Cast

Cast
Art by CoolHiggs

Chapter 13: Predator (Yukino Cambell)


           Rozdzieliliśmy się z inną drużyną i zeszliśmy po schodach na niższe piętro. Trafiliśmy do okrągłego pomieszczenia z drugą klatką schodową idącą w górę i podwójnymi drzwiami.
- Chyba nic tu nie. – Zauważył Alvaro, lubiłam go, zwykle jest pogodny i pomocny, o i podczas procesu był super pomocny. – ...stąd. 
Chwila… co on powiedział? Wyłączyłam się, cholera… pomyśl… pewnie chcą iść dalej. To musi być to. Podeszłam do podwójnych drzwi, złapałam za obie klamki równocześnie i pchnęłam je. Drzwi nie stawiały żadnego oporu i dobrze, na ich miejscu również bym tego nie robiła. Weszłam do nowego pomieszczenia, pomachałam latarką w celu rozejrzenia się. Nagle poczułam czyjąś rękę na ramieniu.
- AA! – wrzasnęłam, trochę się wystraszyłam, ta ciemność mi nie służyła. Obróciłam się, gotowa wgnieść tego kto mnie wystraszył w ziemię. Zaświeciłam tej osobie prosto w twarz, dla efektu. Ujrzałam Raph’a. 
- Uhm, przepraszam że cię wystraszyłem… ale czy mogłabyś się nie oddalać? – Chłopak zasłonił oko, które nie było osłonięte maską, przed światłem. – I nie powinnaś świecić ludziom po oczach… proszę? 
- Wystraszyłeś mnie głąbie! Nie zachodź mnie tak! – Zdjęłam strumień światła z jego oczu. – Po prostu mnie nie strasz. 
- Przepraszam… myślałem że chciałaś od razu gdzieś powędrować… i chciałem cię powstrzymać. Szłaś tak przed siebie bez konsultowania tego z nami…
- Okej, okej. Sorki, przepraszam, moja wina. – Złapałam się pod boki. – Właściwie to… gdzie jesteśmy? 
            Dopiero teraz rzuciłam okiem na pomieszczenie w którym się znaleźliśmy. Pokój był o nieregularnym kształcie, od strony filaru przypominał prostokąt, naprzeciwko jednak owalny kształt nakładał się na pomieszczenie przysłaniając go wypukłością. Do owalnego aneksu prowadziły wielkie, granatowe, podwójne drzwi. Stojąc twarzą do tych drzwi można było ujrzeć w prawym rogu inne pomieszczenie, również w kształcie prostokąta. Do tego pomieszczenia można było wejść jednymi z dwóch par drzwi, jednych od strony kolumny, drugimi od strony owalnego pomieszczenia. W lewej części pomieszczenia, pod ścianą, można było zauważyć schody niżej, jednak były one zablokowane barykadą z metalowych blach.
- Myślicie że byśmy się przebili? – Zapytał żywo Thomas, stukając knykciami o przeszkodę.
- Wątpię, wygląda zbyt stabilnie. – Złapał się za brodę analityk. – Może zajmiemy się najpierw czymś co wygląda na największe na tym piętrze. – Z tymi słowami skierował się do granatowych drzwi, przyłożył ucho, postukał w drewno, po czym poszukał wśród nas reżysera. – Alvaro, ty masz żetony, spróbuj wrzucić ten z oceanarium. 
- A, no dobra. – Poszperał w kieszeniach swoich spodni, po czym kciukiem dopchnął krążek do otworu. Ciche klik odbiło się wśród ciemności. Obaj panowie przymierzyli się do otwarcia drzwi. – Na trzy. Raz… dwa… i… 
W tym momencie reżyser przeleciał przez drzwi, zostawiając analityka z nami w holu. Spojrzeliśmy po sobie, a następnie Bleslav pchnął swoją część drzwi.
- Co to miało być, Bleslav? – Zapytał leżący na podłodze Al, właściwie to czemu się przewrócił? 
- Powiedziałeś „na trzy”. – Odpowiedział bez emocji analityk. 
- Co znaczyło że pchamy w miejscu „na trzy”.
- Aaaa, to się nie zrozumieliśmy. – Adalbert puknął się w skroń palcem wskazującym. 
- Będąc szczerym, to na twój rachunek, Al. – Matthew podszedł do leżącego reżysera i podał mu rękę. Ten tylko westchnął, ale przyjął pomoc.
            Minęłam próg i oniemiałam z zachwytu. Akwaria zajmowały znaczną część ścian pomieszczenia, kolorowe ozdoby i ryby mieniły się przeróżnymi kolorami, grube szkło oddzielało każdy segment wodnych środowisk. Mimo że prawie nigdzie w kurorcie nie było światła, akwaria były jasne i przejrzyste. Czarna, wypolerowana podłoga odbijała niesamowitą grę barw i blasków dodając efektu głębi całemu pokojowi. Kamienna ścieżka, która prowadziła wzdłuż akwariów, rozdzielała się i znikała za kolejnym zbiornikiem wodnym, który stał na samym środku pomieszczenia. Zauważyłam również że po lewej stoją jakieś pojedyncze drzwi.
- Jak tu pięknie… – Wyszeptałam, przynajmniej tak mi się wydawało, ale wszyscy spojrzeli na mnie. – No co? Mylę się? 
- Ja się z tobą zgadzam. – Raph uśmiechnął się w moim kierunku, w jego okularach odbijały się wszystkie kolory. 
- Też tak sądzę, Yukino. – Ada wychyliła się zza wyprostowanej sylwetki marynarza. 
- Tylko pamiętajcie czemu tu jesteśmy, sprawdźmy najpierw te drzwi po lewej. – Upomniał nas Matthew. 
- Nie przesadzaj, inni pewnie się super bawią w tym całym „pokoju relaksacyjnym”. – Pomachałam wolną ręką.
- To niech się bawią. My się zajmiemy poważnymi rzeczami. – Standuper podszedł do drzwi i złapał za klamkę.
- Przykro mi, ale zgadzam się z Tailorwich’iem w tej sprawie. Najpierw zbadajmy teren a potem możemy popodziwiać. – Adalbert zbliżył się do swojego przedmówcy. – Swoją drogą, Yukino, jak na kogoś kto średnio się przyczynił do pomocy w procesie, zachowujesz się nader spokojnie. 
Cholera… gdyby to nie był Bleslav mogłabym się kłócić… ale że to właśnie on mi wytyka moje… małe zaćmienie podczas procesu, nie mogę tego skontrować. Myśl Yuki, myśl… już wiem… Odchyliłam głowę do tyłu, by imitować patrzenie na kogoś z góry, lewą rękę oparłam o lekko wypięte biodro, wydęłam wargi w geście… jakimś geście i pstryknęłam palcami:
- Dobrze się spisałeś, mój niewolniku. – Pozę podpatrzyłam od Julii, ale żeby dodać do tego swojego „twistu”, wydęłam wargi. Co do „niewolnika”, wymsknęło mi się.
            W odpowiedzi jedyne co dostałam to nieme spojrzenie od Adalberta, w jego oczach dojrzałam… absolutną odrazę do mej osoby. To skutecznie zraziło mnie od odgrywania złej suki…
swoją drogą, mógłby już przestać tak na mnie patrzeć… 
- Wracając, Matthew, masz tam coś ciekawego? – Bleslav zwrócił się do chłopaka który zniknął za pojedynczymi drzwiami.
- Nic, zacznijmy od tego że to jakaś klitka. Jest tu panel kontrolny i podręcznik z instrukcją obsługi tego ustrojstwa. Wydaje mi się że to do urządzeń filtrujących wodę, dozownika z karmą dla ryb i tym podobnych maszynek. – Standuper wychylił się zza drzwi. – Mogę tu jeszcze poszperać, ale nie ma sensu żeby wszyscy tu siedzieli i czekali. 
- Nie chciałbyś tego zostawić Thomasowi? – Ada zapytała, podchodząc bliżej. 
- Możesz mi z tym zaufać! – Herring zasalutował. 
- Masz przy sobie jakieś narzędzia? – Matt zabrzmiał na niepewnego. 
- Coś pewnie znajdę, a co? 
- Niech się nie zbliża do paneli. – Poważnym tonem głosu Matthew zakończył rozmowę i schował się z powrotem w operatorni.
            Postanowiliśmy się podzielić na dwie grupki i pójść wzdłuż rozchodzącej się kamiennej ścieżki. Trafiłam do grupy z Raph’em, Matthias’em i Alvaro. Zaczęliśmy iść lewą stroną pomieszczenia. 
- To są Pontinusy, a te to Ognice, tam z tyłu można zauważyć Pokolca Królewskiego. – Marynarz chwalił się swoją wiedzą na temat ryb. Jednak pomylił się co do jednego gatunku który wskazał. Musiałam go uświadomić w jego błędzie. 
- Ta niebieska? Chciałeś chyba powiedzieć że to Dory. Zobacz, a tam jest Nemo. – Wskazałam biało-pomarańczową rybę pływającą gdzieś w oddali.
- Uhm… przepraszam że… się wtrącę ale… Nemo to nie nazwa gatunku ryby, miałaś na myśli Błazenki. – Spojrzałam na niego, chyba się speszył. – ...Uhm… przepraszam… ?
- Ghahaha, wiedziałem że z wami będzie zabawniej. – Alvaro uwiesił swoje ramiona na naszych barkach. – Ej patrzcie, ośmiornica! – W wewnętrznym zbiorniku faktycznie znajdowała się ośmiornica, dookoła której pływało mnóstwo innych ryb, leżała przy dnie, prawie jej nie zauważyłam. – O Raph, a ta?
- Aracana, taka odmiana rozdymki. – Marynarz wodził wzrokiem za wskazaną rybą. Nagle spojrzał na ociągającego się Matthias’a. – Hej, Wail, jak jakaś ci wpadnie w oko to pytaj. 
- Właściwie… to co to za ryba? – Szczęściarz wskazał jakąś zieloną flądrę.
- To Argus, ale ma rzadki, zielony odcień.
- Płynie za mną od jakiegoś czasu… – Chłopak stuknął palcem w szybkę. 
- Może cię lubi? – Zapytałam uśmiechając się, to całkiem urocze że ryba się do niego przywiązała… może polubiła ilość zielonego na ubraniach Wail’a. 
- Dobra chodźmy, bo się zagadujemy. Matthias, przyśpiesz trochę jeśli możesz. – Alvaro lekko nas pociągnął za sobą.
            Dotarliśmy do tylnej części pomieszczenia, tutaj właśnie ścieżka łączyła się na powrót w jedną. Zauważyliśmy wychodzącą zza rogu drugą drużynę, jednak był z nimi Matthew, który prawdopodobnie skończył przeszukiwać operatornię.
- Ale tu niesamowicie! – Skwitowała Ada. 
- Muszę się zgodzić, mają tu interesujące gatunki. – Dodał Adalbert 
- A ty co sądzisz, Matthew? – Zapytał standupera Alvaro, szturchając go łokciem. 
- Dobra, całkiem tu fajnie. Masz, powiedziałem, zadowolony? – Chłopak skrzyżował ręce na klatce piersiowej.
- Jak najbardziej. – Cup złożył usta w dzióbek. 
Staliśmy przed ostatnim akwarium, stojącym na tyłach pokoju. W przeciwieństwie do innych zbiorników, ten miał drabinkę. Czyżby w środku był jakiś delfin z którym będzie można pływać? Albo ośmiornica której będzie można wrzucać łamigłówki do zabawy? Widziałam kiedyś taką w internecie… Jednak to, co było w tym akwarium, przewyższyło moje najśmielsze oczekiwania. Z mroku jaskini dekoracyjnej wyłonił się olbrzymi rekin młot, miał z 8 metrów długości, jasno-szarą   skórę podbrzusza i czarną grzbietu. Wyglądał… ekstremalnie uroczo! 
- Patrzcie co za potwór. – Do akwarium podszedł Matthew i zaczął stukać w szybę.
- Nazywa się Pinchek… – Marynarz złapał się za brodę.
- Serio jest taki gatunek? – Zapytała Ada.
- Nie, to akurat jego imię. 
- Skąd wiesz? – Zapytał Tailorwich kontynuując stukanie w szybę.
- Z tabliczki, wiesz, tej obok drugiej tabliczki z napisem „Nie stukać w szybkę”. 
Standuper nie przestał, mimo że marynarz go upomniał. Postanowiłam wziąć sprawy w swoje ręce. Podeszłam do Matthew i trzasnęłam go po łapach. 
- Nie zrozumiałeś? Masz przestać. – Chciałam zabrzmieć jak najbardziej groźnie jak potrafiłam, chyba zadziałało, bo chłopak westchnął i podniósł ręce w akcie porażki. 
- Jak na tchórza, jesteś zaskakująco odważny ze zwierzętami. – Zauważył Bleslav.
- Nie jestem tchórzem. Zwierzęta i tak nie pamiętają co się im robi, więc jak się je traktuje nie ma tak dużego znaczenia. – Odpowiedział komik.
- Oh, zapewniam cię, rekiny mają świetną pamięć. – Raph dotknął czubkami palców swoją dolną wargę. Tailorwich spojrzał raz jeszcze na rekina, który wciąż śledził go swoim wzrokiem, chłopak przełknął głośno ślinę i odsunął się od akwenu. 
- Tak się zastanawiam… Co by się stało gdyby ktoś wpadł do tego akwarium i rekin go zabije? – Matthias podszedł do tabliczki, wodził po niej palcem przez chwilę. – Nic tu nie jest napisane o takiej sytuacji. 
- Ponieważ to bardzo ciekawa możliwość! – Koryfeus pojawił się koło nas. Był ubrany w żółty sztormiak i pasujący do niego kapelusz. – W takiej sytuacji zależy czy dana osoba wpadła do wody z własnej przyczyny. Jeśli tak, to będziemy liczyli taką sytuację jako samobójstwo, jeśli jednak byłoby to za sprawą osoby postronnej… 
- Domyślamy się. – Odpowiedział chłodno analityk.
- A ja słyszałem że rekiny nie atakują ludzi dopóki nie wyczują krwi, więc skąd w ogóle pewność że by nas zaatakował? – Dołączył się do rozmowy Alvaro. 
- To by się zgadzało w przypadku gdyby to był jakikolwiek inny rekin, ale biorąc pod uwagę że to rekin-młot, nie możemy być pewni. Zdarzały się przypadki ataków na ludziach, które nie były sprowokowane. Więc dokładnie nie można stwierdzić ich natury.
- To się zgadza. – Potwierdził Koryfeus.
- Oh, w porządku… – Zmartwił się reżyser.
- Nic ciekawego nie znaleźliście idąc w tym kierunku? – Adalbert skierował to pytanie do mnie. Chyba już się na mnie nie gniewa za tego „niewolnika”.
- Niczego nie było. – Odpowiedziałam. 
- W takim razie, proponuję przenieść nasze poszukiwania do tego drugiego pomieszczenia w holu. Wszyscy się zgadzają?
            Opinia była jednogłośna. Wróciliśmy wszyscy do holu głównego, Raph przez całą drogę powrotną opowiadał nam ciekawostki na temat ryb. Podeszliśmy do jednej z dwóch par drzwi, Alvaro podał żeton Adzie, która nalegała by to ona tym razem otworzyła przejście. Żeton wszedł bez trudu, a chwilę później „klik” rozbrzmiało w holu. Oceanarium było oświetlone więc nie było potrzeby korzystania z latarek tam, jednak w holu i archiwum musieliśmy na nowo się przestawić do korzystania z nich. Kiedy tylko minęłam próg, uderzył mnie zapach papieru i tuszu. W porównaniu do oceanarium, archiwum wydawało się być o wiele bardziej… zwyczajne. Prostokątne pomieszczenie, wypełnione milionami aktówek z plakietkami oznaczającymi daty. Na środku pomieszczenia stało w rzędzie kilka stołów z krzesłami i lampami. 
- Pozwól że sprawdzę. – Alvaro kliknął w przełącznik, lampy się nie zaświeciły, oczywiście… – No jasne… – Reżyser potrząsnął głową. – Ktoś coś znalazł? 
- Z ciekawszych rzeczy, najstarsze akta sięgają lat 1600. – Poinformował nas Matthew.
- Hej, ludzie mam tu coś. – Głos Ady zabrzmiał z tyłów pomieszczenia, wszyscy się tam skierowaliśmy. Rzeczą, którą znalazła kominiara, były okratowane wrota, nie miały klamki, ale na nich znajdował się taki sam otwór na żeton jak w innych drzwiach. – Nie mamy żadnych więcej żetonów? 
- Niestety nie. – Powiedział reżyser. – A ciekawe co się tam znajduje…
- Tam jest dalsza część archiwów. – Koryfeus, tym razem już w swoim codziennym ubraniu, wyszedł zza jednego z rzędów szafek z dokumentami. – W tym momencie macie dostęp do archiwów z przedziałem czasowym od 1600 roku do 2000. Żeby odblokować ich dalszą część, musicie… zresztą sami wiecie co. – Koryfeus uśmiechnął się szeroko i zniknął tak szybko, jak się pojawił. 
- Dobra ludzie, nie ma czasu na sprawdzanie wszystkiego teraz. – Bleslav mówił patrząc na czas w telefonie. – Niech każdy wybierze jakiś przedział czasowy i sprawdzi parę teczek. 
Nikt nie oponował, w takich miejscach analityk zdecydowanie przejmował inicjatywę. Wzięłam teczki, po jednej z lat 1957, 1959 i 1973. Przewertowałam je pobieżnie, wśród mnóstwa bezsensownych notatek znalazłam kilka wycinek z gazet. Najwyraźniej wybrałam regał z wynalazkami, ponieważ z tego co wyczytałam, jednym z największych odkryć roku 57’ była folia bąbelkowa, w 59’wynaleziono teraźniejszą wersje rajstop a w 73’ zostały wydane pierwsze telefony komórkowe. Zanudziłam się niemiłosiernie tymi bzdetami, na wpół przytomna oznajmiłam pozostałym co znalazłam, nie słuchałam nawet co inni wyczytali z tych papierów. Wróciłam do świata żywych na końcówkę rozmowy. 
- Hmm… Wśród dokumentów znajdują się wycinki z przeróżnych gazet… – Zaczął konkluzję analityk. Zastanawiałam się czy nie było tu gdzieś jakiegoś artykułu Sunny.
- I są wydania w różnych językach, niektórych niedostępnych po angielsku. – Dodał marynarz.
- Zgadza się, a informacje są przeróżne, od akt policyjnych z miejsc zbrodni, do przepisów kucharskich. Nie ma szans żebyśmy znaleźli w tym momencie nic ciekawego. Zostawmy to jak jest i liczmy że druga grupa znajdzie coś ciekawego.
            Zgodnie uznaliśmy że to koniec naszych poszukiwań i wdrapaliśmy się z powrotem na parter. W salonie nikogo nie było, tak samo w restauracji.
- Mamy jeszcze trochę czasu do spotkania z pozostałymi… Proponuję się… odświeżyć najpierw, widzę że również kurz jest magazynowany w tych archiwach. – Brzmiał na podirytowanego, widocznie nie lubił brudu, rozumiałam go, też nie wytrzymałabym długo z… 
- Ej, Yukino, masz pajęczynę we włosach. – Chwilę mi zajęło przetworzenie informacji jaką wysłała Ada. 
- AAAA! Zdejmij ją! Zdejmij ją! Zdejmij ją! – Skakałam po salonie jak opętana, chciałam się upewnić że nie zgarnęłam jakiegoś pająka ze sobą… Deresad przeczesała mi włosy dłońmi.
- Już, ogarnęłam to. – Uśmiechnęła się do mnie… to nie była dziewczyna… to była anielica zesłana z niebios by mnie strzec. – Yukino?
- Proszę, nazywaj mnie „Yuki”. – Złapałam ją za rękę. Przyjrzałam się jej, zauważyłam że miała przekrwione oczy, ta dziewczyna… nie spała całą noc, jej wzrok wydawał się również być zamglony.
- No… chyba mogę, spoko. – Kominiarka potrząsnęła mnie za rękę, ciągle się uśmiechając. Ona potrzebowała pomocy, nie psycholożki, przyjaciółki… Nie obchodzi mnie że pomagała w zabiciu Simona… Sam postanowił zabić Julię, a Ada chcąc być przyjaciółką, pomogła jej się bronić… Ja nigdy nie miałam przyjaciółki gotowej zabić by mnie obronić. Ich więź musi być naprawdę silna… ale w tym momencie przechodzi ciężki okres… Ja chcę być z nią w tej trudnej chwili.
- Przejdziemy się razem do pokojów? – Zapytałam, liczyłam że się zgodzi. Kominiarka spojrzała niepewnie na marynarza.
- Idź, idź. Ja jeszcze chciałem zamienić słówko z Alvaro. – Po tym skierował się do siedzącego przy barze reżysera.
- To… chodźmy. – Powiedziała w momencie w którym zdążyłam ją już przeciągnąć do wyjścia z salonu.
            Weszłyśmy po schodach, Ada miała pokój tuż przy schodach i chciała już się schować w nim, jednak ją powstrzymałam.
- C-czekaj! – Złapałam za drzwi do jej pokoju. 
- O co chodzi? – Wyczułam w jej głosie zniecierpliwienie. Ale… musiałam jej pomóc. 
- Po procesie, zorganizowaliśmy spotkanie, w którym ustaliliśmy, że będziemy ograniczali rozmowy z wami do minimum, ale jak widziałaś w oceanarium… ani ja, ani Alvaro nie umiemy, wierzę… wierzę że to nie była twoja wina, ani marynarza. 
- O czym ty… – Kominiarz otworzyła szerzej drzwi. 
- Dlatego proszę… nie zamykaj się na wszystkich… ponieważ nie wszyscy uważają was za sprawców tego nieszczęścia, poza tym swoje również wycierpieliście. Jeśli dalej cię coś trapi… proszę… powiedz mi. – Mówiłam to z pełną powagą, teraz nie było czasu na wygłupy. 
- Nie boli cię że okłamywaliśmy was? Z tym że się wcześniej znaliśmy… – Ada oparła głowę o futrynę i przymknęła oczy. 
- Każdy ma swoje sekrety i ma powody by je chronić. 
Nastała dłuższa cisza, wydawało mi się czas się zatrzymał, w tym stanie zawieszenia… oczekiwałam odpowiedzi od tej wymęczonej duszy która stała przede mną. W pewnym momencie, dziewczyna podniosła głowę, spojrzała na mnie i z drgającą wargą wyszeptała: 
- Dziękuję, Yuki… Potrzebuję po prostu trochę czasu, ale zawsze możemy razem coś porobić.
- Nie bój się do mnie zagadywać, kiedy tylko chcesz. – Złapałam ją za rękę i energicznie nią machałam. – To… do później. 
- Do później. – Już nie brzmiała na tak zagubioną.
            Byłam niesamowicie zadowolona z siebie, kiedy odchodziłam spod drzwi pokoju kominiarki. Mój pokój był prawie że naprzeciwko jej, jednak musiałam wejść głębiej w korytarz. Minęłam pokój Simona i weszłam do mojego własnego. Pokoik był skromny, ale mi to odpowiadało, jak w każdym innym, było biurko z krzesłem, podwójne łóżko i jakaś forma czytadeł. W moim przypadku była to niewielka, sięgająca mi do kolan, szafeczka z książkami do psychologii, takie same egzemplarze zauważyłam u Simona podczas śledztwa. Jednak tym co królowało w moim pokoju był ciągnący się przez całą długość ściany regał z mangami i książkami. Kojarzyłam część tytułów i byłam pewna że każda jedna z tych książek zawierała w mniejszym lub większym stopniu motyw BL. Nie powiem że nie byłam zainteresowana lekturami które mogłam tu znaleźć, ale czytanie zajmowało dużo czasu, a ostatnio ciężko było o takowy. Musiałam również zaplanować jakieś kolejne spotkanie we dwoje dla Sebastiana i Antona… Podłoga pokoju była wyłożona aksamitnym dywanem w kolorze cyjanu. Lubiłam ten kolor, miał w sobie coś wyjątkowego. Zdjęłam buty i rajstopy, te ostatnie wrzuciłam do kosza na brudne ubrania, który stał koło szafy. Przeszłam bosymi stopami po dywanie, a następnie skierowałam się do schodów prowadzących do mojej piwniczki. Trafiłam do zupełnie innego świata, pod ścianą stała pracownia do rysowania, lubiłam tworzyć coś swojego od czasu do czasu, ale daleko mi było do profesjonalizmu. Szafa z filmami o tematyce podobnej do komiksów na górze, stała przy wielkim plazmowym telewizorze, naprzeciwko którego stała kanapa dla co najmniej 5 osób. W rogu pomieszczenia znajdowała się maszyna do projektowania pluszaków, poduszek oraz dakimakur. Choć byłam fanką uroczych pluszaków, jakoś nie widziało mi się tworzenie ich tutaj, tym bardziej nie wiem co miałabym robić z dakimakurami w takim miejscu. Tuż przy wejściu do tego pomieszczenia stał szezlong i fotel, widocznie do tego się sprowadziło moje bycie psycholożką w tym miejscu, dwóch mebli w piwnicy… Jednak teraz chciałam się skupić na rzeczach w samym centrum pomieszczenia. Na okrągłym stole stał elektryczny czajnik, upewniłam się że była w nim woda i włączyłam go, szum wypełnił pomieszczenie. Przygotowałam kubek i torebkę białej herbaty. Rzuciłam raz jeszcze okiem na pokój i weszłam z powrotem na górę. 
            Skierowałam się do łazienki gdzie, rozebrana stałam przed lustrem, dokładnie przyglądając się swojemu ciału. Śledziłam wzrokiem każdą wypukłość i wklęsłość, każde odbarwienie i odcisk.
Przypomniały mi się figury pozostałych dziewczyn… świat był czasem tak bardzo niesprawiedliwy. Przybliżyłam twarz do tafli zwierciadła, rozciągałam i naciągałam skórę twarzy w kilku miejscach, badając jej reakcje. W pewnym momencie głośno westchnęłam i spojrzałam raz jeszcze na całość swej osoby… Ciekawe czy by mnie zrozumieli… Na razie widzą we mnie pustą idiotkę, ale z czasem może się do mnie przekonają? Gdybym wyznała im prawdę, czy to by coś zmieniło? Mogliby się mnie brzydzić… nie chcę tego. Przekonam ich do siebie stopniowo, a kiedy będą gotowi… nie będzie już żadnych sekretów…
            Wykąpałam się, wysuszyłam oraz spięłam włosy i ubrałam w świeże ubrania. Zeszłam na dół, zalałam herbatę i odczekawszy chwilę wypiłam ją po czym stanęłam przed drzwiami na korytarz, wzięłam głęboki oddech, założyłam maskę kitsune i szybkim ruchem wyszłam z pokoju. W momencie w którym zamykałam drzwi na klucz usłyszałam jak ktoś po mojej prawej wychodził z pokoju. Spojrzałam w tym kierunku i zauważyłam tylko jak Charles uderza we mnie barkiem, co odepchnęło mnie na drzwi.
-EJ?! Uważaj może trochę, co? – Nie słuchał mnie, szedł dalej, ale zauważyłam w nim coś dziwnego… zataczał się? – Hej… w-w porządku? – Podeszłam bliżej niego. – Słuchasz ty w ogóle? 
Chłopak się zatrzymał i powoli obrócił w moją stronę. Przez szpary w jego masce ujrzałam zupełnie puste spojrzenie, lekko otwarte usta szeptały coś, jednak nie byłam w stanie usłyszeć.
- Chciałam ci powiedzieć, żebyś uważał jak cho… – Tłumacz złapał mnie za gardło. Szok sprawił że na początku tego nie zauważyłam, ale machałam nogami w powietrzu, Braid przyszpilił mnie do ściany, chciałam krzyczeć ale uchwyt na moim przełyku nie pozwalał mi na wydanie jakichkolwiek dźwięków. Próbowałam rękami zerwać nacisk na moje gardło, ale był zbyt silny, skąd w nim taka siła? Zaczęłam kaszleć a łzy zebrały się w kącikach moich oczu. Tłumacz przejechał językiem po swoich wargach, po czym nachylił się nad moim uchem: 
- 너의 과거를 안다 미카엘 – Co? Co to miało znaczyć? Jedno słowo zabrzmiało mi dziwnie znajomo… to nie mogła być prawda… skąd ON miałby o tym wiedzieć? Zaczęły mi się pojawiać mroczki przed oczami, zaraz… stracę przytomność. Nie wiem co ten świr mógłby mi jeszcze zrobić… 
- CO TY ROBISZ?! Zostaw ją?! – Kojarzyłam ten głos… Chester? W następnej chwili, upadłam na podłogę, kręciło mi się w głowie. Rozejrzałam się, Charles stał kilka kroków od nas, Chester go popchnął? Spojrzałam w kierunku pisarza fanfiction. Podawał mi rękę, mimo wokoło panującego mroku naprawdę wyglądał… jak bohater. –…ie jest? Yukino? Słyszysz mnie? Nic ci nie jest? 
- Trochę… mi słabo… ale jestem cała. – Wyszeptałam, na więcej nie miałam siły. 
- Co ty odpierdalasz?! Nie waż się jej dotykać! – Tłumacz tylko splunął w naszym kierunku i zniknął za drzwiami pokoju. Rooker upadł na podłogę i zaczął ciężko oddychać. – Rety, wyglądał przerażająco! O co wam poszło?
- J-ja… nie wiem… – W głowie wciąż odbijało mi się echem jedno słowo, które wypowiedział Charles. Brzmiało zbyt podobnie by mógł to być przypadek… – Ch-chodźmy stąd, dasz radę wstać? 
- No jasne, w końcu bohater zawsze wstaje po uratowaniu swojej heroiny… Ale mogłabyś mi podać rękę? – Zrobiłam jak poprosił. 
- Możesz mi coś obiecać? 
- Co jest?
- Nikomu nie mów o tym co tu zaszło. – Nie mogłam pozwolić sobie żeby wieści się rozeszły teraz. To nie skończyłoby się dobrze. Z resztą, inni nie powinni się martwić moimi problemami.
- No dobra… nie wiem czemu o to prosisz… ale ci ufam z tym. – Zauważyłam niewielki uśmiech spod jego maski, Chester był dobrym kolegą.
            Skierowaliśmy się do restauracji, gdzie spora liczba osób już czekała, usiedliśmy z Adą i Matthiasem. Chwilę później do pomieszczenia wszedł Charles, jak gdyby nigdy nic usiadł z Casprem, Raphem i Thomasem, zaczęli rozmawiać.
-…dzisz, Yuki? Y-yuki? – Rooker coś do mnie mówił… o co mogło mu chodzić? 
Taa, masz rację… – Szukałam możliwych okazji w których Braid mógł się dowiedzieć, nic mi nie przychodziło do głowy, kim on jest do cholery?! KIM JEST CHARLES BRAID?!Przepraszam, mógłbyś powtórzyć?
- Pytałem czy masz już gotowy kolejny plan na randkę Antona i Sebastiana. Kolacja we dwoje wyszła świetnie, ale nie możemy na tym poprzestać. – Oczywiście, nie podobało mi się że jestem przetrzymywana w tym kurorcie, ale biorąc pod uwagę że był tutaj ktoś taki jak Chester… jakoś było mi lżej. 
- Przepraszam, nie miałam żadnego pomysłu, ale jak usłyszysz o tym całym oceanarium to możemy tam coś potem zorganizować, zobaczysz, jest KOS-MICZ-NE. – Mimo, że odruchowo zaglądałam w kierunku Charlesa, udało mi się przemóc do skierowania wzroku na niedźwiedzia i modela. Naprawdę uważał że do siebie pasowali, do tego byli ciekawym rzutem na „Piękną i Bestię”… Od razu wyczułam wręcz ociekającą z nich gej-esencje. Jedynym silniejszym czynnikiem od nich była Julia, ale akcje dziewczyna na dziewczynę nie były tak interesujące jak panowie. Nic dziwnego że mój Gejdar oszalał… Anton i Sebastian… naprawdę nie spędzają ze sobą wystarczająco dużo czasu…
            W momencie, w którym wszyscy zasiedli w jadalni, model wstał i zaczął mówić
- No więc, na piętrze jest pokój do relaksu, raczej nie ma w nim nic interesującego, ale można w nim odpocząć od czasu do czasu. Są tam leżaki i oczka wodne z kaskadami. Jednak najciekawszą częścią pomieszczenia jest system deszczowy uruchamiany na przycisk.
- A co to ma mieć na celu? – Zapytałam Chestera szeptem.
- Venice mówiła coś że ta woda dobrze działa na skórę, a tak poza tym kojące dźwięki spadających kropel mają pomóc zasnąć. – To było ciekawe, będę musiała się tam później przejść. 
Następnie wstał Alvaro i tak samo jak model zaczął opowiadać o znaleziskach naszej grupy: 
- Oceanarium, oprócz tego że ma pokaźną kolekcje ryb, jest prawie w pełni zautomatyzowane. Jest operatornia z której można wszystkie procesy śledzić, ale z tego co mówił Matthew, jest to skomplikowane. A, no i jest jeszcze Pinchek. 
- Jaki Pinchek? – Zapytał Habber, zastanawiałam się jak tam u niego, dawno z nim nie gadałam. 
- Aa, no… mmm… Maskotka kurortu… rekin-młot. – Reżyser wahał się przed odpowiedzią. W sali można było usłyszeć spore zamieszanie.
- R-rekin?! – Wrzasnął Sebastian. – Przecież to niebezpieczne! A jak kogoś zabije przypadkiem? 
- Koryfeus wspominał że w takim wypadku uznaje się kogoś za zmarłego w wyniku samobójstwa. – Dołączył się Matthew. 
- To do nich pasuje, umywają ręce kiedy tylko coś się dzieje z ich winy! – Sunny siedziała z Adalbertem przy jednym stole. – Alvaro, a co z archiwum?
- Archiwum to bardziej magazyn na szuflady wypełnione przypadkowymi informacjami. Można tam znaleźć jakieś notatki, badania, mapy i wycinki z gazet. Mamy dostęp do dokumentów z lat w przedziale od 1600 roku do 2000. Jest archiwum nowszej makulatury, ale w tym momencie poza naszym zasięgiem. Iiii to chyba wszystko. – Zakończył swój wykład Cup.
- Więc dalej nie ma drogi wyjścia… – Zasmucił się Goeson. – Ale… przynajmniej nie dopuścimy do kolejnej śmierci! Prawda?
- Co do tego. – Dziennikarka stanęła na krześle i zaczęła rytmicznie uderzać łyżeczką w szklankę. – Bleslav. 
- Dziękuję. – Analityk uśmiechnął się wstając, odchrząknął i wskazał na Julię. – Julio Mushial oraz pozostali członkowie „Loży”, informuję was o tym że od tej nocy, będzie obowiązywał nowy system działania w naszej małej społeczności i jak się domyślacie, to z waszego powodu.
- Chwila, skąd ty wiesz o tym spotkaniu? – Sebastian, wskazał na Adalberta. – Nie było cię tam! 
-To się zgadza, mnie tam nie było. Ale przypomnij sobie, kto organizował to spotkanie. 
- Co? Sunny?! – Sebastian przeniósł swój wzrok na dziewczynę siedzącą obok Bleslava. 
- Ah, dziękuję Sunny za nagranie wszystkiego. Dzięki tobie nie musiałem marnować czasu na użeranie się z Cop’em. – Mężczyzna w mundurze skinął głową do Whatever, następnie wrócił do rozmowy z niedźwiedziem. – Bo widzisz… narobiłbyś niepotrzebnego hałasu gdybym brał udział w zebraniu bezpośrednio, ale cieszę się że dotarliście do konsensusu którego oczekiwałem.
- Ty…
- Uspokój się, Bastian. – Anton wtrącił się w słowo mężczyzny w futrze. – Musisz się zgodzić z Adalbertem że robiłbyś problemy, których on usilnie starał się unikać. 
- An?! Ja… masz rację… – Sebastian odpuścił dalsze spory.
- Ekhem, wracając do nowego… 
- My też chcemy coś ogłosić drodzy aktorzy! – Koryfeus i Venice stali na stole przy którym wypowiadał się Bleslav. – Z powodu długiego okresu między przedstawieniem, jesteśmy zmuszeni przygotować specjalne atrakcje dla was. Dlatego chcemy was poinformować o nadchodzącym konkursie piękności, który odbędzie się za… powiedzmy dwa dni, na sali sportowej! Obecność obowiązkowa, szczegóły otrzymacie tuż przed samym konkursem. Mamy też zaszczyt zawiadomić was o specjalnych gościach, przyjeżdżających już niedługo do naszego kurortu. Dziękujemy za uwagę, Panie Adalbert, może Pan kontynuować. – Marionetki zniknęły, zostawiając analityka podirytowanego.
- Ekhem, kontynuując…
- Konkurs piękności? Co za brednie. – Julia przerwała analitykowi. 
- To może być ciekawe. – W głosie modela dało się usłyszeć odrobinę podekscytowania 
- Co za straaaata czaaaaasuuuu. – Charles przyłożył czoło do stołu. 
- Hej, Ada, a co ty o tym myślisz? – Zapytałam kominiarkę 
- Nie wiem… nigdy nie wdziałam takiego konkursu… A ty?
- Dawaj weźmiemy w nim udział razem. Zobaczysz to może być super zabawa, co?
- No… dobra. Zróbmy to. – Ucieszyłam się na jej odpowiedź. – Matthias, tylko tym razem nie podglądajcie. 
- To nie był mój pomysł… – Szczęściarz wymamrotał, wierzyłam że to nie był jego pomysł, zresztą dziewczyny już się zajęły sprawcami tamtego podglądania. Spojrzałam na Chestera… 
-… Potrzebowałem Refek. – Odwrócił wzrok, to znaczy że czuł się winny. 
- W dupie masz refkę. – Nie byłam już o to zła, po prostu się z nim droczyłam.
- EKHEM, WRACAJĄC DO TEMATU! – Analityk krzyczał bez powodu, dziwak. – Podzielimy was po jednym na każdą grupę. W takich 4-osobowych grupach, będziemy spać lub patrolować korytarze. Każdej nocy inna grupa będzie miała dyżur, ta drużyna będzie odsypiała noc rano. Obchody będą zaczynały się o 22:00, a kończyły wraz z porannym komunikatem o 7:00. I co wy na to? Z góry mówię, większość osób się zgodziła na podjęcie takich środków. Dzięki nim nie będziecie mieli czasu na te swoje… Lożowe spotkania, z których doszło do zabicia Simona, a co za tym idzie, Jake’a… tylko przypominam. – Julia siedziała w ciszy, rytmicznie tupiąc nogą, widziałam jak narasta w niej gniew… Analityk przegiął, nie powinien był wspominać barmana. – Grupy będą następujące:
Grupa pierwsza: Julia Mushial, Sunny Whatever, Habber Goeson i Alvaro Cup.
Grupa druga: Raph Doca, Anton Borsch, Sebastian Cop i Matthew Tailorwich
Grupa trzecia: Ada Deresad, Bleslav Adalbert, Matthias Wail i Yukino Cambell
Grupa czwarta: Casper Cartie, Charles Braid, Chester Rooker i Thomas Herring. 
- Co do kurwy? Nie zgadzam się na żadne grupkowanie nas! – Julia wstała z krzesła. – Niby z jakiej racji wy macie to ustalać?
- No jak daliśmy wam wolną rękę, to się skończyło dwoma trupami. – Wytknął Matthew. – Razem jesteście niebezpieczni, niepoczytalni wręcz. Tak przynajmniej będziemy pewni że niczego nie namieszacie.
- Sunny, tobie to pasuje? Będziemy razem w grupie. – Julia próbowała przemówić do swojej rywalki.
- Zamknij się, dzięki temu będę miała na ciebie oko. – Odpowiedziała spokojnie, lesbijka warknęła. 
- Raph! Tobie to pasuje?! – To była jej ostatnia deska ratunku. Marynarz wyglądał na zaskoczonego, wydawał się topić w swojej kurtce. 
- Uhm… to konieczne… prawda? – Doca skierował to pytanie do ogółu. 
- Z powodów wcześniej wymienionych, tak. – Odpowiedział nonszalancko Bleslav.
- Wybacz mi, Julia… – Raph spuścił głowę.
- Nie wierzę w to co sły... – urwała Mushial.
            Dziewczyna dalej kontynuowała spór, ale moją uwagę przykuł wpatrujący się prosto we mnie Charles. Światło latarek dodawało mu czynnika grozy, uśmiechał się tak jak zawsze… jednak wyczułam w tej ekspresji groźbę. Przypomniały mi się stare czasy… gorsze, te o których wolałabym zapomnieć, ale nie mogę, ponieważ to właśnie ta przeszłość uformowała mnie w to czym jestem dzisiaj. I czuję się dobrze z tym kim jestem. Ale mimo to… czuję się w niebezpieczeństwie przez tłumacza. Nie powinnam się do niego zbliżać, jeszcze ten jego stan z wcześniej… kim jesteś Braid?
- Dobra… zga… zgadzam się. Zróbmy te wasze zjebane grupy. – Julia ostatecznie skapitulowała pod naciskiem wszystkich.
- Wyśmienicie, dzisiejszy dyżur będzie pełnić moja grupa, resztę będziemy ustalać na poczekaniu. Niech wszyscy się przygotują, omówcie w czyim pokoju będziecie sypiać i poznoście potrzebne graty. – Analitykowi widocznie ulżyło że w końcu dotarł do końca swojego tematu, podszedł do naszego stolika.
- Uhm… pój...pójdę do mojej grupy. – Chester wstał i podszedł do stolika Caspra, Thomas’a i Charles’a.
- No więc drużyno… macie jakieś przeciwwskazania by sypiać w moim pokoju? – Analityk oparł głowę na splecionych palcach. Spojrzeliśmy po sobie, nikt nie wydawał się zmartwiony wizją spania w pokoju Adalberta. 
- Mi pasuje. – Powiedziałam 
- Mi też. – Dodała Ada
- Jeśli nie będę wam przeszkadzał… to czemu nie… – Zakończył Matthias. – A, Ada weź karty.
- To nie będzie konieczne, myślę że mam kilka talii w swoim pokoju. – Wtrącił się Bleslav, nie wyglądał na typ człowieka zainteresowanego grami, ale z drugiej strony… brał udział w grze w pytania podczas imprezy i również bawił się w chowanego… – Którą mamy godzinę… 16:00… Spróbujcie w godzinę się uwinąć z przenoszeniem śpiworów i pozostałych rzeczy. Do zobaczenia. – Wyszedł z restauracji, dziwnie uśmiechnięty.
- Ada, pomóżmy sobie nawzajem zapakować rzeczy. Zgoda? – Zagaiłam. 
- Okej, ale Matthia…
- Nie no, baw się dobrze, zresztą… jesteśmy umówieni na później. A teraz muszę jeszcze się gdzieś przejść. – Chłopak uśmiechnął się, pokazując swój złoty ząb. 
- To… do później Matt.
- Do później. – Szczęściarz poszedł w ślady analityka.
- Idziemy? – Deresad zapytała wstając z siedzenia.
- Jasne, chodźmy.
            Najpierw zaszłyśmy do mojego pokoju, wzięłam śpiwór, jakąś bieliznę i szczoteczkę z pastą. Nie brałam ciuchów, przecież nie pakowałam się na wycieczkę, tylko na nocki do pokoju kilka metrów stąd. Następnie przeszliśmy do pokoju Ady, zaskoczyło mnie o jak wiele bardziej luksusowo wyglądały meble w pokoju kominiarki, z powodu czerni. Siedziałam na łóżku i kontynuowałam naszą rozmowę którą ciągnęłyśmy od kilku minut. 
- No więc ty i Matthias…?
- Co ja i Matthias? – Ada wydawała się być tak naiwnie niewinna…
- No wiesz… tak na poważnie? – Sprostowałam.
- Co? Ja… my… nie… – Zaśmiałam się, była taka urocza, robiłam za swatkę dla homoseksualistów, ale oglądanie jak ludzie się łączą w pary jest satysfakcjonujące nieważnie od orientacji. – Goń się, głupia.
- Ale bylibyście taaaacy słodcy razeeeeeem. – Rzuciłam w nią poduszką.
- Matthias po prostu potrzebuje wsparcia. – Ada złapała poduszkę i odrzuciła. 
- Brzmi jak związek. – Powtórzyłam rzut. 
- Ale emocjonalnego.
- Wciąż jak związek. 
- Chodzi o to, że jest smutny. 
- Związek, związek, związek! – Przy każdej wymianie zdania, poduszka zmieniała właścicielkę. 
- Głupia jesteś. – Kominiarka schowała twarz w ów poduszce. 
- Palcie się ogonie Erosa! Jakom doprowadzę do zaślubin tej dwójki! – Śmiałam się wniebogłosy. Nie zauważyłam kiedy Deresad mnie podeszła i przywaliła poduszką tak, że pierze zaczęły latać wkoło nas. Cieszyłam się, że Ada się rozchmurzyła.
            Kilka minut później stałyśmy przed drzwiami do pokoju analityka.
- Jak sobie wyobrażasz pokój Bleslava? – Zapytałam, spoglądając na Adę.
- Hmmm… Dużo szachowych pionków i plastikowych żołnierzyków. – Opowiedziała pewnie. 
- A więc myślimy tak samo. Swoją drogą masz pióra we włosach.
- Taa, ty też. – Ani mnie, ani Adę nie obchodziła obecność pierza w naszych włosach. Zapukałyśmy do pokoju Adalberta. Chwilę później otworzył nam chłopak w masce z mapą świata. 
- Spóźniłyście się. – Przywitał nas. 
- Oj tylko… – Spojrzałam na telefon i zacisnęłam wargi. – … 4 godziny spóźnienia.
- Właźcie. – Bleslav ukłonem zaprosił nas do środka.
            Pokój Bleslava… był zaskakująco zwyczajny. Nie było w nim żadnych wyjątkowych przedmiotów. Pewnie wszystkie rzeczy związane z hobby trzymał w piwnicy.
- Biedny masz ten pokój. – Zauważyłam siadając na krześle przy biurku. Zauważyłam jasno-zielony śpiwór rozłożony przy biblioteczce z książkami. – O, Matthias tu jest?
- Matthias tu był godzinę temu… – Analityk strasznie mocno naciskał na czas… chyba chciał w nas wmusić poczucie winy za spóźnienie. Ku jemu nieszczęściu byłam królową czytania intencji. 
- To jaki jest plan? – Zapytała Ada, rozkładając swoje rzeczy. 
- Każde z nas będzie patrolowało wybrany region, który wcześniej podzieliliśmy. Wail wziął na siebie sprawdzanie dachu, pokoju dziecięcego i korytarza z pokojami. – Wyjaśnił nam Bleslav. 
- Sam się do tego zgłosił? Na dachu będzie piździć. – Zapytała kominiara. 
- Sam wybrał. Ja się zajmę archiwum i oceanarium. Wam zostały sala sportowa z restauracją i pokojem do relaksu oraz kaplica z salonem i salą teatralną. Co bierzecie? – Analityk przeszedł się po pokoju. Upewnił się że drzwi do jego piwnicy były zamknięte. Więc nici z myszkowania…
- Mi obojętnie. Co chcesz, Yuki? – Ada skończyła wypakowywanie. 
-Hmm, wezmę sportową, restaurację i relaksacyjny. – Stwierdziłam. 
- W takim razie dla mnie reszta. – Uśmiechnęła się kominiarka.
- Czyli ustalone, punkt dziesiąta, w salonie zaczynamy. Nie spóźnijcie się.
- Jasne, jasne. – Z tymi słowami wyszłam z pokoju, miałam jeszcze jedną osobę z którą chciałam pogadać przed dyżurem.
            Stanęłam przed drzwiami do pokoju Habber’a. Zastanawiałam się o czym bym chciała z nim pogadać. Ciężko by było po nim poznać, ale jest silnym człowiekiem, nie tylko pod względem mięśniowym, ale również psychicznym. Jest hałaśliwy i wydaje się jakby się bał wielu rzeczy… ale czy my wszyscy tacy nie jesteśmy? Ostatnio mi opowiadał o swojej siostrze, April. Z jego opisów wydawała się być bardzo fajną dziewczyną, kiedy się stąd wydostaniemy zdecydowanie chciałabym ją poznać. Zapukałam do pokoju, po chwili otworzył mi bokser.
- O, hej! – Wrzasnął na przywitanie. 
- Hej, jak się masz? – Zapytałam, wchodząc do jego pokoju. 
- A, dobrze. Znaczy… na pewno lepiej niż na początku. – Chłopak usiadł na łóżku, ja postanowiłam zasiąść na krześle przy biurku.
            Rozejrzałam się po pokoju Goeson’a, wyglądał jak typowy pokój nastolatka-sportowca, wszędzie porozrzucany sprzęt sportowy, jakaś szafka z białkiem, keratyną czy innymi świństwami do rozwijania mięśni, przynajmniej tak mi to tłumaczył.
- Tooo o czym chcesz pogadać? Zapytał kładąc się na łóżku.
- A wiesz, tak ogólnie przyszłam spytać co sądzisz o tej całej sytuacji. 
- Ogólnie, chyba dobrze mieć jakiś system działania, to może nas uratować przed kolejnym morderstwem… Ale uważam też że ludzie z mojego pokoju trochę… przesadzają. 
- Kto? Sunny i Alvaro? 
- Bardziej Sunny, jak wpadłem wcześniej do pokoju Julii, tam mamy spać, to dziennikarka przygotowała jakieś liny i boję się co chce z nimi zrobić. 
- Jestem pewna że nie zrobi czegoś bezmyślnego. – Wstałam z krzesła i usiadłam koło Habber’a 
- Właśnie to mnie martwi. A jak z twoją drużyną?
- Ada jest super, Adalbert… trzeba mieć na niego oko, a Matthias… słuchaj nie radzę sobie tak dobrze z chłopakami, może…spróbowałbyś go trochę bardziej nakręcić na wspólne zajęcia. Wydaje się strasznie odcinać i ograniczać tylko do Ady.
- Zobaczę co da się zrobić. Ale wiesz… ostatnio już mnie pytał kiedy jakiś trening.
- Naprawdę? A właściwie to chyba nie będziecie ćwiczyć w ciemnościach, co nie? 
- Oczywiście że nie, będę ćwiczył w mojej piwnicy, jedna latarka daje wystarczająco światła, a jeszcze jakbym wziął czyjąś, to jasno jak w dzień. 
- Cieszę się, że wrócił ci humor. – Postanowiłam już wyjść, wstałam i skierowałam się do wyjścia. – Zaraz mam dyżur, trzymaj się 
- Dzięki za pomoc, pani psycholog. Do jutra.
- Do jutra. – Opuściłam pokój boksera. 
            Ostatnie pół godziny przed dyżurem spędziłam na chodzeniu bez celu i kiedy nadeszła godzina zero, a właściwie 22:00, zebrałam się zresztą w salonie. 
- Wszyscy wiedzą co robić? – Upewniał się analityk. 
- Tak jest. – Odpowiedzieliśmy jednogłośnie. 
- To do roboty. – Z tymi słowami każdy z nasz poszedł w swoją stronę.
            Chodziłam wte i wewte, między salą sportową i relaksacyjną, zahaczając o restaurację za każdym razem. Godziny dłużyły mi się niemiłosiernie. W pewnym momencie przestałam już patrzeć na godzinę. Od machania latarką zaczęła boleć mnie ręka. Około 1 w nocy, wychodząc z korytarza prowadzącego do sali sportowej zauważyłam dziwny ruch, jakby coś przekradło się salonem, wyglądało jak… marionetka? To chyba nie było nic dziwnego, jednak wolałam się upewnić, zaczęłam podchodzić do przejścia do salonu i… nagle poczułam czyjąś rękę na ramieniu. Pisnęłam i zamachnęłam się latarką, ta o mało co nie uderzyła w twarz Bleslava.
- Uważaj z tym. – Powiedział beznamiętnie.
- Po coś przyszedł? – Zapytałam, łapiąc oddech
- Wiesz która jest godzina?
- Nie wiem, pierwsza?
- Za pięć siódma… Koniec dyżuru. Gratulacje, udało nam się. Pójdę po resztę, ty idź już do pokoju. Dobra robota.
- Dobra… robota. – Dopiero teraz poczułam jak bardzo byłam zmęczona. Wolnym krokiem ruszyłam do pokoju analityka. Kiedy tylko tam dotarłam… natychmiastowo zasnęłam na rozłożonym śpiworze Ady.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz