- Świetnie
się spisaliście! Zarządzam półgodzinną przerwę żebyście odpoczęli przed
nagrywaniem następnej sceny! – Oznajmiłem swoim aktorom. Zszedłem ze
stanowiska i sam udałem się w stronę cateringu. Do tej pory nagrywanie nie
sprawiało żadnych problemów, co mnie bardzo cieszyło. Nie lubiłem być tym złym,
niedobrym reżyserem który ogranicza wizję aktorów, jednak to zależało wyłącznie
od ich podejścia. Całe moje życie zależało od jakości filmów które wychodzą
spod mojej ręki, życie moje jak i nie tylko… Miałem ochotę na coś słodkiego.
Chwilę szukałem wzrokiem kącika z ciastami po czym ruszyłem w jego stronę.
Chwyciłem jeden z niedaleko rozstawionych, białych, papierowych talerzyków i
nałożyłem kawałek wypieku z różową polewą i jasnymi, jadalnymi różami na
wierzchu, wyglądał zdecydowanie obiecująco. Od czasu do czasu miałem słodki
ząb, jednak nie zwykłem z tym przesadzać. Lubiłem pamiętać o swoim pochodzeniu,
a nawyki żywieniowe skutecznie mi w tym pomagały.
- Przepraszam, pan Alvaro Cup? –
Usłyszałem nieznajomy głos. Obróciłem głowę, a moim oczom ukazał się widok
obcej postaci trzymającej w rękach notes wraz z długopisem. – Aureola Vigo, jestem paparazzi, chciałabym
zadać panu kilka pytań na temat nadchodzącego filmu. Jestem pewna, że pańscy
zwolennicy nie mogą się go doczekać! – Paparazzi? Jak ona przecisnęła się
przez tak ciasną ochronę? Musiałem przyznać, że nieważne w jaki sposób się to
jej udało, wywarła na mnie wrażenie. Byłem jednym z celebrytów, którzy naprawdę
podchodzili z optymizmem do paparazzi i dziennikarzy, jednak wszyscy moi
przyjaciele nalegali na ścisłą ochronę, a nie chciałem ich martwić.
- Owszem, niech pani pyta w takim razie. – Szeroko się uśmiechnąłem. Nie lubiłem
się do tego przyznawać, ale mówienie o sobie sprawiało mi niebywałą
przyjemność.
- Doszły do mnie słuchy, że następny pana film
będzie bardzo specjalnym kryminałem, czy to prawda? Czy czasem pan nie
specjalizuje się w dramatach i romansach?
- Wie pani, chciałem spróbować czegoś nowego,
chociaż to niekoniecznie było tak. Już wcześniej w mojej karierze reżyserowałem
kryminały, jednak wtedy brakowało im czegoś, co teraz mam.
- A czego wtedy brakowało?
- Doświadczenia w gatunku jak i życiowego. Od
tamtej pory bardzo zaprzyjaźniłem się z jednym detektywem, który pozwolił mi
liznąć trochę szarej codzienności bycia kryminologiem. Nie będę zdradzać tutaj
imion ani nazwisk, ale jeśli czyta to w Internecie albo jakiejś gazecie to
serdecznie go pozdrawiam. – Dlaczego przypominał mi się akurat ten wywiad?
Czy to dlatego, że teraz faktycznie miałem okazję wykorzystać swoją wiedzę?
Ogarnij się Alvaro, przed tobą leży martwy człowiek! Simon… Gdybym tylko z tego
cholernego rusztowania spojrzał w górę, znaleźlibyśmy go szybciej. Może jeszcze
by żył…
- Alvaro, spójrz! – Krzyknął do mnie Jake stojący nieopodal. Swoimi
dłońmi wskazywał na scenę, gdzie teraz stali praktycznie wszyscy. Wśród całego
chaosu i tłoku związanego z krzykami słyszałem łzy Yukino i Antona, którzy
klęczeli na kolanach, a Chester i Sebastian zapewniali im komfort. Dopiero co
przybyli Matthias i Habber stali w przedsionku. Czy wiedzieli coś więcej? Czy
to był któryś z nich? Nie, Alvaro, to jeszcze nie czas. Musieliśmy jak
najszybciej zejść i przekonać się co w ogóle miało miejsce.
- Chodźmy Jake, nie mamy czasu do stracenia!
– Pogoniłem go, a po chwili najszybciej i najbezpieczniej jak mogliśmy
zeszliśmy po rusztowaniu na kulisy. Praktycznie od razu bez namysłu przebiliśmy
się przez kurtynę na główną scenę.
- N-nie! To niemożliwe! Kto..? Kto byłby takim
jebanym potworem?! – Patrzyłem na roztrzęsioną Yukino z zaniepokojeniem.
Nim zdążyłem spostrzec podbiegli do nas Matthias i Habber.
- C-co się tutaj stało?! P-przecież to
S-s-simon! N-nie… - Ciężko było zrozumieć bełkoczącego boksera, który
niedługo potem odwrócił głowę i wydał głośny dźwięk jakby zwymiotował. Nie
mogłem mu się dziwić.
- Bardzo nam przykro, że przedstawienie
zostało przerwane, wszystkie pieniądze oddamy przy kasie! – Marionetki
pojawiły się znikąd, a mówiący Koryfeus wydawał się być rozbawiony. W jego
porcelanowym uśmiechu widziałem nawet zamontowane sztuczne zęby.
- Kpisz sobie z nas? Tylko tyle jest dla
ciebie warte nasze życie?! Jesteśmy dla was pierdolonymi zabawkami, huh?! –
Uniósł się Matthew. Od początku zamknięcia tutaj zdążyłem go polubić, nie
mogłem pozwolić na to aby coś mu zrobili. Zanim jednak ja zdążyłem do niego
dojść, podszedł Thomas i swoją lewą ręką chwycił za ramię.
- Matthew, nie rób nic głupiego… - Wydukał
z siebie błagalnym głosem improwizator. Ten w reakcji na jego słowa głośno
westchnął i zluzował napięte dotąd ramiona. Podszedłem do dwójki.
- Tom, wszystko w porządku z twoją ręką? –
Zapytałem z troski. Byłem praktycznie pewien, że nadal jej nie czuje, ale
pozostawała ta reszta nadziei.
- Nie czuję jej, ale poza tym nie boli…
zajmiemy się tym po wszystkim, dobrze? – Miał iskierki w oczach.
- W porządku… nie przemęczaj się. –
Dlaczego wszystko musiało zawsze upadać na łeb na szyję? Najpierw gramofon,
potem Thomas a teraz to? To było zdecydowanie za dużo jak na całokształt
porwania. Przyszła moja pora, aby spojrzeć na Simona. Podszedłem bliżej ciała,
gdzie stacjonował Charles i Cartie. Ciało mistrza gry leżało w zgliszczach
makiety księżyca w bardzo nienaturalnej pozycji jakby przy upadku coś się
złamało. Jego fartuch wyglądał jakby ktoś nasączył go w wiadrze pełnym krwi.
- Spójrzcie. – Powiedział
podekscytowanym, jednak poważnym głosem Braid kiedy zdejmował delikatnie
fartuch z jego ciała. Wskazał wyraźnie poharatane miejsca na obydwu ramionach i
obydwu udach.
- Myślicie, że powinniśmy zdjąć mu spodnie?
– Zapytał Cartie, wyraźnie zdenerwowany. Straciliśmy jedynego lekarza, który
byłby w stanie dokonać poprawnej autopsji… Kurwa mać!
- Zdecydowanie powinniśmy, nie wiemy jeszcze
jakie rany kryją się pod ubraniami. – Odrzucił Charles, a panowie zabrali
się do pracy. Po kilku sekundach mistrz gry był w samej bieliźnie. Dziękowałem
porywaczom tylko za to, że postanowili wyłączyć kolorowy deszcz, który pewnie
utrudniałby pracę.
- To ohydne! Jak ktoś mógł mu zrobić coś
takiego?! Simon! Mieliśmy zrobić sesję po przedstawieniu, pamiętasz?! Mieliśmy
razem grać… Boże… - Anton wybiegł przed szereg zalany łzami. Po chwili
dołączył do niego Sebastian, przytulając i gładząc po plecach. Byłem
zadowolony, że Matthew tak nie reagował, chociaż na pewno był przestraszony.
Każdy z nas przynajmniej w środku był. W końcu udało mi się spojrzeć na to, na
co tak emocjonalnie zareagował Anton. Ramiona i uda Isnta wyglądały okropnie.
Ktoś musiał wbić nóż w jeden, konkretny punkt i ciąć po prostej w dół.
- Sprawca ciął wzdłuż? Dlaczego? –
Zapytałem sam siebie pod nosem, jednak dwójka usłyszała.
- Żeby dłużej cierpiał… - Odpowiedzieli
Cartie i Braid wspólnie, po czym popatrzyli po sobie ze zdziwionymi
spojrzeniami. Nie miałem więcej pytań. Jego oprawca musiał mieć widocznie mu
coś za złe, jednak czy był tutaj ktoś taki? Mój umysł powędrował w głąb
wspomnień z tego miejsca, aż znalazł jedne konkretne, które stawiało jedną z
osób w świetle podejrzeń… Chester?
- Wy jebane zwierzęta, ciało rzecz święta!
– Przed nami pojawiła się Venice, jej głos i mimika jakby mówiły nam ,,jeszcze
jeden ruch i poderżnę wam gardła’’. Dodatkowo wszystko co mówiła, mówiła rymem.
– Spójrzcie w telefony, wy nędzne
kurwiszony! – Przecedziła przez swoje sztuczne zęby. Telefony? Teraz jak
tak o tym pomyślę to faktycznie czułem jakieś wibracje, ale byłem za bardzo
skupiony na ciele. Nie zastanawiając się dotarłem do swojego telefonu szukając
po kieszeni i go odpaliłem. Pierwsze co ukazało się moim oczom to powiadomienie
o nowej konwersacji grupowej nazwanej ,,Sprawa Simon'a Isnt’’. Z tego co mi się
udało ustalić po szybkim ogarnięciu interfejsu to to, że zostaliśmy dodani
wszyscy oprócz mistrza gry. Dodatkowo grupę można było opuścić. ,,Czy to czasem
nie jest jakby przyznanie się do winy? ‘’ – pomyślałem z niedowierzaniem jak
głupim trzeba było być aby faktycznie z tego korzystać. Drugą rzeczą jaka
przykuła moją uwagę była nowa wiadomość od porywaczy na wspomnianej grupie.
,,Plik morderstwa’’ zawierał w sobie plik tekstowy, który otworzyłem:
OFIARĄ PIERWSZEGO MORDERSTWA JEST SIMON ISNT,
PERFEKCYJNY MISTRZ GRY. JEGO CIAŁO ZOSTAŁO ZNALEZIONE NA SALI TEATRALNEJ. CZAS
ŚMIERCI TO 00:43 DNIA SIÓDMEGO. NA CIELE WIDNIEJĄ CZTERY PŁYTKIE, PODŁUŻNE RANY
CIĘTE, JEDNAK NIE BYŁY ONE BEZPOŚREDNIĄ PRZYCZYNĄ ŚMIERCI.
Zaraz potem głos przejął Koryfeus, którego piszczenie skutecznie zabolało w
uszy całą grupę na tyle, abyśmy zaczęli słuchać.
- Dziękuję za uwagę. Od momentu w którym
przestanę mówić, dajemy wam trzy godziny na zebranie dowodów, a następnie
zebranie się w salonie skąd pójdziemy do klapy piwnicznej gdzie zaprowadzimy
państwa na proces. Macie do dyspozycji pokój zmarłego, tak na dodatek. Życzymy
wam udanej zabawy! – Rzucił wesoło po czym zniknął. Pierdolony cyrk. Zaraz
po komunikacie znaczna część zaczęła panikować. Szukałem wzrokiem kogoś,
kogokolwiek, kto nie dał się zatracić w tej ciężkiej sytuacji. Patrzyłem ze
sceny na Matthew, który siedział na widowni i łapał się za głowę. Chciałem
pójść mu pomóc, naprawdę chciałem… Jednak spostrzegłem też coś innego. Analityk
i lesbijka szeptali nawzajem, a po chwili zaczęli iść w moją stronę. Zauważyli
że ich obserwuję? Nie mogłem powiedzieć, że nie byłem ciekawy jaki mają do mnie
interes.
- Alvaro, musimy podzielić się na trzy grupy.
Jedna która sprawdza samą w sobie salę teatralną, druga będzie sprawdzać pokoje
głównego holu i kuchnię natomiast trzecia salon, pierwsze piętro i dach. Co o
tym myślisz? – Julia szeptała mi na ucho. Wymyślili plan, to zwiastowało
coś dobrego, tylko dlaczego odezwali się do mnie, a nie do Sebastiana?
- Czemu jednak wybraliście mnie na
współpomysłodawcę? – Zapytałem niepewny tego co siedziało w ich głowach.
- Sebastian ma teraz inne zmartwienia na
głowie… - Odrzucił analityk i zwrócił ku niemu swój wzrok, naturalnie
zrobiłem tak samo, niedźwiedź pocieszał modela siedzącego na widowni. – Nie wiem czy będzie w stanie trzeźwo myśleć.
Jesteś perfekcyjnym reżyserem, prawda? Ile w życiu nakręciłeś kryminałów? –
Dodał.
- Dostatecznie wiele aby wiedzieć co robić.
– Odrzuciłem pewny siebie, chociaż nie do końca się tak czułem.
- Zuch chłopak. – Odparła Julia klepiąc
mnie po barkach. – Zanim to, myślicie że
warto wszystkich przesłuchać? Może ktoś coś widział? – Zaproponowała.
- Pomyśl o tym. Godzina śmierci to praktycznie
północ, większość i tak powie że spała, a wątpię w to żeby prawdziwy sprawca
nam się tak po prostu wystawił. – Zanegował ten pomysł analityk.
- Czyli mówisz, że przesłuchiwanie nic nie da?
To niedobrze, będziemy mieli mniej prawdopodobnych dowodów. – Westchnęła
zawiedziona lesbijka.
- Jeśli znajdziemy dużo innych to
przesłuchanie tak naprawdę nie będzie przydatne. – Stwierdził analityk. – Myślę, że powinniśmy przemówić, bo takie
osoby jak Yukino czy Anton zaraz się przekręcą. – Rzucił. Ustawiliśmy się w
trójkę na przodzie sceny i na raz krzyknęliśmy najgłośniej jak potrafiliśmy aby
zdobyć ich uwagę. Sala teatralna zatonęła w ciszy, zmuszając nas do odezwania
się.
- Słuchajcie mnie! Nie możemy dać się
rozproszyć, te blaszaki tylko na to liczą! Niech wszyscy się uspokoją! –
Zaczęła Julia.
- Podzielimy się na trzy grupy, jedna będzie badać
samą w sobie salę teatralną, druga wszystkie pomieszczenia głównego holu oprócz
salonu, natomiast trzecia zajmie piętro z pokojami, salon i dach. Czy to
zrozumiałe? – Dodałem
zaraz po niej. Grupa patrzyła na naszą trójkę z nadzieją w oczach, nawet
załamani dotąd Yukino i Anton.
- Kiedy coś znajdziecie, zróbcie zdjęcie i
wyślijcie na konwersację grupową, po coś ona jest! – Na końcu wysłowił się
Bleslav.
- Niech ci ludzie którzy chcą zostać na sali
teatralnej ustawią się za mną! – Wybrzmiało z ust Mushial. Zaraz potem
zauważyliśmy jak Casper, Raph, Jake i Ada ustawiają się za kobietą. – Wystarczy. Dziękuję wam. – Dziewczyna
szczerze się uśmiechnęła.
- Ci którzy chcą badać salon, korytarz z
pokojami i dach niech ustawią się za mną! – Wyrzuciłem z siebie. Pierwszy z
siedzenia podniósł się z zadziornym uśmieszkiem standuper i poszedł w stronę
wejścia na scenę. Podążyli za nim szczęściarz i bokser. Powolnym i ostrożnym
krokiem stanął za mną również Thomas, a następnie przemogła się Yukino.
Odwróciłem głowę w jej stronę.
- Jesteś pewna, że nie chcesz odpocząć? To
wszystko może być za dużo… - Ze zmieszanym spojrzeniem spojrzałem na
fujoshi, która wytarła łzy z twarzy dłonią.
- Jestem psycholożką Alvaro, dam sobie radę.
Musimy dorwać tego potwora, który zabił Simona. – Rzuciła głosem
przepełnionym nienawiścią. Czułem od niej moc, której potrzebowałem do
działania. Uwielbiałem, kiedy ludzie się angażowali.
- Nie wiedziałem, że z ciebie taki detektyw. – Odezwał się do mnie znikąd Matthew. – Troszkę niedojebany, ale jednak.
- No widzisz, umiem cię jeszcze zaskoczyć. E
tam niedojebany, po prostu początkujący, musisz być wyrozumiały bo to mój
pierwszy raz. – Odpowiedziałem uwodzicielskim głosem. Ten uderzył się
otwartą dłonią w czoło.
- Za kim ja poszedłem… - Wyrzucił z siebie
po cichu.
- Nie pożałujesz tego Matt, przysięgam. –
Odpowiedziałem już całkowicie poważnie zauważając jak ostre są spojrzenia
reszty.
- Niby to wiem, ale jednak twoje żarty
zabijają mnie bardziej niż… - Nie dokończył, za co mu dziękowałem.
Rozmawialiśmy o tym jak duży dystans obydwoje mieliśmy do takich typu spraw,
jednak inni nie musieli o tym wiedzieć a tym bardziej tego doświadczać.
- W takim razie nieprzydzielona reszta pójdzie ze
mną do wszystkich pomieszczeń głównego holu! Nie ociągajcie się ludzie, tak
naprawdę nie mamy dużo czasu! – Zaklaskał w dłonie, a Charles, Sunny, Sebastian, Anton i Chester ruszyli
za nim.
- Pierwszy na naszej liście jest salon, za
mną! – Rzuciłem kierując się w stronę przedsionka. Dogoniła nas grupa
analityka, który stanął za mną i wyciągnął przed siebie rękę.
- Powodzenia. – Powiedział uśmiechnięty i
puścił mi przez maskę oczko. Uścisnąłem rękę i chociaż nie miałem powodu do
śmiechu, to go odwzajemniłem. Grupa Bleslava ruszyła przodem, a my wybiegliśmy
zaraz za nimi.
W salonie szukaliśmy tak
naprawdę wszystkiego czego mogliśmy. Patrzyliśmy pod poduszkami, za barem, koło
segmentu z konsolami, jednak nic nadzwyczajnego nie rzucało się w oczy.
Zaniepokojony już miałem wydawać polecenie abyśmy przeszli do piętra z
pokojami, ale usłyszeliśmy czyjś głos.
- Patrzcie! – Krzyknął szczęściarz, który
wraz z bokserem klęczał przy kominku. O co mogło im chodzić? Wszyscy
podeszliśmy bliżej.
- Ale o co chodzi, Matthias? –
Wypowiedział moje dokładne myśli na głos Matthew.
- Jest tu coś dziwnego, nie uważacie? –
Zapytał nas wszystkich. Po tym zdaniu Yukino głośno westchnęła.
- Nie byliście wczoraj w salonie dłużej niż
tylko przejściowo, prawda Matthew, Alvaro? – Szczęściarz na to pytanie się
uśmiechnął. – W takim razie nie macie
prawa wiedzieć. Wczoraj kiedy relaksowaliśmy się przed przedstawieniem wraz z
grupą na sali teatralnej nikt nie palił tego kominka, a dokładniej ujmując był
wyczyszczony. Teraz jednak ma w sobie popioły! – Odparła, widocznie
zaspakajając Waila.
- Bingo. Sprawca przez noc musiał coś tutaj
spalić, jednak niestety teraz nie dowiemy się co. – Oznajmił niezadowolony
Matthias. Następnie wyjął swój telefon i zrobił zdjęcie, które następnie wysłał
na konwersację.
- Możemy jedynie liczyć na to, że pozostałe
grupy znajdą coś więcej z tym związanego. Dobra robota ludzie, jednak myślę że
nic więcej tutaj nie znajdziemy. – Kontynuowałem, a następnie skierowaliśmy
się w stronę piętra z pokojami.
Przetrzepaliśmy cały korytarz
wzdłuż i wszerz, jednak nic konkretnego nie rzuciło nam się w oczy. Głośno
westchnąłem zastanawiając się nad tym czy w ogóle coś znajdziemy oprócz tego
popiołu, ale przypomniało mi się co powiedziały marionetki.
- Nic tutaj nie ma, tracimy czas. –
Oznajmił nam wszystkim brutalną prawdę Matthew. – Idziemy na dach?
- Czekaj czekaj! Musimy jeszcze zobaczyć pokój
Simona, skoro mamy go dostępnego. – Uświadomiłem wszystkich.
- Masz rację, ale nie czuję się dobrze z tym
aby przeglądać pokój martwego… - Przejął się bokser.
- Chcesz znaleźć mordercę? Musisz zmężnieć i
szukać na każdym kroku! – Zdenerwował się na niego Matthew, jednak miał
rację. Nie było tutaj mowy o wycofywaniu się. Ruszyliśmy w stronę pokoju
zmarłego, a ja złapałem za klamkę. Pociągnąłem, a informacja od porywaczy
okazała się być prawdą, drzwi były otwarte.
- Wchodzimy, pamiętajcie aby przeszukać wszystko.
Nie wiemy jakie wskazówki możemy znaleźć… - Po raz ostatni zapewniałem komfort ludziom,
którzy nie byli przekonani co do grzebania w rzeczach zmarłego. Pokój Simona
bardziej przypominał gabinet lekarski niż mieszkalny. Pod ścianą na lewo stało
biurko obok którego piętrzyły się szafki na dokumenty. Po prawej stronie od
drzwi wisiała rozsunięta kotara, za którą czekał stół, taki sam jaki można było
znaleźć w kostnicach. Na ścianach wisiały sterylnie wyczyszczone narzędzia
chirurgiczne, a bardziej w głębi pokoju można było dostrzec dwuosobowe łóżko.
Resztę pomieszczenia stanowiły regały z książkami, wszystkie o medycynie czy
psychologii, oraz szafki ze szklanymi drzwiczkami, które kryły niezliczone
ilości buteleczek i ampułek, każda jedna miała etykietkę opisującą działanie
danego specyfiku. Pokój był wymalowany biało-beżową farbą i z żółtawym światłem
jakie dawały lampy, bardziej przypominał publiczną przychodnię.
- No cóż, nie okłamywał nas kiedy mówił że
jest lekarzem. – Stwierdził Matthew widząc to wszystko. Cholernie szkoda tylko, że ktoś postanowił
go wykluczyć z gry.
- Myślicie, że został ofiarą tylko przez jego
zawód? – Zapytałem niepewnie resztę.
- Możliwe, chociaż tak naprawdę motyw może być
różny. Nie oszukujmy się, że Isnt mógł komuś zajść za skórę. – Odparł
nijako szczęściarz. Na środku pokoju stał kosz, który zdecydowanie nie wyglądał
naturalnie. Oprócz tego blisko biurka stała biała tablica z porozwieszanymi na
niej zdjęciami. Stała obok niej Yukino. Na samej tablicy porozwieszane były
zdjęcia wszystkich z grupy oprócz oczywiście Simona. Tworzyły one rzędy, w
pierwszym od góry znajdowali się faceci poprzekreślani czerwonym krzyżykiem, w
drugim trzy kobiety również zakreślone krzyżykami, natomiast w najniższym
widniało zdjęcie Julii w kółku.
- Co to może znaczyć? Czy Simon ma coś wspólnego z
Julią? – Zadała pytanie
Cambell, jednak nikt nie potrafił jej odpowiedzieć. Wyciągnąłem telefon i
zrobiłem zdjęcie.
- Tego dowiemy się już na samej sali
procesowej. – Odpowiedziałem zaciekawiony. Jak z tym wszystkim związana
była Mushial? Co w ogóle oznaczała ta tablica? Czy Simon nie mówił nam
wszystkiego co myślał?
- Alvaro! Chodź tu. – Usłyszałem głos Matthew, który teraz stał nad
podejrzanie wyglądającym koszem. Miałem go sprawdzić, ale tablica była pierwsza
w kolejności. Podszedłem do niego, kiedy się nachylił i grzebał w środku. Po
chwili wyciągnął skrawek nadpalonego papieru.
- Co tam masz? – Zapytałem podchodząc
bliżej.
- Okazało się że nasz doktorek nie zdążył do
końca pozbyć się niektórych rzeczy. – Powiedział zadziornie uśmiechnięty. –
Masz, przeczytaj sobie. – Przekazał
mi do ręki coś, co okazało się urywkiem listu:
…tą wiadomość po odczytaniu,
PS. Znam twój plan. – Plan? Jaki plan? Czy to miało związek z tymi
zdjęciami na białej tablicy?
- Myślisz, że to przez tę kartkę dał się
zabić? – Zastanowił się na głos Matthew. – Myślisz że o co mogło chodzić?
- Szczerze mówiąc nie wiem, ale myślę że
będziemy w stanie się dowiedzieć. Może ktoś próbował go zastraszyć? –
Odpowiedziałem tajemniczo.
- Na dole nic nie ma, ale widzieliście jak
wypasiona była jego piwniczka? – Bokser i szczęściarz wrócili ze schodów,
którymi wcześniej zeszli.
- Dlaczego ,,była’’? Przecież nadal tam stoi. –
Zaznaczył standuper. Habber spuścił głowę i patrzył się na swoje stopy.
- Niby tak, ale… no wiesz o co mi chodzi.
– Odpowiedział ze zmarszczonymi brwiami. Matthew podszedł do niego i złapał za
podbródek, jakby każąc mu na niego patrzeć.
- Słuchaj mnie Goeson, bo powiem to tylko raz.
Simon Isnt nie żyje, jednak wszystko co pozostawił za sobą nadal tutaj jest i
czeka na nas. Chcesz przeżyć? To się kurwa ZASTOSUJ do zasad. –
Zaakcentował mocno i wyraźnie, a oczy boksera się rozszerzyły, zresztą moje
też. Nigdy nie widziałem Tailorwicha w takiej odsłonie. Po chwili puścił jego
podbródek i popatrzył na mnie. – Idziemy
na dach? Nic więcej tutaj nie znajdziemy.
- T-tak panie władzo! – Odpowiedziałem
jąkającym się głosem. Kiedy standuper to usłyszał, uśmiechnął się.
- Lepiej mnie nie prowokuj. – Rzucił
wychodząc z pokoju mistrza gry. Ruszyliśmy za nim.
Nie umknęło to mojemu bystremu
oku. Zanim Matthew zdążył wejść na pierwszy stopień, ubiegłem go krzykiem.
- CZEKAJ! – Na ten sygnał stanął dęba.
Odwrócił się w moją stronę ze zmieszanym wzrokiem.
- O co chodzi, Alvaro? – Widziałem jak
zniecierpliwiony był. Nie dziwiłem mu się, ale nie mogłem też pozwolić aby
zniszczył jeden z ważnych dowodów zanim go sfotografowałem. Wyciągnąłem telefon
i zrobiłem zdjęcia rogów schodów, na których widać było malutkie plamy krwi.
- Jest tutaj krew, jakby ktoś ciągnął tutaj ciało
albo chociaż coś co zostawiło za sobą krew. – Rzuciłem zgodnie z prawdą.
- Tutaj? Czy Simon czasem nie wisiał w sali
teatralnej? – Wisiał, ale czy musiał zostać zabity tam? Jeśli grupa Julii
nic nie znalazła to prawda mogła okazać się z goła inna.
- To wszystko jest o wiele bardziej zagmatwane
niż sądzimy… - Westchnąłem głośno i gestem ręki pozwoliłem reszcie wejść na
schody. Nie minęło kilka sekund kiedy usłyszeliśmy obrzydzenie z góry.
- FUUUUUUUJ! KURWA! – Yukino skakała ze
złości obok czegoś, co okazało się zaschniętą kałużą wymiocin ozdabiającą
nienaruszony dotąd czerwony dywan. Dogłębnie mnie to niesamowicie obrzydziło, w
sensie to jak bezczelnie potraktowany został sam dywan.
- Co to tutaj robi? – Zastanowił się na
głos szczęściarz. – Myślicie że zostawił
to Simon czy ktoś inny?
- Równie dobrze możemy zgadywać, ale Simon nie
miał ran na brzuchu. Jeśli to faktycznie był on, to musiał zwymiotować z innego
powodu. Chyba, że to w ogóle nie był on… Kurwa mać, nie wiem co o tym wszystkim
myśleć. – Złapał się za głowę Matthew. Podszedłem i położyłem dłoń na jego
ramieniu. Widziałem jak Habber robi zdjęcie dywanu.
- Spokojnie, na pewno nie wiemy jeszcze
wszystkiego. Jestem przekonany, że tamte grupy znajdują o wiele więcej i
będziemy musieli to jakoś połączyć. Po coś był ten plik morderstwa, prawda?
– Uśmiechnąłem się dodając moim kompanom morale. Wtedy nie wiedziałem, że to co
najciekawsze czaiło się za drzwiami przed nami.
Szedłem pierwszy, więc jako
pierwszy oczywiście to zauważyłem. Uklęknąłem w progu i rozstawiłem ręce na
pełną szerokość, zabraniając reszcie wejścia. Bacznie obserwowałem śnieg leżący
na dachu.
- Co się dzieje Alvaro? Zauważyłeś coś? –
Zapytał Matthew nachylając mi się nad uchem. Wskazałem palcem na drogę jaką
zostawiły za sobą ślady w śniegu.
- Widzisz te odciski butów? Jest ich ogromnie
dużo jak na jedną osobę, musiała zdecydowanie dużo biegać. Zastanawia mnie
również fakt, że jedne prowadzą za wieżę zegarową a drugie zatrzymują się przy
niej. Chciałem zrobić tego zdjęcie, wydaje mi się że to coś niebywale dziwnego.
– Odpowiedziałem z pełną powagą wypisaną na twarzy.
- Nie sądziłam, że będziesz mieć takie sokole
oko, Alvaro. – Wydała zaskoczony komunikat fujoshi. O ile nie chciałem tego
przyznawać, to wiedziałem że mój talent będzie przydawał się na śledztwach.
Musiałem udowodnić swoją wartość. Oprócz mniej oczywistych śladów na śniegu
znaleźliśmy coś jeszcze, coś bardziej odrażającego. Ogromna, karmazynowa plama
odbijała się w naszych gałkach ocznych.
- O boże, jakie to obrzydliwe! –
Wykrzyknęła na głos Cambell widząc to. W swoim życiu widywałem zdecydowanie
gorsze widoki niż to, więc się nie przejąłem, podobnie z Matthiasem i Matthew.
Bokser cały czas miał spuszczoną głowę.
- No cóż, chyba mamy nasze miejsce zbrodni.
– Rzucił Tailorwich. Musiałem przyznać, zaczynało robić się okropnie zimno. Co
chwila chuchałem sobie na dłonie aby chociaż troszeczkę je ogrzać. Odwróciłem
wzrok tylko na chwilę, a zdążyła zdarzyć się tragedia.
- AŁAAAA! KURWA! – Mój wzrok skierował się
w stronę leżącego na ziemi, trzymającego się za stopę Matthew. Jak najszybciej
podbiegłem aby zobaczyć co mu się stało, jednak nie spodziewałem się czegoś
takiego. W jego stopie znajdował się dosyć głęboko wbity skalpel, musiał na
niego nadepnąć. Tylko skąd tutaj coś takiego? Podobne rzeczy znajdowały się
jedynie w pokoju martwego, więc ktoś wszedł tam po jego śmierci? Czy to może
faktycznie zostało upuszczone przez Simona? Miałem nadzieję, że Bleslav ma
przygotowane więcej możliwych ścieżek.
- Co się stało Matthew?! – Przyklęknęła przy nim Yukino i położyła rękę na
jego ramieniu.
- Wjebałem się w ten pieprzony skalpel, to się
stało! Świetnie, że jedyny lekarz który mógł mi pomóc teraz nie żyje! –
Oburzył się po raz kolejny dzisiaj standuper. Razem z bokserem pomogliśmy mu
się podnieść.
- Habber, pójdziesz z nim na salę teatralną?
My po drodze zajrzymy do pokoju Simona i zagarniemy jakąś apteczkę. – Na
spokojnie zapytałem. Mężczyzna przytaknął. Skalpel był jedyną rzeczą której nie
zrobiliśmy zdjęcia, ale w sumie nie potrzebowaliśmy kiedy naczelny dowód utknął
w czyjejś stopie. Otworzyłem grupową konwersację aby przejrzeć znalezione przez
pozostałe dwie grupy dowody. Jako pierwsze ukazało się zdjęcie zakrwawionego
noża w kuchni, leżącego na podłodze, które przesłała Sunny. Jeśli się nie
myliłem, to to musiało być narzędziem zbrodni. Drugie zdjęcie przesłane przez
dziennikarkę przedstawiało kółka wózka gastronomicznego, pokryte we krwi. Czy
sprawca mógł użyć go do prawdopodobnego przeniesienia ciała? Jeśli tak to czemu
zdecydował zabić go na dachu, a nie na przykład na sali teatralnej? Oszczędził
by sobie kłopotu, chociaż patrząc na to w jaki sposób potraktował ciało nie
zdziwiłbym się jakby był jakimś psychopatą. Ostatnie zdjęcie wysłane przez
Jake’a na sali teatralnej przedstawiało kawałek zdartego obrusu, który wisiał
na rusztowaniu. Przechodziłem dzisiaj koło niego tyle razy, czemu tego nie
zauważyłem? Nikt nic więcej nie przysłał, my znaleźliśmy najwięcej. Kiedy
wracałem z dachu po chwili przemyśleń spostrzegłem że Thomas klęczy przy
miejscu w którym znaleźliśmy skalpel,przyglądał się czemuś co wcześniej
zdecydowanie mi umknęło. Uklęknąłem i z grubej warstwy śniegu wybrałem małe
skrawki czarnego i białego materiału. Był bardzo podobny do jednej rzeczy w tym
kurorcie, czegoś wskazującego na konkretne osoby…
- Wyglądają jak
skorupki od jajka, nie sądzisz? – Zapytał Tom z lekkim uśmiechem, jednak
widać było że się denerwuje.
- To jest za
grube na skorupki, ale nie przestawaj rzucać teoriami, zawsze się przydają
dodatkowe warianty. I zrób zdjęcie tych okruchów. – Mówiąc to schowałem
kilka do kieszeni, żeby być w stanie je pokazać reszcie. Wstałem i otrzepałem
spodnie ze śniegu.
Po chwili telefon
który przed chwilą włożyłem do kieszeni zaczął wibrować. Wyciągnąłem go i
spojrzałem, że dzwoni analityk.
- Halo? Coś się stało? – Odebrałem od
niego niemalże natychmiast.
- Nic takiego ważnego, po prostu stwierdziłem
że zadzwonię i zapytam czy skończyłeś. – Jego głos wydawał się promieniować
szczęściem.
- Myślę że tak. A ty? Znaleźliście wszystko co
mogliście?
- Tego dokładnie nie jestem w stanie
stwierdzić, ale myślę że tak. Spotkajmy się za chwilę na sali teatralnej, bo i
tak zostało nam jeszcze półtorej godziny. – Rzekł po czym się rozłączył.
Nie miałem przeciwwskazań aby nie pójść, dlatego już od razu po zrobieniu
zdjęcia dziwnego materiału przez Thomasa ruszyliśmy na miejsce spotkania.
- Dobra, co my tu mamy. – Siedzieliśmy w kółku na podłodze obok
sceny, a analityk okrążał nas wszystkich. Trzymał w swoich dłoniach telefon,
wszyscy tak robiliśmy. Pomimo dosyć sporej ilości dowodów nie mogłem do końca
tego połączyć. Profil sprawcy w mojej głowie zdecydowanie nie należał do
najprostszych. Jeśli to on zwymiotował na schodach, to czemu zaraz potem był w
stanie bez żadnej moralnej skruchy zawiesić Simona na makiecie? – Mam rozumieć, że wszyscy mają te samo alibi
wymyślone przez siebie, czyli po prostu niewychodzenie z pokoju w nocy, prawda?
– Wszyscy przytaknęli. W nocy każdy mógł to zrobić, nie zwiastowało to dla nas
dobrze…
- Nie jestem osobą, która podejrzewa przez
błahe rzeczy, ale nie wydaje wam się dziwne to że Simona zawiesili na makiecie
księżyca? W sensie, ona raz już wcześniej spadła z winy Thomasa, czy on czasem
nie za bardzo starał się kombinować przy korbkach? – Powiedział nieco
przyciszonym głosem niedźwiedź. Miał rację, Thomas lubił na nich majsterkować,
ale czy to na pewno to? W taki sposób sprowadziłby podejrzenia niemalże od razu
na siebie. Nieporęczny improwizator zmarszczył brwi, ale nic nie odpowiedział.
- No cóż, nie jestem pewien. Równie dobrze
możemy zostawić Chestera na liście podejrzanych numer jeden, bo jak on to sam
zwykł mawiać ,,Simon był jego kamieniem milowym do rozwoju osobistego’’. –
Dodał Charles, starając się naśladować głos pisarza fanfiction.
- H-hej! Nikt przecież nie ma alibi, dlaczego
obwiniacie m-mnie?! – Oburzył się drżącym głosem Rooker.
- Zostawcie go, nie macie prawa z góry
przesądzać kto jest winny! – Dodała jeszcze od siebie fujoshi.
- Nie przesądzamy, ale chciałem tylko
zaznaczyć, że on jako jeden z niewielu miał faktyczny motyw. – Nonszalancko
dodał Braid, tym samym zamykając buzię na kłódkę reszcie.
- Myślę, że dalsze prowadzenie śledztwa nie ma
sensu. – Zadecydował analityk. – Jeśli
chcemy się nawzajem obwiniać to powinniśmy to robić na sali procesowej, dlatego
jeśli mogę was prosić, zagłosujcie na tak. – Kiedy skończył mówić, telefony
wszystkich zawibrowały. Spojrzałem na wyświetlacz swojego i ujrzałem
powiadomienie o ankiecie na temat zakończenia śledztwa przedwcześnie. Były
tylko dwie opcje: Nie albo Tak. Nie myśląc o tym za długo i biorąc pod uwagę
prośbę analityka, zagłosowałem na zieloną opcję. Po chwili ukazały się nam
wyniki, gdzie zdecydowana większość zagłosowała na tak. Tylko trzy osoby
wybrały czerwoną opcję. Wstałem z podłogi i podszedłem do lepiej wyglądającego
już modela.
- Wszystko w porządku? Uspokoiłeś się? –
Zapytałem troszkę niewrażliwie. Ze zmieszanym grymasem spojrzał mi w oczy.
- Tak, już lepiej. Po prostu nie mogłem w to
uwierzyć, że ktoś był w stanie to zrobić… - Jego smutny nastrój powoli
zaczynał mi się udzielać.
- Ja też nie, Anton, ale zamartwianie się to
nie wszystko. Musimy przetrwać, nieważne co. – Odpowiedziałem poważnym i
stanowczym głosem. Przytaknął, a po chwili pojawił się przy nas niedźwiedź.
- Witamy was kolejny raz nasi kochani
aktorzy! Prosimy o zebranie się przed drzwiami z łańcuchami, stamtąd pójdziemy
na salę procesową! – Ich piszczący głos działał każdemu na nerwy. Nikt się
nie sprzeciwiał, grzecznie posłuchaliśmy się rozkazu. Minęło kilka minut, a
naszym oczom ukazał się niespodziewany widok. Drzwi, które do tej pory były
pilnowane z największą wagą, teraz stoją przed nami otworem. Czy ceną za
otworzenie ich była śmierć? Nie wiedziałem czy warto było ją płacić… - Od razu uprzedzamy, że każda próba
ucieczki zostanie udaremniona swoistym bólem w czaszce, nikt nie chce przez to
znowu przechodzić, prawda Panie Saladsky? – Jake na tę zaczepkę parsknął. Z
zewnątrz wlatywało zimne powietrze, które wywoływało u mnie zimną skórkę.
- Myślisz, że jak będzie to wyglądać? – Zapytał mnie szeptem nieopodal stojący
Matthew. Spojrzałem w dół i zobaczyłem, że ktoś zaopiekował się jego ranną
stopą.
- Zrobili ci
opatrunek na bucie? To w ogóle pomogło? – Uniosłem brew w niedowierzaniu.
- Barman mi
wcisnął gazę do buta i zrobił mi ten pseudo-bandaż na obuwiu. Mówił że się na
tym zna, więc chyba pomaga. A wracając do mojego pytania...
- Nie mam pojęcia, chociaż muszę przyznać że
jestem trochę ciekawy. –
Odpowiedziałem niczego nie ukrywając. Grupa ruszyła przed siebie, nawet nie
mieliśmy czasu się dobrze rozejrzeć. Na prawo od drzwi znajdował się ogromny
słup i drabina, która prowadziła do czegoś w stylu zajezdni dla narciarzy. Cały
kompleks otaczał jeden, wielki las i nic poza tym. Przed nami znajdowały się
wrota prowadzące jakby do komórki, zamknięte na złoty zamek.
- Panie Cartie, mógłby Pan go otworzyć? – Zapytały marionetki wręczając mu klucz
o tej samej barwie. Zmieszany Casper wziął go w swoje rękawiczki i drżącymi
rękoma otworzył kłódkę, a ta upadła na śnieg. – Ogromnie dziękujemy! – Zaraz potem weszły do ciemnego
pomieszczenia, gdzie jedynymi źródłami światła okazywały się porozwieszane na
ścianie pochodnie. Ludzie powoli napływali, schodząc po ogromnie długich i
szerokich schodach. Kiedy szliśmy już tak kilka minut, zauważyłem że coś dziwnego
dzieje się z Sebastianem. Mężczyzna bardzo odstawał, schodził powoli i trzymał
się kurczowo ściany, jakby bał się upadku gdyby zniknęła spod jego rąk. Model
szedł obok, widocznie zaniepokojony.
- Wszystko w porządku Sebastian? – Nie
mogłem podejść i nie zapytać. Wyglądał tak żałośnie i bezbronnie, że coś
musiało być na rzeczy.
- N-nie. Po prostu stresuję się tym co przed
nami, jak wszyscy. – Wydukał dalej kurczowo trzymając się ścian. Nie
chciałem go męczyć i być dla niego balastem, dlatego wystrzeliłem do przodu
doganiając Matthew.
- Wydaje mi się, że coś jest nie tak z
miśkiem. – Zacząłem temat.
- Z wszystkimi jest coś nie tak, dziwisz im się?
Idziemy na jakąś salę procesową, bo jeden z nas umarł. Faktycznie naturalny
scenariusz. – Skwitował ironicznie.
Miał rację. Następne parę minut przeszliśmy w ciszy, aż w ostateczności
dotarliśmy do ogromnych, drewnianych wrót. Casper i Raph byli pierwszymi,
którzy zdecydowali się je otworzyć.
Sala procesowa była ogromna.
Wysoka na kilkadziesiąt metrów i głęboka na tyle samo. Na ścianach były
powywieszany monumentalne, czerwone zasłony, a w samym pomieszczeniu grała
muzyka klasyczna, odgrywana na fortepianie. Na środku stała ogromna platforma z
dziewiętnastoma podestami, każdy pojedynczy z nich miał przy sobie zdjęcie
któregoś z nas, pod nią zaś istniały jedyne źródła światła. Podobizny Sapphiry i Simona były przekreślone. Na platformę
prowadził dosyć wąski, kamienny most bez barierek, łatwo było z niego spaść.
Zaraz po tej mojej myśli moim oczom ukazał się widok tłumacza bardzo mocno
odchylającego się nad przepaścią, miał szeroki uśmiech.
- Łooo, wysoko
tu. – Zagwizdał.
- O, też chcę
zobaczyć. – W kierunku przepaści zaczął iść marynarz, ale Cartie go złapał
za kołnierz, nawet nie odwracając w jego stronę wzroku.
- Nawet. O tym.
Nie myśl. – Wycedził przez zęby. Raph wyglądał na zrezygnowanego, westchnął
i odpuścił.
Gdzieś z przodu
słychać było śmiechy ludzi, musiałem przyznać że sam się uśmiechnąłem. Po
chwili akcja ratunkowa okazała się być sukcesem, a marionetki gestem swoich
malutkich dłoni zaczęły wskazywać nam wyznaczone podesty. Stałem obok Caspra i
Herringa. Za chwilę miała zacząć się kolejna część gry, którą zamierzałem
wygrać. Dla dobra swojego jak i grupy.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz