc spać Habber’a,
opowiada przygody Sindbada. Trafiłem tuż przed scenę z pierwszym spotkaniem
syren. Okręt stojący na scenie był o wiele bardziej imponujący z bliska, ale
tym co tak naprawdę mnie w nim zaskoczyło była dodatkowa funkcja, którą okazało
się być odwzorowywanie poruszania się statku na wodzie. Okręt przechylał się w
różne kierunki, a załoganci nie potrafili utrzymać równowagi na pokładzie.
Zabawnie to wyglądało jak Matthias trzymał się masztu, a Chester z Sebastianem
nieopanowanie turlali się po statku, krzycząc by to wyłączyć. Jedyną osobą
której się podobała funkcja, był marynarz który wydawał się być inna osobą na
statku. Nie potykał się, chodził pewnie i dumnie, w rytm bujania, jak nie Raph.
Nawet wykonywał jakieś mniejsze akrobacje typu, przewroty i zwisanie zza burty.
- Popisówa!
– Krzyknęła Ada.
- WYŁĄCZCIE
TO W KOŃCU! – Wrzasnął Sebastian.
Mając
pewność że każdy się wyśmiał z chłopaków, postanowiliśmy zrobić przerwę, podczas
której mieliśmy obgadać czym jeszcze powinniśmy się zająć.
- Chłopaki,
musicie się trochę bardziej postarać jeśli chcecie dobrze wypaść na
przedstawieniu. – Zasłonił usta marynarz.
- Łatwo
ci mówić! – Chester wskazał na Raph’a palcem, pisarz wyglądał jakby miał
zaraz wymiotować.
- Ale ma rację, musicie potrenować chodzenie po
ruszającym się statku. – Dodał od siebie Adalbert. – Swoją drogą, Alvaro, jak
ci idzie uczenie Cartie’a obsługi dźwięków?
- Całkiem
nieźle. Casper szybko łapie.
- To
dlatego że miałem świetnego nauczyciela. – Mówiąc to wskazał na reżysera.
- Oooo.
– Reżyser odwzajemnił gest. – No masz
rację, jestem zajebisty.
- Uważaj,
nie przesadź z pochwałami bo się jeszcze ciebie uczepi. – Matthew wtrącił
się do rozmowy.
- Matt,
przecież wiem że mnie uwielbiasz. – Alvaro złożył usta w dzióbek.
- Okej,
okej. Wracając do przedstawienia, teraz będzie nasza scena, Tom, lepiej się
przygotuj. – Sunny zwróciła rozmowę z powrotem na temat.
- Wiem,
zero improwizacji, dam sobie radę. – Powiedział zdeterminowanie. – Będę najlepszą syreną jaką kiedykolwiek
widzieliście!
- Ah…
teraz sceny z syrenami…? – Marynarz wydawał się być o wiele mniej
entuzjastyczny.
- No tak,
teraz statek zaatakują syreny, a później wkroczę ja, jako ich królowa. – Sprostowała Julia.
- Oh… Hej
Matthew, zastąpisz mnie? Tylko na tę część z syrenami. – Raph zwrócił się
do standupera.
- A
czemu? Źle się czujesz? – Zapytał Charles.
- Nie… po
prostu… nie chcę grać w scenach z syrenami…
- Nie
będę ciebie zastępował bo czegoś ci się nie chce. – Powiedział znudzony
Tailorwich.
- Ma
rację, nawet na cycka się nie skusił. – Powiedziała Sunny sprawdzając swoje
paznokcie u rąk.
- No bo
chodzi mi o to że… ja… się ich boję.
- Co
mówiłeś? Musisz mówić głośniej! – Wrzasnął Habber.
- Nie
drzyj mi się do ucha! – Yukino spojrzała gniewnie na boksera.
- Ja…
boję się… syren. – Nastała cisza, nikt nie wiedział jak na to zareagować, z
wyjątkiem Charles’a.
- Pffahahah!
Jak ty się możesz bać syren, a to nie był czasem Casper który się tak bał
ryboludzi? – Nawet nie próbował się powstrzymywać od śmiechu.
- Taa, to
trochę dziwne Raph, jakbyś się rozwinął byłoby ciekawiej. – Sunny
wyciągnęła dyktafon. – Tylko głośno i
wyraźnie.
- No
więc… kiedyś widziałem syreny, jak pożerały jednego z moich załogantów. –
Marynarz spuścił głowę. Siedzieliśmy tak patrząc po sobie, dziennikarka powoli
schowała urządzenie do kieszeni. – Mówię
prawdę! Jego ciało zostało znalezione kilka dni później na brzegu, był
poobgryzany do kości w kilku miejscach i na dodatek brakowało mu ręki.
- Ciężko
w to uwierzyć. – Zauważył Bleslav.
- Casper
wierzy w syreny, ponieważ ja w nie wierzę.
- To
wcale nie dlatego, Raph! Wierzę ci bo… bo ci wierzę.
- To
brzmi dziecinnie, ale rozumiem czemu nie chcesz grać w scenach z syrenami…
zastąpię cię. – Matthew spojrzał wyrozumiale na marynarza.
- Dzięki,
Matt.
- Ale
żeby nie było, dalej uważam to za durny powód… Ale wiem też że w strachu ludzie
robią dziwne rzeczy.
- Dobra,
wracamy do próby? – Zaproponowałem, ludzie zaczęli wstawać.
- Ale
jeszcze zanim to, jak skończymy to nie wychodźcie od razu, mam wam coś do
przekazania! – Krzyknęła jeszcze Sunny.
- Ah,
możecie zacząć beze mnie? Muszę do toalety. – Chester,
bez odpowiedzi wybiegł z sali, świecąc sobie latarką pod nogami.
Reszta próby poszła gładko, tym razem ludzie
brali na poważnie uczenie się kwestii, nawet Thomas nie dodawał własnych tekstów. Po skończonej
próbie Sebastian pokazał mi na czym polegają liny za kulisami, trochę mi to
zajęło ale załapałem. Po wszystkim każdy oprócz dziennikarki zasiadł na widowni
oczekując tego co chciała powiedzieć.
- No więc
zeszłej nocy, wraz z pomocą Raph’a i Habber’a, jeszcze raz dzięki chłopaki,
udało mi się znaleźć pewien stary artykuł, którego zawartość wydaje mi się być
bardzo interesująca. – Whatever wyciągnęła świstek papieru i podała go
Charles’owi siedzącemu najbardziej z boku. – Artykuł opisuje jakiś pradawny rytuał sprzed ponad 600 lat, którego
celem jest namierzenie „Exaltado”.
- To z
portugalskiego albo hiszpańskiego „wyniesiony”. – Napomknął tłumacz podając
artykuł dalej.
- Dokładnie,
rytuał polega na zabiciu od kilku do kilkunastu osób. Exaltado miał być czymś w
rodzaju boga, który do swojej śmierci miał pilnować równowagi w naturze. Obrzęd
niby zmieniał się na przestrzeni lat i ślady jego praktykowania można było
znaleźć w wielu różnych krajach, nie tylko tych śródziemnomorskich. Czy czegoś
wam to nie przypomina?
- Marionetki
wciąż coś mówią o wyniesionych. – Zauważył Matthew.
- I że
niby jesteśmy właśnie w tym rytuale? Jesteś tego pewna? – Sebastian starał
się upewnić.
- Nie
mogę tego potwierdzić, ale chciałam was poinformować że to co mówią marionetki
nie jest takie znikąd. Czy w to uwierzycie to wasza sprawa. – Dziennikarka
uniosła ręce do góry.
- W takim
razie… marionetki nas w pewnym momencie zabiją? Tak po prostu? Aż nie zostanie
jedna osoba? – Zacząłem zadawać pytania, ciężko mi było w to uwierzyć. Że
też zostałem wplątany w coś takiego…
- Wątpię,
nawet w artykule piszą o wzajemnym zabijaniu się potencjalnych wyniesionych.
– Bleslav zaczął wymachiwać artykułem.
- Tak czy
siak… wystarczy się nie zabijać. Co nie, Julia? To wszystko, nic więcej nie
znalazłam, ale to nie znaczy że przestanę szukać. – Dziennikarka
zakończyła, zeszła ze sceny i skierowała się do jednego z siedzeń. Lesbijka
tylko rzuciła jej zawistne spojrzenie. Sunny znowu przytoczyła ciężki temat,
każdy wydawał się być zaniepokojony informacjami jakie podała.
- Więc to
wszystko prawda? Jesteśmy skazani na uwięzienie tutaj? – Yukino zadrżała w
fotelu.
- Oczywiście
że nie! Znajdziemy stąd wyjście! – Chester wstał ze swojego siedzenia. – Zaufajcie mojego instynktowi bohatera!
- A zanim
to, zapraszamy wszystkich na konkurs piękności! – Czwórka marionetek
pojawiła się na poręczy statku Sindbada. – Wszyscy
aktorzy są proszeni o przyjście na salę sportową. Macie 5 minut!
Słuchanie całej czwórki mówiącej w jedności
było w pewien sposób niepokojące, ale nie zamierzałem się z nimi wykłócać,
wręcz przeciwnie, nie mogłem się doczekać pokazu od kiedy tylko został
zapowiedziany. Szkoda tylko że Sunny zepsuła wszystkim humor tą dawką
informacji.
Grupa
przeniosła się na salę sportową, gdzie czekał na nas wielki wybieg z czarnego
drewna. Pachniało drogimi perfumami, dało radę też wyczuć jakiś dziwny, znajomy
mi zapach, jednak nie byłem w stanie skojarzyć skąd go znałem. Thomas stanął
przy drzwiach i wziął latarki od kilku osób, z tego co powiedział to były one
potrzebne do jakiegoś specjalnego reflektora. Koło sceny stały rozstawione
barierki przeciwtłumowe. Tuż przy wejściu stała konsoleta z kolorowymi
przyciskami, stanął przy niej Herring po wcześniejszym zamontowaniu latarek w
jednym z urządzeń, kliknął coś i rażące białe światło rozświetliło wybieg, na
końcu którego widniała czarno-bordowa kurtyna. Raph wbiegł na salę ostatni,
wygląda na to że biegł tutaj.
- W
porządku, wszyscy już są. Zatem zaczynajmy, poproszę żeby wszystkie panie
poszły za mną. – Venice wolnym krokiem ruszyła za kurtynę. Dziewczyny nie
mając zbyt wiele do gadania postanowiły pójść za marionetką.
- Natomiast
ja proszę co najmniej czterech panów. – Koryfeus stał koło nas czekając na
ochotników.
- Okej
panowie, nie ukrywam że… nie chcę mi się. – Alvaro zaczął naszą debatę.
- Ja…
mogę… też… nie. – Wysapał marynarz.
- Potknąłem
się… wychodząc z… sali teatralnej.
- No
nieważne, ja też nie będę brał w tym udziału. Może zaczniemy od tych którzy
chcą wziąć udział… – Natychmiast podniosłem rękę, nie mogłem pozwolić by
ktoś odebrał mi szansę na wzięcie udziału w tym. – Oookej, to mamy całą jedną osobę.
- Sebastian
też może pójść. – Podniosłem jego rękę, była cięższa niż się spodziewałem,
ale udało mi się ją dźwignąć.
- Co?!
Nie, ja nie…
- Idziesz,
a potem musimy o czymś pogadać. – Puściłem mu oczko, chyba zrozumiał bo
ostatecznie skapitulował. Habber szturchnął Matthias’a i widocznie starał mu
się coś przekazać oczami. Szczęściarz westchnął i wyszedł przed szereg.
- Ja mogę
spróbować… ale pod jednym warunkiem. – Wail się uśmiechnął szeroko i spojrzał
na boksera. – Habber pójdzie ze mną.
– Ludzie spojrzeli w kierunku Goeson’a. Ten chwilę się zastanawiał, po czym
uśmiechnął.
- Zgoda!
- No
dobra, czyli mamy swoją czwórkę, raczej w to wątpię, ale czy ktoś jeszcze chce
się dołączyć? – Nikt się nie zgłosił na pytanie Bleslava, ich strata.
Venice
wyszła do nas idąc wybiegiem, stanęła na jego czubku:
- Dziewczyny
się przebierają, wszyscy którzy nie biorą udziału muszą zostać na widowni, po
ogłoszeniu wyników konkursu dziewczyn rozpoczniemy kategorie panów. Zaczynamy
za pięć minut. Zaczniemy od kategorii ubioru codziennego!
Tak jak powiedziała, nie więcej niż pięć minut
później na wybiegu pojawiła się Julia, nie była ubrana w swoje standardowe
ciuchy, miała na sobie piękną falowaną spódnicę do kolan. Lesbijka miała na
sobie również koszulkę, kształtem przypominającą tunikę, która miała wycięty
dekolt i odsłaniała pępek. Na koniec długie kozaki, a wszystko to w motyw
purpurowych gwiazd które mieniły się wśród świateł reflektorów. Mushial doszła
do końca sceny, musiałem przyznać że wybiegowy chód nie wychodził jej
najgorzej, a pozy którymi raczyła nas po drodze z pewnością nie były
amatorskie. W pewnym momencie wypięła się, sięgając dłońmi do swojego obuwia,
puściła widowni oczko, po czym wyciągnęła dwie zapalniczki. Niedbale odpaliła
obie, wytknęła zadziornie język, po czym rzuciła nimi na boki wybiegu. W
momencie, w którym zapalniczki spadały na podłogę, dotarło do mnie czym był ten
specyficzny zapach który dało się wyczuć wcześniej, benzyna. Kiedy zapalarki
zetknęły się z ziemią fale płomieni zaczęły tańczyć wzdłuż wybiegu, podpalaczka
stała wśród języków ognia strzelając kolejną pozę, po której zeskoczyła ze
sceny i stanęła koło nas napawając się zniszczeniem jakiego dokonała. Dało się usłyszeć
śmiechy niektórych, najbardziej rozbawionymi byli Charles, Bleslav i Matthias.
Inni bardziej zaczęli panikować, pozostali stali w szoku nie wiedząc co zrobić.
- PALI
SIĘ, GÓWNIARZE, LEĆCIE PO ODDZIAŁ STRAŻAKÓW! – Głos Koryfeusa przebił się
przez hałas, jaki wywołała widownia. Nie mogłem uwierzyć w to co się działo,
Julia naprawdę podpaliła scenę… Na dodatek planowała to od początku…
Zamaskowała zapach benzyny perfumami. – Wszyscy
aktorzy jazda mi stąd! Sytuacja wyjątkowa, ale obiecujemy że zajmiemy się tym
do półgodziny maks. A teraz WON!
Wszyscy
siedzieliśmy w salonie zastanawiając się co ze sobą zrobić. Nikt nie chciał
nawet konfrontować się z Julią, która w tym momencie dzieliła moment z Adą.
- Ada…
wybacz mi za to co stało się z Jake’iem, to była moja wina i chciałabym ci to
wynagrodzić, proszę nie odwracaj się ode mnie. Czy będziesz w stanie mi to
wybaczyć?
Kominiarz nie wiedziała co ze sobą zrobić,
siedziała w fotelu i wpatrywała się w lesbijkę. W pewnym momencie wstała i
przytuliła ją.
- Oczywiście
że ci wybaczę, nie musiałaś rujnować występu dla mnie, głupia.
- To nie
tak że uważałam to za mus, chciałam to zrobić bo pokazy są dla pizdeczek, a ty
jesteś ponadto. – Nie powiem, lekko mnie ukuła jej docinka…
- Czy ty
naprawdę musiałaś podpalać wybieg? – Trzymała się za głowę Sunny.
- A
wiesz, chciałam pokazać WSZYSTKIM że czuję się w obowiązku przeproszenia za
sytuację z Simon’em, ale to nie oznacza że jestem jakąś łatwą do manipulowania
laleczką. I lepiej zapamiętajcie to sobie, bo mam zamiar dalej być tą silną i
liczę na waszą współpracę w poszukiwaniu wyjścia stąd. Razem. – Musiałem
przyznać, miała odwagę wykonać tak ryzykowny ruch, a po wszystkim dalej się
zachowywać jak szefowa. Teraz zrozumiałem czemu Bleslav powierzył jej
przywództwo. Nie bała się ryzykować, ten pokaz sprzed kilku chwil miał nas
uświadomić jakim typem osoby jest Julia. Niesamowite o jak wiele bardziej
zrozumiałem jej spojrzenie na sprawę z Simon’em, a to tylko dzięki jednemu
aktowi piromani… Ale to nie zmienia faktu że przerwała pokaz mody, co mnie
bardzo smuciło.
- O ile
marionetki nie zamienią cię w warzywo, tak jak tu stoisz. – Zauważył
Matthew, był blady, widocznie niekontrolowany ogień mu nie służył.
- Nic mi
nie zrobią, wierzę w to co mówił mi Raph. – Objęła marynarza ramieniem.
- Ja… nie
sądziłem że ją podpalisz… myślałem że wyjdziesz z Adą na wybieg i zatańczycie
czy zaśpiewacie czy coś… – Westchnął. – A
ty zamiast tego zajęłaś scenę ogniem…
- No to
miejmy nadzieję że nic ci się nie stanie. – Powiedział
sarkastycznie Charles z drugiego końca pokoju. – Ale muszę przyznać że tak jest nawet zabawniej!
- Ahm…
Julia, marionetki cię proszą pod drzwi do sportowej… tylko szybko. – Habber
podszedł do niej i wskazał drzwi.
- Życzcie
mi szczęścia. – Ukłoniła się i wyszła… A za nią poszliśmy wszyscy. – Nie musicie za mną iść.
- Chcemy
wiedzieć co ci zrobią. – Mówił wyraźnie uradowany analityk.
- W razie
czego ci pomożemy. – Dodał Sebastian, nie rozumiem
czemu tak mu pasowało niszczenie wybiegu, ale widocznie liczył że konkurs
zostanie przerwany…
Szliśmy długim korytarzem, aż do drzwi do sali
gimnastycznej, Mushial zapukała, wychylił się Koryfeus, widać na nim było kilka
ciemniejszych plam, przez szparę w drzwiach widać było jeszcze szalejące płomienie
i oddział specjalnych marionetek strażaków usilnie próbujących zaradzić
żywiołowi.
- No
ładnie, Panno Mushial, nie spodziewaliśmy się TAKIEGO występu! Chyba to
zrozumiałe że czeka na panią kara.
- Jasne,
jasne. Jestem gotowa i tak już przekazałam swoją wiadomość.
- W
porządku… tylko że… my naprawdę nie spodziewaliśmy się takiego obrotu spraw…
dlatego karą musimy zająć się na poczekaniu… Już wiem! Zostaje pani
zdyskwalifikowana z konkursu piękności!
- To…
wszystko? – Zdziwiona Lesbijka uniosła brwi.
- Wszystko,
nie możemy Panią ukarać w pełnym wymiarze, jako że nie złamała pani żadnej kary
z regulaminu…
- KORYFEUS
DO CHOLERY! RUSZAJ TEN SĘKATY ŁEB I POMÓŻ! – Głos Venice przebił się przez
syrenę strażacką.
- No więc
w skrócie, Mushial już nie bierze udziału w konkursie, tyle. Nowe zasady, bla
bla bla. Wznowimy konkurs za jakieś pół godziny.
- A mogę
go dalej oglądać? – Julia wydawała się już zupełnie wyluzować.
- Nie
widzę problemu.
- KORYFEUS!
SUKIENKA MI SIĘ PALI! – Koryfeus spojrzał w głąb sali w której stał, chwilę
coś rejestrował po czym:
- AAAAAAAAAAAAAAAA!
Pół godziny, zawołamy was. – Z tymi słowami zamknął nam drzwi.
Julia
oparła się o ścianę po czym zjechała na podłogę. Brała głębokie oddechy,
widocznie bardzo bała się kary, ale nie dawała po sobie tego poznać. Ada
usiadła koło niej i przytuliła ją. Wróciliśmy się do salonu, gdzie niektórzy do
teraz przeżywali sytuację, sam gdybym tego nie widział na własne oczy, nie
uwierzyłbym. Dziewczyny dołączyły do reszty chwilę później.
Następne pół godziny spędziliśmy na żywym
obgadywaniu, jakoś nikt nie wydawał się być zaszokowany akcjami Mushial, choć
ogień przeraził kilka osób, zwłaszcza Thomasa z jakiegoś powodu, to każdy
chciał zamienić słowo w tej żywej debacie. Nawet Sunny wydawała się być
bardziej wyrozumiała dla Julii. Lesbijka tym aktem pokazała nam jak bardzo
zdeterminowana była walczyć o wyjście z tego kurortu. To dało nam wszystkim
jakiś nowy promyk, nie, płomień nadziei.
Po
jakimś czasie przyszły do nas małe marionetki i ogłosiły że pora wrócić do
konkursu, przypomniały że Julia nie może już w nim brać udziału, co nie ruszyło
jej nawet odrobinę.
- W
skutek obrażeń których doznali Pan Koryfeus i Madame Venice, to my zostajemy
waszymi gospodarzami na czas nieokreślony. Dodatkowo, dodaliśmy zasadę której
nie wolno złamać czyli zakaz podpalania pomieszczeń i przedmiotów w kurorcie.
Wymieniliśmy zniszczone deski parkietu i wybiegu więc możecie bez obaw po nich
chodzić. Liczymy że będziecie się dobrze bawić. Żeby zaoszczędzić wam czasu,
przejdziemy od razu do kategorii strojów kąpielowych, to samo z Panami.
Zaczynajmy!
Dziewczyny, już bez Julii, raz kolejny zniknęły
za kurtyną, chwilę później na deskach pojawiła się Sunny. Miała na sobie żółty
strój kąpielowy z jasno-brązowymi łatami. Szła pewna siebie, to dobrze, lepiej
się w ten sposób prezentowała. Zrobiła kilka obrotów, jakąś pozę i zaczęła iść
w kierunku czubka sceny. Jej piersi podskakiwały w rytm muzyki, co tylko
bardziej hipnotyzowało pokaz. Męska część widowni żywo reagowała na występ
Sunny, nie dziwiłem im się, świetnie sobie radziła na wybiegu… W pewnym
momencie zauważyłem pewien przedmiot który trzymała Julia, była to tabliczka z
czerwonym napisem „Chuj ci w dupę Sunny”, pod którym dopisane było czarnym
markerem „Ale 8/10 jesteś”. Dziennikarka widząc transparent, przestała się
uśmiechać, pokazała trzymającej środkowy palec i ruszyła w kierunku kurtyny.
Jako
następna wyszła Yukino, widownia ucichła, nic dziwnego. Wszyscy kwestionowali
czy wiwatowanie do typu ciała jakie miała fujoshi było w ogóle legalne… Ta
jednak nie przejmowała się brakiem skandowania, wyglądało jakby dobrze się
bawiła i bez tego.
Ostatnia
wyszła Ada, rozmiar jej… walorów zaskoczył wiele osób. Że też chowała takie
piersi pod uniformem kominiarza… Najgłośniej krzyczała Julia, która obróciła
wcześniej trzymany znak na drugą stronę na której widniał napis „Dajesz
Adzia!”. Musiałem przyznać, że wyglądało to całkiem uroczo. Wszystko szło
dobrze w prezentacji Deresad, z wyjątkiem tego że nie robiła nic, szła sztywno
i szybko tylko po to by się raz obrócić i zacząć iść do kurtyny, dało się
zauważyć że była czerwona jak burak. Podczas powrotu potknęła się i runęła jak
długa na ziemię. Nie mam pojęcia jak działały jej procesy myślowe, ale zamiast
wstać jak normalny człowiek, postanowiła doczołgać się resztę wybiegu… Tym
akcentem zakończyliśmy część damską konkursu.
Część
męska miała działać na innych zasadach, zamiast wychodzić pojedynczo, mieliśmy
wyjść gęsiego i w ruchu zaprezentować się, wykonać jedną pozę będąc na czubku i
ustawić się przy kurtynie, zwycięzca miał zostać wybrany od razu. Weszliśmy do
szatni i podczas przebierania zauważyłem okropnie wyglądające blizny na
plecach Matthias’a, zapytałem o nie, a odpowiedzi udzielił mi Habber,
wytłumaczył mi pokrótce czemu szczęściarz tak traktował swoje ciało.
- Nie
powinieneś tak robić, ciało nie jest temu winne. A coś takiego jak szczęście
które sprowadza pecha nie istnieje, to wszystko zaplanował dla ciebie Pan.
- Dzięki
Anton, ale już postanowiłem że takie katowanie siebie nie pomaga, a blizny będą
mi o tym przypominać. Skupmy się teraz na tym całym pokazie… Czemu tu są same
slipki do kąpieli?
-
Marionetki już mówiły, przeszliśmy od razu do kategorii strojów kąpielowych… – Bastian wyglądał na smutnego, nie rozumiałem go, jego lekki brzuszek
i liczne owłosienie dodawało mu charakteru i te umięśnione kończyny tylko to
podkreślały.
Wyszliśmy
na wybieg, każdy z nas wykonał wcześniej omówioną pozę i stanęliśmy w rzędzie
przy kurtynie. Nadeszła chwila na którą czekałem, już wcześniej omówiliśmy na
kogo będziemy głosować, żeby tej osobie zrobić niespodziankę.
- Akhem,
a więc najpierw zaprośmy dziewczynę która zwyciężyła, werble proszę… To Sunny
Whatever! – Dziennikarka wyszła na scenę, już ubrana w
swoje zwyczajne ubrania, wzięła do rąk niewielki puchar i bukiet kwiatów. – Następnie, w kategorii męskiej zwycięża…
Matthias Wail! Gratulacje. – Szczęściarz wyszedł przed szereg zdziwiony,
stanął koło Sunny i odebrał swoje nagrody. – Jeszcze pamiątkowe zdjęcie. – Matthias stał wyprostowany do
zdjęcia, jednak Sunny złapała go za głowę i wcisnęła w swoje piersi śmiejąc się
głośno. Ostatecznie zdjęcie skończyło się z Wail’em prawie niewidocznym i Sunny
z zamkniętymi oczami.
Po
tym jak się przebraliśmy, zaczęliśmy się kierować w stronę wyjścia, jednak
Matthew stojący na scenie przerwał nam.
- No
więc… chciałbym ogłosić że… chciałbym zrobić niedługo Standup, tak dla
rozluźnienia. Planuję go zrobić za około 3 dni… liczę na wasze przybycie… To
wszystko. – Standuper zszedł z wybiegu i podszedł do reżysera, ten go
klepnął i razem wyszli z sali.
Każda drużyna rozeszła się do swoich pokojów.
Raph i Matthew zeszli już do piwnicy niedźwiedzia, ja jednak poczekałem na
niego na górze, upewniając się przedtem że drzwi na dół były zamknięte. Czekała
mnie dzisiaj jeszcze ta jedna trudna rozmowa, ale zdecydowałem…
W końcu do pokoju wszedł Cop.
- Oh,
hej, jeszcze nie śpisz? – Zapytał podchodząc bliżej.
- Jeszcze
nie. Sebastian, czy mógłbyś… usiąść koło mnie? – Przyklepałem miejsce na jego
łóżku.
- Jasne…
co jest? Dostałeś książkę którą ci zostawiłem?
- Dostałem,
bardzo ci dziękuję, już z niej zacząłem dzisiaj korzystać, ale chciałbym wrócić
do naszej rozmowy z poranka.
- Zdecydowałeś?
– Ożywił się.
- Tak i
moja odpowiedź będzie zależała od twojej odpowiedzi na moje następne pytanie.
- Tylko
żadnych zagadek matematycznych.
- Nie, to
nie będzie zadanie matematyczne… Powiedz mi, czemu mówiłeś że nie masz już
wiele czasu.
- Naprawdę
chcesz wiedzieć? – Jego ton głosu się zmienił, wydawał się być śmiertelnie
poważny, dobrze, nie uznałbym inaczej wypowiedzianej odpowiedzi.
- Chcę.
– Sebastian głośno westchnął, położył się na łóżku i zamknął oczy.
- Anton,
ja… z każdym dniem po trochu tracę wzrok. Nie wiem czy jest to wyleczalne, w
tym momencie prawdopodobnie nie. Możliwe że pewnego dnia stracę go kompletnie…
Boję się… samotności w ciemnościach. Nie chcę tego, dlatego kiedy tylko
poczułem do ciebie coś więcej… zapytałem cię. Chcę żeby moje ostatnie chwilę widział
z kimś kogo kocham. Chcę żeby moim ostatnim widokiem, którym zapamiętam na całą
wieczność, byłbyś ty… uśmiechający się, w moich ramionach. Dlatego chciałem
przyśpieszyć ten związek, żebyśmy spędzili ze sobą jak najwięcej czasu razem.
Przepraszam jeśli cię zraniłem, albo twoje uczucia religijne… ale za wszelką
cenę… nie chcę cię stracić nawet jeśli mielibyśmy zostać zaledwie przyjaciółmi. – Łzy zaczęły ściekać po jego policzkach, widziałem jak krople znikały
wsiąkając w jego włosy… Westchnąłem, położyłem się obok niego i przytuliłem go,
przyciskając go do swojej piersi. Sebastian obrócił się i objął mnie. – Więc… zdecydowałeś?
- Zdecydowałem.
– Bastian wstał do siadu prostego. Patrzał się przed siebie, oczekując
odpowiedzi. Nie mogłem go dłużej trzymać
w niepewności. – Dziękuję że tak wysoko
cenisz moją przyjaźń, ale nie musisz się o nią martwić, nie opuszczę cię.
Bądźmy razem, Bastian, na dobre i na złe, razem. Jako para. – Uklęknąłem na
łóżku, niedźwiedź spojrzał w moją stronę, łzy leciały mu teraz mocniej. – Kocham cię. – Odsunąłem kawałek mojej
maski i nachyliłem się do pocałunku, po chwili nasze usta zetknęły się. Czas
się zatrzymał, jedyną rzeczą jaką słyszałem w tym momencie było bicie naszych
serc. Poczułem ciepło jego języka, jego zapach zawracał mi w głowie. Naprawdę
go kocham, Panie, wybacz mi, ale wierzę że człowiek który stoi tu przede mną
nie jest grzesznikiem, tylko zbłąkaną duszą, która potrzebuje opieki.
Odsunęliśmy się, tylko po to by po chwili znów mocno się uścisnąć w swoich
objęciach, położyliśmy się na łóżku i leżeliśmy tak wtuleni w siebie, co jakiś
czas całując namiętnie. Nie mówiliśmy kompletnie nic, cieszyliśmy się sami
sobą. I tak aż do samego świtu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz