Rozdzieliliśmy się z inną drużyną i zeszliśmy
po schodach na niższe piętro. Trafiliśmy do okrągłego pomieszczenia z drugą
klatką schodową idącą w górę i podwójnymi drzwiami.
- Chyba
nic tu nie. – Zauważył Alvaro, lubiłam go, zwykle jest pogodny i pomocny, o
i podczas procesu był super pomocny. – ...stąd.
Chwila… co on powiedział? Wyłączyłam się,
cholera… pomyśl… pewnie chcą iść dalej. To musi być to. Podeszłam do podwójnych
drzwi, złapałam za obie klamki równocześnie i pchnęłam je. Drzwi nie stawiały
żadnego oporu i dobrze, na ich miejscu również bym tego nie robiła. Weszłam do
nowego pomieszczenia, pomachałam latarką w celu rozejrzenia się. Nagle poczułam
czyjąś rękę na ramieniu.
- AA!
– wrzasnęłam, trochę się wystraszyłam, ta ciemność mi nie służyła. Obróciłam
się, gotowa wgnieść tego kto mnie wystraszył w ziemię. Zaświeciłam tej osobie
prosto w twarz, dla efektu. Ujrzałam Raph’a.
- Uhm,
przepraszam że cię wystraszyłem… ale czy mogłabyś się nie oddalać? –
Chłopak zasłonił oko, które nie było osłonięte maską, przed światłem. – I nie powinnaś świecić ludziom po oczach…
proszę?
- Wystraszyłeś
mnie głąbie! Nie zachodź mnie tak! – Zdjęłam strumień światła z jego oczu.
– Po prostu mnie nie strasz.
- Przepraszam…
myślałem że chciałaś od razu gdzieś powędrować… i chciałem cię powstrzymać.
Szłaś tak przed siebie bez konsultowania tego z nami…
- Okej,
okej. Sorki, przepraszam, moja wina. – Złapałam się pod boki. – Właściwie to… gdzie jesteśmy?
Dopiero
teraz rzuciłam okiem na pomieszczenie w którym się znaleźliśmy. Pokój był o
nieregularnym kształcie, od strony filaru przypominał prostokąt, naprzeciwko
jednak owalny kształt nakładał się na pomieszczenie przysłaniając go
wypukłością. Do owalnego aneksu prowadziły wielkie, granatowe, podwójne drzwi.
Stojąc twarzą do tych drzwi można było ujrzeć w prawym rogu inne pomieszczenie,
również w kształcie prostokąta. Do tego pomieszczenia można było wejść jednymi
z dwóch par drzwi, jednych od strony kolumny, drugimi od strony owalnego
pomieszczenia. W lewej części pomieszczenia, pod ścianą, można było zauważyć
schody niżej, jednak były one zablokowane barykadą z metalowych blach.
- Myślicie
że byśmy się przebili? – Zapytał żywo Thomas, stukając knykciami o przeszkodę.
- Wątpię,
wygląda zbyt stabilnie. – Złapał się za brodę analityk. – Może zajmiemy się najpierw czymś co wygląda
na największe na tym piętrze. – Z tymi słowami skierował się do granatowych
drzwi, przyłożył ucho, postukał w drewno, po czym poszukał wśród nas reżysera.
– Alvaro, ty masz żetony, spróbuj wrzucić
ten z oceanarium.
- A, no
dobra. – Poszperał w kieszeniach swoich spodni, po czym kciukiem dopchnął
krążek do otworu. Ciche klik odbiło się wśród ciemności. Obaj panowie przymierzyli
się do otwarcia drzwi. – Na trzy. Raz…
dwa… i…
W tym momencie reżyser przeleciał przez drzwi,
zostawiając analityka z nami w holu. Spojrzeliśmy po sobie, a następnie Bleslav
pchnął swoją część drzwi.
- Co to
miało być, Bleslav? – Zapytał leżący na podłodze Al, właściwie to czemu się
przewrócił?
- Powiedziałeś
„na trzy”. – Odpowiedział bez emocji analityk.
- Co
znaczyło że pchamy w miejscu „na trzy”.
- Aaaa,
to się nie zrozumieliśmy. – Adalbert puknął się w skroń palcem wskazującym.
- Będąc
szczerym, to na twój rachunek, Al. – Matthew podszedł do leżącego reżysera
i podał mu rękę. Ten tylko westchnął, ale przyjął pomoc.
Minęłam
próg i oniemiałam z zachwytu. Akwaria zajmowały znaczną część ścian
pomieszczenia, kolorowe ozdoby i ryby mieniły się przeróżnymi kolorami, grube
szkło oddzielało każdy segment wodnych środowisk. Mimo że prawie nigdzie w
kurorcie nie było światła, akwaria były jasne i przejrzyste. Czarna,
wypolerowana podłoga odbijała niesamowitą grę barw i blasków dodając efektu
głębi całemu pokojowi. Kamienna ścieżka, która prowadziła wzdłuż akwariów,
rozdzielała się i znikała za kolejnym zbiornikiem wodnym, który stał na samym
środku pomieszczenia. Zauważyłam również że po lewej stoją jakieś pojedyncze
drzwi.
- Jak tu
pięknie… – Wyszeptałam, przynajmniej tak mi się wydawało, ale wszyscy
spojrzeli na mnie. – No co? Mylę się?
- Ja się
z tobą zgadzam. – Raph uśmiechnął się w moim kierunku, w jego okularach
odbijały się wszystkie kolory.
- Też tak
sądzę, Yukino. – Ada wychyliła się zza wyprostowanej sylwetki marynarza.
- Tylko
pamiętajcie czemu tu jesteśmy, sprawdźmy najpierw te drzwi po lewej. –
Upomniał nas Matthew.
- Nie
przesadzaj, inni pewnie się super bawią w tym całym „pokoju relaksacyjnym”.
– Pomachałam wolną ręką.
- To
niech się bawią. My się zajmiemy poważnymi rzeczami. – Standuper podszedł
do drzwi i złapał za klamkę.
- Przykro
mi, ale zgadzam się z Tailorwich’iem w tej sprawie. Najpierw zbadajmy teren a
potem możemy popodziwiać. – Adalbert zbliżył się do swojego przedmówcy. – Swoją drogą, Yukino, jak na kogoś kto
średnio się przyczynił do pomocy w procesie, zachowujesz się nader spokojnie.
Cholera… gdyby to nie był Bleslav mogłabym się
kłócić… ale że to właśnie on mi wytyka moje… małe zaćmienie podczas procesu,
nie mogę tego skontrować. Myśl Yuki, myśl… już wiem… Odchyliłam głowę do tyłu,
by imitować patrzenie na kogoś z góry, lewą rękę oparłam o lekko wypięte
biodro, wydęłam wargi w geście… jakimś geście i pstryknęłam palcami:
- Dobrze
się spisałeś, mój niewolniku. – Pozę podpatrzyłam od Julii, ale żeby dodać
do tego swojego „twistu”, wydęłam wargi. Co do „niewolnika”, wymsknęło mi się.
W
odpowiedzi jedyne co dostałam to nieme spojrzenie od Adalberta, w jego oczach
dojrzałam… absolutną odrazę do mej osoby. To skutecznie zraziło mnie od odgrywania
złej suki…
swoją drogą, mógłby już przestać tak na mnie
patrzeć…
- Wracając,
Matthew, masz tam coś ciekawego? – Bleslav zwrócił się do chłopaka który
zniknął za pojedynczymi drzwiami.
- Nic,
zacznijmy od tego że to jakaś klitka. Jest tu panel kontrolny i podręcznik z
instrukcją obsługi tego ustrojstwa. Wydaje mi się że to do urządzeń
filtrujących wodę, dozownika z karmą dla ryb i tym podobnych maszynek. –
Standuper wychylił się zza drzwi. – Mogę
tu jeszcze poszperać, ale nie ma sensu żeby wszyscy tu siedzieli i czekali.
- Nie
chciałbyś tego zostawić Thomasowi? – Ada zapytała, podchodząc bliżej.
- Możesz
mi z tym zaufać! – Herring zasalutował.
- Masz
przy sobie jakieś narzędzia? – Matt zabrzmiał na niepewnego.
- Coś
pewnie znajdę, a co?
- Niech
się nie zbliża do paneli. – Poważnym tonem głosu Matthew zakończył rozmowę
i schował się z powrotem w operatorni.
Postanowiliśmy
się podzielić na dwie grupki i pójść wzdłuż rozchodzącej się kamiennej ścieżki.
Trafiłam do grupy z Raph’em, Matthias’em i Alvaro. Zaczęliśmy iść lewą stroną
pomieszczenia.
- To są
Pontinusy, a te to Ognice, tam z tyłu można zauważyć Pokolca Królewskiego.
– Marynarz chwalił się swoją wiedzą na temat ryb. Jednak pomylił się co do
jednego gatunku który wskazał. Musiałam go uświadomić w jego błędzie.
- Ta
niebieska? Chciałeś chyba powiedzieć że to Dory. Zobacz, a tam jest Nemo. –
Wskazałam biało-pomarańczową rybę pływającą gdzieś w oddali.
- Uhm…
przepraszam że… się wtrącę ale… Nemo to nie nazwa gatunku ryby, miałaś na myśli
Błazenki. – Spojrzałam na niego, chyba się speszył. – ...Uhm… przepraszam… ?
- Ghahaha,
wiedziałem że z wami będzie zabawniej. – Alvaro uwiesił swoje ramiona na
naszych barkach. – Ej patrzcie,
ośmiornica! – W wewnętrznym zbiorniku faktycznie znajdowała się ośmiornica,
dookoła której pływało mnóstwo innych ryb, leżała przy dnie, prawie jej nie
zauważyłam. – O Raph, a ta?
- Aracana,
taka odmiana rozdymki. – Marynarz wodził wzrokiem za wskazaną rybą. Nagle
spojrzał na ociągającego się Matthias’a. – Hej,
Wail, jak jakaś ci wpadnie w oko to pytaj.
- Właściwie…
to co to za ryba? – Szczęściarz wskazał jakąś zieloną flądrę.
- To
Argus, ale ma rzadki, zielony odcień.
- Płynie
za mną od jakiegoś czasu… – Chłopak stuknął palcem w szybkę.
- Może
cię lubi? – Zapytałam uśmiechając się, to całkiem urocze że ryba się do
niego przywiązała… może polubiła ilość zielonego na ubraniach Wail’a.
- Dobra
chodźmy, bo się zagadujemy. Matthias, przyśpiesz trochę jeśli możesz. –
Alvaro lekko nas pociągnął za sobą.
Dotarliśmy
do tylnej części pomieszczenia, tutaj właśnie ścieżka łączyła się na powrót w
jedną. Zauważyliśmy wychodzącą zza rogu drugą drużynę, jednak był z nimi
Matthew, który prawdopodobnie skończył przeszukiwać operatornię.
- Ale tu
niesamowicie! – Skwitowała Ada.
- Muszę
się zgodzić, mają tu interesujące gatunki. – Dodał Adalbert
- A ty co
sądzisz, Matthew? – Zapytał standupera Alvaro, szturchając go łokciem.
- Dobra,
całkiem tu fajnie. Masz, powiedziałem, zadowolony? – Chłopak skrzyżował
ręce na klatce piersiowej.
- Jak
najbardziej. – Cup złożył usta w dzióbek.
Staliśmy przed ostatnim akwarium, stojącym na
tyłach pokoju. W przeciwieństwie do innych zbiorników, ten miał drabinkę.
Czyżby w środku był jakiś delfin z którym będzie można pływać? Albo ośmiornica
której będzie można wrzucać łamigłówki do zabawy? Widziałam kiedyś taką w
internecie… Jednak to, co było w tym akwarium, przewyższyło moje najśmielsze
oczekiwania. Z mroku jaskini dekoracyjnej wyłonił się olbrzymi rekin młot, miał
z 8 metrów długości, jasno-szarą skórę
podbrzusza i czarną grzbietu. Wyglądał… ekstremalnie uroczo!
- Patrzcie
co za potwór. – Do akwarium podszedł Matthew i zaczął stukać w szybę.
- Nazywa
się Pinchek… – Marynarz złapał się za brodę.
- Serio
jest taki gatunek? – Zapytała Ada.
- Nie, to
akurat jego imię.
- Skąd
wiesz? – Zapytał Tailorwich kontynuując stukanie w szybę.
- Z
tabliczki, wiesz, tej obok drugiej tabliczki z napisem „Nie stukać w szybkę”.
Standuper nie przestał, mimo że marynarz go
upomniał. Postanowiłam wziąć sprawy w swoje ręce. Podeszłam do Matthew i
trzasnęłam go po łapach.
- Nie
zrozumiałeś? Masz przestać. – Chciałam zabrzmieć jak najbardziej groźnie
jak potrafiłam, chyba zadziałało, bo chłopak westchnął i podniósł ręce w akcie
porażki.
- Jak na
tchórza, jesteś zaskakująco odważny ze zwierzętami. – Zauważył Bleslav.
- Nie
jestem tchórzem. Zwierzęta i tak nie pamiętają co się im robi, więc jak się je
traktuje nie ma tak dużego znaczenia. – Odpowiedział komik.
- Oh,
zapewniam cię, rekiny mają świetną pamięć. – Raph dotknął czubkami palców
swoją dolną wargę. Tailorwich spojrzał raz jeszcze na rekina, który wciąż
śledził go swoim wzrokiem, chłopak przełknął głośno ślinę i odsunął się od
akwenu.
- Tak się
zastanawiam… Co by się stało gdyby ktoś wpadł do tego akwarium i rekin go
zabije? – Matthias podszedł do tabliczki, wodził po niej palcem przez
chwilę. – Nic tu nie jest napisane o
takiej sytuacji.
- Ponieważ
to bardzo ciekawa możliwość! – Koryfeus pojawił się koło nas. Był ubrany w
żółty sztormiak i pasujący do niego kapelusz. – W takiej sytuacji zależy czy dana osoba wpadła do wody z własnej
przyczyny. Jeśli tak, to będziemy liczyli taką sytuację jako samobójstwo, jeśli
jednak byłoby to za sprawą osoby postronnej…
- Domyślamy
się. – Odpowiedział chłodno analityk.
- A ja
słyszałem że rekiny nie atakują ludzi dopóki nie wyczują krwi, więc skąd w
ogóle pewność że by nas zaatakował? – Dołączył się do rozmowy Alvaro.
- To by
się zgadzało w przypadku gdyby to był jakikolwiek inny rekin, ale biorąc pod
uwagę że to rekin-młot, nie możemy być pewni. Zdarzały się przypadki ataków na
ludziach, które nie były sprowokowane. Więc dokładnie nie można stwierdzić ich
natury.
- To się
zgadza. – Potwierdził Koryfeus.
- Oh, w porządku…
– Zmartwił się reżyser.
- Nic
ciekawego nie znaleźliście idąc w tym kierunku? – Adalbert skierował to
pytanie do mnie. Chyba już się na mnie nie gniewa za tego „niewolnika”.
- Niczego
nie było. – Odpowiedziałam.
- W takim razie, proponuję przenieść nasze
poszukiwania do tego drugiego pomieszczenia w holu. Wszyscy się zgadzają?
Opinia
była jednogłośna. Wróciliśmy wszyscy do holu głównego, Raph przez całą drogę
powrotną opowiadał nam ciekawostki na temat ryb. Podeszliśmy do jednej z dwóch
par drzwi, Alvaro podał żeton Adzie, która nalegała by to ona tym razem
otworzyła przejście. Żeton wszedł bez trudu, a chwilę później „klik”
rozbrzmiało w holu. Oceanarium było oświetlone więc nie było potrzeby
korzystania z latarek tam, jednak w holu i archiwum musieliśmy na nowo się
przestawić do korzystania z nich. Kiedy tylko minęłam próg, uderzył mnie zapach
papieru i tuszu. W porównaniu do oceanarium, archiwum wydawało się być o wiele
bardziej… zwyczajne. Prostokątne pomieszczenie, wypełnione milionami aktówek z
plakietkami oznaczającymi daty. Na środku pomieszczenia stało w rzędzie kilka
stołów z krzesłami i lampami.
- Pozwól
że sprawdzę. – Alvaro kliknął w przełącznik, lampy się nie zaświeciły,
oczywiście… – No jasne… – Reżyser
potrząsnął głową. – Ktoś coś znalazł?
- Z
ciekawszych rzeczy, najstarsze akta sięgają lat 1600.
– Poinformował nas Matthew.
- Hej,
ludzie mam tu coś. – Głos Ady zabrzmiał z tyłów pomieszczenia, wszyscy się
tam skierowaliśmy. Rzeczą, którą znalazła kominiara, były okratowane wrota, nie
miały klamki, ale na nich znajdował się taki sam otwór na żeton jak w innych
drzwiach. – Nie mamy żadnych więcej
żetonów?
- Niestety
nie. – Powiedział reżyser. – A
ciekawe co się tam znajduje…
- Tam
jest dalsza część archiwów. – Koryfeus, tym razem już w swoim codziennym
ubraniu, wyszedł zza jednego z rzędów szafek z dokumentami. – W tym momencie macie dostęp do archiwów z
przedziałem czasowym od 1600 roku do 2000. Żeby odblokować ich dalszą część,
musicie… zresztą sami wiecie co. – Koryfeus uśmiechnął się szeroko i
zniknął tak szybko, jak się pojawił.
- Dobra
ludzie, nie ma czasu na sprawdzanie wszystkiego teraz. – Bleslav mówił
patrząc na czas w telefonie. – Niech
każdy wybierze jakiś przedział czasowy i sprawdzi parę teczek.
Nikt nie oponował, w takich miejscach analityk
zdecydowanie przejmował inicjatywę. Wzięłam teczki, po jednej z lat 1957, 1959
i 1973. Przewertowałam je pobieżnie, wśród mnóstwa bezsensownych notatek
znalazłam kilka wycinek z gazet. Najwyraźniej wybrałam regał z wynalazkami,
ponieważ z tego co wyczytałam, jednym z największych odkryć roku 57’ była folia
bąbelkowa, w 59’wynaleziono teraźniejszą wersje rajstop a w 73’ zostały wydane
pierwsze telefony komórkowe. Zanudziłam się niemiłosiernie tymi bzdetami, na
wpół przytomna oznajmiłam pozostałym co znalazłam, nie słuchałam nawet co inni
wyczytali z tych papierów. Wróciłam do świata żywych na końcówkę rozmowy.
- Hmm…
Wśród dokumentów znajdują się wycinki z przeróżnych gazet… – Zaczął
konkluzję analityk. Zastanawiałam się czy nie było tu gdzieś jakiegoś artykułu
Sunny.
- I są
wydania w różnych językach, niektórych niedostępnych po angielsku. – Dodał marynarz.
- Zgadza
się, a informacje są przeróżne, od akt policyjnych z miejsc zbrodni, do
przepisów kucharskich. Nie ma szans żebyśmy znaleźli w tym momencie nic
ciekawego. Zostawmy to jak jest i liczmy że druga grupa znajdzie coś ciekawego.
Zgodnie
uznaliśmy że to koniec naszych poszukiwań i wdrapaliśmy się z powrotem na
parter. W salonie nikogo nie było, tak samo w restauracji.
- Mamy
jeszcze trochę czasu do spotkania z pozostałymi… Proponuję się… odświeżyć
najpierw, widzę że również kurz jest magazynowany w tych archiwach. –
Brzmiał na podirytowanego, widocznie nie lubił brudu, rozumiałam go, też nie
wytrzymałabym długo z…
- Ej,
Yukino, masz pajęczynę we włosach. – Chwilę mi zajęło przetworzenie
informacji jaką wysłała Ada.
- AAAA!
Zdejmij ją! Zdejmij ją! Zdejmij ją! – Skakałam po salonie jak opętana,
chciałam się upewnić że nie zgarnęłam jakiegoś pająka ze sobą… Deresad
przeczesała mi włosy dłońmi.
- Już,
ogarnęłam to. – Uśmiechnęła się do mnie… to nie była dziewczyna… to była
anielica zesłana z niebios by mnie strzec. – Yukino?
- Proszę,
nazywaj mnie „Yuki”. – Złapałam ją za rękę. Przyjrzałam się jej, zauważyłam
że miała przekrwione oczy, ta dziewczyna… nie spała całą noc, jej wzrok wydawał
się również być zamglony.
- No…
chyba mogę, spoko. – Kominiarka potrząsnęła mnie za rękę, ciągle się
uśmiechając. Ona potrzebowała pomocy, nie psycholożki, przyjaciółki… Nie
obchodzi mnie że pomagała w zabiciu Simona… Sam postanowił zabić Julię, a Ada
chcąc być przyjaciółką, pomogła jej się bronić… Ja nigdy nie miałam przyjaciółki
gotowej zabić by mnie obronić. Ich więź musi być naprawdę silna… ale w tym
momencie przechodzi ciężki okres… Ja chcę być z nią w tej trudnej chwili.
- Przejdziemy
się razem do pokojów? – Zapytałam, liczyłam że się zgodzi. Kominiarka
spojrzała niepewnie na marynarza.
- Idź,
idź. Ja jeszcze chciałem zamienić słówko z Alvaro. – Po tym skierował się
do siedzącego przy barze reżysera.
- To…
chodźmy. – Powiedziała w momencie w którym zdążyłam ją już przeciągnąć do
wyjścia z salonu.
Weszłyśmy
po schodach, Ada miała pokój tuż przy schodach i chciała już się schować w nim,
jednak ją powstrzymałam.
- C-czekaj!
– Złapałam za drzwi do jej pokoju.
- O co
chodzi? – Wyczułam w jej głosie zniecierpliwienie. Ale… musiałam jej pomóc.
- Po
procesie, zorganizowaliśmy spotkanie, w którym ustaliliśmy, że będziemy
ograniczali rozmowy z wami do minimum, ale jak widziałaś w oceanarium… ani ja,
ani Alvaro nie umiemy, wierzę… wierzę że to nie była twoja wina, ani marynarza.
- O czym
ty… – Kominiarz otworzyła szerzej drzwi.
- Dlatego
proszę… nie zamykaj się na wszystkich… ponieważ nie wszyscy uważają was za
sprawców tego nieszczęścia, poza tym swoje również wycierpieliście. Jeśli dalej
cię coś trapi… proszę… powiedz mi. – Mówiłam to z pełną powagą, teraz nie
było czasu na wygłupy.
- Nie
boli cię że okłamywaliśmy was? Z tym że się wcześniej znaliśmy… – Ada
oparła głowę o futrynę i przymknęła oczy.
- Każdy
ma swoje sekrety i ma powody by je chronić.
Nastała dłuższa cisza, wydawało mi się czas się
zatrzymał, w tym stanie zawieszenia… oczekiwałam odpowiedzi od tej wymęczonej
duszy która stała przede mną. W pewnym momencie, dziewczyna podniosła głowę,
spojrzała na mnie i z drgającą wargą wyszeptała:
- Dziękuję,
Yuki… Potrzebuję po prostu trochę czasu, ale zawsze możemy razem coś porobić.
- Nie bój
się do mnie zagadywać, kiedy tylko chcesz. – Złapałam ją za rękę i
energicznie nią machałam. – To… do
później.
- Do
później. – Już nie brzmiała na tak zagubioną.
Byłam
niesamowicie zadowolona z siebie, kiedy odchodziłam spod drzwi pokoju
kominiarki. Mój pokój był prawie że naprzeciwko jej, jednak musiałam wejść
głębiej w korytarz. Minęłam pokój Simona i weszłam do mojego własnego. Pokoik
był skromny, ale mi to odpowiadało, jak w każdym innym, było biurko z krzesłem,
podwójne łóżko i jakaś forma czytadeł. W moim przypadku była to niewielka,
sięgająca mi do kolan, szafeczka z książkami do psychologii, takie same egzemplarze
zauważyłam u Simona podczas śledztwa. Jednak tym co królowało w moim pokoju był
ciągnący się przez całą długość ściany regał z mangami i książkami. Kojarzyłam
część tytułów i byłam pewna że każda jedna z tych książek zawierała w mniejszym
lub większym stopniu motyw BL. Nie powiem że nie byłam zainteresowana lekturami
które mogłam tu znaleźć, ale czytanie zajmowało dużo czasu, a ostatnio ciężko
było o takowy. Musiałam również zaplanować jakieś kolejne spotkanie we dwoje
dla Sebastiana i Antona… Podłoga pokoju była wyłożona aksamitnym dywanem w
kolorze cyjanu. Lubiłam ten kolor, miał w sobie coś wyjątkowego. Zdjęłam buty i
rajstopy, te ostatnie wrzuciłam do kosza na brudne ubrania, który stał koło
szafy. Przeszłam bosymi stopami po dywanie, a następnie skierowałam się do
schodów prowadzących do mojej piwniczki. Trafiłam do zupełnie innego świata,
pod ścianą stała pracownia do rysowania, lubiłam tworzyć coś swojego od czasu
do czasu, ale daleko mi było do profesjonalizmu. Szafa z filmami o tematyce
podobnej do komiksów na górze, stała przy wielkim plazmowym telewizorze,
naprzeciwko którego stała kanapa dla co najmniej 5 osób. W rogu pomieszczenia
znajdowała się maszyna do projektowania pluszaków, poduszek oraz dakimakur.
Choć byłam fanką uroczych pluszaków, jakoś nie widziało mi się tworzenie ich
tutaj, tym bardziej nie wiem co miałabym robić z dakimakurami w takim miejscu.
Tuż przy wejściu do tego pomieszczenia stał szezlong i fotel, widocznie do tego
się sprowadziło moje bycie psycholożką w tym miejscu, dwóch mebli w piwnicy…
Jednak teraz chciałam się skupić na rzeczach w samym centrum pomieszczenia. Na
okrągłym stole stał elektryczny czajnik, upewniłam się że była w nim woda i
włączyłam go, szum wypełnił pomieszczenie. Przygotowałam kubek i torebkę białej
herbaty. Rzuciłam raz jeszcze okiem na pokój i weszłam z powrotem na górę.
Skierowałam
się do łazienki gdzie, rozebrana stałam przed lustrem, dokładnie przyglądając
się swojemu ciału. Śledziłam wzrokiem każdą wypukłość i wklęsłość, każde
odbarwienie i odcisk.
Przypomniały mi się figury pozostałych
dziewczyn… świat był czasem tak bardzo niesprawiedliwy. Przybliżyłam twarz do
tafli zwierciadła, rozciągałam i naciągałam skórę twarzy w kilku miejscach,
badając jej reakcje. W pewnym momencie głośno westchnęłam i spojrzałam raz
jeszcze na całość swej osoby… Ciekawe czy by mnie zrozumieli… Na razie widzą we
mnie pustą idiotkę, ale z czasem może się do mnie przekonają? Gdybym wyznała im
prawdę, czy to by coś zmieniło? Mogliby się mnie brzydzić… nie chcę tego.
Przekonam ich do siebie stopniowo, a kiedy będą gotowi… nie będzie już żadnych
sekretów…
Wykąpałam
się, wysuszyłam oraz spięłam włosy i ubrałam w świeże ubrania. Zeszłam na dół,
zalałam herbatę i odczekawszy chwilę wypiłam ją po czym stanęłam przed drzwiami
na korytarz, wzięłam głęboki oddech, założyłam maskę kitsune i szybkim ruchem
wyszłam z pokoju. W momencie w którym zamykałam drzwi na klucz usłyszałam jak
ktoś po mojej prawej wychodził z pokoju. Spojrzałam w tym kierunku i zauważyłam
tylko jak Charles uderza we mnie barkiem, co odepchnęło mnie na drzwi.
-EJ?!
Uważaj może trochę, co? – Nie słuchał mnie, szedł dalej, ale zauważyłam w
nim coś dziwnego… zataczał się? – Hej…
w-w porządku? – Podeszłam bliżej niego. – Słuchasz ty w ogóle?
Chłopak się zatrzymał i powoli obrócił w moją
stronę. Przez szpary w jego masce ujrzałam zupełnie puste spojrzenie, lekko
otwarte usta szeptały coś, jednak nie byłam w stanie usłyszeć.
- Chciałam
ci powiedzieć, żebyś uważał jak cho… – Tłumacz złapał mnie za gardło. Szok
sprawił że na początku tego nie zauważyłam, ale machałam nogami w powietrzu,
Braid przyszpilił mnie do ściany, chciałam krzyczeć ale uchwyt na moim przełyku
nie pozwalał mi na wydanie jakichkolwiek dźwięków. Próbowałam rękami zerwać
nacisk na moje gardło, ale był zbyt silny, skąd w nim taka siła? Zaczęłam
kaszleć a łzy zebrały się w kącikach moich oczu. Tłumacz przejechał językiem po
swoich wargach, po czym nachylił się nad moim uchem:
- 너의
과거를 안다 미카엘 –
Co? Co to miało znaczyć? Jedno słowo zabrzmiało mi dziwnie znajomo… to nie
mogła być prawda… skąd ON miałby o tym wiedzieć? Zaczęły mi się pojawiać
mroczki przed oczami, zaraz… stracę przytomność. Nie wiem co ten świr mógłby mi
jeszcze zrobić…
- CO
TY ROBISZ?! Zostaw ją?! – Kojarzyłam ten głos… Chester? W następnej chwili,
upadłam na podłogę, kręciło mi się w głowie. Rozejrzałam się, Charles stał
kilka kroków od nas, Chester go popchnął? Spojrzałam w kierunku pisarza
fanfiction. Podawał mi rękę, mimo wokoło panującego mroku naprawdę wyglądał…
jak bohater. –…ie jest? Yukino? Słyszysz
mnie? Nic ci nie jest?
- Trochę…
mi słabo… ale jestem cała. – Wyszeptałam, na więcej nie miałam siły.
- Co
ty odpierdalasz?! Nie waż się jej dotykać! – Tłumacz tylko splunął w naszym
kierunku i zniknął za drzwiami pokoju. Rooker upadł na podłogę i zaczął ciężko
oddychać. – Rety, wyglądał przerażająco!
O co wam poszło?
- J-ja…
nie wiem… – W głowie wciąż odbijało mi się echem jedno słowo, które
wypowiedział Charles. Brzmiało zbyt podobnie by mógł to być przypadek… – Ch-chodźmy stąd, dasz radę wstać?
-
No jasne, w końcu bohater zawsze wstaje po uratowaniu swojej heroiny… Ale
mogłabyś mi podać rękę? – Zrobiłam jak poprosił.
- Możesz
mi coś obiecać?
- Co
jest?
- Nikomu
nie mów o tym co tu zaszło. – Nie mogłam pozwolić sobie żeby wieści się
rozeszły teraz. To nie skończyłoby się dobrze. Z resztą, inni nie powinni się
martwić moimi problemami.
- No
dobra… nie wiem czemu o to prosisz… ale ci ufam z tym. – Zauważyłam
niewielki uśmiech spod jego maski, Chester był dobrym kolegą.
Skierowaliśmy
się do restauracji, gdzie spora liczba osób już czekała, usiedliśmy z Adą i
Matthiasem. Chwilę później do pomieszczenia wszedł Charles, jak gdyby nigdy nic
usiadł z Casprem, Raphem i Thomasem, zaczęli rozmawiać.
-…dzisz,
Yuki? Y-yuki? – Rooker coś do mnie mówił… o co mogło
mu chodzić?
- Taa,
masz rację… – Szukałam możliwych okazji w których Braid mógł się
dowiedzieć, nic mi nie przychodziło do głowy, kim on jest do cholery?! KIM JEST CHARLES BRAID?! – Przepraszam, mógłbyś powtórzyć?
- Pytałem
czy masz już gotowy kolejny plan na randkę Antona i Sebastiana. Kolacja we
dwoje wyszła świetnie, ale nie możemy na tym poprzestać. – Oczywiście, nie
podobało mi się że jestem przetrzymywana w tym kurorcie, ale biorąc pod uwagę
że był tutaj ktoś taki jak Chester… jakoś było mi lżej.
- Przepraszam,
nie miałam żadnego pomysłu, ale jak usłyszysz o tym całym oceanarium to możemy
tam coś potem zorganizować, zobaczysz, jest KOS-MICZ-NE. – Mimo, że
odruchowo zaglądałam w kierunku Charlesa, udało mi się przemóc do skierowania
wzroku na niedźwiedzia i modela. Naprawdę uważał że do siebie pasowali, do tego
byli ciekawym rzutem na „Piękną i Bestię”… Od razu wyczułam wręcz ociekającą z
nich gej-esencje. Jedynym silniejszym czynnikiem od nich była Julia, ale akcje
dziewczyna na dziewczynę nie były tak interesujące jak panowie. Nic dziwnego że
mój Gejdar oszalał… Anton i Sebastian… naprawdę nie spędzają ze sobą
wystarczająco dużo czasu…
W
momencie, w którym wszyscy zasiedli w jadalni, model wstał i zaczął mówić
- No
więc, na piętrze jest pokój do relaksu, raczej nie ma w nim nic interesującego,
ale można w nim odpocząć od czasu do czasu. Są tam leżaki i oczka wodne z
kaskadami. Jednak najciekawszą częścią pomieszczenia jest system deszczowy
uruchamiany na przycisk.
- A
co to ma mieć na celu? – Zapytałam Chestera szeptem.
- Venice
mówiła coś że ta woda dobrze działa na skórę, a tak poza tym kojące dźwięki
spadających kropel mają pomóc zasnąć. – To było ciekawe, będę musiała się
tam później przejść.
Następnie wstał Alvaro i tak samo jak
model zaczął opowiadać o znaleziskach naszej grupy:
- Oceanarium,
oprócz tego że ma pokaźną kolekcje ryb, jest prawie w pełni zautomatyzowane. Jest
operatornia z której można wszystkie procesy śledzić, ale z tego co mówił
Matthew, jest to skomplikowane. A, no i jest jeszcze Pinchek.
- Jaki
Pinchek? – Zapytał Habber, zastanawiałam się jak tam u niego, dawno z nim
nie gadałam.
- Aa,
no… mmm… Maskotka kurortu… rekin-młot. – Reżyser wahał się przed
odpowiedzią. W sali można było usłyszeć spore zamieszanie.
- R-rekin?!
– Wrzasnął Sebastian. – Przecież to
niebezpieczne! A jak kogoś zabije przypadkiem?
- Koryfeus
wspominał że w takim wypadku uznaje się kogoś za zmarłego w wyniku samobójstwa.
– Dołączył się Matthew.
- To
do nich pasuje, umywają ręce kiedy tylko coś się dzieje z ich winy! – Sunny
siedziała z Adalbertem przy jednym stole. – Alvaro,
a co z archiwum?
- Archiwum
to bardziej magazyn na szuflady wypełnione przypadkowymi informacjami. Można
tam znaleźć jakieś notatki, badania, mapy i wycinki z gazet. Mamy dostęp do
dokumentów z lat w przedziale od 1600 roku do 2000. Jest archiwum nowszej
makulatury, ale w tym momencie poza naszym zasięgiem. Iiii to chyba wszystko.
– Zakończył swój wykład Cup.
- Więc
dalej nie ma drogi wyjścia… – Zasmucił się Goeson. – Ale… przynajmniej nie dopuścimy do kolejnej śmierci! Prawda?
- Co
do tego. – Dziennikarka stanęła na krześle i zaczęła rytmicznie uderzać
łyżeczką w szklankę. – Bleslav.
- Dziękuję.
– Analityk uśmiechnął się wstając, odchrząknął i wskazał na Julię. – Julio Mushial oraz pozostali członkowie
„Loży”, informuję was o tym że od tej nocy, będzie obowiązywał nowy system
działania w naszej małej społeczności i jak się domyślacie, to z waszego
powodu.
- Chwila,
skąd ty wiesz o tym spotkaniu? – Sebastian, wskazał na Adalberta. – Nie było cię tam!
-To
się zgadza, mnie tam nie było. Ale przypomnij sobie, kto organizował to
spotkanie.
- Co?
Sunny?! – Sebastian przeniósł swój wzrok na dziewczynę siedzącą obok
Bleslava.
- Ah,
dziękuję Sunny za nagranie wszystkiego. Dzięki tobie nie musiałem marnować
czasu na użeranie się z Cop’em. – Mężczyzna w mundurze skinął głową do
Whatever, następnie wrócił do rozmowy z niedźwiedziem. – Bo widzisz… narobiłbyś niepotrzebnego hałasu gdybym brał udział w zebraniu
bezpośrednio, ale cieszę się że dotarliście do konsensusu którego oczekiwałem.
- Ty…
- Uspokój
się, Bastian. – Anton wtrącił się w słowo mężczyzny w futrze. – Musisz się zgodzić z Adalbertem że robiłbyś
problemy, których on usilnie starał się unikać.
- An?!
Ja… masz rację… – Sebastian odpuścił dalsze spory.
- Ekhem,
wracając do nowego…
- My
też chcemy coś ogłosić drodzy aktorzy! – Koryfeus i Venice stali na stole
przy którym wypowiadał się Bleslav. – Z
powodu długiego okresu między przedstawieniem, jesteśmy zmuszeni przygotować
specjalne atrakcje dla was. Dlatego chcemy was poinformować o nadchodzącym
konkursie piękności, który odbędzie się za… powiedzmy dwa dni, na sali
sportowej! Obecność obowiązkowa, szczegóły otrzymacie tuż przed samym
konkursem. Mamy też zaszczyt zawiadomić was o specjalnych gościach,
przyjeżdżających już niedługo do naszego kurortu. Dziękujemy za uwagę, Panie
Adalbert, może Pan kontynuować. – Marionetki zniknęły, zostawiając
analityka podirytowanego.
- Ekhem,
kontynuując…
- Konkurs
piękności? Co za brednie. – Julia przerwała analitykowi.
- To
może być ciekawe. – W głosie modela dało się usłyszeć odrobinę
podekscytowania
- Co
za straaaata czaaaaasuuuu. – Charles przyłożył czoło do stołu.
- Hej,
Ada, a co ty o tym myślisz? – Zapytałam kominiarkę
- Nie
wiem… nigdy nie wdziałam takiego konkursu… A ty?
- Dawaj
weźmiemy w nim udział razem. Zobaczysz to może być super zabawa, co?
- No…
dobra. Zróbmy to. – Ucieszyłam się na jej odpowiedź. – Matthias, tylko tym razem nie podglądajcie.
- To
nie był mój pomysł… – Szczęściarz wymamrotał, wierzyłam że to nie był jego
pomysł, zresztą dziewczyny już się zajęły sprawcami tamtego podglądania.
Spojrzałam na Chestera…
-…
Potrzebowałem Refek. – Odwrócił wzrok, to
znaczy że czuł się winny.
- W
dupie masz refkę. – Nie byłam już o to zła, po prostu się z nim droczyłam.
- EKHEM,
WRACAJĄC DO TEMATU! – Analityk krzyczał bez powodu, dziwak. – Podzielimy
was po jednym na każdą grupę. W takich
4-osobowych grupach, będziemy spać lub patrolować korytarze. Każdej nocy inna
grupa będzie miała dyżur, ta drużyna będzie odsypiała noc rano. Obchody będą
zaczynały się o 22:00, a kończyły wraz z porannym komunikatem o 7:00. I co wy
na to? Z góry mówię, większość osób się zgodziła na podjęcie takich środków.
Dzięki nim nie będziecie mieli czasu na te swoje… Lożowe spotkania, z których
doszło do zabicia Simona, a co za tym idzie, Jake’a… tylko przypominam. –
Julia siedziała w ciszy, rytmicznie tupiąc nogą, widziałam jak narasta w niej
gniew… Analityk przegiął, nie powinien był wspominać barmana. – Grupy będą następujące:
Grupa
pierwsza: Julia Mushial, Sunny Whatever, Habber Goeson i Alvaro Cup.
Grupa
druga: Raph Doca, Anton Borsch, Sebastian Cop i Matthew Tailorwich
Grupa
trzecia: Ada Deresad, Bleslav Adalbert, Matthias Wail i Yukino Cambell
Grupa
czwarta: Casper Cartie, Charles Braid, Chester Rooker i Thomas Herring.
- Co
do kurwy? Nie zgadzam się na żadne grupkowanie nas! – Julia wstała z
krzesła. – Niby z jakiej racji wy macie
to ustalać?
- No
jak daliśmy wam wolną rękę, to się skończyło dwoma trupami. – Wytknął
Matthew. – Razem jesteście niebezpieczni,
niepoczytalni wręcz. Tak przynajmniej będziemy pewni że niczego nie
namieszacie.
- Sunny, tobie to pasuje? Będziemy razem
w grupie. – Julia próbowała przemówić do
swojej rywalki.
- Zamknij
się, dzięki temu będę miała na ciebie oko. – Odpowiedziała spokojnie,
lesbijka warknęła.
- Raph!
Tobie to pasuje?! – To była jej ostatnia deska ratunku. Marynarz wyglądał
na zaskoczonego, wydawał się topić w swojej kurtce.
- Uhm…
to konieczne… prawda? – Doca skierował to pytanie do ogółu.
- Z
powodów wcześniej wymienionych, tak. – Odpowiedział nonszalancko Bleslav.
- Wybacz
mi, Julia… – Raph spuścił głowę.
- Nie
wierzę w to co sły... – urwała Mushial.
Dziewczyna
dalej kontynuowała spór, ale moją uwagę przykuł wpatrujący się prosto we mnie
Charles. Światło latarek dodawało mu czynnika grozy, uśmiechał się tak jak
zawsze… jednak wyczułam w tej ekspresji groźbę. Przypomniały mi się stare
czasy… gorsze, te o których wolałabym zapomnieć, ale nie mogę, ponieważ to
właśnie ta przeszłość uformowała mnie w to czym jestem dzisiaj. I czuję się
dobrze z tym kim jestem. Ale mimo to… czuję się w niebezpieczeństwie przez
tłumacza. Nie powinnam się do niego zbliżać, jeszcze ten jego stan z wcześniej…
kim jesteś Braid?
- Dobra…
zga… zgadzam się. Zróbmy te wasze zjebane grupy. – Julia ostatecznie
skapitulowała pod naciskiem wszystkich.
- Wyśmienicie,
dzisiejszy dyżur będzie pełnić moja grupa, resztę będziemy ustalać na
poczekaniu. Niech wszyscy się przygotują, omówcie w czyim pokoju będziecie
sypiać i poznoście potrzebne graty. – Analitykowi widocznie ulżyło że w
końcu dotarł do końca swojego tematu, podszedł do naszego stolika.
- Uhm…
pój...pójdę do mojej grupy. – Chester wstał i podszedł do stolika Caspra,
Thomas’a i Charles’a.
- No
więc drużyno… macie jakieś przeciwwskazania by sypiać w moim pokoju? –
Analityk oparł głowę na splecionych palcach. Spojrzeliśmy po sobie, nikt nie
wydawał się zmartwiony wizją spania w pokoju Adalberta.
- Mi
pasuje. – Powiedziałam
- Mi
też. – Dodała Ada
- Jeśli
nie będę wam przeszkadzał… to czemu nie… – Zakończył Matthias. – A, Ada weź karty.
- To
nie będzie konieczne, myślę że mam kilka talii w swoim pokoju. – Wtrącił
się Bleslav, nie wyglądał na typ człowieka zainteresowanego grami, ale z
drugiej strony… brał udział w grze w pytania podczas imprezy i również bawił
się w chowanego… – Którą mamy godzinę…
16:00… Spróbujcie w godzinę się uwinąć z przenoszeniem śpiworów i pozostałych
rzeczy. Do zobaczenia. – Wyszedł z restauracji, dziwnie uśmiechnięty.
- Ada,
pomóżmy sobie nawzajem zapakować rzeczy. Zgoda? – Zagaiłam.
- Okej,
ale Matthia…
- Nie
no, baw się dobrze, zresztą… jesteśmy umówieni na później. A teraz muszę
jeszcze się gdzieś przejść. – Chłopak uśmiechnął się, pokazując swój złoty
ząb.
- To…
do później Matt.
- Do
później. – Szczęściarz poszedł w ślady analityka.
- Idziemy?
– Deresad zapytała wstając z siedzenia.
- Jasne,
chodźmy.
Najpierw
zaszłyśmy do mojego pokoju, wzięłam śpiwór, jakąś bieliznę i szczoteczkę z
pastą. Nie brałam ciuchów, przecież nie pakowałam się na wycieczkę, tylko na
nocki do pokoju kilka metrów stąd. Następnie przeszliśmy do pokoju Ady,
zaskoczyło mnie o jak wiele bardziej luksusowo wyglądały meble w pokoju
kominiarki, z powodu czerni. Siedziałam na łóżku i kontynuowałam naszą rozmowę
którą ciągnęłyśmy od kilku minut.
- No
więc ty i Matthias…?
- Co
ja i Matthias? – Ada wydawała się być tak naiwnie niewinna…
- No
wiesz… tak na poważnie? – Sprostowałam.
- Co?
Ja… my… nie… – Zaśmiałam się, była taka urocza, robiłam za swatkę dla
homoseksualistów, ale oglądanie jak ludzie się łączą w pary jest
satysfakcjonujące nieważnie od orientacji. – Goń się, głupia.
- Ale
bylibyście taaaacy słodcy razeeeeeem. – Rzuciłam w nią poduszką.
- Matthias
po prostu potrzebuje wsparcia. – Ada złapała poduszkę i odrzuciła.
- Brzmi
jak związek. – Powtórzyłam rzut.
- Ale
emocjonalnego.
- Wciąż
jak związek.
- Chodzi
o to, że jest smutny.
- Związek,
związek, związek! – Przy każdej wymianie zdania, poduszka zmieniała
właścicielkę.
- Głupia
jesteś. – Kominiarka schowała twarz w ów poduszce.
- Palcie
się ogonie Erosa! Jakom doprowadzę do zaślubin tej dwójki! – Śmiałam się
wniebogłosy. Nie zauważyłam kiedy Deresad mnie podeszła i przywaliła poduszką
tak, że pierze zaczęły latać wkoło nas. Cieszyłam się, że Ada się rozchmurzyła.
Kilka
minut później stałyśmy przed drzwiami do pokoju analityka.
- Jak
sobie wyobrażasz pokój Bleslava? – Zapytałam, spoglądając na Adę.
- Hmmm…
Dużo szachowych pionków i plastikowych żołnierzyków. – Opowiedziała pewnie.
- A
więc myślimy tak samo. Swoją drogą masz pióra we włosach.
- Taa,
ty też. – Ani mnie, ani Adę nie obchodziła obecność pierza w naszych
włosach. Zapukałyśmy do pokoju Adalberta. Chwilę później otworzył nam chłopak w
masce z mapą świata.
- Spóźniłyście
się. – Przywitał nas.
- Oj
tylko… – Spojrzałam na telefon i zacisnęłam wargi. – … 4 godziny spóźnienia.
- Właźcie.
– Bleslav ukłonem zaprosił nas do środka.
Pokój
Bleslava… był zaskakująco zwyczajny. Nie było w nim żadnych wyjątkowych
przedmiotów. Pewnie wszystkie rzeczy związane z hobby trzymał w piwnicy.
- Biedny
masz ten pokój. – Zauważyłam siadając na krześle przy biurku. Zauważyłam
jasno-zielony śpiwór rozłożony przy biblioteczce z książkami. – O, Matthias tu jest?
- Matthias
tu był godzinę temu… – Analityk strasznie mocno naciskał na czas… chyba
chciał w nas wmusić poczucie winy za spóźnienie. Ku jemu nieszczęściu byłam
królową czytania intencji.
- To
jaki jest plan? – Zapytała Ada, rozkładając swoje rzeczy.
- Każde
z nas będzie patrolowało wybrany region, który wcześniej podzieliliśmy. Wail
wziął na siebie sprawdzanie dachu, pokoju dziecięcego i korytarza z pokojami.
– Wyjaśnił nam Bleslav.
- Sam
się do tego zgłosił? Na dachu będzie piździć. – Zapytała kominiara.
- Sam
wybrał. Ja się zajmę archiwum i oceanarium. Wam zostały sala sportowa z
restauracją i pokojem do relaksu oraz kaplica z salonem i salą teatralną. Co
bierzecie? – Analityk przeszedł się po pokoju. Upewnił się że drzwi do jego
piwnicy były zamknięte. Więc nici z myszkowania…
- Mi
obojętnie. Co chcesz, Yuki? – Ada skończyła wypakowywanie.
-Hmm,
wezmę sportową, restaurację i relaksacyjny. – Stwierdziłam.
- W
takim razie dla mnie reszta. – Uśmiechnęła się kominiarka.
- Czyli
ustalone, punkt dziesiąta, w salonie zaczynamy. Nie spóźnijcie się.
-
Jasne, jasne. – Z tymi słowami wyszłam z pokoju,
miałam jeszcze jedną osobę z którą chciałam pogadać przed dyżurem.
Stanęłam
przed drzwiami do pokoju Habber’a. Zastanawiałam się o czym bym chciała z nim
pogadać. Ciężko by było po nim poznać, ale jest silnym człowiekiem, nie tylko
pod względem mięśniowym, ale również psychicznym. Jest hałaśliwy i wydaje się
jakby się bał wielu rzeczy… ale czy my wszyscy tacy nie jesteśmy? Ostatnio mi
opowiadał o swojej siostrze, April. Z jego opisów wydawała się być bardzo fajną
dziewczyną, kiedy się stąd wydostaniemy zdecydowanie chciałabym ją poznać.
Zapukałam do pokoju, po chwili otworzył mi bokser.
- O,
hej! – Wrzasnął na przywitanie.
- Hej,
jak się masz? – Zapytałam, wchodząc do jego pokoju.
- A,
dobrze. Znaczy… na pewno lepiej niż na początku. – Chłopak usiadł na łóżku,
ja postanowiłam zasiąść na krześle przy biurku.
Rozejrzałam
się po pokoju Goeson’a, wyglądał jak typowy pokój nastolatka-sportowca,
wszędzie porozrzucany sprzęt sportowy, jakaś szafka z białkiem, keratyną czy
innymi świństwami do rozwijania mięśni, przynajmniej tak mi to tłumaczył.
- Tooo
o czym chcesz pogadać? – Zapytał kładąc się na łóżku.
- A
wiesz, tak ogólnie przyszłam spytać co sądzisz o tej całej sytuacji.
- Ogólnie,
chyba dobrze mieć jakiś system działania, to może nas uratować przed kolejnym
morderstwem… Ale uważam też że ludzie z mojego pokoju trochę… przesadzają.
- Kto?
Sunny i Alvaro?
- Bardziej
Sunny, jak wpadłem wcześniej do pokoju Julii, tam mamy spać, to dziennikarka
przygotowała jakieś liny i boję się co chce z nimi zrobić.
- Jestem
pewna że nie zrobi czegoś bezmyślnego. – Wstałam z krzesła i usiadłam koło
Habber’a
- Właśnie
to mnie martwi. A jak z twoją drużyną?
-
Ada jest super, Adalbert… trzeba mieć na niego oko, a Matthias… słuchaj nie
radzę sobie tak dobrze z chłopakami, może…spróbowałbyś go trochę bardziej
nakręcić na wspólne zajęcia. Wydaje się strasznie odcinać i ograniczać tylko do
Ady.
- Zobaczę
co da się zrobić. Ale wiesz… ostatnio już mnie pytał kiedy jakiś trening.
- Naprawdę?
A właściwie to chyba nie będziecie ćwiczyć w ciemnościach, co nie?
- Oczywiście
że nie, będę ćwiczył w mojej piwnicy, jedna latarka daje wystarczająco światła,
a jeszcze jakbym wziął czyjąś, to jasno jak w dzień.
- Cieszę
się, że wrócił ci humor. – Postanowiłam już wyjść, wstałam i skierowałam
się do wyjścia. – Zaraz mam dyżur,
trzymaj się
- Dzięki
za pomoc, pani psycholog. Do jutra.
- Do
jutra. – Opuściłam pokój boksera.
Ostatnie
pół godziny przed dyżurem spędziłam na chodzeniu bez celu i kiedy nadeszła
godzina zero, a właściwie 22:00, zebrałam się zresztą w salonie.
- Wszyscy
wiedzą co robić? – Upewniał się analityk.
- Tak
jest. – Odpowiedzieliśmy jednogłośnie.
- To
do roboty. – Z tymi słowami każdy z nasz poszedł w swoją stronę.
Chodziłam wte i wewte, między salą sportową i relaksacyjną, zahaczając o restaurację za każdym razem. Godziny dłużyły mi się niemiłosiernie. W pewnym momencie przestałam już patrzeć na godzinę. Od machania latarką zaczęła boleć mnie ręka. Około 1 w nocy, wychodząc z korytarza prowadzącego do sali sportowej zauważyłam dziwny ruch, jakby coś przekradło się salonem, wyglądało jak… marionetka? To chyba nie było nic dziwnego, jednak wolałam się upewnić, zaczęłam podchodzić do przejścia do salonu i… nagle poczułam czyjąś rękę na ramieniu. Pisnęłam i zamachnęłam się latarką, ta o mało co nie uderzyła w twarz Bleslava.
- Uważaj z tym. – Powiedział beznamiętnie.
- Po coś przyszedł? – Zapytałam, łapiąc oddech
- Wiesz która jest godzina?
- Nie wiem, pierwsza?
- Za pięć siódma… Koniec dyżuru. Gratulacje, udało nam się. Pójdę po resztę, ty idź już do pokoju. Dobra robota.
- Dobra… robota. – Dopiero teraz poczułam jak bardzo byłam zmęczona. Wolnym krokiem ruszyłam do pokoju analityka. Kiedy tylko tam dotarłam… natychmiastowo zasnęłam na rozłożonym śpiworze Ady.
- Uważaj z tym. – Powiedział beznamiętnie.
- Po coś przyszedł? – Zapytałam, łapiąc oddech
- Wiesz która jest godzina?
- Nie wiem, pierwsza?
- Za pięć siódma… Koniec dyżuru. Gratulacje, udało nam się. Pójdę po resztę, ty idź już do pokoju. Dobra robota.
- Dobra… robota. – Dopiero teraz poczułam jak bardzo byłam zmęczona. Wolnym krokiem ruszyłam do pokoju analityka. Kiedy tylko tam dotarłam… natychmiastowo zasnęłam na rozłożonym śpiworze Ady.