Cast

Cast
Art by CoolHiggs

Chapter 9: To be or not to be (Matthew Tailorwich)


Platforma była kształtu okręgu. Staliśmy na wyznaczonych przez marionetki ciemnych, drewnianych podestach które lekko unosiły się nad ziemią. Ktoś zabił jednego z nas, rozpoczynając tę chorą grę na dobre. Patrzyłem na wszystkich i zastanawiałem, kogo tak naprawdę podejrzewam? Tak naprawdę mógł zrobić to każdy, jednak podświadomie stawiałem na Thomasa lub Chestera. Jeden z nich już wcześniej kombinował przy miejscu odnalezienia ciała, drugi natomiast miał widoczny i niepodważalny motyw. Simon Isnt… był dla mnie bardzo obojętną personą, chociaż widziałem w nas podobieństwa, przynajmniej wtedy kiedy nie socjalizował się z resztą. Zaraz po zakończeniu tego procesu zamierzałem dać sobie spokój i zatrzasnąć za bezpiecznymi drzwiami w swoim pokoju, jednak obstawiałem że pewna irytująca osoba mnie z niego wyciągnie. Odkąd się tutaj pojawiłem Alvaro nie dawał mi spokoju. Denerwował mnie. Jedyne co zawsze staram się robić to zachować profesjonalizm, czy proszę o tak dużo? Nie wydawało mi się.
Mój podest umiejscowiono obok Julii i Ady. Było mi to bardzo obojętne, chociaż podświadomie chciałem być koło kogoś kto umiałby sprawnie zarządzać nadchodzącą dyskusją. Mushial prowadziła jedną z grup, jednak nie wiedziałem czy umiała szybko przechodzić z jednego faktu na drugi. Większość z nas, w tym oczywiście ja, pokładała nadzieję w Bleslavie, w końcu perfekcyjny analityk jest najbardziej przystosowany do analizy, prawda? ,,Szkoda, że nie mamy w szeregach perfekcyjnego detektywa.’’ – Pomyślałem. Niespodziewanie ze ścian naprzeciwko platform zaczęły wyrastać ogromnych rozmiarów monitory, których czerń idealnie współgrała z karmazynowymi zasłonami. Po chwili przed nami pojawili się Koryfeus i Venice wraz z jedną, nową marionetką której wcześniej nie widzieliśmy. Czyżby ona odpowiadała za proces?
- Witamy was na pierwszym procesie odbywającym się na terenie Szczypty Perfekcji! – Oznajmiły swoimi denerwującymi głosami. – Chcielibyśmy pokrótce przypomnieć wam zasady obowiązujące tutaj na sali. Jeśli chodzi o proces to jedynym ograniczeniem czasowym jest tutaj wasza kondycja, bo my osobistego nie narzucamy. Kiedy stwierdzicie, że dalsza dyskusja do niczego was nie zaprowadzi to przed sobą na swoich podestach macie pulpit ze zdjęciami wszystkich żyjących aktorów. Kliknijcie dwa razy na czyjąś podobiznę, a oddacie na tę osobę głos. Jeśli traficie, to sprawca zostanie następnie poddany egzekucji, jednak jeśli się pomylicie to wszyscy oprócz zabójcy zostaną ukarani. Dodatkowo obok zdjęć aktorów macie przyciski z napisem ,,Debiut’’. Kiedy ktoś kliknie takowy obok waszego zdjęcia, zostaniecie wraz z platformą wysłani na środek, gdzie osoba która was wysłała będzie tłumaczyć dlaczego. Prosimy nie klikać przycisku tylko dla zabawy, będzie to karane. Zrozumiałe? – Zapytały, a jedyną odpowiedź jaką uzyskały były nieśmiałe przytaknięcia od niektórych. Tak zawsze wyglądał pierwszy kontakt z czymś nowym, więc nie dziwiłem się. – Jeśli chodzi o niego. – Marionetki wskazały na zakapturzoną postać. – To nazywa się Saymon i on zaprowadzi sprawcę, lub wszystkich oprócz sprawcy, na egzekucję.
- Saymon mówi hej...– Rzuciła zakapturzona marionetka bardzo niskim i zmęczonym głosem. W porównaniu do Koryfeusa i Venice on nie piszczał, co było przyjemną niespodzianką. Następnie wszystkie marionetki zniknęły, zostawiając nas samych sobie. Głównie przemawiała cisza. Większość patrzyła po sobie ze zmieszanymi mimikami, tylko niektórzy się uśmiechali. Od czego powinniśmy zacząć? Też nie znałem odpowiedzi na to pytanie.
- Więc… od czego powinniśmy zacząć? – Zapytała Sunny, rozplątując związane dotąd czarne włosy w warkocz. Musiałem przyznać, że wyglądała całkiem atrakcyjnie w połączeniu z fioletowym strojem.
- To nie może być takie ciężkie. – Dorzucił po niej Jake. – Może zaczniemy od alibi? – Skończył. Czy czasem wcześniej o tym nie rozmawialiśmy? Patrząc na godzinę śmierci tak naprawdę nikt nie był w stanie się oczyścić.
- Przysięgam, że spałam kiedy miało miejsce morderstwo! Widzieliście jaka przerażona byłam kiedy zobaczyłam Simona leżącego na deskach! – Krzyczała zdeterminowana Yukino.
- Ja dokładnie tak samo! Chyba nie podejrzewalibyście kogoś, kto zwymiotował na widok ciała, prawda?! – Głos Habbera był bliski załamania. Wystąpienie tej dwójki przed szereg spotkało się tylko ze śmiechem ze strony Charlesa.
- Naprawdę jesteście bezużyteczni! A myślałem, że morderstwo pozwoli wam się jakoś ogarnąć. – Burknął Braid patrząc ze zniesmaczoną postawą na dwójkę.
- Może by tak grzeczniej? Dziwisz im się, że próbują odrzucić wszelkie podejrzenia od siebie? Nawet jeśli to nie jest najlepszy start, to jakiś jest. – Obrzuciła tłumacza reprymendą dziennikarka. Charles wraz z Bleslavem parsknęli.
- Nie dziwię im się, to proces, każdy walczy tutaj za siebie, jednak nie zwalnia to od logicznego myślenia. – Skwitował całą zaistniałą sytuację analityk.
- Powinniśmy pracować razem! Co ty pieprzysz, Bleslav? W przypadku porażki giniemy wszyscy, tutaj nie ma miejsca na samowolkę. – Odezwał się zbulwersowany niedźwiedź.
- Sebastian ma rację, nie możemy dać temu bydlakowi który zabił Simona pójść wolno! – Dodał zaraz od siebie Anton. Adalbert głośno westchnął.
                - Jak chcecie, nie powinniśmy się teraz kłócić. – Po tych słowach uśmiech zniknął z twarzy Braida. – Osobiście myślę, że warto byłoby ustalić gdzie popełniono morderstwo, a stamtąd będziemy rzucać teoriami co się mogło stać. – W końcu ktoś zaproponował pomysł. Gdzie zamordowano Simona? Tak naprawdę było jedno miejsce, które przychodziło na myśl.
- Zanim zaczniemy dyskusję chciałbym abyście się zastanowili nad motywem. Dlaczego akurat sprawca wybrał Simona? Jest tutaj ktoś kto miałby do niego żal, prawda? – Przeciągnął dziarsko Charles, a następnie zwrócił głowę w stronę Chestera, ten jednak nie wyglądał jakby panikował. Jedynego co umiałem wyczytać z jego twarzy to zimną obojętność.
- Wracając. Znaleźliśmy ciało na sali teatralnej, czy to jakby nie oczywista odpowiedź że został tam zamordowany? – Odpowiedziała na pytanie analityka Ada. Otworzyłem telefon i przejrzałem na szybko dowody. Czy możliwe że w jakiś sposób Isnt został zabity w sali teatralnej, a ktoś przetransportował jego krew na dach? Ale po co wtedy wracałby z powrotem?
- Tak naprawdę nie ma dowodów potwierdzających, że został zabity właśnie tam, prawda? – Odparł na to Casper. – Ciało również mogło zostać przetransportowane…
- Bo tak właśnie było Cartie! Otwórzcie konwersację i spójrzcie na tę ogromną plamę krwi. Oprawca był na tyle leniwy i pewny siebie, że postanowił ją zostawić. – Pewny wyrzuciłem z siebie. Ciche dźwięki odpalanych przez aktorów wyświetlaczy telefonów wypełniły salę.
- Faktycznie… Myślicie, że dlaczego morderca nie zatarł za sobą śladów? – Zapytał niepewny Matthias.
- Być może uważał, że nieważne ile śladów zostawi nigdy go nie złapiemy? Trochę odważne z jego strony patrząc na nasze talenty w grupie, ale nie mówię że nie intrygujące. – Odrzucił na pytanie Matthiasa analityk.
- Albo po prostu nie miał na to czasu, bo słyszał że ktoś się zbliża? – Zaproponowała Yukino, która do tej pory zdążyła się uspokoić.
- Jednak patrząc na alibi, wszyscy byli w tym czasie w swoich pokojach. Oczywiście tylko w przypadku kiedy przyjmiemy najbardziej bezmyślną wersję i założymy, że kłamstwa w tym świecie nie istnieją. – Odpowiedział jej poważnym i głębokim głosem Raph. To był chyba pierwszy raz, kiedy słyszałem go w takim wariancie.
- Jeśli ktoś faktycznie kłamał i widział sprawcę na dachu to mamy też wytłumaczenie dlaczego było tak dużo śladów stóp na śniegu. – Dodał Alvaro, pokazując nam wszystkim zdjęcie wgnieceń na śniegu, które znaleźliśmy wcześniej.
- Nie chcę wątpić w twój tok myślenia, ale czy czasem nie mogą to być ślady pozostawione podczas śledztwa? W sensie, byliście tam w kilka osób, prawda? – Zakwestionował Anton.
- Tutaj się mylisz Borsch, bo nie pozwoliłem im wejść na dach dopóki nie zrobiliśmy zdjęcia. – Pewny siebie odrzucił.                
- On ma rację, nie weszliśmy przed zrobieniem zdjęcia. Przypatrzcie się dobrze, ilość tych śladów jest ogromna jak na jedną osobę, nawet jeśli byłaby w biegu! – Dramatycznie podsumował to Thomas, na co większość westchnęła. Naprawdę wcześniej tego nie zauważyli?
- Tylko co tam mogło się stać? Nawet jeśli ktoś zobaczył sprawcę to dlaczego nie chce nam się do tego przyznać? – Zapytał lekko zirytowany marynarz.
- Może to dlatego, że nie mamy do czynienia ze sprawcą… – Zaczął niepewny Casper. – Mamy do czynienia ze sprawcami. – Moje oczy się rozszerzyły. Gdzieś w głębi swojej głowy miałem zakorzeniony ten pomysł, jednak wydawał mi się na tyle nielogiczny że go od razu odrzuciłem. Jeśli tylko jedna osoba może opuścić kurort to jaki był sens sojuszu?
                - Huh? Jak to ze sprawcami? Myślisz, że ktoś faktycznie zgrupował się na Simona? To nie ma sensu! – Rzuciła z niedowierzaniem Yukino. Ludzie patrzyli po sobie ze zdziwieniem.
- O ile muszę przyznać, że to odważna teoria. – Rozkręcała się Sunny. – To nie wydaje mi się mieć sensu.
- Ja jestem nogami i rękoma za tym pomysłem. – Stanął w obronie Caspra reżyser. – Nawet jeśli teraz może wydawać się bez sensu.
- Te ślady niekoniecznie muszą oznaczać, że sprawca miał wspólnika. Równie dobrze mogą oznaczać, że sprawca dużo biegał albo chociażby ofiara się sporo poruszała. – Skonfrontowała ich z prawdą Julia. Poczułem, że to mój moment do odezwania się.
- Ludzie, spójrzcie dokładnie jeszcze raz. Ślady wydają się w pewnym momencie dzielić na dwie ścieżki, jedna prowadziła do centrum dachu a druga za wieżę zegarową. Nie wydaje mi się, aby sprawca bezpośrednio kierował się do wyjścia. To wszystko podpiera teorię, że sprawców było wielu zostawiając gdzieś z tyłu sens ich akcji. – Powiedziałem ostro i szybko. Byłbym w stanie uwierzyć w to, że sprawca tak dużo biegał gdyby nie te cholerne, rozgałęziające się drogi. Coś w środku kazało mi zaufać Alvaro.
- Czyli sugerujesz, że Simon został ofiarą gangbangu? – Zaśmiał się głośno Braid, tym samym powodując, że większość z nas spaliła się ze wstydu.
- Jesteś spierdolony Charles, wiesz o tym prawda? – Naszym głosem ludu okazała się być Ada. Po tym komentarzu zdecydowanie przycichł. Nastąpiła chwila ciszy.
                Przerwała ją dziennikarka.
- Dobra, może zostawimy na razie teorie o sprawcy i skupimy się na broni użytej do morderstwa? – Zmieniła temat, co mogło pozwolić nam na przejście dalej w dyskusji. ,,Będę musiał jej podziękować za to wszystko’’ – stwierdziłem w myślach.
- Chyba oczywiste patrząc na dowody, prawda? Ten zakrwawiony nóż w kuchni znikąd się nie wziął. – Odparł nie rozmyślając długo bokser.
- To prawda, dodatkowo to czego nie sfotografowaliśmy, czyli źle ułożone w podstawce noże. Nie mieliśmy jak tego pokazać, ale zapamiętałam. Małe były bardzo dziwnie pomieszane z dużymi, jakby sprawca się śpieszył. – Dodała po Habberze.
- Myślicie, że noży zostało użytych wiele? – Zaczął analityk. – Wtedy to tłumaczyłoby ich złe ułożenie, a biorąc pod uwagę to że sprawca prawdopodobnie się spieszył, mamy odpowiedź dlaczego mógł zapomnieć o tym jednym który mu upadł. – Skończył drapiąc się po brodzie.
- Zakładając, że sprawca był jeden to dlaczego było potrzebne mu tyle noży? – Zastanowił się na głos Matthias. – Wbijał je w jego ciało? Simon miał cztery rany w zupełnie odrębnych od siebie miejscach…
- Szczerze mówiąc, nie myślę że rany zadane były w ten sposób. – Zaczął odpowiadać mu Cartie. – W samym pliku mamy napisane, iż są one płytkie, gdyby ktoś chciał przyszpilić nożami Simona do czegokolwiek, rany byłyby głębsze. – Stwierdził i miał rację. Dlaczego więc ktoś wziął taki asortyment noży ze sobą?
- Może nóż to zmyłka? – Wyrzuciłem z siebie. – Kiedy stacjonowaliśmy na dachu wdepnąłem w beztrosko leżący sobie dookoła skalpel. Myślicie, że to może on był narzędziem którym oprawca zadał Simonowi rany? – Większość wyglądała jakby właśnie dostała natchnienia. Nie mówcie mi, że większość z was idioci zapomniała, że mam całą stopę owiniętą w bandażach? Do teraz czasami potrafiła poboleć jak diabli, jednak adrenalina lekko uśmierzała.
- Tylko, że nikt oprócz Simona nie powinien mieć dostępu do takich typu rzeczy. – Odparł Chester. – A Simon jest tutaj ofiarą. Myślisz, że sam przyniósł ze sobą na ten dach skalpel?
- Czemu nie? To teoretycznie nie jest niemożliwe, żeby ktoś na przykład zabrał mu go podczas szamotaniny. – Dorzuciła swoje trzy grosze Julia. Tylko dlaczego Simon w ogóle wszedł na ten dach? To mnie zastanawiało…
- Nie mamy jak tego potwierdzić. Myślę, że kluczową kwestią jest powód dla którego Simon wszedł na ten dach. Nie myślicie, że to dziwne iż w środku nocy wyszedł tak po prostu ze swojego pokoju i tam poszedł? To zupełnie nie trzyma się kupy. – Zaczął na powrót debatę ze swojej strony Charles. Miał zdecydowaną rację, szukałem czegoś w dowodach, czegoś powiązanego.
- Kartka! – Odparł Alvaro, pokazując wszystkim wyświetlacz swojego telefonu. – Razem z Matthew w koszu Isnta znaleźliśmy kartkę, która ewidentnie nie zdążyła się do końca spalić. ,,…tą wiadomość po przeczytaniu. PS. Znam twój plan.’’ To przez nią Simon mógł zadecydować o wyjściu z pokoju.
- Czekajcie! Zanim zaczniemy rozmawiać o tej tajemniczej kartce, możemy skończyć kwestię narzędzia zbrodni? – Wstrzymał ze swojej strony konwersację Cartie. – Przeczytajcie plik! Jeśli chcemy mu wierzyć, jest napisane w nim że Simon nie umarł poprzez zadane mu rany! Zabiło go coś innego, mówiłem ci o tym Charles! – Tłumacz wyszczerzył swoje śnieżnobiałe zęby.
- Pamiętasz Alvaro jak razem badaliśmy ciało? – Brzoskwiniowo-włosy zwrócił się do reżysera. Alvaro tylko przytaknął. – Coś ominęliśmy. Coś bardzo ważnego.
- Spójrzcie na to. – Powiedział Casper wyciągając przed siebie telefon. – Przyjrzyjcie się dokładnie okolicom jego nosa i ust. Są zdecydowanie innego odcienia od reszty skóry.
- I co z tego? To nie oznacza, że mógł mieć na przykład makijaż? Faceci też go nakładają, a Simon był osobą która raczej dbała o swój wygląd. – Odparła bezmyślnie Yukino, przez co wielu z nas złapało się za głowę. To na pewno nie był makijaż, ale dlaczego ta skóra zmieniła delikatnie pigment?
- Bleslav. – Celność zwrócił się do analityka. – Powiedz mi proszę, że przynajmniej ty kiedykolwiek coś takiego widziałeś. Poznajesz od czego skóra mogłaby się tak odbarwić, prawda? – Analityk prychnął, a następnie pstryknął palcami. Czyżby w końcu domyślił się o co chodziło Casprowi?
- Nie jestem pewien czy ślad zostałby na tak długo, ale pasuje mi to na uduszenie, najprawdopodobniej przez coś co zakryłoby naraz drogi nosowe i oddechowe. – Po chwili wyrzucił z siebie, a Cartie spokojnie odetchnął. Cieszyłem się, że rozwikłaliśmy połowicznie kolejną zagadkę, ale to nie pozwoliło nam się jakoś zdecydowanie ruszyć dalej.
- Fuckin’ awesome! Muszę jakoś podsycić tę rozmowę! – Wydał z siebie głośny krzyk translator po czym teatralnie kliknął dwa przyciski na swojej platformie. Nim zdążyłem dobrze pomyśleć nad tym co miał na myśli na środek polecieli Casper i Raph. Charles był pierwszą osobą, która użyła przycisku debiutu. Nie do końca potrafiłem opisać wygląd jaki przywdziały twarze wysłanych na środek.
- Możesz mi z łaski swojej powiedzieć o co ci chodzi? – Oburzył się na niego marynarz. Nie tylko on patrzył na Charlesa ze zdziwieniem, nawet ja to robiłem. Dlaczego tak nagle wysłał te dwie osoby na środek?
- Oj, ty już dobrze wiesz, brudny morderco. – Zagrzmiał tłumacz, a wyraz jego twarzy przybrał formę poważnego i zdecydowanego.
- Mógłbyś nam przedstawić rzeczowe dowody, Braid? Co ta dwójka zrobiła? – Do grona oburzonych dołączyła Julia. Casper stał obok marynarza i nic nie mówił, jego ekspresja jakby wydawała się być pusta.
- Spójrzcie na zdjęcie tego materiału który znalazł Alvaro i reszta na dachu. Przecież to oczywiste, że to kawałeczki czyjejś maski rozwalonej w drobny mak. Obstawiam, że Simon mimo wszystko się bronił, a to były efekty jego potyczki. To jak, podejmiecie się pojedynku ze mną, panowie? – Zaakcentował ostatnie zdanie.
                - AHAHAHAHAAH! – Ten niespodziewany śmiech mnie przeraził. Rozszerzonymi oczyma patrzyłem na śmiejącego się do swojej czapki Caspra. To jedno, zielone oko sprawiało wrażenie wypełnionego obłędem. Moje myśli skierowały się w stronę jednego wyniku… To niemożliwe! Mimo wszystko, spędziłem z Casprem trochę czasu, nie wydawał mi się taki… Jednak to bywało zgubne. Bezgraniczne zaufanie potrafiło odbić się czkawką, której nie zwykłem posiadać. Po chwili Cartie puścił swoją czapkę i rzucił nią w stronę Charlesa. – Podobasz mi się, Braid! Zobaczmy kto i jak szybko wygra w tej małej wojence na argumenty! – Nie wiedziałem co powiedzieć i jak zareagować. Zdecydowanie był to scenariusz którego nie podejrzewałem. Popatrzyłem na innych, na niektórych twarzach widziałem zdziwienie, na jeszcze innych zmieszanie i zaniepokojenie.
- Moglibyśmy wrócić do tej kartki? Wydaje mi się to lepsze niż jakieś bezpodstawne oskarżenia. – Skomentował zaistniałą sytuację reżyser.
- Pozwól mi skończyć Alvaro. – Przerwał mu Charles. – Jestem ciekawy co panowie mają mi do powiedzenia.
- Daj nam to rozegrać między nami, szybko wrócimy na swoje miejsce. – Powiedział w odpowiedzi na to wszystko, spokojny już marynarz. On i Casper stali do siebie plecami, lekko uśmiechnięci. – Gotowy Cartie? – Zapytał.
- Oczywiście. – Odparł Casper. – Po pierwsze, skąd wiecie że ten materiał pochodzi z maski któregoś z nas? Równie dobrze to może być coś innego. – W końcu przeszedł do defensywy. Miał rację, to równie dobrze mogło być coś innego, tylko co? Żaden materiał o takich kolorach nie przychodził mi na myśl.
- To zdejmijcie swoje maski, a porównamy ich fakturę z tym co znaleźli na dachu. – Odparł podekscytowany i uśmiechnięty Charles.
- Haha, bardzo zabawne. – Ocenił go marynarz. – Gdybyśmy mogli skądś wziąć zapasowe to bardzo chętnie byśmy wam pokazali.
- Otóż, nie musicie się o to martwić! Odkąd domyśliliśmy się dokąd zmierza dyskusja, zaczęliśmy przygotowywać specjalny dowód porównawczy. Alvaro, ty dotykałeś tego materiału wcześniej prawda? – Marionetki pojawiły się znikąd, w swoich malutkich dłoniach trzymając dwie maski, wyglądające dokładnie tak samo, jak maski Caspra i Rapha. Czy to nie było jakby zbyt duże ułatwienie?
- Widzę, że nawet wy wybieracie swoje strony. – Parsknął na ten widok Cartie.
- A masz coś do ukrycia, że tak bardzo ci to przeszkadza? – Zapytała ostro Sunny. Mimo wszystko z twarzy Caspra nie potrafił zejść ten dziwny uśmiech.
- Nie, po prostu będę mieć więcej do tłumaczenia się, ale niech tak będzie. I jak Alvaro? – Reżyser trzymał w swoich dłoniach maski dane mu przez marionetki. Opuszkami palców badał fakturę samych ich krańców, ponieważ tylko tam występował czarny materiał. Robił to dłuższą chwilę po czym z poważnym tonem oznajmił:
- To jest dokładnie ten sam materiał, który znaleźliśmy wcześniej. Przykro mi, chłopaki… – Odrzucił po chwili ze smutnym grymasem twarzy. Brwi Cartie’a się ugięły, a on sam przywdział uśmiech posiadający w sobie specyficzną, depresyjną aurę.
- Nic się nie stało, damy radę się wybronić, prawda Raph? – Zagaił do marynarza, którego czoło wyraźnie oblane teraz było potem. Denerwował się, to nie podlegało negocjacji. Doca mu nie odpowiedział.
- Pozwólcie mi zacząć. Raph, gdzie byłeś w momencie morderstwa? – Zapytała go Yukino. Już to przerabialiśmy…
- Przepraszam, ale to pytanie jest tak głupie jak ty sama w tym momencie. – Zareagował na to barman. Siedział cicho od dłuższego czasu, cieszyłem się że nawet dzięki tym mniej rozgarniętym wciągamy większą ilość osób w dyskusję.
- Słuchaj ty pieprzony…
- Dobra, stop! To było dziecinne z twojej strony Jake, ale nie powiem żebym się tego nie spodziewała. – Przerwała im Julia, zakańczając konflikt u źródła. Czy naprawdę mieliśmy siłę i czas by rozmawiać o takich pierdołach?
- Tak czy siak, dopiero teraz do mnie dotarło! Nie jesteśmy jedynymi osobami z białymi i czarnymi maskami, prawda? – Zapytał przekornie Cartie. Swoim wzrokiem skierował nas w stronę modela. Anton miał malusieńki kawałeczek czarnego na swojej masce, a kawałki które znalazł Alvaro nie były zbytnio duże. To teoretycznie mógłby być on…
- Ano faktycznie, dziękuję za wypomnienie mojego przeoczenia. – Odparł na to wszystko Braid, który już chciał klikać przycisk, jednak ktoś go ubiegł. Whatever zaraz potem schowała dłonie do kieszeni. – Sunny? Czemu mi to zrobiłaś?
- Żebyś miał mniej satysfakcji z tego wszystkiego, ty chory dupku. – Odpowiedziała agresywnie, prawie że krzycząc. – Przepraszam Anton, ale wiesz jaka jest sytuacja.
- Rozumiem, nie jestem na nikogo zły. – Głos modela drżał, a jego wydźwięk sprawiał że momentalnie zrobiło mi się przykro. Nie wyglądał mi na osobę, która bez skrupułów potrafiłaby kogoś zabić, ale jak już wcześniej mówiłem, ja nie miewam czkawek.
- I co teraz, jak niby chcesz ustalić który z nas jest potencjalnym sprawcą, co Charles? – Postawił się Casper i nonszalancko patrzył na zamyślonego Braida.
- Może to czas aby przywrócić wcześniejszą teorię? – Zaproponował analityk, a tłumacz pstryknął palcami i wskazał na niego.
- Tak, to jest dobry pomysł. Widzicie, to nawet nie musi wyglądać tak że tylko jeden z was go zabił… może wszyscy trzej zabiliście go jednocześnie. – Oznajmił zafascynowany Charles.
- Wcześniej bardzo upieraliście się, że ta teoria nie ma sensu, co to za nagła zmiana poglądów? Czyżbyś grał na dwa fronty, szczurze? – Głos Cartie’a przepełniony był dziwnym rodzajem złości połączonej z przyjemnością. Dlaczego nagle na tym procesie stał się… taki? Gdzie jest ten przepraszający za swoje słowa Casper z przed kilku dni?
- Gram Cartie, tak samo jak my wszyscy, a podczas gry adaptujesz się do warunków… – Odrzucił tonem, który po brzegi wypełniony był jadem.
- To udowodnij mi! Udowodnij mi to, że to ja przyszpiliłem go do dachu i zadźgałem jak psa, którym był! Udowodnij mi to, Braid! – Oburzył się Casper, którego gestykulacja znajdowała się na najwyższym poziomie. Co się właśnie teraz działo.
- Casper, wystarczy! To koniec! To koniec… - Krzyknęła Julia w odpowiedzi na zaistniałą sytuację, a następnie Cartie po prostu przestał. Oko w którym wcześniej widziałem obłęd zniknęło, teraz było po prostu zielone. Nagle wyglądał jakby był tylko przygnębiony. Czułem, że jesteśmy blisko, nawet jeśli od jakiegoś czasu się oddalaliśmy.
                - Co to ma znaczyć? Co oznacza ,,koniec’’, Mushial? – Wszyscy byliśmy ciekawi, jednak zapytała tylko Sunny. Lesbijka cofnęła wcześniej przywołanych na środek mężczyzn, a sama pojawiła się w ich miejsce.
- Po prostu mnie wysłuchajcie ze szczególną uwagą, bo nie zamierzam się powtarzać. – Wyrzuciła z siebie Julia. – Teoria z wieloma sprawcami jest prawdziwa, mogę to potwierdzić bo… bo byłam jednym z nich. – Wyciągnęła telefon z kieszeni swojej jeansowej kurtki i pokazała nam zdjęcie białej tablicy, którą znaleźliśmy w pokoju Simona. – Isnt, on… chciał mnie zabić. Wszystko zaczęło się od dnia w którym graliśmy w siatkówkę. Simon usnął na ławce, pamiętacie? Jake wziął go do jego pokoju i tam zobaczył właśnie tablicę i moje zdjęcie na niej. Widziałam coś takiego wcześniej, więc wiedziałam co Simon zamierza mi zrobić. Nie mogłam tego tak zostawić. Ja, Jake, Casper, Raph i Ada znaliśmy się jeszcze przed tym całym porwaniem, jednak obowiązywała zasada, która nakazywała nam tego nie okazywać w takich przypadkach. Nie mogłam tego tak zostawić, więc na spotkaniu w moim pokoju zaczęliśmy myśleć nad rozwiązaniem…
- Dlatego go zabiliście? Czy to było rozwiązaniem odpowiednim dla wszystkich?! – Zdenerwował się Anton. Nie dziwiłem mu się. Z każdym kolejnym słowem lesbijki coraz trudniej było mi słuchać.
- Nie Anton… uznaliśmy to za okazję do zniszczenia tej gry od środka. – Odpowiedziała mu przytłumionym głosem Ada.
- Niby jak chcieliście to zrobić? Rozpoczynając ją na dobre? – Do rozmowy w końcu dołączył się niedźwiedź.
- Żeby ją skończyć, musieliśmy ją zacząć. – Odpyskował mu zdenerwowanym głosem Saladsky.
- Kontynuując. Wymyśliliśmy plan który pozbywa się obydwóch tych problemów. Wysłałam list do Simona, który prosił o spotkanie na dachu o północy. Miał go spalić, ale widzę że nawet to zbyt dobrze mu nie poszło. – Skrzyżowała ręce na klatce piersiowej.
- I Simon zgodził się na spotkanie w tak liczebnej grupie? – Zapytał ciekawy Matthias.
- Oczywiście że nie. Nic nie wspominałam o reszcie. Tutaj w grę wchodzą ślady na śniegu, które widzieliście. Jedne z nich były ich, chowali się za wieżą i czekali na odpowiedni moment by zaatakować. Ja stałam na środku i paliłam papierosa, czekając na niego.
- A skąd ten skalpel? Wiesz coś o nim? – Dopytywałem na temat narzędzia które mnie wcześniej zraniło.
- Simon trzymał go w kieszeni swojego kitla, kiedy go obezwładniliśmy. Musiał mu upaść, ale w wirze akcji tego nie zauważyliśmy. – Odpowiedziała szczerze.
- Swoją drogą, ciekawi mnie w jaki sposób chcieliście to zrobić. Zakończyć grę? W jaki dokładnie sposób? – Odezwał się w końcu analityk.
- Każde z nas dźgnęło go w jedno miejsce, tak jak widzieliście na jego ciele. – Zamiast kobiety odpowiedział Casper.
- Myśleliśmy, że jak wykrwawi się od tych ran to nie będzie można jednoznacznie wskazać kto jest mordercą… – Dokończył za niego zmęczony marynarz.
- Założyliśmy wszyscy te same, czarne dresy oraz połówki białych masek które załatwili nam ze swoich szaf Casper i Raph. Przygotowywaliśmy się na niskoprocentowy scenariusz w którym udałoby się mu uciec. – Dodała po chwili Ada.
- Naprawdę myśleliście, że tak prosta rzecz zadziała na tak rozbudowaną grę? Szczerze myślę, że osoba która ostatnia go dźgnęła teraz jest mordercą. – Szczerze odpowiedziałem. – A co z tymi nożami i plamą po wymiocinach?
- Jeśli chodzi o wymiociny, to no cóż… mieliśmy mały wypadek z Adą. – Oznajmił wszystkim Jake, a Ada spłonęła rumieńcem i schowała za swoim kołnierzykiem.
- Ja popełniłam błędy co do noży, bo podczas obmywania takowych jeden upuściłam, znaleźliście go w kuchni. To samo wytłumaczenie mam co do źle ułożonych noży w stojaku. – Odparła pani kominiarz.
- No i ostatecznie skrawki to też wasza sprawka? – Chciał przekonać się Thomas.
- Zanim go okaleczyliśmy jeden z nas dostał w twarz, a kawałek jego maski się posypał, tylko tyle wiem. – Rzuciła na zadane pytanie Julia. – Plan był niemalże idealny, nie wiedziałyby, jednak nie przewidziałam interwencji tego trzeciego czynnika, czyli osoby która dokończy za nas robotę.
- Naprawdę jesteście popierdoleni, cała wasza piątka. Nie mogliście powiedzieć nam wszystkim? Coś byśmy wymyślili, bez niepotrzebnych ofiar! – Zbeształa ich dziennikarka.
- Samosąd to najgłupsza z opcji które mogliście podjąć! I ty Julia, z takim podejściem, odziedziczyłaś po Bleslavie pozycję lidera? Jesteście siebie warci! – Dodał zaraz po Sunny niedźwiedź.
- Co masz na myśli Sebastian? Ja jestem jej w sumie wdzięczny, w końcu coś tutaj ciekawego się zaczęło dziać. – Bronił lesbijki Bleslav.
- Adalbert ma rację, miała na tyle jaj żeby cokolwiek zrobić, w przeciwieństwie do was. – Odparł Charles.
- Szczerze mówiąc wolałbym być tchórzem niż mordercą. – Dodał coś od siebie Chester.
- To jest totalnie pojebane! Jak mogliście..?! Nawet jeśli to co mówicie to prawda i Simon coś planował, to nadal nie usprawiedliwia tego co zrobiliście! – Yukino widocznie była zdenerwowana.
- N-nie wiem jak mam teraz na was patrzeć! Czemu to zrobiliście…? Po prostu czemu? – Pytał Habber błagalnym głosem.
- Wszyscy się na to zgodziliśmy, nie było już odwrotu. – Wyrzucił z siebie Casper.
- Nie żałujemy tego co zrobiliśmy, jednak nadal pozostało dużo do odkrycia w związku z tą sprawą. – Poprawił po nim marynarz. Dlatego właśnie nie ufałem nikomu. Nie byłem na nich zły, tak działali ludzie. Byłem samotnikiem, który doskonale sobie radził, bo wiedziałem że każdy prędzej czy później mnie zdradzi, taka była już kolej rzeczy. Była tylko jedna osoba na tym świecie która by mnie nie zawiodła... Zastanawiam się gdzie ona teraz jest.
- Ludzie, skupcie się! To nie tłumaczy skąd ciało Simona wzięło się na sali teatralnej, prawda? Przysięgamy, że nie mamy z tym nic wspólnego! – Zmienił temat Jake. Miał rację, to jeszcze nie był koniec tej rozprawy, bo nawet jeśli to Julia i jej ekipa okaleczyli Simona, jego powód śmierci był inny, oczywiście zakładając scenariusz w którym nie kłamią…
- A co jeśli teraz kłamiecie i przenieśliście też jego ciało na salę teatralną? – Zapytał Rooker. – Czy oni w ogóle nie powinni zostać ukarani? – Pisarz fanfiction wypowiedział to na głos po czym na środku obok Julii pojawiły się marionetki.
- Otóż nie, panie Rooker, panienka Julia i reszta zasłużyli na specjalne traktowanie, bo jako pierwsi mieli odwagę pozbawić kogoś życia, nie możemy za to karać. – Odpowiedziały mu z pełną powagą. Yukino parsknęła.
- Ciągnie swój do swego co…
- Jake ma rację, wróćmy do tematu! – Wybrzmiało z ust analityka. – Ktoś zastał Simona na dachu, kto nie był wami i go udusił? Czym jednak?
- Najbliższą rzeczą pod ręką zdolna do czegoś takiego to byłaby… poduszka. – Oznajmił zmieszany Casper.
- A nie istnieje możliwość że wstał sam i ktoś dopadł go w korytarzu z pokojami? – Zapytał niepewnie bokser.
- Spójrz jeszcze raz na rany jakie otrzymał, nie ma takiej możliwości żeby potem miał siłę chodzić! – Szybko zanegował go reżyser.
- Może ktoś faktycznie wziął ze sobą poduszkę na dach bo chciał na przykład poleżeć, a zastał to co zastał i postanowił dokończyć robotę? – Przekazała nam swoją teorię fujoshi.
- To nie ma sensu, leżeć w śniegu? – Wyśmiał ją Charles.
- Najbezpieczniej byłoby przenieść ofiarę do swojego pokoju. – Odpowiedziałem szczerze to co myślałem.
- Sama krew na schodach by na to wskazywała. Ktoś pociągnął Simona po schodach i do swojego pokoju, jednak zatarł ślady na korytarzu, nie zauważając tych pozostawionych wcześniej. – Odparł z entuzjazmem marynarz.
- Następnie myślicie że Simon został czymś owinięty? Gdyby nie, to czasem nie zostałoby o wiele więcej krwi? – Zapytał szczęściarz.
- Bardzo możliwe. Sprawca owinął ciało Simona, a następnie zszedł z nim po schodach i zapakował do wózka gastronomicznego, bo patrząc na zdjęcia możemy zauważyć że ma trochę krwi na kołach. – Kontynuował analityk.
- Czy to niemożliwe aby Sebastian sobie z nim po prostu przebiegł do sali teatralnej? Wtedy myślę nie byłoby dużo krwi… - Rzucił teorią Habber.
- I myślisz, że ryzykowałby przyłapaniem? Misiek trochę waży, jeśli ktoś wyszedłby z pokoju tylko na chwilę, myślę że mógłby go z łatwością usłyszeć. – Zanegował jego teorię Charles.
- Stąd te popioły! Ktoś spalił materiał w który zawinął Simona w kominku! Musiał to zrobić krótko po pierwszej, skoro rano był już tylko popiołem. – Skojarzył fakty Thomas. Faktycznie te popioły do teraz nie brały udziału, jednak bardzo ładnie się ostatecznie wpasowały. 
                - Wiem kto jest mordercą Simona… - Oznajmił smutnym głosem Sebastian. – To ty byłaś odpowiedzialna za dekoracje, prawda? – Dopytywał niedźwiedź, wskazując na Adę
- Ty to jednak nie umiesz myśleć, prawda? Wiesz, że każdy mógł wejść po rusztowaniu i zawiesić to ciało prawda? – Zaśmiał się na głos tłumacz. Miał rację…
- Morderca odwinął Simona po czym wciągnął makietę księżyca, przywiązał go do niej i znowu zarzucił? Musiał to zrobić ktoś silny, myślę… – Zastanowił się marynarz.
- Ominęliście jedną rzecz, a dokładniej rzecz ujmując, obrus. Kawałek zdartego obrusu wisiał na rusztowaniu, prawda? To oznacza, że morderca faktycznie użył wózka. – Dopowiedział Jake. – Było jeszcze coś co leżało za obrusem, prawda Casper? Coś czego zdjęcia nie zrobiłeś, choć to widziałeś. – Na twarzy Cartie’a pojawił się strach. Bał się czegoś? Zaraz potem w kącie jego oczu zauważyłem tworzące się łzy.
- Nie… nie… Nie mówisz o tym, prawda? Te jebane okruchy… Były też obok rusztowania… – …Co? Czemu zdecydował się o tym powiedzieć dopiero teraz? – Przepraszam… przepraszam… kurwa mać! – Za co niby przepraszał? Niczego nie rozumiałem. Okruchy były przy rusztowania, jednak nie zrobił im zdjęcia. Okruchy… to znaczy, że sprawcą jest…!
                - Przykro mi, ale taka jest prawda, Casper. – Jake uśmiechnął się najszerzej jak tylko mógł. Wyciągnął zza swojej marynarki połamaną połówkę jednej, biało-czarnej maski. Barman… pieprzony barman… To nie było w porządku, osoba która zawsze starała się ucinać spory... okazała się być mordercą? Nie wiedziałem co czuć... Sprawcą... był Jake? Tak dbał o innych, robił dziwne rzeczy, ale czuć było jego troskę. Spojrzałem na niechlujnie zrobiony opatrunek na mojej nodze... zrobiły go ręce mordercy? Nie mogłem w to uwierzyć... Ale jeśli taka jest prawda... przekonam wszystkich... w tym również siebie!
- Podsumujmy to! – Odkrzyknąłem w odpowiedzi. – Wszystko zaczęło się dnia w którym Simon usnął na ławce. Wtedy nasz sprawca zabrał go do jego pokoju i zobaczył pewien dowód rozpoczynający tę serię niekontrolowanych zdarzeń. Biała tablica Isnta miała zawieszone na niej zdjęcia wszystkich aktorów, jednak chodziło mu o jedną konkretną osobę, Julię. Sprawca, Raph, Casper, Ada i Julia znali się wcześniej, ukrywali to natomiast przed resztą, w tajemnicy umawiając się na tajne spotkania. Właśnie na jednym z takich spotkań zadecydowali, żeby położyć kres życiu mistrza gry i całej tej grze. Julia wysłała do Simona list, który oznajmił mu o spotkanie o północy na dachu. Simon prawdopodobnie uznał to za okazję do popełnienia własnej zbrodni, dlatego zgodził się przyjść. Julia i jej ekipa ubrali się tak samo, czwórka z nich schowała się za wieżą zegarową, czekając tylko aby zaatakować. W końcu Simon się zjawił i uaktywnił się ich plan. Zaskoczyli Simona wyskakując zza wieży i dźgali. Następnie zostawili go na dachu, jednak sprawca prawdopodobnie poczuł skruchę i się wrócił. Wziął go do swojego pokoju i tam udusił. Z tamtego miejsca sprawca działał już w pojedynkę. To co zrozumieliśmy źle okazało się być pewnością siebie sprawcy, bo tak naprawdę zostawił nam wskazówki. Krew na schodach, na kółkach, niesprzątnięte okruchy, jasno dają do zrozumienia że sprawca chciał być złapany. Owinął Simona w jakiś materiał, skąd następnie przetransportował go wózkiem gastronomicznym na salę teatralną. Wjechał wózkiem na scenę, a następnie za kulisy gdzie pozostawił wózek, drąc obrus znajdujący się na nim. Wziął do rąk ciało i wdrapał na rusztowanie, gdzie ściągnął makietę, przywiesił do niej ofiarę, a następnie znowu zawiesił, czekając aż odkryjemy ciało następnego dnia. Potem odstawił wózek do kuchni, a materiał w którym owinął ciało spalił w kominku. Tak było, Jake? To była prawda, którą chciałeś abyśmy odkryli. – Wydałem z siebie długi monolog. Przypominały mi się standupy które prowadziłem na wolności. To koniec. Odnaleźliśmy sprawcę. Odnaleźliśmy pieprzonego sprawcę…

To be or not to be (Jake Saladsky)

                 Nie czułem się z tym źle. Simon zasłużył sobie na to co go spotkało, tak samo jak ja. Byłem przygotowany na odkrycie i śmierć od momentu kiedy przestał oddychać pod moją poduszką. W głębi czułem, że plan nie wypali, a ja nie mogłem pozwolić aby mojej rodzinie stała się krzywda. Byli dla mnie wszystkim, musiałem się poświęcić.
- Dlaczego, Jake? – Zapytała zdenerwowanym głosem Sunny.
- Gdzieś w głębi serca czułem, że to co planujemy nie wyjdzie tak jak byśmy chcieli. Nie mogłem pozwolić, aby coś im się stało, dlatego przyjąłem winę. – Odwróciłem swoją głowę w stronę Rapha i Caspra. Obydwoje rzewnie płakali, niemalże zanosili się łzami. Tak bardzo chciałem do nich podejść i po prostu przytulić.. – A wy co, cipcie? Co kurwa beczycie? To wyłącznie moja wina, że zgodziłem się na ten plan i moja wina, że dobiłem Simona. Sunny, Bleslav? Możecie zagłosować? – Poprosiłem, a oni bez żadnej dodatkowej skruchy kliknęli przyciski. Większość podążyła za nimi. Julia w końcu wróciła ze środka na swoje miejsce. Głośne dźwięki fanfar wypełniały salę procesową. Spojrzałem na monitory wywieszone na ścianach, wszystkie głosy oddane na Jake’a Saladsky.
- Dziękuję. – Odpowiedziałem patrząc z przyjaznym spojrzeniem na Sunny. Niespodziewanie na środku pojawiły się marionetki.
- Oddaliście swoje głosy! Teraz zamierzamy ogłosić wyniki… Zgadliście! Mordercą Simona Isnt, perfekcyjnego mistrza gry jest Jake Saladsky, perfekcyjny barman! Jesteśmy z was dumni drodzy aktorzy! – Ich piszczące głosy doprowadzały wszystkich do szału. Po chwili zniknęły, a my zeszliśmy z podestów i stanęliśmy na środku. Niespodziewanie podbiegła do mnie Ada, a zaraz potem poczułem pieczenie na policzku. Spoliczkowała mnie?
- Jesteś idiotą… – Wyszeptała mi do ucha mocno przytulając, a następnie zaczęła szlochać.
- Matthew! – Zwróciłem się do standupera. – Nie odkryłeś jednak całej prawdy.
- Huh? – Zdziwiony zaczął słuchać.
- Na początku... chciałem pomóc. Zabrałem Simona do siebie i próbowałem go jakoś posklejać, jednak nie byłem w stanie. Mistrz gry obudził się i wydał jasne polecenie, abym go dobił. Zrozumiał że nie chcę sprowadzać niebezpieczeństwa na tę bandę dzieciaków i kazał dokończyć robotę. – Teraz mogłem umierać w spokoju. Przekazałem calutką prawdę, nawet jeśli ktoś nie chciał mi wierzyć.
- Ale dlaczego akurat zawiesiłeś go na tej makiecie? Nie uważasz tego za okrucieństwo? - Dopytywał Thomas. 
- Chciałem żebyście szybko i skutecznie odkryli ciało. Na przedstawieniu powinna być większość, więc od razu weźmiecie się do pracy, tak myślałem. - Odpowiedziałem szczerze.
- Skoro chciałeś zostać złapany, to dlaczego od razu się nie przyznałeś? - Nie mógł zrozumieć Matthew.
- Simon prosił mnie abym spróbował, a ja chciałem spełnić jego ostatnią wolę chociaż w połowie. - Odparłem.
- C-czemu się w ogóle zgodziłeś? To nie ma sensu Jake! – Po twarzy modela też spływały łzy. Było mu mnie szkoda?
- Nie chciałem zawieść swojej jedynej rodziny, Anton. Nawet jeśli chcieliby wskoczyć w ogień, skakałbym za nimi. – Odparłem, powodując u modela większy smutek.
- Nawet jeśli byś się nie zgodził, nie zawiódłbyś nas! – Wykrzyknęli Casper i Raph jednocześnie.
- Widzisz Jake, wystarczyło dać mu się w spokoju wykrwawić, a faktycznie byśmy sprawdzili. Może byś przeżył? – Kpiącym tonem oznajmił tłumacz. Normalnie wyprowadziłby mnie z równowagi, ale nie teraz. Momentalnie Casper pobiegł do niego i zaczął wymierzać ciosy w twarz.
- Zamknij. Tę. Jebaną. Mordę! – Był bardzo szybki. Podbiegłem do niego wraz z niedźwiedziem i obydwoje odciągnęliśmy go od Charlesa. – D-dlaczego?! Ten śmieć na to zasługuje!
- Nie warto, Casper. Odpowiadanie na zaczepki nic nie daje, nie tego cię czasem uczyłem?! – Skonfrontowałem go po raz ostatni. Łezka zaczęła kręcić mi się w oku. Będę za nimi tęsknić… nie chcę umierać… Cartie mnie przytulił najmocniej jak tylko potrafił.
- Nie dam im cię zabrać… nie zabiorą cię nam, Jake…. – Szeptał do ucha cały roztrzęsiony. Potarmosiłem go po jego blond włosach.
- Nie zabiorą mnie, sam im się oddam, Casper. Żyj dla reszty, okej? Teraz ty musisz się nimi opiekować jako swoisty ojciec rodziny, zrozumiałeś? Dałem ci to brzemię. – Odpowiedziałem dumnie i poklepałem go po plecach. Kiedy delikatnie odpuścił, wyrwałem się z jego uścisku. Usłyszeliśmy głośny dźwięk, a podest pod nami zaczął się trząść. Po chwili z ciemności wyłonił się kamienny most, prowadzący do pojedynczych drzwi o kolorze czerwonym. Poczułem jak ktoś ciągnie mnie za nogawkę.
- H-hej, Saymon mówi że już czas iść. Nie chce się zmuszać do przemocy. – Saymon brzmiał jakby był zmęczony i smutny naraz.
- Przepraszam… - Głos Julii szepnął mi coś do ucha od tyłu. Byłem gotowy na swoją egzekucję, jednak musiałem jej coś przed tym uświadomić.
- Zrobiłem to dla was… Opiekuj się nimi.  Przepraszam za niesubordynację, Julio, Simon… żałował i chciał też przeprosić was, Anton, Sebastian, nie mógł się doczekać sesji z wami ale.. mówił że nie było mu dane. – Odrzuciłem na szybko i udałem w stronę kamiennego mostu.
                - Saymon pyta, jak się czujesz? – Zapytał mnie znikąd Saymon.
- Całkiem dobrze, chociaż nie mogę powiedzieć że się nie boję. Co zamierzacie mi zrobić? – Odpowiedziałem niepewny.
- Saymon tego nie wie, Jake. Współczuję ci… Nie jest ci przykro, że musisz ich zostawiać? – Coraz bardziej zbliżaliśmy się do czerwonych drzwi.
- Jest mi cholernie przykro, ale co mogę zrobić? Wiedziałem jaka jest cena… - Odpowiedziałem nieco przyciszonym tonem głosu.
- Saymon przeprasza, Jake… Przeprasza że nie może ci w żaden sposób pomóc… - Odparł, a jego głos był blisko załamania. Dlaczego?
- To twoja praca, rób co musisz, stary. – Odrzuciłem i otworzyłem czerwone drzwi, wcześniej kładąc dłoń na jej zimnej klamce.
- Saymon tam z tobą nie wejdzie. Jak zjedziesz windą w dół to przejdź przez szklane drzwi, nie zwlekaj jednak za długo… bo nie będzie miło. – Moje ostatnie słowa miałem zamienić z jakąś laleczką? No cóż, ciekawie.
- Żegnaj, Saymon. Dzięki za rozmowę. – Powiedziałem najbardziej przyjaznym tonem głosu, a następnie wszedłem do pomieszczenia które całkowicie spowijała ciemność. Nagle usłyszałem głośny, mechaniczny dźwięk jakby coś zaczęło się ruszać. Stwierdziłem, że to pewnie ta winda o której wspominała marionetka i grzecznie czekałem aż przede mną pojawią się szklane drzwi.
                Po kilku minutach faktycznie stało się to o czym mówił Saymon. Przed moimi oczami w końcu pojawiło się światło znajdujące swoją drogę w odbiciu szklanych drzwi. Na szklanych wrotach widniały słowa wymalowane czerwoną farbą, „Ruby Rose”. Nie chciałem dodatkowo cierpieć, więc postanowiłem po prostu iść naprzód, jednak grunt zniknął spod moich stóp. Zacząłem spadać. Czy to było wszystko? Śmierć poprzez połamanie się? Odpowiedź nadeszła szybciej niż się spodziewałem. Przed swoimi oczami, pode mną, zobaczyłem szklankę. Zanurkowałem w żółtej cieczy, która w przeciągu sekund zaczęła palić moje oczy. Przez przypadek jej zasmakowałem i okazała się być ona zwykłym sokiem z cytryny. Zacząłem normalnie pływać i się rozglądać. Na ściankach szklanego naczynia widniały ostre, metalowe kolce, jakby stworzone do wspinania się. Nie mając żadnego innego pomysłu podpłynąłem do nich i złapałem najbliższy z brzegu. Zacząłem się wspinać, ale w pewnym momencie nadziałem jedną ze swoich nóg na kolec. Bolało jak diabli, nie mogłem się utrzymać i na powrót zanurzyłem się w cytrynowym soku, tym razem ze świeżą raną. Wydałem z siebie ogromny ryk, jednak zacisnąłem zęby. Nie poddam się. Podjąłem drugą próbę, złapałem pierwszy lepszy kolec z brzegu i zacząłem wspinać do góry. Ostry ból który poczułem w ramieniu skończył drugą próbę, a ja zanurzyłem świeżą ranę w soku cytrynowym. Czułem się wycieńczony. Czy chcieli żebym cierpiał tak samo jak cierpiał Simon? Nie poddam się. Podjąłem trzecią próbę. Wspinałem się mimo bólu, jaki zadawałem sobie nadziewając swoje kończyny na ostre kolce. Widziałem już słońce! Zaraz jednak potem tam gdzie powinny być palce, ich zabrakło. Słońce było iluzją. Kiedy leciałem trzeci raz do soku cytrynowego, widziałem jak wszystkie palce obydwu moich rąk lecą za mną. Ktoś od góry nałożył drugą, ogromną szklankę i zamknął mnie w półmroku. Nie miałem sił. Nie poddam… Już nie miałem ochoty się tak motywować. Niespodziewanie, szklanka zmieniła swoje położenie i teraz stała w poziomie. Cytrynowa ciecz przelała się do drugiego naczynia, zostawiając bezsilnego mnie na w miarę stałym lądzie. ,,Czy to koniec?’’ – Pomyślałem. Oj jak bardzo się myliłem. Momentalnie obydwie szklanki ruszyły. Poznawałem te ruchy, ktoś używał ich jako shaker. Leciałem z jednej strony na drugą, a do moich uszu dochodziły tylko dźwięki pęknięć. Czułem jak moje kości wystają poza skórą, czułem na nich powietrze, jednak miałem zamknięte oczy, bo gdybym zobaczył je w takim stanie, na pewno bym zwymiotował. Dźwięk nalewania czegoś do szklanki działał w symbiozie z moimi jękami. Ciecz została wylana też w połowie na mnie, czułem jakbym płonął żywcem, bo po smaku poznawałem w niej wódkę. Wszystko ruszyło się bardzo nieregularnie, a do moich zamkniętych oczu niedługo potem docierało w części światło ze wcześniej rozpoznanego Słońca. Ciecz wraz z moją nikłą egzystencją przelano do kieliszka. Otworzyłem oczy, aby sprawdzić co dodają potem, bo usłyszałem dźwięk obijających się o ścianę przedmiotów. Były to dwie kostki lodu i najjaśniejszy, czerwony rubin jaki widziałem w swoim życiu. Po chwili Słońce zakrył ogromny cień. Spojrzałem w górę aby zobaczyć rozłożoną, zieloną parasolkę jaką dodaje się do drinków. Jej ostry koniec celował w moje usta. Miałem nadzieję, że nie będą musieli patrzeć jak ta drewniana parasolka przebija mnie na wylot. Przypomniała mi się rocznica… już niedługo pierwsza rocznica na której mnie nie będzie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz