Cast

Cast
Art by CoolHiggs

Chapter 15: Beauty Warriors (Anton Borsch)




           Obudziłem się w objęciach drugiej osoby. Ciepło było wyjątkowo kojące, czułem się jak za dzieciaka, kiedy to zasypiałem w uścisku mojej matki, kiedy ta czytała mi przy kominku.
- Ma… ? – Coś do mnie dotarło… Mamy już nie było, nie było jej od dawna. Więc od kogo emanowała ta kojąca aura? Otworzyłem oczy. 
            Beztrosko drzemał koło mnie Sebastian, zabawne jak zawsze wydaje się być spięty, ale kiedy zasypia naprawdę wygląda jakby nie miał najmniejszych zmartwień. Podniosłem się delikatnie, żeby go nie obudzić, wziąłem telefon do ręki i spojrzałem na godzinę. Było południe, spaliśmy tylko 5 godzin, ponieważ mieliśmy nocny dyżur, ale nie czułem się niewyspany, wręcz przeciwnie, nie mógłbym już dłużej spać. Z tego co usłyszałem przez cienkie materiałowe ściany namiotu, marynarz i standuper mieli podobnie. Spojrzałem na dalej śpiącego niedźwiedzia, miał na sobie swoją maskę bez dolnej części. Zawsze ją zakładał kiedy byliśmy we dwoje… załatwił mi również namiot żeby było wygodniej w jego „piwnicy”, miło z jego strony, ale nie uważałem żeby było to fair wobec pozostałych z naszej grupy, im natomiast to nie przeszkadzało. 
- Bastian? Obudź się. – Potrząsnąłem wielkoludem. – Bastian! 
- Hmm? – Mruknął i obrócił się na drugi bok.
- Jest południe, niektórzy już pewnie ćwiczą na sali teatralnej, rusz się.
- Nie rozumiem czemu ci tak zależy na przedstawieniu. Nie jest jakieś specjalnie pomocne. – Cop zaczął powoli się podnosić.
- Już ci mówiłem, byłem bezużyteczny podczas śledztwa i procesu. Chcę się bardziej przydać grupie, jeśli będę wkładał wszystko w nawet tak nieznaczące rzeczy jak przedstawienie, to chociaż innym poprawię humor albo zmotywuję ich do współpracy.
- Mhmm… – Znowu nie słuchał, potrafił być bardzo upierdliwy z rana. – No dobra, ale zanim wyjdziemy, pójdziesz ze mną nad jeziorko?
- Oh? W porządku. – O co mogłoby mu chodzić? Z tą myślą wygramoliłem się z namiotu. – Dzień dobry Raph, Matthew!
- Dzień dobry! – Równie entuzjastycznie odpowiedział mi marynarz.
- Dobry… – Już z mniejszym zapałem odezwał się Tailorwich.
            Nasza grupka stworzyła coś w rodzaju małego obozu w pokoju Sebastiana. Ja z właścicielem pokoju spaliśmy w namiocie natomiast nasi koledzy w śpiworach, na środku stało niewielkie ognisko, które teraz zaledwie dogorywało. 
- Jak wam się spało? – Musiałem ich trochę pociągnąć za języki, zwykle nie było problemu gadać z marynarzem, ale od wczoraj wydawał się być czymś zamyślony.
- Całkiem nieźle, muszę przyznać że taka leśna sceneria działa na mnie niesamowicie. Ale to może dlatego że dawno nie doświadczyłem takiego środowiska? – Matthew się rozgadał, to dobrze, zawsze był lekko ponury, ale może piwnica Sebastiana naprawdę mu pomagała? Za to brak reakcji od marynarza mnie zaskoczył.
- Jakoś ostatnio nie mogę spać. – Przyjrzałem się Doce, miał przekrwione oczy, chyba naprawdę nie zmrużył oka cały poranek.
- Koszmary? – Ja również nie przepadałem za bezsennymi nocami, nie miewałem ich często, ale kiedy już się zdarzały, uderzały w najczulsze punkty. – Może pogadaj z Yukino? Sny są chyba związane z psychologią…
- Wydaje mi się że, to przez niedobór okrętowego klimatu… – Załamał się Raph.
- To marionetki chyba ratują ci tyłek. – Matthew klikał coś na swoim telefonie, po chwili obrócił go w naszą stronę. – Spójrzcie, to od Alvaro.
Na zdjęciu było widać scenę teatralną, jednak nie to przykuło naszą uwagę. Zajmując coś koło 1/3 sceny piętrzył się model statku, drewniany okręcik z wiosłami, masztem i białą flagą ze złotym ptakiem. Marynarz szeroko otworzył oczy.
- Co to jest?! – Raph zaczął się ślinić.
- Alvaro pisał że to tak stoi od rana, ma pomóc w próbach i niby posiada jakąś ciekawą funkcję. – Standuper schował urządzenie do kieszeni. – Możemy się zbierać?
- Ah, dajcie mi i Sebastianowi jeszcze chwilkę, chciał ze mną o czymś pogadać. – Spojrzeli po sobie po czym wzruszyli ramionami. Złożyłem dłonie w podzięce i ruszyłem w kierunku niewielkiego zbiornika wodnego który miał imitować jeziorko. Piwnica Bastiana naprawdę była ogromna, w przeciwieństwie do mojej, ale nic dziwnego, duży człowiek to i jego terytorium wielkie.
            Mimo wszystko, to wciąż był zamknięty obszar i marionetki się z tym nie kryły, kiedy się dochodziło do końca pomieszczenia widać było ściany takie same jak w pokoju powyżej. Bajorko nie było wielkie, w zasięgu wzroku znajdował się drugi brzeg, a woda prawdopodobnie w najgłębszym punkcie sięgała do kolan, mimo to ciemno-zielonkawy odcień dawał poczucie że można by się było utopić w tym tajemniczym akwenie. Rośliny porastające brzegi i chłód bijący od strony wód nadawał niesamowitego klimatu. Nie mogąc wytrzymać dalszego czekania, postanowiłem uklęknąć i pomodlić się. Przeżegnałem się i złożyłem ręce do modlitwy:
- Panie, gdziekolwiek teraz jestem, racz wysłuchać mych próśb i spraw by moim siostrom nic złego nie stanęło na drodze. Aby dusza mojej matki, oraz zmarłych w tym kurorcie, w spokoju mogła obcować w królestwie niebieskim… I niech nikomu z kim dzielę los, nie stanie się krzywda, zwłaszcza… – Nie mogę tego powiedzieć, to… nie jest zgodne z naukami kościoła, o czym ja myślę? – Bo wola twoja i siła nie zna granic, Amen.
- Już mogę? – Sebastian stał tuż za mną. Ile on tak stał?
- Pewnie, nie przejmuj się, to nie tak że jakbym cię zobaczył to musiałbym zaczynać od początku.
- Wolę się w to nie mieszać. – Bastian mówił mi że nie jest osobą wierzącą, a przynajmniej już nią nie jest. Ciekawiło mnie co go spotkało że odszedł od nauk, ale to nie było w porządku tak po prostu go wypytywać. – Toooo… jak ci się spało?
- O tym chciałeś ze mną pogadać? Wiesz, mogłeś o to zapytać przy wszystkich. Gadaj, o czym chciałeś rozmawiać. – Zauważyłem, że policzki zaczęły mu się czerwienić.
- No więc… An… bo ja… uhm… bardzo… Bo my…
- Bastian, strasznie się plączesz, po kolei. – Złapałem go za ręce, strasznie się trzęsły i były spocone. Wziął parę wdechów:
- Dziwnie o tym mówić kiedy już spaliśmy razem w namiocie, ale pozostawianie tego w sferze domyśleń jest strasznie mącące. Dlatego chcę ci powiedzieć… że ja… bardzo cię… lubię. I chciałbym wiedzieć jak TY się z tym czujesz. – Nie wiedziałem co powiedzieć, lubiłem Sebastiana i czułem się przy nim dobrze, ale… czy to było w porządku? Chwilę temu miałem rozmowę z Panem, a teraz miałbym tak po prostu odpuścić nauki i rzucić się w ramiona mężczyzny? Kościół nie pozwalał mi na takie zachowania, to nie było… – Anton?
- Ja… też cię lubię…
- Ah, to świetnie! Wiesz, to wszystko się zaczęło od robienia Chestera i Yukino w balona, ale z  czasem naprawdę zacząłem cię postrzegać inaczej. No i… 
- … ale nie wiem czy jestem… na to gotowy. – Sebastian zamarł w bezruchu, patrzył się na mnie przez dziurki swojej maski, oczekiwał odpowiedzi. – Zrozum, dla mnie to może być coś, co łamałoby jedną z podstawowych zasad według których żyłem. Jeśli to cię usatysfakcjonuje, to ja również czuję do ciebie coś więcej, ale na ten moment nie jestem w stanie odpowiedzieć ci czy pragnąłbym wyłamać się od mojego postrzegania świata dla ciebie.
- Czy to… dlatego że te moje wyznanie zabrzmiało jak dzieciaka z podstawówki?
- Co? Nie! Absolutnie nie, proszę cię Bastian, poczekaj na moją szczerą odpowiedź, ale teraz… nie wiem co zrobić z tym całym wirem uczuć, który szaleje we mnie. Nie odrzucam cię, proszę o więcej czasu. To wszystko.
- Rozumiem, nie będę na ciebie naciskał, bo naprawdę cię kocham, ale chyba przyznasz że było nam dobrze, wtulonym do siebie w namiocie. – Niedźwiedź objął mnie ramieniem, razem patrzyliśmy się na nieodległy brzeg jeziorka.
- Było… przyjemnie…
- A może… to cię do mnie przekona… – Złapał mnie za podbródek, obrócił twarzą do niego i zaczął się nachylać.
Przełknąłem ślinę, wiedziałem co chciał zrobić, z jednej strony nie chciałem tego, widmo mojej matki i jej reakcja na to co miałoby się zaraz wydarzyć… ale z drugiej strony, Sebastian, wspólne życie, nie mogłem się oprzeć tej wizji mojej przyszłości, on jak trucizna zaczął wżerać się w mój mózg, przejmując całe ciało. Wydawało mi się że cały świat zamarł w bezruchu, ciszę leśnego terenu przerywało jedynie bicie mojego serca. Zamknąłem oczy, odchyliłem głowę do góry i…
- Ej, ludzie! Długo jeszcze chcecie tam gadać? No chodźcie juuuuuuuż. Chcę zobaczyć ten statek. – Głos Raph’a przerwał ciszę, magia tej jednej chwili wyparowała natychmiastowo. Spojrzałem na Sebastiana, wyglądał na trochę zirytowanego, zarumieniłem się i odsunąłem od niego.
- Ekhm, tak więc… może… może już chodźmy. – Mówiąc to ciągnąłem go lekko za rękaw.
-… Chodźmy. – Odburknął.
            Wróciliśmy do naszego prowizorycznego obozu, gdzie Raph już nie mógł siedzieć w spokoju, dla kontrastu Matthew nie wydawał się być zainteresowany wizją nowego obiektu na scenie.
- Naprawdę tak się jarasz jakąś łajbą na scenie? – Zapytał pijąc wodę z butelki.
- Nic nie poradzę, już na długo zanim tutaj trafiliśmy nie byłem na żadnym statku. Chcę jak najszybciej wejść na jego pokład, nawet jeśli jest makietą na deskach teatru.
- Nikt cię nie trzyma, jak chcesz to leć. – Machnął ręką standuper.
- Nie wiem czy to w porządku… – Spojrzał się na nas, faktycznie marynarz pytał nas o pozwolenie na wychodzenie, mówił że nie chciał wychodzić na podejrzanego gościa… Chyba naprawdę chciał z nami wszystkimi współpracować.
- Ja nie mam z tym problemu. – Podniosłem rękę uśmiechając się.
- Ja też nie. Idź przodem, dogonimy cię później.
- W porządku, dziękuję! – Z tymi słowami zniknął w gęstwinach lasu.
- Aż ciężko uwierzyć że był wplątany w zabójstwo Simon’a. – Matthew wstał z ziemi.
- Tak, ale nie powinniśmy o tym fakcie zapominać, po to w ogóle powstały te podziały na grupy. – Sebastian wyciągnął swój płaszcz z namiotu.
- Ale, widać że stara się odzyskać zaufanie, nie tylko za siebie, za wszystkich z tej całej „Loży”. Myślę że naprawdę żałuje tego co zrobił…
- An, nie przesadzaj z zaufaniem do wszystkich, widzisz jak się to wcześniej skończyło.
- Wiem. Wszyscy gotowi? Możemy iść?
            Jednogłośnie się zgodziliśmy że to pora wyjść. Weszliśmy schodami do normalnego pokoju Sebastiana, po czym wyszliśmy na korytarz. Wszyscy włączyliśmy latarki, w tym samym momencie Matthew wrzasnął.
- Gahahaha. Jeny, Matt, nie sądziłem że potrafisz takie wysokie dźwięki wydawać. Hahaha. – Alvaro zaszedł standupera od tyłu.
- Kretynie! Nie zakradaj się tak na ludzi. – Tailorwich sprzedał reżyserowi kuksańca, ten jednak nie mógł się powstrzymać od śmiechu.
- A co tu robisz, Cup? – Sebastian skierował latarkę w kierunku pytanego.
- Uznałem że wpadnę po kolegę. – Mówiąc to wskazał Matthew.
- Bo wiesz, nie lubię nieproszonych gości, o takich można myśleć że myszkują. – Niedźwiedź stał nachylając się nad reżyserem. – A wydajesz się strasznie dużo czepiać Tailorwich’a, może byś dał mu trochę odpoczynku, co?
- To chyba nie twoja sprawa z kim się zadaję, swoją drogą, sam również mógłbyś zejść z Antona. – Reżyser wyszczerzył teatralnie uśmiech.
- Słuchaj, ty… – Bastian nie wytrzymał i złapał Cup’a za kołnierz. Nie rozumiem czemu tak naskoczyli na siebie, ale nie miałem teraz czasu na rozmyślenia. Ktoś widocznie myślał tak samo jak ja.
- Puść go, Sebastian.
- Odpuść, Alvaro.
Ja i Matthew rozdzieliliśmy ich stając między nimi. Spojrzeliśmy po sobie i kontynuowaliśmy uspokajanie. Trwało to dobrą minutę…
- My… chyba pójdziemy. – Zwrócił się do nas Matthew, trzymając reżysera za maskę. Zaczął iść w kierunku schodów.
- Matt, no weź, jak zerwiesz mi maskę to będzie bolało jak cholera. Matt? Matt! – Po chwili głos Alvaro zanikł w oddali.
- D-dzięki, wiesz ja… – Bastian próbował się wytłumaczyć ale nie miałem teraz ochoty go słuchać.
- Zamknij się, idziemy do kaplicy. Teraz.
            Minuty później siedzieliśmy na jednej kościelnej ławce. Pomieszczenie wyglądałoby wyjątkowo przerażająco dla kogoś innego, ale dla mnie ledwo możliwe do odróżnienia kształty świeczników i figur uważałem za atut tego miejsca. Miało się wrażenie że ktoś tu zawsze jest i jest gotów cię wysłuchać.
- No dobra, co to miało być? – Zacząłem rozmowę po krótkiej ciszy.
- No więc ja… nie chciałem żeby Alvaro się kręcił tak wkoło Matthew… – Bastian schował ręce w kieszeniach futra, nic dziwnego, było tu całkiem zimno.
- Czemu?
- Słuchaj, to nie ja zacz…
- Czemu? – Zawsze kiedy coś zbroiłem, matka mówiła do mnie takim właśnie tonem. Za dzieciaka się go bałem, ale teraz rozumiem że jest niesamowitą bronią przy wyciąganiu informacji. – Ty zacząłeś i chcę znać twój powód.
- Mam pewien plan wobec Tailorwich’a, ale nie mogę ci go teraz zdradzić. Nie teraz, jeszcze dużo pracy przede mną a czasu nie wiele. Już odpuść, zrozumiałem, nie będę już tak robił.
- I naprawdę ten twój wyskok teraz nie był związany z tym co ci rano powiedziałem? – Chciałem się upewnić, gdyby tak się zachowywał tylko dlatego że chciałem trochę czasu… to naprawdę nie wiem czy powinienem się z nim zadawać. – Nie można naskakiwać tak na ludzi.
- Okej, okej. Rozumiem, przeproszę go później… może. 
- Chyba się przesłyszałem. – Włożyłem rękę do kieszeni jego płaszcza, złapałem go za dłoń i ścisnąłem mocno. 
- Przeproszę go później.
- I właśnie to chciałem usłyszeć. Ale… co ty kombinujesz Bastian?
- Mówiłem że nie mogę powiedzieć… – Spojrzałem mu prosto w oczy, uśmiechnął się do mnie, ale nie czułem ciepła od tego uśmiechu, bardziej czułem chęć odepchnięcia mnie od tematu.
- W porządku… ufam ci… – Westchnąłem i wstałem z ławki.
- Jesteś zły? Słuchaj, wszystko się ułoży, obiecuję. An? Tylko zjedz coś bo potem mamy próbę…
            Wyszedłem z kościoła nie odpowiadając mu. Nie mogłem się przełamać do dalszego drążenia tematu, ale nie dawało mi to też spokoju… Może… naprawdę powinienem mu zaufać w tej kwestii? Miałem tylko nadzieję, że nikomu się nic nie stanie… Skierowałem się do restauracji, gdzie jak zwykle wirujące aromaty kusiły do spożywania. Wziąłem z okienka pierwsze lepsze jedzenie, po czym postanowiłem zasiąść do stołu przy którym już rozmawiali Ada, Habber i Matthias.
- No dalej Matthias, musisz wziąć udział w tym konkursie piękności. – Przekonywała szczęściarza Deresad.
- Nie wydaje mi się żeby to był dobry pomysł, Ada. – Wail wbijał widelec w coś na talerzu.
- Ona ma rację, nawet mogę z tobą potrenować przed pokazem żebyś lepiej wypadł! – Bokser złapał Matthiasa za ramiona i zaczął nim potrząsać. 
- P-przestań krzyczeć… I nie mam ochoty na zabawę w pokaz mody.
- No weeeeź. – Oboje zrezygnowani wisieli teraz na ramionach szczęściarza.
- Właściwie… – Przybliżyłem się do twarzy Wail’a. – Masz całkiem ładne rysy twarzy, przez maskę widzę że masz też gęste rzęsy, szmaragdowo-zielone oczy i na dodatek jesteś szczupły. Włosy masz krótkie ale gęste i po samym dotyku myślę, że łatwo można by nimi operować. Jeśli miałbym spojrzeć na ciebie profesjonalnym okiem, to wyglądasz nienajgorzej, masz kilka asów których nie powstydziliby się niektórzy modele. – Cała trójka spojrzała się na mnie. – P-powiedziałem coś głupiego?
- Nie… po prostu, nie spodziewaliśmy się że dostaniemy fachowe spojrzenie od ciebie. – Zaczął Habber.
- No… jestem modelem, potrafię opisać walory czyjejś urody, ale nie ukrywam że maski mi w tym trochę przeszkadzają. Nie mam pojęcia czemu się tak wzbraniasz przed wzięciem udziału w pokazie, Matthias.
- No dobra… – Szczęściarz odchylił się na krześle.
- Co? To znaczy tak? – Ada się rozpromieniła. – Weźmiesz udział?
- Wezmę udział w pokazie. – Matthias się uśmiechnął. – Nie mogę się kłócić w nieskończoność, a robiliście się nieznośni, oboje. A jak jeszcze perfekcyjny model mi mówi że bym pasował na wybieg… to nie wiem jak miałbym się obronić…
- Ah, dzięki za pomoc, Anton. – Ada złapała mnie za rękę. Miała małe, ale bardzo ciepłe dłonie, kiedy mnie puściła szybko odczułem ich brak.
- N-nie ma sprawy. – Zarumieniłem się lekko. Cieszyłem się, że mogłem komuś pomóc, nienawidziłem się za to że nie byłem w stanie nic zrobić podczas procesu, nie miałem takich zdolności dedukcyjnych jak Matthew czy Adalbert, ani nie znalazłem żadnej ważnej wskazówki podczas śledztwa… Muszę nadrabiać swoją użytecznością właśnie w takich momentach… – Ah, swoją drogą, Sebastian mówił że dzisiaj próba o 16.
- A właściwie to gdzie on teraz jest? – Habber powiedział między kolejnymi łykami herbaty.
- Chyba… informuje o tym ludzi. – Sam nie wiedziałem co właściwe teraz robi, ale nie chciałem zostawiać ich w niepewności.
- A widziałeś Raph’a? – Ada spojrzała na mnie raz jeszcze.
- Chciał jak najszybciej zobaczyć makietę statku. Chyba znajdziesz go w sali teatralnej.
            Skończyliśmy jeść po czym każdy poszedł w swoją stronę, miałem jeszcze sporo czasu do próby więc postanowiłem pójść do swojego pokoju. Pod drzwiami leżał jakiś przedmiot, sięgnąłem po niego. Okazała się nim książka, encyklopedia o wszelakich ranach i urazach. Obok książki leżał niewielki liścik napisany koślawymi literkami.

„Mówiłeś rano, że czułeś się nie dobrze z tym, że nie mogłeś nic zrobić podczas śledztwa czy procesu. Znalazłem tę książkę w archiwum i pomyślałem że może mógłbyś pomóc badając jakieś ewentualne ciało. Oczywiście, pracujmy żeby do tego nie doszło, ale w razie wypadku, bądź naszym koronerem.
                                                                                                            Sebastian”

Zaskoczył mnie, myślałem że mnie nie słuchał, a na dodatek zdążył znaleźć jakieś rozwiązanie na mój problem. Niesamowity z niego facet. No dobra Anton,  pora na nowy rozdział w twoim życiu, sytuacja tego wymaga! Nie osiągnę poziomu Simon’a ale jestem gotów spróbować się w badaniu różnych ran… zresztą nie muszę dokładnie określać wszystkiego, jako że marionetki nam podają powód śmierci. Zacznę od razu.
            Wziąłem książkę pod pachę i skierowałem się z nią do pokoju relaksacyjnego, bardzo chciałem go zobaczyć, a czytanie było idealną wymówką by w końcu go odwiedzić. Wszedłem schodami na górę, a następnie wyszedłem na korytarz, poszedłem wzdłuż ściany w prawo, aż w końcu znalazłem pokój który mnie interesował. Wszedłem do środka i rozejrzałem się świecąc sobie latarką, nikogo nie było. To chyba dobrze, chociaż nie pogardziłbym towarzystwem. Sięgnąłem po włącznik światła, łudziłem się trochę że nie będę musiał się już wspierać latarką.
Kiedy tylko pstryknąłem włącznik, poczułem jak deszcz spada na moją skórę, szybko schowałem książkę pod marynarkę, a następnie wyłączyłem zraszanie. Zauważyłem niewielki stojak z parasolami, wyjąłem jeden i otworzyłem. 
- Mam nadzieję, że nie będę miał po tym pecha… – Mówiąc to włączyłem raz jeszcze deszcz i usiadłem na wcześniej wybranym leżaku. Otworzyłem książkę i zacząłem czytać.
Książka była pełna opisów przeróżnych ran, od cięć do poparzeń. Wielu słów nie rozumiałem, ale postanowiłem je zaznaczać a następnie wyszukiwać dane wyrazy w słownikach… a może zapytałbym Charlesa? On mógłby być wstanie mi je wytłumaczyć ale… nie wiem czy chciałbym z nim gadać, jest dziwny. Kontynuowałem czytanie aż w pewnym momencie odpłynąłem w objęcia morfeusza.
            Obudziły mnie wibracje mojego telefonu, na wpół śpiący poderwałem się do siadu prostego, uniosłem komórkę i nacisnąłem zieloną słuchawkę.
- Hal- Halo? O co chodzi?
- No gdzie ty jesteś? – Casper brzmiał na bardzo zaniepokojonego. 
- W pokoju do relaksu, chyba mi się przysnęło…
- Chodź na próbę, wszyscy już są.
- Ah, uhm… Zaraz przyjdę tylko coś odstawię do pokoju.
            Zerwałem się z leżaka i wybiegłem z pomieszczenia, wyłączając deszcz po drodze. Nie sądziłem że tak ciężko będzie mi nawigować w ciemności, nie przemyślałem tego. Po kilku niewielkich potknięciach, udało mi się schować książkę w pokoju i dołączyć do próby. Ominął mnie wstęp, w którym Ada, kładąc spać Habber’a, opowiada przygody Sindbada. Trafiłem tuż przed scenę z pierwszym spotkaniem syren. Okręt stojący na scenie był o wiele bardziej imponujący z bliska, ale tym co tak naprawdę mnie w nim zaskoczyło była dodatkowa funkcja, którą okazało się być odwzorowywanie poruszania się statku na wodzie. Okręt przechylał się w różne kierunki, a załoganci nie potrafili utrzymać równowagi na pokładzie. Zabawnie to wyglądało jak Matthias trzymał się masztu, a Chester z Sebastianem nieopanowanie turlali się po statku, krzycząc by to wyłączyć. Jedyną osobą której się podobała funkcja, był marynarz który wydawał się być inna osobą na statku. Nie potykał się, chodził pewnie i dumnie, w rytm bujania, jak nie Raph. Nawet wykonywał jakieś mniejsze akrobacje typu, przewroty i zwisanie zza burty.
- Popisówa! – Krzyknęła Ada.
- WYŁĄCZCIE TO W KOŃCU! – Wrzasnął Sebastian.
            Mając pewność że każdy się wyśmiał z chłopaków, postanowiliśmy zrobić przerwę, podczas której mieliśmy obgadać czym jeszcze powinniśmy się zająć.
- Chłopaki, musicie się trochę bardziej postarać jeśli chcecie dobrze wypaść na przedstawieniu. – Zasłonił usta marynarz.
- Łatwo ci mówić! – Chester wskazał na Raph’a palcem, pisarz wyglądał jakby miał zaraz wymiotować.
- Ale ma rację, musicie potrenować chodzenie po ruszającym się statku. – Dodał od siebie Adalbert. – Swoją drogą, Alvaro, jak ci idzie uczenie Cartie’a obsługi dźwięków?
- Całkiem nieźle. Casper szybko łapie.
- To dlatego że miałem świetnego nauczyciela. – Mówiąc to wskazał na reżysera.
- Oooo. – Reżyser odwzajemnił gest. – No masz rację, jestem zajebisty.
- Uważaj, nie przesadź z pochwałami bo się jeszcze ciebie uczepi. – Matthew wtrącił się do rozmowy.
- Matt, przecież wiem że mnie uwielbiasz. – Alvaro złożył usta w dzióbek. 
- Okej, okej. Wracając do przedstawienia, teraz będzie nasza scena, Tom, lepiej się przygotuj. – Sunny zwróciła rozmowę z powrotem na temat. 
- Wiem, zero improwizacji, dam sobie radę. – Powiedział zdeterminowanie. – Będę najlepszą syreną jaką kiedykolwiek widzieliście!
- Ah… teraz sceny z syrenami…? – Marynarz wydawał się być o wiele mniej entuzjastyczny. 
- No tak, teraz statek zaatakują syreny, a później wkroczę ja, jako ich królowa. – Sprostowała Julia. 
- Oh… Hej Matthew, zastąpisz mnie? Tylko na tę część z syrenami. – Raph zwrócił się do standupera. 
- A czemu? Źle się czujesz? – Zapytał Charles.
- Nie… po prostu… nie chcę grać w scenach z syrenami…
- Nie będę ciebie zastępował bo czegoś ci się nie chce. – Powiedział znudzony Tailorwich.
- Ma rację, nawet na cycka się nie skusił. – Powiedziała Sunny sprawdzając swoje paznokcie u rąk.
- No bo chodzi mi o to że… ja… się ich boję.
- Co mówiłeś? Musisz mówić głośniej! – Wrzasnął Habber. 
- Nie drzyj mi się do ucha! – Yukino spojrzała gniewnie na boksera. 
- Ja… boję się… syren. – Nastała cisza, nikt nie wiedział jak na to zareagować, z wyjątkiem Charles’a. 
- Pffahahah! Jak ty się możesz bać syren, a to nie był czasem Casper który się tak bał ryboludzi? – Nawet nie próbował się powstrzymywać od śmiechu.
- Taa, to trochę dziwne Raph, jakbyś się rozwinął byłoby ciekawiej. – Sunny wyciągnęła dyktafon. – Tylko głośno i wyraźnie. 
- No więc… kiedyś widziałem syreny, jak pożerały jednego z moich załogantów. – Marynarz spuścił głowę. Siedzieliśmy tak patrząc po sobie, dziennikarka powoli schowała urządzenie do kieszeni. – Mówię prawdę! Jego ciało zostało znalezione kilka dni później na brzegu, był poobgryzany do kości w kilku miejscach i na dodatek brakowało mu ręki.
- Ciężko w to uwierzyć. – Zauważył Bleslav.
- Casper wierzy w syreny, ponieważ ja w nie wierzę. 
- To wcale nie dlatego, Raph! Wierzę ci bo… bo ci wierzę.
- To brzmi dziecinnie, ale rozumiem czemu nie chcesz grać w scenach z syrenami… zastąpię cię. – Matthew spojrzał wyrozumiale na marynarza.
- Dzięki, Matt.
- Ale żeby nie było, dalej uważam to za durny powód… Ale wiem też że w strachu ludzie robią dziwne rzeczy.
- Dobra, wracamy do próby? – Zaproponowałem, ludzie zaczęli wstawać.
- Ale jeszcze zanim to, jak skończymy to nie wychodźcie od razu, mam wam coś do przekazania! – Krzyknęła jeszcze Sunny.
- Ah, możecie zacząć beze mnie? Muszę do toalety. – Chester, bez odpowiedzi wybiegł z sali, świecąc sobie latarką pod nogami.

Reszta próby poszła gładko, tym razem ludzie brali na poważnie uczenie się kwestii, nawet Thomas  nie dodawał własnych tekstów. Po skończonej próbie Sebastian pokazał mi na czym polegają liny za kulisami, trochę mi to zajęło ale załapałem. Po wszystkim każdy oprócz dziennikarki zasiadł na widowni oczekując tego co chciała powiedzieć.
- No więc zeszłej nocy, wraz z pomocą Raph’a i Habber’a, jeszcze raz dzięki chłopaki, udało mi się znaleźć pewien stary artykuł, którego zawartość wydaje mi się być bardzo interesująca. – Whatever wyciągnęła świstek papieru i podała go Charles’owi siedzącemu najbardziej z boku. – Artykuł opisuje jakiś pradawny rytuał sprzed ponad 600 lat, którego celem jest namierzenie „Exaltado”.
- To z portugalskiego albo hiszpańskiego „wyniesiony”. – Napomknął tłumacz podając artykuł dalej.
- Dokładnie, rytuał polega na zabiciu od kilku do kilkunastu osób. Exaltado miał być czymś w rodzaju boga, który do swojej śmierci miał pilnować równowagi w naturze. Obrzęd niby zmieniał się na przestrzeni lat i ślady jego praktykowania można było znaleźć w wielu różnych krajach, nie tylko tych śródziemnomorskich. Czy czegoś wam to nie przypomina?
- Marionetki wciąż coś mówią o wyniesionych. – Zauważył Matthew.
- I że niby jesteśmy właśnie w tym rytuale? Jesteś tego pewna? – Sebastian starał się upewnić.
- Nie mogę tego potwierdzić, ale chciałam was poinformować że to co mówią marionetki nie jest takie znikąd. Czy w to uwierzycie to wasza sprawa. – Dziennikarka uniosła ręce do góry.
- W takim razie… marionetki nas w pewnym momencie zabiją? Tak po prostu? Aż nie zostanie jedna osoba? – Zacząłem zadawać pytania, ciężko mi było w to uwierzyć. Że też zostałem wplątany w coś takiego…
- Wątpię, nawet w artykule piszą o wzajemnym zabijaniu się potencjalnych wyniesionych. – Bleslav zaczął wymachiwać artykułem.
- Tak czy siak… wystarczy się nie zabijać. Co nie, Julia? To wszystko, nic więcej nie znalazłam, ale to nie znaczy że przestanę szukać. – Dziennikarka zakończyła, zeszła ze sceny i skierowała się do jednego z siedzeń. Lesbijka tylko rzuciła jej zawistne spojrzenie. Sunny znowu przytoczyła ciężki temat, każdy wydawał się być zaniepokojony informacjami jakie podała.
- Więc to wszystko prawda? Jesteśmy skazani na uwięzienie tutaj? – Yukino zadrżała w fotelu. 
- Oczywiście że nie! Znajdziemy stąd wyjście! – Chester wstał ze swojego siedzenia. – Zaufajcie mojego instynktowi bohatera! 
- A zanim to, zapraszamy wszystkich na konkurs piękności! – Czwórka marionetek pojawiła się na poręczy statku Sindbada. – Wszyscy aktorzy są proszeni o przyjście na salę sportową. Macie 5 minut! 
Słuchanie całej czwórki mówiącej w jedności było w pewien sposób niepokojące, ale nie zamierzałem się z nimi wykłócać, wręcz przeciwnie, nie mogłem się doczekać pokazu od kiedy tylko został zapowiedziany. Szkoda tylko że Sunny zepsuła wszystkim humor tą dawką informacji.
            Grupa przeniosła się na salę sportową, gdzie czekał na nas wielki wybieg z czarnego drewna. Pachniało drogimi perfumami, dało radę też wyczuć jakiś dziwny, znajomy mi zapach, jednak nie byłem w stanie skojarzyć skąd go znałem. Thomas stanął przy drzwiach i wziął latarki od kilku osób, z tego co powiedział to były one potrzebne do jakiegoś specjalnego reflektora. Koło sceny stały rozstawione barierki przeciwtłumowe. Tuż przy wejściu stała konsoleta z kolorowymi przyciskami, stanął przy niej Herring po wcześniejszym zamontowaniu latarek w jednym z urządzeń, kliknął coś i rażące białe światło rozświetliło wybieg, na końcu którego widniała czarno-bordowa kurtyna. Raph wbiegł na salę ostatni, wygląda na to że biegł tutaj.
- W porządku, wszyscy już są. Zatem zaczynajmy, poproszę żeby wszystkie panie poszły za mną. – Venice wolnym krokiem ruszyła za kurtynę. Dziewczyny nie mając zbyt wiele do gadania postanowiły pójść za marionetką.
- Natomiast ja proszę co najmniej czterech panów. – Koryfeus stał koło nas czekając na ochotników. 
- Okej panowie, nie ukrywam że… nie chcę mi się. – Alvaro zaczął naszą debatę.
- Ja… mogę… też… nie. – Wysapał marynarz.
 Gdzie ty tak biegałeś? – Zapytał Tailorwich.
- Potknąłem się… wychodząc z… sali teatralnej. 
- No nieważne, ja też nie będę brał w tym udziału. Może zaczniemy od tych którzy chcą wziąć udział… – Natychmiast podniosłem rękę, nie mogłem pozwolić by ktoś odebrał mi szansę na wzięcie udziału w tym. – Oookej, to mamy całą jedną osobę. 
- Sebastian też może pójść. – Podniosłem jego rękę, była cięższa niż się spodziewałem, ale udało mi się ją dźwignąć.
- Co?! Nie, ja nie…
- Idziesz, a potem musimy o czymś pogadać. – Puściłem mu oczko, chyba zrozumiał bo ostatecznie skapitulował. Habber szturchnął Matthias’a i widocznie starał mu się coś przekazać oczami. Szczęściarz westchnął i wyszedł przed szereg.
- Ja mogę spróbować… ale pod jednym warunkiem. – Wail się uśmiechnął szeroko i spojrzał na boksera. – Habber pójdzie ze mną. – Ludzie spojrzeli w kierunku Goeson’a. Ten chwilę się zastanawiał, po czym uśmiechnął.
- Zgoda!
- No dobra, czyli mamy swoją czwórkę, raczej w to wątpię, ale czy ktoś jeszcze chce się dołączyć? – Nikt się nie zgłosił na pytanie Bleslava, ich strata.
            Venice wyszła do nas idąc wybiegiem, stanęła na jego czubku:
- Dziewczyny się przebierają, wszyscy którzy nie biorą udziału muszą zostać na widowni, po ogłoszeniu wyników konkursu dziewczyn rozpoczniemy kategorie panów. Zaczynamy za pięć minut. Zaczniemy od kategorii ubioru codziennego!
Tak jak powiedziała, nie więcej niż pięć minut później na wybiegu pojawiła się Julia, nie była ubrana w swoje standardowe ciuchy, miała na sobie piękną falowaną spódnicę do kolan. Lesbijka miała na sobie również koszulkę, kształtem przypominającą tunikę, która miała wycięty dekolt i odsłaniała pępek. Na koniec długie kozaki, a wszystko to w motyw purpurowych gwiazd które mieniły się wśród świateł reflektorów. Mushial doszła do końca sceny, musiałem przyznać że wybiegowy chód nie wychodził jej najgorzej, a pozy którymi raczyła nas po drodze z pewnością nie były amatorskie. W pewnym momencie wypięła się, sięgając dłońmi do swojego obuwia, puściła widowni oczko, po czym wyciągnęła dwie zapalniczki. Niedbale odpaliła obie, wytknęła zadziornie język, po czym rzuciła nimi na boki wybiegu. W momencie, w którym zapalniczki spadały na podłogę, dotarło do mnie czym był ten specyficzny zapach który dało się wyczuć wcześniej, benzyna. Kiedy zapalarki zetknęły się z ziemią fale płomieni zaczęły tańczyć wzdłuż wybiegu, podpalaczka stała wśród języków ognia strzelając kolejną pozę, po której zeskoczyła ze sceny i stanęła koło nas napawając się zniszczeniem jakiego dokonała. Dało się usłyszeć śmiechy niektórych, najbardziej rozbawionymi byli Charles, Bleslav i Matthias. Inni bardziej zaczęli panikować, pozostali stali w szoku nie wiedząc co zrobić.
- PALI SIĘ, GÓWNIARZE, LEĆCIE PO ODDZIAŁ STRAŻAKÓW! – Głos Koryfeusa przebił się przez hałas, jaki wywołała widownia. Nie mogłem uwierzyć w to co się działo, Julia naprawdę podpaliła scenę… Na dodatek planowała to od początku… Zamaskowała zapach benzyny perfumami. – Wszyscy aktorzy jazda mi stąd! Sytuacja wyjątkowa, ale obiecujemy że zajmiemy się tym do półgodziny maks. A teraz WON!
            Wszyscy siedzieliśmy w salonie zastanawiając się co ze sobą zrobić. Nikt nie chciał nawet konfrontować się z Julią, która w tym momencie dzieliła moment z Adą.
- Ada… wybacz mi za to co stało się z Jake’iem, to była moja wina i chciałabym ci to wynagrodzić, proszę nie odwracaj się ode mnie. Czy będziesz w stanie mi to wybaczyć?
Kominiarz nie wiedziała co ze sobą zrobić, siedziała w fotelu i wpatrywała się w lesbijkę. W pewnym momencie wstała i przytuliła ją.
- Oczywiście że ci wybaczę, nie musiałaś rujnować występu dla mnie, głupia.
- To nie tak że uważałam to za mus, chciałam to zrobić bo pokazy są dla pizdeczek, a ty jesteś ponadto. – Nie powiem, lekko mnie ukuła jej docinka…
- Czy ty naprawdę musiałaś podpalać wybieg? – Trzymała się za głowę Sunny.
- A wiesz, chciałam pokazać WSZYSTKIM że czuję się w obowiązku przeproszenia za sytuację z Simon’em, ale to nie oznacza że jestem jakąś łatwą do manipulowania laleczką. I lepiej zapamiętajcie to sobie, bo mam zamiar dalej być tą silną i liczę na waszą współpracę w poszukiwaniu wyjścia stąd. Razem. – Musiałem przyznać, miała odwagę wykonać tak ryzykowny ruch, a po wszystkim dalej się zachowywać jak szefowa. Teraz zrozumiałem czemu Bleslav powierzył jej przywództwo. Nie bała się ryzykować, ten pokaz sprzed kilku chwil miał nas uświadomić jakim typem osoby jest Julia. Niesamowite o jak wiele bardziej zrozumiałem jej spojrzenie na sprawę z Simon’em, a to tylko dzięki jednemu aktowi piromani… Ale to nie zmienia faktu że przerwała pokaz mody, co mnie bardzo smuciło.
- O ile marionetki nie zamienią cię w warzywo, tak jak tu stoisz. – Zauważył Matthew, był blady, widocznie niekontrolowany ogień mu nie służył.
- Nic mi nie zrobią, wierzę w to co mówił mi Raph. – Objęła marynarza ramieniem.
- Ja… nie sądziłem że ją podpalisz… myślałem że wyjdziesz z Adą na wybieg i zatańczycie czy zaśpiewacie czy coś… – Westchnął. – A ty zamiast tego zajęłaś scenę ogniem…
- No to miejmy nadzieję że nic ci się nie stanie. – Powiedział sarkastycznie Charles z drugiego końca pokoju. – Ale muszę przyznać że tak jest nawet zabawniej!
- Ahm… Julia, marionetki cię proszą pod drzwi do sportowej… tylko szybko. – Habber podszedł do niej i wskazał drzwi.
- Życzcie mi szczęścia. – Ukłoniła się i wyszła… A za nią poszliśmy wszyscy. – Nie musicie za mną iść.
- Chcemy wiedzieć co ci zrobią. – Mówił wyraźnie uradowany analityk.
- W razie czego ci pomożemy. – Dodał Sebastian, nie rozumiem czemu tak mu pasowało niszczenie wybiegu, ale widocznie liczył że konkurs zostanie przerwany…
Szliśmy długim korytarzem, aż do drzwi do sali gimnastycznej, Mushial zapukała, wychylił się Koryfeus, widać na nim było kilka ciemniejszych plam, przez szparę w drzwiach widać było jeszcze szalejące płomienie i oddział specjalnych marionetek strażaków usilnie próbujących zaradzić żywiołowi.
- No ładnie, Panno Mushial, nie spodziewaliśmy się TAKIEGO występu! Chyba to zrozumiałe że czeka na panią kara.
- Jasne, jasne. Jestem gotowa i tak już przekazałam swoją wiadomość.
- W porządku… tylko że… my naprawdę nie spodziewaliśmy się takiego obrotu spraw… dlatego karą musimy zająć się na poczekaniu… Już wiem! Zostaje pani zdyskwalifikowana z konkursu piękności!
- To… wszystko? – Zdziwiona Lesbijka uniosła brwi.
- Wszystko, nie możemy Panią ukarać w pełnym wymiarze, jako że nie złamała pani żadnej kary z regulaminu…
- KORYFEUS DO CHOLERY! RUSZAJ TEN SĘKATY ŁEB I POMÓŻ! – Głos Venice przebił się przez syrenę strażacką.
- No więc w skrócie, Mushial już nie bierze udziału w konkursie, tyle. Nowe zasady, bla bla bla. Wznowimy konkurs za jakieś pół godziny.
- A mogę go dalej oglądać? – Julia wydawała się już zupełnie wyluzować.
- Nie widzę problemu.
- KORYFEUS! SUKIENKA MI SIĘ PALI! – Koryfeus spojrzał w głąb sali w której stał, chwilę coś rejestrował po czym:
- AAAAAAAAAAAAAAAA! Pół godziny, zawołamy was. – Z tymi słowami zamknął nam drzwi.
            Julia oparła się o ścianę po czym zjechała na podłogę. Brała głębokie oddechy, widocznie bardzo bała się kary, ale nie dawała po sobie tego poznać. Ada usiadła koło niej i przytuliła ją. Wróciliśmy się do salonu, gdzie niektórzy do teraz przeżywali sytuację, sam gdybym tego nie widział na własne oczy, nie uwierzyłbym. Dziewczyny dołączyły do reszty chwilę później.
Następne pół godziny spędziliśmy na żywym obgadywaniu, jakoś nikt nie wydawał się być zaszokowany akcjami Mushial, choć ogień przeraził kilka osób, zwłaszcza Thomasa z jakiegoś powodu, to każdy chciał zamienić słowo w tej żywej debacie. Nawet Sunny wydawała się być bardziej wyrozumiała dla Julii. Lesbijka tym aktem pokazała nam jak bardzo zdeterminowana była walczyć o wyjście z tego kurortu. To dało nam wszystkim jakiś nowy promyk, nie, płomień nadziei.
            Po jakimś czasie przyszły do nas małe marionetki i ogłosiły że pora wrócić do konkursu, przypomniały że Julia nie może już w nim brać udziału, co nie ruszyło jej nawet odrobinę.
- W skutek obrażeń których doznali Pan Koryfeus i Madame Venice, to my zostajemy waszymi gospodarzami na czas nieokreślony. Dodatkowo, dodaliśmy zasadę której nie wolno złamać czyli zakaz podpalania pomieszczeń i przedmiotów w kurorcie. Wymieniliśmy zniszczone deski parkietu i wybiegu więc możecie bez obaw po nich chodzić. Liczymy że będziecie się dobrze bawić. Żeby zaoszczędzić wam czasu, przejdziemy od razu do kategorii strojów kąpielowych, to samo z Panami. Zaczynajmy!
Dziewczyny, już bez Julii, raz kolejny zniknęły za kurtyną, chwilę później na deskach pojawiła się Sunny. Miała na sobie żółty strój kąpielowy z jasno-brązowymi łatami. Szła pewna siebie, to dobrze, lepiej się w ten sposób prezentowała. Zrobiła kilka obrotów, jakąś pozę i zaczęła iść w kierunku czubka sceny. Jej piersi podskakiwały w rytm muzyki, co tylko bardziej hipnotyzowało pokaz. Męska część widowni żywo reagowała na występ Sunny, nie dziwiłem im się, świetnie sobie radziła na wybiegu… W pewnym momencie zauważyłem pewien przedmiot który trzymała Julia, była to tabliczka z czerwonym napisem „Chuj ci w dupę Sunny”, pod którym dopisane było czarnym markerem „Ale 8/10 jesteś”. Dziennikarka widząc transparent, przestała się uśmiechać, pokazała trzymającej środkowy palec i ruszyła w kierunku kurtyny.
            Jako następna wyszła Yukino, widownia ucichła, nic dziwnego. Wszyscy kwestionowali czy wiwatowanie do typu ciała jakie miała fujoshi było w ogóle legalne… Ta jednak nie przejmowała się brakiem skandowania, wyglądało jakby dobrze się bawiła i bez tego.
            Ostatnia wyszła Ada, rozmiar jej… walorów zaskoczył wiele osób. Że też chowała takie piersi pod uniformem kominiarza… Najgłośniej krzyczała Julia, która obróciła wcześniej trzymany znak na drugą stronę na której widniał napis „Dajesz Adzia!”. Musiałem przyznać, że wyglądało to całkiem uroczo. Wszystko szło dobrze w prezentacji Deresad, z wyjątkiem tego że nie robiła nic, szła sztywno i szybko tylko po to by się raz obrócić i zacząć iść do kurtyny, dało się zauważyć że była czerwona jak burak. Podczas powrotu potknęła się i runęła jak długa na ziemię. Nie mam pojęcia jak działały jej procesy myślowe, ale zamiast wstać jak normalny człowiek, postanowiła doczołgać się resztę wybiegu… Tym akcentem zakończyliśmy część damską konkursu.
            Część męska miała działać na innych zasadach, zamiast wychodzić pojedynczo, mieliśmy wyjść gęsiego i w ruchu zaprezentować się, wykonać jedną pozę będąc na czubku i ustawić się przy kurtynie, zwycięzca miał zostać wybrany od razu. Weszliśmy do szatni i podczas przebierania zauważyłem okropnie wyglądające blizny na plecach Matthias’a, zapytałem o nie, a odpowiedzi udzielił mi Habber, wytłumaczył mi pokrótce czemu szczęściarz tak traktował swoje ciało.
- Nie powinieneś tak robić, ciało nie jest temu winne. A coś takiego jak szczęście które sprowadza pecha nie istnieje, to wszystko zaplanował dla ciebie Pan. 
- Dzięki Anton, ale już postanowiłem że takie katowanie siebie nie pomaga, a blizny będą mi o tym przypominać. Skupmy się teraz na tym całym pokazie… Czemu tu są same slipki do kąpieli?
- Marionetki już mówiły, przeszliśmy od razu do kategorii strojów kąpielowych… – Bastian wyglądał na smutnego, nie rozumiałem go, jego lekki brzuszek i liczne owłosienie dodawało mu charakteru i te umięśnione kończyny tylko to podkreślały.
            Wyszliśmy na wybieg, każdy z nas wykonał wcześniej omówioną pozę i stanęliśmy w rzędzie przy kurtynie. Nadeszła chwila na którą czekałem, już wcześniej omówiliśmy na kogo będziemy głosować, żeby tej osobie zrobić niespodziankę.
- Akhem, a więc najpierw zaprośmy dziewczynę która zwyciężyła, werble proszę… To Sunny Whatever! – Dziennikarka wyszła na scenę, już ubrana w swoje zwyczajne ubrania, wzięła do rąk niewielki puchar i bukiet kwiatów. – Następnie, w kategorii męskiej zwycięża… Matthias Wail! Gratulacje. – Szczęściarz wyszedł przed szereg zdziwiony, stanął koło Sunny i odebrał swoje nagrody. – Jeszcze pamiątkowe zdjęcie. – Matthias stał wyprostowany do zdjęcia, jednak Sunny złapała go za głowę i wcisnęła w swoje piersi śmiejąc się głośno. Ostatecznie zdjęcie skończyło się z Wail’em prawie niewidocznym i Sunny z zamkniętymi oczami.
            Po tym jak się przebraliśmy, zaczęliśmy się kierować w stronę wyjścia, jednak Matthew stojący na scenie przerwał nam.
- No więc… chciałbym ogłosić że… chciałbym zrobić niedługo Standup, tak dla rozluźnienia. Planuję go zrobić za około 3 dni… liczę na wasze przybycie… To wszystko. – Standuper zszedł z wybiegu i podszedł do reżysera, ten go klepnął i razem wyszli z sali.
Każda drużyna rozeszła się do swoich pokojów. Raph i Matthew zeszli już do piwnicy niedźwiedzia, ja jednak poczekałem na niego na górze, upewniając się przedtem że drzwi na dół były zamknięte. Czekała mnie dzisiaj jeszcze ta jedna trudna rozmowa, ale zdecydowałem…
W końcu do pokoju wszedł Cop.
- Oh, hej, jeszcze nie śpisz? – Zapytał podchodząc bliżej.
- Jeszcze nie. Sebastian, czy mógłbyś… usiąść koło mnie? – Przyklepałem miejsce na jego łóżku.
- Jasne… co jest? Dostałeś książkę którą ci zostawiłem?
- Dostałem, bardzo ci dziękuję, już z niej zacząłem dzisiaj korzystać, ale chciałbym wrócić do naszej rozmowy z poranka.
- Zdecydowałeś? – Ożywił się.
- Tak i moja odpowiedź będzie zależała od twojej odpowiedzi na moje następne pytanie.
- Tylko żadnych zagadek matematycznych.
- Nie, to nie będzie zadanie matematyczne… Powiedz mi, czemu mówiłeś że nie masz już wiele czasu.
- Naprawdę chcesz wiedzieć? – Jego ton głosu się zmienił, wydawał się być śmiertelnie poważny, dobrze, nie uznałbym inaczej wypowiedzianej odpowiedzi.
- Chcę. – Sebastian głośno westchnął, położył się na łóżku i zamknął oczy.
- Anton, ja… z każdym dniem po trochu tracę wzrok. Nie wiem czy jest to wyleczalne, w tym momencie prawdopodobnie nie. Możliwe że pewnego dnia stracę go kompletnie… Boję się… samotności w ciemnościach. Nie chcę tego, dlatego kiedy tylko poczułem do ciebie coś więcej… zapytałem cię. Chcę żeby moje ostatnie chwilę widział z kimś kogo kocham. Chcę żeby moim ostatnim widokiem, którym zapamiętam na całą wieczność, byłbyś ty… uśmiechający się, w moich ramionach. Dlatego chciałem przyśpieszyć ten związek, żebyśmy spędzili ze sobą jak najwięcej czasu razem. Przepraszam jeśli cię zraniłem, albo twoje uczucia religijne… ale za wszelką cenę… nie chcę cię stracić nawet jeśli mielibyśmy zostać zaledwie przyjaciółmi. – Łzy zaczęły ściekać po jego policzkach, widziałem jak krople znikały wsiąkając w jego włosy… Westchnąłem, położyłem się obok niego i przytuliłem go, przyciskając go do swojej piersi. Sebastian obrócił się i objął mnie. – Więc… zdecydowałeś?
- Zdecydowałem. – Bastian wstał do siadu prostego. Patrzał się przed siebie, oczekując odpowiedzi.  Nie mogłem go dłużej trzymać w niepewności. – Dziękuję że tak wysoko cenisz moją przyjaźń, ale nie musisz się o nią martwić, nie opuszczę cię. Bądźmy razem, Bastian, na dobre i na złe, razem. Jako para. – Uklęknąłem na łóżku, niedźwiedź spojrzał w moją stronę, łzy leciały mu teraz mocniej. – Kocham cię. – Odsunąłem kawałek mojej maski i nachyliłem się do pocałunku, po chwili nasze usta zetknęły się. Czas się zatrzymał, jedyną rzeczą jaką słyszałem w tym momencie było bicie naszych serc. Poczułem ciepło jego języka, jego zapach zawracał mi w głowie. Naprawdę go kocham, Panie, wybacz mi, ale wierzę że człowiek który stoi tu przede mną nie jest grzesznikiem, tylko zbłąkaną duszą, która potrzebuje opieki. Odsunęliśmy się, tylko po to by po chwili znów mocno się uścisnąć w swoich objęciach, położyliśmy się na łóżku i leżeliśmy tak wtuleni w siebie, co jakiś czas całując namiętnie. Nie mówiliśmy kompletnie nic, cieszyliśmy się sami sobą. I tak aż do samego świtu.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz