Platforma była kształtu okręgu. Staliśmy na wyznaczonych przez marionetki
ciemnych, drewnianych podestach które lekko unosiły się nad ziemią. Ktoś zabił
jednego z nas, rozpoczynając tę chorą grę na dobre. Patrzyłem na wszystkich i
zastanawiałem, kogo tak naprawdę podejrzewam? Tak naprawdę mógł zrobić to
każdy, jednak podświadomie stawiałem na Thomasa lub Chestera. Jeden z nich już
wcześniej kombinował przy miejscu odnalezienia ciała, drugi natomiast miał
widoczny i niepodważalny motyw. Simon Isnt… był dla mnie bardzo obojętną
personą, chociaż widziałem w nas podobieństwa, przynajmniej wtedy kiedy nie
socjalizował się z resztą. Zaraz po zakończeniu tego procesu zamierzałem dać
sobie spokój i zatrzasnąć za bezpiecznymi drzwiami w swoim pokoju, jednak
obstawiałem że pewna irytująca osoba mnie z niego wyciągnie. Odkąd się tutaj
pojawiłem Alvaro nie dawał mi spokoju. Denerwował mnie. Jedyne co zawsze staram
się robić to zachować profesjonalizm, czy proszę o tak dużo? Nie wydawało mi
się.
Mój podest umiejscowiono obok Julii i Ady. Było mi to bardzo obojętne,
chociaż podświadomie chciałem być koło kogoś kto umiałby sprawnie zarządzać
nadchodzącą dyskusją. Mushial prowadziła jedną z grup, jednak nie wiedziałem
czy umiała szybko przechodzić z jednego faktu na drugi. Większość z nas, w tym
oczywiście ja, pokładała nadzieję w Bleslavie, w końcu perfekcyjny analityk
jest najbardziej przystosowany do analizy, prawda? ,,Szkoda, że nie mamy w
szeregach perfekcyjnego detektywa.’’ – Pomyślałem. Niespodziewanie ze ścian
naprzeciwko platform zaczęły wyrastać ogromnych rozmiarów monitory, których
czerń idealnie współgrała z karmazynowymi zasłonami. Po chwili przed nami
pojawili się Koryfeus i Venice wraz z jedną, nową marionetką której wcześniej
nie widzieliśmy. Czyżby ona odpowiadała za proces?
- Witamy was na
pierwszym procesie odbywającym się na terenie Szczypty Perfekcji! –
Oznajmiły swoimi denerwującymi głosami. – Chcielibyśmy pokrótce przypomnieć
wam zasady obowiązujące tutaj na sali. Jeśli chodzi o proces to jedynym
ograniczeniem czasowym jest tutaj wasza kondycja, bo my osobistego nie
narzucamy. Kiedy stwierdzicie, że dalsza dyskusja do niczego was nie zaprowadzi
to przed sobą na swoich podestach macie pulpit ze zdjęciami wszystkich żyjących
aktorów. Kliknijcie dwa razy na czyjąś podobiznę, a oddacie na tę osobę głos.
Jeśli traficie, to sprawca zostanie następnie poddany egzekucji, jednak jeśli
się pomylicie to wszyscy oprócz zabójcy zostaną ukarani. Dodatkowo obok zdjęć
aktorów macie przyciski z napisem ,,Debiut’’. Kiedy ktoś kliknie takowy obok
waszego zdjęcia, zostaniecie wraz z platformą wysłani na środek, gdzie osoba
która was wysłała będzie tłumaczyć dlaczego. Prosimy nie klikać przycisku tylko
dla zabawy, będzie to karane. Zrozumiałe? – Zapytały, a jedyną odpowiedź
jaką uzyskały były nieśmiałe przytaknięcia od niektórych. Tak zawsze wyglądał
pierwszy kontakt z czymś nowym, więc nie dziwiłem się. – Jeśli chodzi o
niego. – Marionetki wskazały na zakapturzoną postać. – To nazywa się Saymon i on zaprowadzi sprawcę, lub
wszystkich oprócz sprawcy, na egzekucję.
- Saymon mówi
hej...– Rzuciła zakapturzona marionetka bardzo niskim i zmęczonym głosem. W
porównaniu do Koryfeusa i Venice on nie piszczał, co było przyjemną
niespodzianką. Następnie wszystkie marionetki zniknęły, zostawiając nas samych
sobie. Głównie przemawiała cisza. Większość patrzyła po sobie ze zmieszanymi
mimikami, tylko niektórzy się uśmiechali. Od czego powinniśmy zacząć? Też nie
znałem odpowiedzi na to pytanie.
- Więc… od
czego powinniśmy zacząć? – Zapytała Sunny, rozplątując związane dotąd
czarne włosy w warkocz. Musiałem przyznać, że wyglądała całkiem atrakcyjnie w
połączeniu z fioletowym strojem.
- To nie może
być takie ciężkie. – Dorzucił po niej Jake. – Może zaczniemy od alibi? –
Skończył. Czy czasem wcześniej o tym nie rozmawialiśmy? Patrząc na godzinę
śmierci tak naprawdę nikt nie był w stanie się oczyścić.
- Przysięgam,
że spałam kiedy miało miejsce morderstwo! Widzieliście jaka przerażona byłam
kiedy zobaczyłam Simona leżącego na deskach! – Krzyczała zdeterminowana
Yukino.
- Ja dokładnie
tak samo! Chyba nie podejrzewalibyście kogoś, kto zwymiotował na widok ciała,
prawda?! – Głos Habbera był bliski załamania. Wystąpienie tej dwójki przed
szereg spotkało się tylko ze śmiechem ze strony Charlesa.
- Naprawdę jesteście
bezużyteczni! A myślałem, że morderstwo pozwoli wam się jakoś ogarnąć. –
Burknął Braid patrząc ze zniesmaczoną postawą na dwójkę.
- Może by tak
grzeczniej? Dziwisz im się, że próbują odrzucić wszelkie podejrzenia od siebie?
Nawet jeśli to nie jest najlepszy start, to jakiś jest. – Obrzuciła
tłumacza reprymendą dziennikarka. Charles wraz z Bleslavem parsknęli.
- Nie dziwię im
się, to proces, każdy walczy tutaj za siebie, jednak nie zwalnia to od
logicznego myślenia. – Skwitował całą zaistniałą sytuację analityk.
- Powinniśmy pracować
razem! Co ty pieprzysz, Bleslav? W przypadku porażki giniemy wszyscy, tutaj nie
ma miejsca na samowolkę. – Odezwał się zbulwersowany niedźwiedź.
- Sebastian ma
rację, nie możemy dać temu bydlakowi który zabił Simona pójść wolno! –
Dodał zaraz od siebie Anton. Adalbert głośno westchnął.
- Jak chcecie, nie powinniśmy
się teraz kłócić. – Po tych słowach uśmiech zniknął z twarzy Braida. –
Osobiście myślę, że warto byłoby ustalić gdzie popełniono morderstwo, a stamtąd
będziemy rzucać teoriami co się mogło stać. – W końcu ktoś zaproponował
pomysł. Gdzie zamordowano Simona? Tak naprawdę było jedno miejsce, które
przychodziło na myśl.
- Zanim
zaczniemy dyskusję chciałbym abyście się zastanowili nad motywem. Dlaczego
akurat sprawca wybrał Simona? Jest tutaj ktoś kto miałby do niego żal, prawda? –
Przeciągnął dziarsko Charles, a następnie zwrócił głowę w stronę Chestera, ten
jednak nie wyglądał jakby panikował. Jedynego co umiałem wyczytać z jego twarzy
to zimną obojętność.
- Wracając.
Znaleźliśmy ciało na sali teatralnej, czy to jakby nie oczywista odpowiedź że
został tam zamordowany? –
Odpowiedziała na pytanie analityka Ada. Otworzyłem telefon i przejrzałem na
szybko dowody. Czy możliwe że w jakiś sposób Isnt został zabity w sali
teatralnej, a ktoś przetransportował jego krew na dach? Ale po co wtedy
wracałby z powrotem?
- Tak naprawdę
nie ma dowodów potwierdzających, że został zabity właśnie tam, prawda? –
Odparł na to Casper. – Ciało również mogło zostać przetransportowane…
- Bo tak
właśnie było Cartie! Otwórzcie konwersację i spójrzcie na tę ogromną plamę
krwi. Oprawca był na tyle leniwy i pewny siebie, że postanowił ją zostawić.
– Pewny wyrzuciłem z siebie. Ciche dźwięki odpalanych przez aktorów
wyświetlaczy telefonów wypełniły salę.
- Faktycznie…
Myślicie, że dlaczego morderca nie zatarł za sobą śladów? – Zapytał
niepewny Matthias.
- Być może
uważał, że nieważne ile śladów zostawi nigdy go nie złapiemy? Trochę odważne z
jego strony patrząc na nasze talenty w grupie, ale nie mówię że nie
intrygujące. – Odrzucił na pytanie Matthiasa analityk.
- Albo po
prostu nie miał na to czasu, bo słyszał że ktoś się zbliża? – Zaproponowała
Yukino, która do tej pory zdążyła się uspokoić.
- Jednak
patrząc na alibi, wszyscy byli w tym czasie w swoich pokojach. Oczywiście tylko
w przypadku kiedy przyjmiemy najbardziej bezmyślną wersję i założymy, że
kłamstwa w tym świecie nie istnieją. – Odpowiedział jej poważnym i głębokim
głosem Raph. To był chyba pierwszy raz, kiedy słyszałem go w takim wariancie.
- Jeśli ktoś
faktycznie kłamał i widział sprawcę na dachu to mamy też wytłumaczenie dlaczego
było tak dużo śladów stóp na śniegu. – Dodał Alvaro, pokazując nam
wszystkim zdjęcie wgnieceń na śniegu, które znaleźliśmy wcześniej.
- Nie chcę
wątpić w twój tok myślenia, ale czy czasem nie mogą to być ślady pozostawione
podczas śledztwa? W sensie, byliście tam w kilka osób, prawda? –
Zakwestionował Anton.
- Tutaj się
mylisz Borsch, bo nie pozwoliłem im wejść na dach dopóki nie zrobiliśmy
zdjęcia. – Pewny siebie odrzucił.
- On ma rację,
nie weszliśmy przed zrobieniem zdjęcia. Przypatrzcie się dobrze, ilość tych
śladów jest ogromna jak na jedną osobę, nawet jeśli byłaby w biegu! –
Dramatycznie podsumował to Thomas, na co większość westchnęła. Naprawdę wcześniej
tego nie zauważyli?
- Tylko co tam
mogło się stać? Nawet jeśli ktoś zobaczył sprawcę to dlaczego nie chce nam się
do tego przyznać? – Zapytał lekko zirytowany marynarz.
- Może to
dlatego, że nie mamy do czynienia ze sprawcą… – Zaczął niepewny Casper. – Mamy
do czynienia ze sprawcami. – Moje oczy się rozszerzyły. Gdzieś w głębi
swojej głowy miałem zakorzeniony ten pomysł, jednak wydawał mi się na tyle
nielogiczny że go od razu odrzuciłem. Jeśli tylko jedna osoba może opuścić
kurort to jaki był sens sojuszu?
- Huh? Jak to ze sprawcami?
Myślisz, że ktoś faktycznie zgrupował się na Simona? To nie ma sensu! –
Rzuciła z niedowierzaniem Yukino. Ludzie patrzyli po sobie ze zdziwieniem.
- O ile muszę
przyznać, że to odważna teoria. – Rozkręcała się Sunny. – To nie wydaje
mi się mieć sensu.
- Ja jestem
nogami i rękoma za tym pomysłem. – Stanął w obronie Caspra reżyser. –
Nawet jeśli teraz może wydawać się bez sensu.
- Te ślady
niekoniecznie muszą oznaczać, że sprawca miał wspólnika. Równie dobrze mogą
oznaczać, że sprawca dużo biegał albo chociażby ofiara się sporo poruszała. –
Skonfrontowała ich z prawdą Julia. Poczułem, że to mój moment do odezwania się.
- Ludzie,
spójrzcie dokładnie jeszcze raz. Ślady wydają się w pewnym momencie dzielić na
dwie ścieżki, jedna prowadziła do centrum dachu a druga za wieżę zegarową. Nie
wydaje mi się, aby sprawca bezpośrednio kierował się do wyjścia. To wszystko
podpiera teorię, że sprawców było wielu zostawiając gdzieś z tyłu sens ich
akcji. – Powiedziałem ostro i szybko. Byłbym w stanie uwierzyć w to, że
sprawca tak dużo biegał gdyby nie te cholerne, rozgałęziające się drogi. Coś w
środku kazało mi zaufać Alvaro.
- Czyli
sugerujesz, że Simon został ofiarą gangbangu? – Zaśmiał się głośno Braid,
tym samym powodując, że większość z nas spaliła się ze wstydu.
- Jesteś
spierdolony Charles, wiesz o tym prawda? – Naszym głosem ludu okazała się
być Ada. Po tym komentarzu zdecydowanie przycichł. Nastąpiła chwila ciszy.
Przerwała ją dziennikarka.
- Dobra, może
zostawimy na razie teorie o sprawcy i skupimy się na broni użytej do
morderstwa? – Zmieniła temat, co mogło pozwolić nam na przejście dalej w
dyskusji. ,,Będę musiał jej podziękować za to wszystko’’ – stwierdziłem w
myślach.
- Chyba
oczywiste patrząc na dowody, prawda? Ten zakrwawiony nóż w kuchni znikąd się
nie wziął. – Odparł nie rozmyślając długo bokser.
- To prawda,
dodatkowo to czego nie sfotografowaliśmy, czyli źle ułożone w podstawce noże.
Nie mieliśmy jak tego pokazać, ale zapamiętałam. Małe były bardzo dziwnie
pomieszane z dużymi, jakby sprawca się śpieszył. – Dodała po Habberze.
- Myślicie, że
noży zostało użytych wiele? – Zaczął analityk. – Wtedy to tłumaczyłoby
ich złe ułożenie, a biorąc pod uwagę to że sprawca prawdopodobnie się spieszył,
mamy odpowiedź dlaczego mógł zapomnieć o tym jednym który mu upadł. –
Skończył drapiąc się po brodzie.
- Zakładając,
że sprawca był jeden to dlaczego było potrzebne mu tyle noży? – Zastanowił
się na głos Matthias. – Wbijał je w jego ciało? Simon miał cztery rany w
zupełnie odrębnych od siebie miejscach…
- Szczerze
mówiąc, nie myślę że rany zadane były w ten sposób. – Zaczął odpowiadać mu
Cartie. – W samym pliku mamy napisane, iż są one płytkie, gdyby ktoś chciał
przyszpilić nożami Simona do czegokolwiek, rany byłyby głębsze. –
Stwierdził i miał rację. Dlaczego więc ktoś wziął taki asortyment noży ze sobą?
- Może nóż to
zmyłka? – Wyrzuciłem z siebie. – Kiedy stacjonowaliśmy na dachu
wdepnąłem w beztrosko leżący sobie dookoła skalpel. Myślicie, że to może on był
narzędziem którym oprawca zadał Simonowi rany? – Większość wyglądała jakby
właśnie dostała natchnienia. Nie mówcie mi, że większość z was idioci
zapomniała, że mam całą stopę owiniętą w bandażach? Do teraz czasami potrafiła
poboleć jak diabli, jednak adrenalina lekko uśmierzała.
- Tylko, że
nikt oprócz Simona nie powinien mieć dostępu do takich typu rzeczy. – Odparł
Chester. – A Simon jest tutaj ofiarą. Myślisz, że sam przyniósł ze sobą na
ten dach skalpel?
- Czemu nie? To
teoretycznie nie jest niemożliwe, żeby ktoś na przykład zabrał mu go podczas
szamotaniny. – Dorzuciła swoje trzy grosze Julia. Tylko dlaczego Simon w
ogóle wszedł na ten dach? To mnie zastanawiało…
- Nie mamy jak
tego potwierdzić. Myślę, że kluczową kwestią jest powód dla którego Simon
wszedł na ten dach. Nie myślicie, że to dziwne iż w środku nocy wyszedł tak po
prostu ze swojego pokoju i tam poszedł? To zupełnie nie trzyma się kupy. –
Zaczął na powrót debatę ze swojej strony Charles. Miał zdecydowaną rację,
szukałem czegoś w dowodach, czegoś powiązanego.
- Kartka! –
Odparł Alvaro, pokazując wszystkim wyświetlacz swojego telefonu. – Razem z
Matthew w koszu Isnta znaleźliśmy kartkę, która ewidentnie nie zdążyła się do
końca spalić. ,,…tą wiadomość po przeczytaniu. PS. Znam twój plan.’’ To przez
nią Simon mógł zadecydować o wyjściu z pokoju.
- Czekajcie!
Zanim zaczniemy rozmawiać o tej tajemniczej kartce, możemy skończyć kwestię
narzędzia zbrodni? – Wstrzymał ze swojej strony konwersację Cartie. –
Przeczytajcie plik! Jeśli chcemy mu wierzyć, jest napisane w nim że Simon nie
umarł poprzez zadane mu rany! Zabiło go coś innego, mówiłem ci o tym Charles!
– Tłumacz wyszczerzył swoje śnieżnobiałe zęby.
- Pamiętasz
Alvaro jak razem badaliśmy ciało? – Brzoskwiniowo-włosy zwrócił się do
reżysera. Alvaro tylko przytaknął. – Coś ominęliśmy. Coś bardzo ważnego.
- Spójrzcie na
to. – Powiedział Casper wyciągając przed siebie telefon. – Przyjrzyjcie
się dokładnie okolicom jego nosa i ust. Są zdecydowanie innego odcienia od
reszty skóry.
- I co z tego?
To nie oznacza, że mógł mieć na przykład makijaż? Faceci też go nakładają, a
Simon był osobą która raczej dbała o swój wygląd. – Odparła bezmyślnie
Yukino, przez co wielu z nas złapało się za głowę. To na pewno nie był makijaż,
ale dlaczego ta skóra zmieniła delikatnie pigment?
- Bleslav. –
Celność zwrócił się do analityka. – Powiedz mi proszę, że przynajmniej ty
kiedykolwiek coś takiego widziałeś. Poznajesz od czego skóra mogłaby się tak
odbarwić, prawda? – Analityk prychnął, a następnie pstryknął palcami.
Czyżby w końcu domyślił się o co chodziło Casprowi?
- Nie jestem
pewien czy ślad zostałby na tak długo, ale pasuje mi to na uduszenie,
najprawdopodobniej przez coś co zakryłoby naraz drogi nosowe i oddechowe. –
Po chwili wyrzucił z siebie, a Cartie spokojnie odetchnął. Cieszyłem się, że
rozwikłaliśmy połowicznie kolejną zagadkę, ale to nie pozwoliło nam się jakoś
zdecydowanie ruszyć dalej.
- Fuckin’ awesome! Muszę jakoś podsycić tę rozmowę! – Wydał z siebie
głośny krzyk translator po czym teatralnie kliknął dwa przyciski na swojej
platformie. Nim zdążyłem dobrze pomyśleć nad tym co miał na myśli na środek
polecieli Casper i Raph. Charles był pierwszą osobą, która użyła przycisku
debiutu. Nie do końca potrafiłem opisać wygląd jaki przywdziały twarze
wysłanych na środek.
- Możesz mi z
łaski swojej powiedzieć o co ci chodzi? – Oburzył się na niego marynarz.
Nie tylko on patrzył na Charlesa ze zdziwieniem, nawet ja to robiłem. Dlaczego
tak nagle wysłał te dwie osoby na środek?
- Oj, ty już
dobrze wiesz, brudny morderco. – Zagrzmiał tłumacz, a wyraz jego twarzy
przybrał formę poważnego i zdecydowanego.
- Mógłbyś nam
przedstawić rzeczowe dowody, Braid? Co ta dwójka zrobiła? – Do grona
oburzonych dołączyła Julia. Casper stał obok marynarza i nic nie mówił, jego
ekspresja jakby wydawała się być pusta.
- Spójrzcie na
zdjęcie tego materiału który znalazł Alvaro i reszta na dachu. Przecież to
oczywiste, że to kawałeczki czyjejś maski rozwalonej w drobny mak. Obstawiam,
że Simon mimo wszystko się bronił, a to były efekty jego potyczki. To jak,
podejmiecie się pojedynku ze mną, panowie? – Zaakcentował ostatnie zdanie.
- AHAHAHAHAAH! – Ten
niespodziewany śmiech mnie przeraził. Rozszerzonymi oczyma patrzyłem na
śmiejącego się do swojej czapki Caspra. To jedno, zielone oko sprawiało
wrażenie wypełnionego obłędem. Moje myśli skierowały się w stronę jednego
wyniku… To niemożliwe! Mimo wszystko, spędziłem z Casprem trochę czasu, nie
wydawał mi się taki… Jednak to bywało zgubne. Bezgraniczne zaufanie potrafiło
odbić się czkawką, której nie zwykłem posiadać. Po chwili Cartie puścił swoją
czapkę i rzucił nią w stronę Charlesa. – Podobasz mi się, Braid! Zobaczmy
kto i jak szybko wygra w tej małej wojence na argumenty! – Nie wiedziałem
co powiedzieć i jak zareagować. Zdecydowanie był to scenariusz którego nie
podejrzewałem. Popatrzyłem na innych, na niektórych twarzach widziałem
zdziwienie, na jeszcze innych zmieszanie i zaniepokojenie.
- Moglibyśmy
wrócić do tej kartki? Wydaje mi się to lepsze niż jakieś bezpodstawne
oskarżenia. – Skomentował zaistniałą sytuację reżyser.
- Pozwól mi
skończyć Alvaro. – Przerwał mu Charles. – Jestem ciekawy co panowie mają
mi do powiedzenia.
- Daj nam to
rozegrać między nami, szybko wrócimy na swoje miejsce. – Powiedział w
odpowiedzi na to wszystko, spokojny już marynarz. On i Casper stali do siebie
plecami, lekko uśmiechnięci. – Gotowy Cartie? – Zapytał.
- Oczywiście.
– Odparł Casper. – Po pierwsze, skąd wiecie że ten materiał pochodzi z maski
któregoś z nas? Równie dobrze to może być coś innego. – W końcu przeszedł
do defensywy. Miał rację, to równie dobrze mogło być coś innego, tylko co?
Żaden materiał o takich kolorach nie przychodził mi na myśl.
- To zdejmijcie
swoje maski, a porównamy ich fakturę z tym co znaleźli na dachu. – Odparł
podekscytowany i uśmiechnięty Charles.
- Haha, bardzo
zabawne. – Ocenił go marynarz. – Gdybyśmy mogli skądś wziąć zapasowe to
bardzo chętnie byśmy wam pokazali.
- Otóż, nie
musicie się o to martwić! Odkąd domyśliliśmy się dokąd zmierza dyskusja,
zaczęliśmy przygotowywać specjalny dowód porównawczy. Alvaro, ty dotykałeś tego
materiału wcześniej prawda? – Marionetki pojawiły się znikąd, w swoich
malutkich dłoniach trzymając dwie maski, wyglądające dokładnie tak samo, jak
maski Caspra i Rapha. Czy to nie było jakby zbyt duże ułatwienie?
- Widzę, że
nawet wy wybieracie swoje strony. – Parsknął na ten widok Cartie.
- A masz coś do
ukrycia, że tak bardzo ci to przeszkadza? – Zapytała ostro Sunny. Mimo
wszystko z twarzy Caspra nie potrafił zejść ten dziwny uśmiech.
- Nie, po
prostu będę mieć więcej do tłumaczenia się, ale niech tak będzie. I jak Alvaro?
– Reżyser trzymał w swoich dłoniach maski dane mu przez marionetki. Opuszkami
palców badał fakturę samych ich krańców, ponieważ tylko tam występował czarny
materiał. Robił to dłuższą chwilę po czym z poważnym tonem oznajmił:
- To jest
dokładnie ten sam materiał, który znaleźliśmy wcześniej. Przykro mi, chłopaki…
– Odrzucił po chwili ze smutnym grymasem twarzy. Brwi Cartie’a się ugięły,
a on sam przywdział uśmiech posiadający w sobie specyficzną, depresyjną aurę.
- Nic się nie
stało, damy radę się wybronić, prawda Raph? – Zagaił do marynarza, którego
czoło wyraźnie oblane teraz było potem. Denerwował się, to nie podlegało
negocjacji. Doca mu nie odpowiedział.
- Pozwólcie mi
zacząć. Raph, gdzie byłeś w momencie morderstwa? – Zapytała go Yukino. Już
to przerabialiśmy…
- Przepraszam,
ale to pytanie jest tak głupie jak ty sama w tym momencie. – Zareagował na
to barman. Siedział cicho od dłuższego czasu, cieszyłem się że nawet dzięki tym
mniej rozgarniętym wciągamy większą ilość osób w dyskusję.
- Słuchaj ty
pieprzony…
- Dobra, stop!
To było dziecinne z twojej strony Jake, ale nie powiem żebym się tego nie
spodziewała. – Przerwała im Julia, zakańczając konflikt u źródła. Czy
naprawdę mieliśmy siłę i czas by rozmawiać o takich pierdołach?
- Tak czy siak,
dopiero teraz do mnie dotarło! Nie jesteśmy jedynymi osobami z białymi i
czarnymi maskami, prawda? – Zapytał przekornie Cartie. Swoim wzrokiem
skierował nas w stronę modela. Anton miał malusieńki kawałeczek czarnego na
swojej masce, a kawałki które znalazł Alvaro nie były zbytnio duże. To
teoretycznie mógłby być on…
- Ano
faktycznie, dziękuję za wypomnienie mojego przeoczenia. – Odparł na to
wszystko Braid, który już chciał klikać przycisk, jednak ktoś go ubiegł.
Whatever zaraz potem schowała dłonie do kieszeni. – Sunny? Czemu mi to
zrobiłaś?
- Żebyś miał
mniej satysfakcji z tego wszystkiego, ty chory dupku. – Odpowiedziała agresywnie,
prawie że krzycząc. – Przepraszam Anton, ale wiesz jaka jest sytuacja.
- Rozumiem, nie
jestem na nikogo zły. – Głos modela drżał, a jego wydźwięk sprawiał że
momentalnie zrobiło mi się przykro. Nie wyglądał mi na osobę, która bez
skrupułów potrafiłaby kogoś zabić, ale jak już wcześniej mówiłem, ja nie miewam
czkawek.
- I co teraz,
jak niby chcesz ustalić który z nas jest potencjalnym sprawcą, co Charles? –
Postawił się Casper i nonszalancko patrzył na zamyślonego Braida.
- Może to czas
aby przywrócić wcześniejszą teorię? – Zaproponował analityk, a tłumacz
pstryknął palcami i wskazał na niego.
- Tak, to jest
dobry pomysł. Widzicie, to nawet nie musi wyglądać tak że tylko jeden z was go
zabił… może wszyscy trzej zabiliście go jednocześnie. – Oznajmił zafascynowany
Charles.
- Wcześniej
bardzo upieraliście się, że ta teoria nie ma sensu, co to za nagła zmiana
poglądów? Czyżbyś grał na dwa fronty, szczurze? – Głos Cartie’a
przepełniony był dziwnym rodzajem złości połączonej z przyjemnością. Dlaczego
nagle na tym procesie stał się… taki? Gdzie jest ten przepraszający za swoje
słowa Casper z przed kilku dni?
- Gram Cartie,
tak samo jak my wszyscy, a podczas gry adaptujesz się do warunków… –
Odrzucił tonem, który po brzegi wypełniony był jadem.
- To udowodnij mi!
Udowodnij mi to, że to ja przyszpiliłem go do dachu i zadźgałem jak psa, którym
był! Udowodnij mi to, Braid! – Oburzył się Casper, którego gestykulacja
znajdowała się na najwyższym poziomie. Co się właśnie teraz działo.
- Casper,
wystarczy! To koniec! To koniec… - Krzyknęła Julia w odpowiedzi na
zaistniałą sytuację, a następnie Cartie po prostu przestał. Oko w którym
wcześniej widziałem obłęd zniknęło, teraz było po prostu zielone. Nagle
wyglądał jakby był tylko przygnębiony. Czułem, że jesteśmy blisko, nawet jeśli
od jakiegoś czasu się oddalaliśmy.
- Co to ma znaczyć? Co
oznacza ,,koniec’’, Mushial? – Wszyscy byliśmy ciekawi, jednak zapytała
tylko Sunny. Lesbijka cofnęła wcześniej przywołanych na środek mężczyzn, a sama
pojawiła się w ich miejsce.
- Po prostu
mnie wysłuchajcie ze szczególną uwagą, bo nie zamierzam się powtarzać. –
Wyrzuciła z siebie Julia. – Teoria z wieloma sprawcami jest prawdziwa, mogę
to potwierdzić bo… bo byłam jednym z nich. – Wyciągnęła telefon z kieszeni
swojej jeansowej kurtki i pokazała nam zdjęcie białej tablicy, którą
znaleźliśmy w pokoju Simona. – Isnt, on… chciał mnie zabić. Wszystko zaczęło
się od dnia w którym graliśmy w siatkówkę. Simon usnął na ławce, pamiętacie?
Jake wziął go do jego pokoju i tam zobaczył właśnie tablicę i moje zdjęcie na
niej. Widziałam coś takiego wcześniej, więc wiedziałam co Simon zamierza mi
zrobić. Nie mogłam tego tak zostawić. Ja, Jake, Casper, Raph i Ada znaliśmy się
jeszcze przed tym całym porwaniem, jednak obowiązywała zasada, która nakazywała
nam tego nie okazywać w takich przypadkach. Nie mogłam tego tak zostawić, więc
na spotkaniu w moim pokoju zaczęliśmy myśleć nad rozwiązaniem…
- Dlatego go
zabiliście? Czy to było rozwiązaniem odpowiednim dla wszystkich?! – Zdenerwował
się Anton. Nie dziwiłem mu się. Z każdym kolejnym słowem lesbijki coraz
trudniej było mi słuchać.
- Nie Anton…
uznaliśmy to za okazję do zniszczenia tej gry od środka. – Odpowiedziała mu
przytłumionym głosem Ada.
- Niby jak
chcieliście to zrobić? Rozpoczynając ją na dobre? – Do rozmowy w końcu
dołączył się niedźwiedź.
- Żeby ją
skończyć, musieliśmy ją zacząć. – Odpyskował mu zdenerwowanym głosem
Saladsky.
- Kontynuując.
Wymyśliliśmy plan który pozbywa się obydwóch tych problemów. Wysłałam list do Simona,
który prosił o spotkanie na dachu o północy. Miał go spalić, ale widzę że nawet
to zbyt dobrze mu nie poszło. – Skrzyżowała ręce na klatce piersiowej.
- I Simon
zgodził się na spotkanie w tak liczebnej grupie? – Zapytał ciekawy
Matthias.
- Oczywiście że
nie. Nic nie wspominałam o reszcie. Tutaj w grę wchodzą ślady na śniegu, które
widzieliście. Jedne z nich były ich, chowali się za wieżą i czekali na
odpowiedni moment by zaatakować. Ja stałam na środku i paliłam papierosa,
czekając na niego.
- A skąd ten
skalpel? Wiesz coś o nim? – Dopytywałem na temat narzędzia które mnie
wcześniej zraniło.
- Simon trzymał
go w kieszeni swojego kitla, kiedy go obezwładniliśmy. Musiał mu upaść, ale w
wirze akcji tego nie zauważyliśmy. – Odpowiedziała szczerze.
- Swoją drogą,
ciekawi mnie w jaki sposób chcieliście to zrobić. Zakończyć grę? W jaki
dokładnie sposób? – Odezwał się w końcu analityk.
- Każde z nas
dźgnęło go w jedno miejsce, tak jak widzieliście na jego ciele. – Zamiast
kobiety odpowiedział Casper.
- Myśleliśmy,
że jak wykrwawi się od tych ran to nie będzie można jednoznacznie wskazać kto
jest mordercą… – Dokończył za niego zmęczony marynarz.
- Założyliśmy
wszyscy te same, czarne dresy oraz połówki białych masek które załatwili nam ze
swoich szaf Casper i Raph. Przygotowywaliśmy się na niskoprocentowy scenariusz
w którym udałoby się mu uciec. – Dodała po chwili Ada.
- Naprawdę
myśleliście, że tak prosta rzecz zadziała na tak rozbudowaną grę? Szczerze
myślę, że osoba która ostatnia go dźgnęła teraz jest mordercą. – Szczerze
odpowiedziałem. – A co z tymi nożami i plamą po wymiocinach?
- Jeśli chodzi
o wymiociny, to no cóż… mieliśmy mały wypadek z Adą. – Oznajmił wszystkim
Jake, a Ada spłonęła rumieńcem i schowała za swoim kołnierzykiem.
- Ja popełniłam
błędy co do noży, bo podczas obmywania takowych jeden upuściłam, znaleźliście
go w kuchni. To samo wytłumaczenie mam co do źle ułożonych noży w stojaku. –
Odparła pani kominiarz.
- No i
ostatecznie skrawki to też wasza sprawka? – Chciał przekonać się Thomas.
- Zanim go
okaleczyliśmy jeden z nas dostał w twarz, a kawałek jego maski się posypał,
tylko tyle wiem. – Rzuciła na zadane pytanie Julia. – Plan był niemalże
idealny, nie wiedziałyby, jednak nie przewidziałam interwencji tego trzeciego
czynnika, czyli osoby która dokończy za nas robotę.
- Naprawdę
jesteście popierdoleni, cała wasza piątka. Nie mogliście powiedzieć nam
wszystkim? Coś byśmy wymyślili, bez niepotrzebnych ofiar! – Zbeształa ich
dziennikarka.
- Samosąd to
najgłupsza z opcji które mogliście podjąć! I ty Julia, z takim podejściem,
odziedziczyłaś po Bleslavie pozycję lidera? Jesteście siebie warci! – Dodał
zaraz po Sunny niedźwiedź.
- Co masz na
myśli Sebastian? Ja jestem jej w sumie wdzięczny, w końcu coś tutaj ciekawego
się zaczęło dziać. – Bronił lesbijki Bleslav.
- Adalbert ma
rację, miała na tyle jaj żeby cokolwiek zrobić, w przeciwieństwie do was. –
Odparł Charles.
- Szczerze
mówiąc wolałbym być tchórzem niż mordercą. – Dodał coś od siebie Chester.
- To jest
totalnie pojebane! Jak mogliście..?! Nawet jeśli to co mówicie to prawda i
Simon coś planował, to nadal nie usprawiedliwia tego co zrobiliście! –
Yukino widocznie była zdenerwowana.
- N-nie wiem
jak mam teraz na was patrzeć! Czemu to zrobiliście…? Po prostu czemu? –
Pytał Habber błagalnym głosem.
- Wszyscy się
na to zgodziliśmy, nie było już odwrotu. – Wyrzucił z siebie Casper.
- Nie żałujemy
tego co zrobiliśmy, jednak nadal pozostało dużo do odkrycia w związku z tą
sprawą. – Poprawił po nim marynarz. Dlatego właśnie nie ufałem nikomu. Nie
byłem na nich zły, tak działali ludzie. Byłem samotnikiem, który doskonale
sobie radził, bo wiedziałem że każdy prędzej czy później mnie zdradzi, taka
była już kolej rzeczy. Była tylko jedna osoba na tym świecie która by mnie nie
zawiodła... Zastanawiam się gdzie ona teraz jest.
- Ludzie, skupcie się! To nie tłumaczy skąd ciało Simona wzięło się na
sali teatralnej, prawda? Przysięgamy, że nie mamy z tym nic wspólnego! –
Zmienił temat Jake. Miał rację, to jeszcze nie był koniec tej rozprawy, bo
nawet jeśli to Julia i jej ekipa okaleczyli Simona, jego powód śmierci był
inny, oczywiście zakładając scenariusz w którym nie kłamią…
- A co jeśli
teraz kłamiecie i przenieśliście też jego ciało na salę teatralną? –
Zapytał Rooker. – Czy oni w ogóle nie powinni zostać ukarani? – Pisarz
fanfiction wypowiedział to na głos po czym na środku obok Julii pojawiły się
marionetki.
- Otóż nie,
panie Rooker, panienka Julia i reszta zasłużyli na specjalne traktowanie, bo
jako pierwsi mieli odwagę pozbawić kogoś życia, nie możemy za to karać. –
Odpowiedziały mu z pełną powagą. Yukino parsknęła.
- Ciągnie swój
do swego co…
- Jake ma
rację, wróćmy do tematu! – Wybrzmiało z ust analityka. – Ktoś zastał
Simona na dachu, kto nie był wami i go udusił? Czym jednak?
- Najbliższą
rzeczą pod ręką zdolna do czegoś takiego to byłaby… poduszka. – Oznajmił
zmieszany Casper.
- A nie
istnieje możliwość że wstał sam i ktoś dopadł go w korytarzu z pokojami? –
Zapytał niepewnie bokser.
- Spójrz
jeszcze raz na rany jakie otrzymał, nie ma takiej możliwości żeby potem miał
siłę chodzić! – Szybko zanegował go reżyser.
- Może ktoś
faktycznie wziął ze sobą poduszkę na dach bo chciał na przykład poleżeć, a
zastał to co zastał i postanowił dokończyć robotę? – Przekazała nam swoją
teorię fujoshi.
- To nie ma
sensu, leżeć w śniegu? – Wyśmiał ją Charles.
- Najbezpieczniej
byłoby przenieść ofiarę do swojego pokoju. – Odpowiedziałem szczerze to co
myślałem.
- Sama krew na
schodach by na to wskazywała. Ktoś pociągnął Simona po schodach i do swojego
pokoju, jednak zatarł ślady na korytarzu, nie zauważając tych pozostawionych
wcześniej. – Odparł z entuzjazmem marynarz.
- Następnie
myślicie że Simon został czymś owinięty? Gdyby nie, to czasem nie zostałoby o
wiele więcej krwi? – Zapytał szczęściarz.
- Bardzo
możliwe. Sprawca owinął ciało Simona, a następnie zszedł z nim po schodach i
zapakował do wózka gastronomicznego, bo patrząc na zdjęcia możemy zauważyć że
ma trochę krwi na kołach. – Kontynuował analityk.
- Czy to
niemożliwe aby Sebastian sobie z nim po prostu przebiegł do sali teatralnej?
Wtedy myślę nie byłoby dużo krwi… - Rzucił teorią Habber.
- I myślisz, że
ryzykowałby przyłapaniem? Misiek trochę waży, jeśli ktoś wyszedłby z pokoju
tylko na chwilę, myślę że mógłby go z łatwością usłyszeć. – Zanegował jego
teorię Charles.
- Stąd te
popioły! Ktoś spalił materiał w który zawinął Simona w kominku! Musiał to
zrobić krótko po pierwszej, skoro rano był już tylko popiołem. – Skojarzył
fakty Thomas. Faktycznie te popioły do teraz nie brały udziału, jednak bardzo
ładnie się ostatecznie wpasowały.
- Wiem kto jest mordercą
Simona… - Oznajmił smutnym głosem Sebastian. – To ty byłaś
odpowiedzialna za dekoracje, prawda? – Dopytywał niedźwiedź, wskazując na
Adę
- Ty to jednak
nie umiesz myśleć, prawda? Wiesz, że każdy mógł wejść po rusztowaniu i zawiesić
to ciało prawda? – Zaśmiał się na głos tłumacz. Miał rację…
- Morderca
odwinął Simona po czym wciągnął makietę księżyca, przywiązał go do niej i znowu
zarzucił? Musiał to zrobić ktoś silny, myślę… – Zastanowił się marynarz.
- Ominęliście
jedną rzecz, a dokładniej rzecz ujmując, obrus. Kawałek zdartego obrusu wisiał
na rusztowaniu, prawda? To oznacza, że morderca faktycznie użył wózka. –
Dopowiedział Jake. – Było jeszcze coś co leżało za obrusem, prawda Casper?
Coś czego zdjęcia nie zrobiłeś, choć to widziałeś. – Na twarzy Cartie’a
pojawił się strach. Bał się czegoś? Zaraz potem w kącie jego oczu zauważyłem
tworzące się łzy.
- Nie… nie… Nie
mówisz o tym, prawda? Te jebane okruchy… Były też obok rusztowania… – …Co?
Czemu zdecydował się o tym powiedzieć dopiero teraz? – Przepraszam…
przepraszam… kurwa mać! – Za co niby przepraszał? Niczego nie rozumiałem.
Okruchy były przy rusztowania, jednak nie zrobił im zdjęcia. Okruchy… to
znaczy, że sprawcą jest…!
- Przykro mi, ale taka jest
prawda, Casper. – Jake uśmiechnął się najszerzej jak tylko mógł. Wyciągnął
zza swojej marynarki połamaną połówkę jednej, biało-czarnej maski.
Barman… pieprzony barman… To nie było w porządku, osoba która zawsze starała
się ucinać spory... okazała się być mordercą? Nie wiedziałem co czuć...
Sprawcą... był Jake? Tak dbał o innych, robił dziwne rzeczy, ale czuć było jego
troskę. Spojrzałem na niechlujnie zrobiony opatrunek na mojej nodze... zrobiły
go ręce mordercy? Nie mogłem w to uwierzyć... Ale jeśli taka jest prawda...
przekonam wszystkich... w tym również siebie!
- Podsumujmy
to! – Odkrzyknąłem w odpowiedzi. – Wszystko zaczęło się dnia w którym
Simon usnął na ławce. Wtedy nasz sprawca zabrał go do jego pokoju i zobaczył
pewien dowód rozpoczynający tę serię niekontrolowanych zdarzeń. Biała tablica
Isnta miała zawieszone na niej zdjęcia wszystkich aktorów, jednak chodziło mu o
jedną konkretną osobę, Julię. Sprawca, Raph, Casper, Ada i Julia znali się
wcześniej, ukrywali to natomiast przed resztą, w tajemnicy umawiając się na
tajne spotkania. Właśnie na jednym z takich spotkań zadecydowali, żeby położyć
kres życiu mistrza gry i całej tej grze. Julia wysłała do Simona list, który
oznajmił mu o spotkanie o północy na dachu. Simon prawdopodobnie uznał to za
okazję do popełnienia własnej zbrodni, dlatego zgodził się przyjść. Julia i jej
ekipa ubrali się tak samo, czwórka z nich schowała się za wieżą zegarową,
czekając tylko aby zaatakować. W końcu Simon się zjawił i uaktywnił się ich
plan. Zaskoczyli Simona wyskakując zza wieży i dźgali. Następnie zostawili go
na dachu, jednak sprawca prawdopodobnie poczuł skruchę i się wrócił. Wziął go
do swojego pokoju i tam udusił. Z tamtego miejsca sprawca działał już w
pojedynkę. To co zrozumieliśmy źle okazało się być pewnością siebie sprawcy, bo
tak naprawdę zostawił nam wskazówki. Krew na schodach, na kółkach,
niesprzątnięte okruchy, jasno dają do zrozumienia że sprawca chciał być złapany. Owinął Simona w
jakiś materiał, skąd następnie przetransportował go wózkiem gastronomicznym na
salę teatralną. Wjechał wózkiem na scenę, a następnie za kulisy gdzie
pozostawił wózek, drąc obrus znajdujący się na nim. Wziął do rąk ciało i
wdrapał na rusztowanie, gdzie ściągnął makietę, przywiesił do niej ofiarę, a
następnie znowu zawiesił, czekając aż odkryjemy ciało następnego dnia. Potem
odstawił wózek do kuchni, a materiał w którym owinął ciało spalił w kominku.
Tak było, Jake? To była prawda, którą chciałeś abyśmy odkryli. – Wydałem z
siebie długi monolog. Przypominały mi się standupy które prowadziłem na
wolności. To koniec. Odnaleźliśmy sprawcę. Odnaleźliśmy pieprzonego sprawcę…
To be or not to be (Jake
Saladsky)
Nie czułem się z tym źle. Simon zasłużył sobie
na to co go spotkało, tak samo jak ja. Byłem przygotowany na odkrycie i śmierć
od momentu kiedy przestał oddychać pod moją poduszką. W głębi czułem, że plan
nie wypali, a ja nie mogłem pozwolić aby mojej rodzinie stała się krzywda. Byli
dla mnie wszystkim, musiałem się poświęcić.
- Dlaczego,
Jake? – Zapytała zdenerwowanym głosem Sunny.
- Gdzieś w
głębi serca czułem, że to co planujemy nie wyjdzie tak jak byśmy chcieli. Nie
mogłem pozwolić, aby coś im się stało, dlatego przyjąłem winę. – Odwróciłem
swoją głowę w stronę Rapha i Caspra. Obydwoje rzewnie płakali, niemalże
zanosili się łzami. Tak bardzo chciałem do nich podejść i po prostu przytulić..
– A wy co, cipcie? Co kurwa beczycie? To wyłącznie moja wina, że zgodziłem
się na ten plan i moja wina, że dobiłem Simona. Sunny, Bleslav? Możecie
zagłosować? – Poprosiłem, a oni bez żadnej dodatkowej skruchy kliknęli
przyciski. Większość podążyła za nimi. Julia w końcu wróciła ze środka na swoje
miejsce. Głośne dźwięki fanfar wypełniały salę procesową. Spojrzałem na
monitory wywieszone na ścianach, wszystkie głosy oddane na Jake’a Saladsky.
- Dziękuję.
– Odpowiedziałem patrząc z przyjaznym spojrzeniem na Sunny. Niespodziewanie na
środku pojawiły się marionetki.
- Oddaliście
swoje głosy! Teraz zamierzamy ogłosić wyniki… Zgadliście! Mordercą Simona Isnt,
perfekcyjnego mistrza gry jest Jake Saladsky, perfekcyjny barman! Jesteśmy z
was dumni drodzy aktorzy! – Ich piszczące głosy doprowadzały wszystkich do
szału. Po chwili zniknęły, a my zeszliśmy z podestów i stanęliśmy na środku.
Niespodziewanie podbiegła do mnie Ada, a zaraz potem poczułem pieczenie na
policzku. Spoliczkowała mnie?
- Jesteś
idiotą… – Wyszeptała mi do ucha mocno przytulając, a następnie zaczęła
szlochać.
- Matthew! –
Zwróciłem się do standupera. – Nie odkryłeś jednak całej prawdy.
- Huh? –
Zdziwiony zaczął słuchać.
- Na
początku... chciałem pomóc. Zabrałem Simona do siebie i próbowałem go jakoś
posklejać, jednak nie byłem w stanie. Mistrz gry obudził się i wydał jasne
polecenie, abym go dobił. Zrozumiał że nie chcę sprowadzać niebezpieczeństwa na
tę bandę dzieciaków i kazał dokończyć robotę. – Teraz mogłem umierać w
spokoju. Przekazałem calutką prawdę, nawet jeśli ktoś nie chciał mi wierzyć.
- Ale dlaczego akurat zawiesiłeś go na tej makiecie? Nie uważasz tego za okrucieństwo? - Dopytywał Thomas.
- Chciałem żebyście szybko i skutecznie odkryli ciało. Na przedstawieniu powinna być większość, więc od razu weźmiecie się do pracy, tak myślałem. - Odpowiedziałem szczerze.
- Skoro chciałeś zostać złapany, to dlaczego od razu się nie przyznałeś? - Nie mógł zrozumieć Matthew.
- Simon prosił mnie abym spróbował, a ja chciałem spełnić jego ostatnią wolę chociaż w połowie. - Odparłem.
- Ale dlaczego akurat zawiesiłeś go na tej makiecie? Nie uważasz tego za okrucieństwo? - Dopytywał Thomas.
- Chciałem żebyście szybko i skutecznie odkryli ciało. Na przedstawieniu powinna być większość, więc od razu weźmiecie się do pracy, tak myślałem. - Odpowiedziałem szczerze.
- Skoro chciałeś zostać złapany, to dlaczego od razu się nie przyznałeś? - Nie mógł zrozumieć Matthew.
- Simon prosił mnie abym spróbował, a ja chciałem spełnić jego ostatnią wolę chociaż w połowie. - Odparłem.
- C-czemu się w
ogóle zgodziłeś? To nie ma sensu Jake! – Po twarzy modela też spływały łzy.
Było mu mnie szkoda?
- Nie chciałem
zawieść swojej jedynej rodziny, Anton. Nawet jeśli chcieliby wskoczyć w ogień, skakałbym
za nimi. – Odparłem, powodując u modela większy smutek.
- Nawet jeśli
byś się nie zgodził, nie zawiódłbyś nas! – Wykrzyknęli Casper i Raph
jednocześnie.
- Widzisz Jake,
wystarczyło dać mu się w spokoju wykrwawić, a faktycznie byśmy sprawdzili. Może
byś przeżył? – Kpiącym tonem oznajmił tłumacz. Normalnie wyprowadziłby mnie
z równowagi, ale nie teraz. Momentalnie Casper pobiegł do niego i zaczął
wymierzać ciosy w twarz.
- Zamknij. Tę.
Jebaną. Mordę! – Był bardzo szybki. Podbiegłem do niego wraz z niedźwiedziem
i obydwoje odciągnęliśmy go od Charlesa. – D-dlaczego?! Ten śmieć na to
zasługuje!
- Nie warto,
Casper. Odpowiadanie na zaczepki nic nie daje, nie tego cię czasem uczyłem?!
– Skonfrontowałem go po raz ostatni. Łezka zaczęła kręcić mi się w oku. Będę za
nimi tęsknić… nie chcę umierać… Cartie mnie przytulił najmocniej jak tylko
potrafił.
- Nie dam im
cię zabrać… nie zabiorą cię nam, Jake…. – Szeptał do ucha cały
roztrzęsiony. Potarmosiłem go po jego blond włosach.
- Nie zabiorą
mnie, sam im się oddam, Casper. Żyj dla reszty, okej? Teraz ty musisz się nimi
opiekować jako swoisty ojciec rodziny, zrozumiałeś? Dałem ci to brzemię. –
Odpowiedziałem dumnie i poklepałem go po plecach. Kiedy delikatnie odpuścił,
wyrwałem się z jego uścisku. Usłyszeliśmy głośny dźwięk, a podest pod nami
zaczął się trząść. Po chwili z ciemności wyłonił się kamienny most, prowadzący
do pojedynczych drzwi o kolorze czerwonym. Poczułem jak ktoś ciągnie mnie za
nogawkę.
- H-hej, Saymon mówi że już czas iść. Nie chce
się zmuszać do przemocy. – Saymon brzmiał jakby był zmęczony i smutny
naraz.
- Przepraszam… -
Głos Julii szepnął mi coś do ucha od tyłu. Byłem gotowy na swoją egzekucję,
jednak musiałem jej coś przed tym uświadomić.
- Zrobiłem to
dla was… Opiekuj się nimi. Przepraszam
za niesubordynację, Julio, Simon… żałował i chciał też przeprosić was, Anton,
Sebastian, nie mógł się doczekać sesji z wami ale.. mówił że nie było mu dane.
– Odrzuciłem na szybko i udałem w stronę kamiennego mostu.
- Saymon pyta, jak się
czujesz? – Zapytał mnie znikąd Saymon.
- Całkiem
dobrze, chociaż nie mogę powiedzieć że się nie boję. Co zamierzacie mi zrobić?
– Odpowiedziałem niepewny.
- Saymon tego
nie wie, Jake. Współczuję ci… Nie jest ci przykro, że musisz ich zostawiać? –
Coraz bardziej zbliżaliśmy się do czerwonych drzwi.
- Jest mi
cholernie przykro, ale co mogę zrobić? Wiedziałem jaka jest cena… -
Odpowiedziałem nieco przyciszonym tonem głosu.
- Saymon
przeprasza, Jake… Przeprasza że nie może ci w żaden sposób pomóc… - Odparł, a
jego głos był blisko załamania. Dlaczego?
- To twoja
praca, rób co musisz, stary. – Odrzuciłem i otworzyłem czerwone drzwi,
wcześniej kładąc dłoń na jej zimnej klamce.
- Saymon tam z
tobą nie wejdzie. Jak zjedziesz windą w dół to przejdź przez szklane drzwi, nie
zwlekaj jednak za długo… bo nie będzie miło. – Moje ostatnie słowa miałem
zamienić z jakąś laleczką? No cóż, ciekawie.
- Żegnaj,
Saymon. Dzięki za rozmowę. – Powiedziałem najbardziej przyjaznym tonem
głosu, a następnie wszedłem do pomieszczenia które całkowicie spowijała
ciemność. Nagle usłyszałem głośny, mechaniczny dźwięk jakby coś zaczęło się
ruszać. Stwierdziłem, że to pewnie ta winda o której wspominała marionetka i
grzecznie czekałem aż przede mną pojawią się szklane drzwi.
Po kilku minutach faktycznie
stało się to o czym mówił Saymon. Przed moimi oczami w końcu pojawiło się
światło znajdujące swoją drogę w odbiciu szklanych drzwi. Na szklanych wrotach
widniały słowa wymalowane czerwoną farbą, „Ruby Rose”. Nie chciałem dodatkowo
cierpieć, więc postanowiłem po prostu iść naprzód, jednak grunt zniknął spod
moich stóp. Zacząłem spadać. Czy to było wszystko? Śmierć poprzez połamanie
się? Odpowiedź nadeszła szybciej niż się spodziewałem. Przed swoimi oczami,
pode mną, zobaczyłem szklankę. Zanurkowałem w żółtej cieczy, która w przeciągu
sekund zaczęła palić moje oczy. Przez przypadek jej zasmakowałem i okazała się
być ona zwykłym sokiem z cytryny. Zacząłem normalnie pływać i się rozglądać. Na
ściankach szklanego naczynia widniały ostre, metalowe kolce, jakby stworzone do
wspinania się. Nie mając żadnego innego pomysłu podpłynąłem do nich i złapałem
najbliższy z brzegu. Zacząłem się wspinać, ale w pewnym momencie nadziałem
jedną ze swoich nóg na kolec. Bolało jak diabli, nie mogłem się utrzymać i na
powrót zanurzyłem się w cytrynowym soku, tym razem ze świeżą raną. Wydałem z
siebie ogromny ryk, jednak zacisnąłem zęby. Nie poddam się. Podjąłem drugą
próbę, złapałem pierwszy lepszy kolec z brzegu i zacząłem wspinać do góry.
Ostry ból który poczułem w ramieniu skończył drugą próbę, a ja zanurzyłem
świeżą ranę w soku cytrynowym. Czułem się wycieńczony. Czy chcieli żebym
cierpiał tak samo jak cierpiał Simon? Nie poddam się. Podjąłem trzecią próbę.
Wspinałem się mimo bólu, jaki zadawałem sobie nadziewając swoje kończyny na ostre
kolce. Widziałem już słońce! Zaraz jednak potem tam gdzie powinny być palce,
ich zabrakło. Słońce było iluzją. Kiedy leciałem trzeci raz do soku
cytrynowego, widziałem jak wszystkie palce obydwu moich rąk lecą za mną. Ktoś
od góry nałożył drugą, ogromną szklankę i zamknął mnie w półmroku. Nie miałem
sił. Nie poddam… Już nie miałem ochoty się tak motywować. Niespodziewanie,
szklanka zmieniła swoje położenie i teraz stała w poziomie. Cytrynowa ciecz
przelała się do drugiego naczynia, zostawiając bezsilnego mnie na w miarę
stałym lądzie. ,,Czy to koniec?’’ – Pomyślałem. Oj jak bardzo się myliłem.
Momentalnie obydwie szklanki ruszyły. Poznawałem te ruchy, ktoś używał ich jako
shaker. Leciałem z jednej strony na drugą, a do moich uszu dochodziły tylko
dźwięki pęknięć. Czułem jak moje kości wystają poza skórą, czułem na nich
powietrze, jednak miałem zamknięte oczy, bo gdybym zobaczył je w takim stanie,
na pewno bym zwymiotował. Dźwięk nalewania czegoś do szklanki działał w
symbiozie z moimi jękami. Ciecz została wylana też w połowie na mnie, czułem
jakbym płonął żywcem, bo po smaku poznawałem w niej wódkę. Wszystko ruszyło się
bardzo nieregularnie, a do moich zamkniętych oczu niedługo potem docierało w
części światło ze wcześniej rozpoznanego Słońca. Ciecz wraz z moją nikłą
egzystencją przelano do kieliszka. Otworzyłem oczy, aby sprawdzić co dodają
potem, bo usłyszałem dźwięk obijających się o ścianę przedmiotów. Były to dwie
kostki lodu i najjaśniejszy, czerwony rubin jaki widziałem w swoim życiu. Po
chwili Słońce zakrył ogromny cień. Spojrzałem w górę aby zobaczyć rozłożoną,
zieloną parasolkę jaką dodaje się do drinków. Jej ostry koniec celował w moje
usta. Miałem nadzieję, że nie będą musieli patrzeć jak ta drewniana parasolka
przebija mnie na wylot. Przypomniała mi się rocznica… już niedługo pierwsza
rocznica na której mnie nie będzie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz