Charles
Braid
Nagły
powrót światła mnie oszołomił, zastanawiałem się chwilę co w ogóle zaszło,
jednak szmaragdowy deszcz dał mi do zrozumienia że znowu ktoś został zabity. Spojrzałem
w kierunku Caspra, przyglądał mi się z dziwnym wyrazem twarzy. Uśmiechnąłem się
do niego lekko i podszedłem bliżej grupki zbierającej się wokoło zwłok. Nie
dziwiło mnie że ktoś zginął, to było
takie ludzkie, człowiek jest gotów zabić za odrobinę tego czego nie może
mieć.
Przepchnąłem
się do denata. Na deskach sali leżał Matthias, z twarzą zastygłą w agonii,
musiał dużo cierpieć przed śmiercią. Czyżby jakiś sadysta go dopadł? Ciało było
odbarwione w kolorach od czerwieni do osmolonej czerni, siedział w podpalonym
wózku z piłkami, ciężko było stwierdzić co mu się przytrafiło. Jednak
najgorszymi elementami tego obrazka były dwie czarne dziury w miejscu oczu.
Ktoś wydłubał mu gałki oczne? A może…
- CO?! Co
jest?! – Alvaro wskazywał na zwłoki szczęściarza.
- NIE!
– Anton odwrócił się, by nie patrzeć na scenę przed sobą.
- To
znowu się stało… – Sebastian spuścił głowę.
- Kiedy
to się stało?! – Thomas przecierał oczy z niedowierzania.
- Matthias…
nie wierzę! – Chester upadł na podłogę, tuż przed barierkami dzielącymi nas
od ciała.
- Kto…
KTO TO ZROBIŁ?! – Habber wydarł się najgłośniej.
- Nie, ja
nie chcę tam wracać… – Matthew nie wyglądał dobrze, miał na twarzy
jednocześnie wypisane zmęczenie i gniew.
- Co się
stało?! – W tym momencie wbiegła tutaj Julia, za nią pojawili się kolejno
Raph, Bleslav, Sunny i Yukino.
- O NIE!
– Po zobaczeniu stanu w jakim był Wail, fujoshi ukucnęła w kącie pomieszczenia
starając się uspokoić.
- Niech
ktoś nam wytłumaczy co się tu stało! – Sunny próbowała przebić się przez
krzyki pozostałych.
- Prosimy
wszystkich o spokój! – Theodore i Sally stali na wybiegu, przyglądali nam
się. – Niestety, leczenie pana Koryfeus’a
i Pani Venice nie zakończyło się do tego momentu. Dlatego my będziemy
gospodarzami kolejnego procesu! Zasady są takie same jak przy poprzednim
zabójstwie. Macie do trzech godzin śledztwa, po których zbierzecie się w
salonie, a stamtąd pójdziemy do sali procesowej. Za pomocą głosowania w
telefonach możecie przerwać śledztwo wcześniej. Plik z morderstwem znajduje się
już na waszych urządzeniach. To chyba wszystko… Powodzenia! – Laleczki
zeskoczył ze sceny i zniknęły za nią.
- Ja
zaraz wrócę! – Model wybiegł z pomieszczenia.
- A z nim
co? – Zapytałem wskazując na drzwi w których zniknął Borsch.
- Ja… nie
wiem… – Burknął niedźwiedź.
- No już,
do roboty. Nie mamy całego dnia. – Zaklaskał w dłonie analityk.
Dopiero
teraz zauważyłem w jakim stanie była pani kominiarz, stała w absolutnym
bezruchu. Wpatrywała się w ciało Matthias’a, nie mówiła nic, zauważyłem łzy
spływające po jej policzkach.
- Ada,
może wyjdzie.. – Marynarz spróbował złapać ją za ramię.
- Nie…
chcę… chcę tu zostać… – Dziewczyna przeszła przez barierki do swojego
przyjaciela. Wyglądała zupełnie inaczej bez swojego uśmiechu.
Ludzie którzy przygotowali się mentalnie,
wyciągnęli swoje telefony by odczytać plik, postąpiłem tak samo. Tak jak za
pierwszym razem, plik podpisany „Plik morderstwa II” zawierał szczegóły tej
sprawy:
OFIARĄ
DRUGIEGO MORDERSTWA JEST MATTHIAS WAIL, PERFEKCYJNY SZCZĘŚCIARZ. JEGO CIAŁO ZOSTAŁO
ODNALEZIONE NA SALI SPORTOWEJ O GODZINIE 9:10 DNIA TRZYNASTEGO. MIMO PRZEBITYCH
GAŁEK OCZNYCH ORAZ WODY W PŁUCACH, JEGO PRZYCZYNĄ ŚMIERCI BYŁO PORAŻENIE
PRĄDEM.
Porażenie… sprawca chciał ukryć ten fakt
podpalając ciało? Szkoda, że plik mu to uniemożliwił, byłoby ciekawiej w ten
sposób. Ale czemu w takiej sytuacji sprawca przebił oczy Wail’a..
Ludzie
o czymś dyskutowali, jednak nie mogło mnie to mniej obchodzić, rozejrzałem się
po pomieszczeniu. Anton wbiegł z powrotem do sali, w ręce trzymał jakieś
ogromne tomiszcze. Ominął grupkę i natychmiast podszedł do ciała, przy którym
przyklęknął i zaczął wertować strony. Choć interesowało mnie co kombinował,
pewna rzecz przykuła moją uwagę. Podszedłem do wywalonego wózka na piłki. W
okolicy wózka doszło do kilku dziwnych zjawisk, które chciałem zbadać. Na
początek, brak deski w podłodze, nie było widać żadnych uszkodzeń wokoło
dziury, więc drewno prawdopodobnie zostało usunięte jakimś narzędziem… Obok
pojemnika na piłki leżał przewrócony kanister, widziałem takie wcześniej w
zajezdni na zewnątrz. Spojrzałem trochę dalej w kierunku barierek, po podłodze
wił się kabel od jednego z reflektorów, nie byłoby w nim nic dziwnego gdyby nie
jeden mały szczegół. Zauważyłem, że brakowało kawałka przewodu, ktoś musiał go
naciąć.
Postanowiłem
zbadać reflektor który leżał zniszczony po drugiej stronie barierki, tam gdzie
stała grupa. Urządzenie było obwiązane sznurem, co pozwoliło utrzymać luźne
części w jako-takim ładzie, jednak nie uchroniło to przed rozsypaniem się niektórych
elementów. Powędrowałem wzrokiem po linie na końcu której znajdował się… kij od
szczotki? Nie miałem pojęcia czemu ma służyć takie „urządzenie”, ale nie było
sensu teraz nad tym rozmyślać, muszę jak najwięcej zobaczyć, żeby być w stanie
kontrolować dyskusję podczas procesu. Mojej uwadze nie umknął kawałek liny
przywiązany do drabinki, przyjrzałem się końcówce, była nacięta czymś ostrym…
ale nic takiego nie odpowiadało temu opisowi… jeszcze. Ale co te liny robiły w
tym wszystkim? Odruchowo spojrzałem w górę, zauważyłem na dachowych belkach
lekkie otarcia… chyba znalazłem powód dla którego nikt nie zauważył tych lin w
ciemnościach. Uśmiechnąłem się do siebie.
Wózek
musiał również być w jakiś sposób schowany, patrząc na niego od strony
barierek, można było założyć że wyjechał z magazynu. Skierowałem się tam. Nie
musiałem nawet wchodzić do środka by zauważyć że to pomieszczenie odgrywało
jakąś rolę w tym wszystkim. Przez całą szerokość drzwi do schowka była
rozciągnięta wytrzymała guma, przeszedłem pod nią i przyjrzałem się dokładnie
do czego była przywiązana. Po prawej stronie materiał był przyczepiony do
grzejnika, natomiast po lewej do olbrzymiego atlasu do ćwiczeń, supły
trzymające gumę były niesamowicie mocno związane. Morderca chciał mieć pewność
że guma nie puści z którejś ze stron… Sprawdziłem następnie szatnie, obie,
jednak żadne z nich nie kryło niczego nadzwyczajnego. Kiedy miałem już
wychodzić dopatrzyłem się jednej ciekawej rzeczy.
- O rety…
czegóż to się moje oczy dopatrzyły? – Schyliłem się nad niewielkim otworem
w podłodze, schowanym bardziej na tyłach magazynu. – A czemuż to by miało służyć? Hmmm..
Nagle mnie olśniło, wyszedłem z pokoju i
stanowczym krokiem ruszyłem w kierunku jednego z przedmiotów których widziałem
kilka minut wcześniej. Z tego co zauważyłem na sali została niewielka grupka,
widocznie się jakoś podzielili… nie obchodziło mnie co robili, z wyjątkiem co
robił on. Musiałem przyznać że interesowała mnie jego osoba, był…
ciekawą odskocznią. Cartie też był niczego sobie, pragnąłem jeszcze raz go
zobaczyć z tym szalonym wzrokiem, zupełnie jak podczas pierwszego procesu. Może
uda mi się go doprowadzić do tego stanu? Chciałem to zobaczyć, kiedy go
takiego ujrzałem poczułem coś ciepłego w środku, jakby ktoś mnie rozumiał.
Cartie, jestem pewny że dostarczysz mi trochę rozrywki.
Z
rozmyśleń wyrwało mnie dotarcie do celu, schyliłem się i sięgnąłem po
przedmiot, kij przywiązany do reflektora. Odwiązałem go i odwróciłem z powrotem
w kierunku magazynu. W tym momencie Mushial stanęła mi na drodze. Co ona robi?
Nie rozumie, że staram się przetrwać?
- Ojej,
coś nie tak, Julia? – Zapytałem uśmiechając się lekko.
- Mówiłam
żebyś nie ruszał niczego, odłóż to.
- I to
jest twój problem Mushial… oczekujesz
że wszyscy się będą ciebie słuchać. Ale wiesz co? Nikt, ale to absolutnie nikt,
nie musi. I ja również nie zamierzam tego teraz robić. Przesuń się bo mam coś
do sprawdzenia. Jeśli będziesz grzeczna, może się nawet podzielę moimi
odkryciami. – Lekko odsunąłem ją kijem. Wyglądała na wściekłą, ale rozumiała…
rozumiała różnicę między mną a nią.
Rączka
od szczotki pasowała do dziury w podłodze jak ulał, to potwierdzało moją
teorię, cieszył mnie ten fakt. Wszystko tutaj wydawało się idealnie dopasowywać
w jedną całość, jednak nie chciałem zaburzać rytmu poszukiwań utwierdzając się
w jednej teorii. To byłoby nieprofesjonalne, a to nie w taki sposób przeżyłem
do tego momentu, muszę zachować zimną krew… ale to takie ciężkie kiedy czuję że
morderca ukrywa się wśród nas, to takie ekscytujące.
Dałem
sobie chwilę na odpoczynek, usiadłem i odetchnąłem. Muszę podjąć jakieś kolejne
kroki. Ah, no tak, nie zbadałem jeszcze samego ciała. Plik mówił o stanie
samych zwłok, jednak mógł pominąć jakieś ciekawe szczegóły albo przedmioty
które mógł mieć denat. Wstałem, otrzepałem się i wyszedłem z magazynu.
-
Hej, co taka bezużyteczna osoba jak ty
robi przy ciele, chcesz mu dać ładny makijaż na pogrzeb? – Kucnąłem przy
modelu, spodziewałem się kominiarki siedzącej przy ciele jednak ona gdzieś
zniknęła.
- J-ja…
nie chcę być bezużyteczny, dlatego mam ze sobą to! – Kapelusznik pokazał mi
opasłe tomiszcze które trzymał na kolanach. Przechyliłem głowę by być w stanie
odczytać kilka słów z którejkolwiek strony, był to jakiś medyczny bełkot.
- I
myślisz, że jak przeczytasz na poczekaniu kilka stron i porównasz je z
objawami, to będziesz wstanie dokonać autopsji? Nie łudziłbym się na to…
- Wiem że
to niewiele, ale muszę spróbować. Oprócz Simon’a nikt tutaj nie potrafiłby
dokonać dokładnej autopsji, dlatego żeby inni nie marnowali swojego czasu, ja
postanowiłem się tym zająć. Mam nawet już jakieś efekty! – Spojrzałem
Antonowi prosto w twarz, był zdeterminowany. Obrzydliwe jak bardzo się starał,
ale z drugiej strony faktycznie oszczędza mi czasu i tłumaczenia się.
- Ah,
więc co tam znalazłeś?
- No
więc… Matthias miał w kieszeni telefon.
- Jego
własny?
- Zakładam
że tak, nie można go uruchomić. Odcisk palca nie działa.
- Tak,
ale to mogłoby też być spowodowane porażeniem, odciski mogły zostać naruszone.
- Tego
nie dam rady sprawdzić…
- Coś
jeszcze?
- Tak,
chodzi o jego… oczy.
- Co z
nimi? Streszczaj się, nie mam całego dnia. – Ponagliłem go opierając głowę
na dłoni.
- Jego
oczy zostały przebite czymś sporym, normalnie spodziewałbyś się igły, noża czy
czegoś tego typu. Tu jednak widać naruszenie tkanek oczodołów. Musiało zostać
użyte coś dużego.
- Hmmm…
– To co powiedział dało mi do myślenia. Faktycznie niespotykane w przypadku
przekłuć oczu. Spojrzałem na Borsch’a, wydawał się być zmartwiony, może
powinienem… – Meraviglioso!
Dobra robota, Bella! Nie
doceniłem cię. Kontynuuj swoją ciężką pracę. – Ukłoniłem się na tyle ile
pozwalał mi przykuc.
- Bella?
To włoski, prawda?
- Zgadza
się, oznacza „Piękno”. – Zauważyłem jak zaczął się lekko rumienić. – Ale wziąłem to przezwisko bo ty i Seba jesteście
jak „Piękna i Bestia”, a księżniczka przecież nazywała się Bella.
- Oh… aha.
– Spuścił głowę, widocznie moje wytłumaczenie mu nie odpowiadało… może to i
lepiej, nie powinien się przyzwyczajać do pochwał.
Chciałem zobaczyć Caspra jeszcze raz w tym
przedziwnym stanie, powinienem był trochę namieszać podczas procesu, tak jak
ostatnio, może to go znowu aktywuje. W takim wypadku nie pozostaje mi nic
innego, jak odkryć jeden z moich małych występków na rzecz tego procesu.
Wstałem i skierowałem się do wyjścia z sali sportowej.
Julia Mushial
-
Co się stało?! – Wykrzyczałam od
progu sali sportowej. Nie planowałam przychodzić na stand-up, więc chciałam
wykorzystać tą chwilę by poszperać po pomieszczeniach sama, jednak w drodze na
dolne piętro zapaliły się światła, a następnie zaczął padać holograficzny
deszcz. Błagałam w duszy żeby to nie był nikt z loży. Raph’a spotkałam jak
wybiegał z sali teatralnej i bez słowa ruszyliśmy do miejsca umówionego na
występ Matthew. Jednak tego co tam spotkaliśmy się nie spodziewałam. Zapach
spalenizny, krzyki i ogólny chaos, a w tym wszystkim ciało Matthias’a… Scena zmroziłaby krew w żyłach niejednemu.
Chwilę
zajęło nam zmobilizowanie się do pracy, odczytałam plik morderstwa i
zastanowiłam się co powinnam zrobić dalej. Nie było dokładnego czasu śmierci
szczęściarza, wiedza o tym musiała prowadzić do tego kto jest mordercą… ktoś
może mieć alibi, albo wiedzieć coś ważnego. Ludzie tym razem byli strasznie
porozrzucani, jest spora szansa że dowiedziałabym się czegoś ciekawego poprzez
przesłuchanie każdego, ale nie byłam w tym najlepsza, zwłaszcza na własną rękę.
Musiałam poprosić kogoś o pomoc, miałam już nawet pomysł kogo ale ta osoba
mogła się nie zgodzić i nie zdziwiłabym się na jej miejscu gdyby odmówiła.
-
Okej ludzie, podzielmy się tak jak przy
poprzednim śledztwie. – Zarządziłam, niektórzy spojrzeli na mnie z
niechętnymi spojrzeniami.
- Wiesz…
nie wiemy czy możemy ci ufać. – Zaczął Matthew.
- Taa,
jakby nie patrząc… byłaś nieźle wplątana w pierwszą sprawę, może tym razem
udało ci się kogoś zabić. – Dodał Habber.
- Słucham?
Chyba sami nie wiecie co mówicie! – Wkurzyłam się, miało do tego prawo.
Mimo moich przeprosin w formie ogniska zrobionego z wybiegu, oni dalej we mnie
nie wierzyli.
- Julia,
może zostaw to komuś kogo ludzie będą się słuchać. – Uśmiechnął się z
wyższością Sebastian. ,,Oh, z całą pewnością to nie ty jesteś tą osobą.’’ –
Pomyślałam.
- Ja jej
wierzę. – Alvaro stanął tuż koło mnie. Musiałam przyznać, to było miłe
uczucie mieć kogoś po swojej stronie.
- Ja również.
– Uniósł dłoń analityk. Jego zdanie chyba nie miało takiego znaczenia jak
reżysera, ale to wciąż był jeden głos na mnie.
- No co
ty, Alvaro? Ty tak serio? – Standuper się zdziwił. Teraz był jedynym
Matt’em w naszej grupie…
- Mam
swoje powody. – Uśmiechnął się reżyser. Wszyscy zebrani spojrzeli po sobie.
- No
dobra, podzielmy się.
- Ta…
Julia ma rację.
- Skoro
Alvaro jej ufa.
- Okej,
to od początku. – Wzięłam krok do przodu. – Podzielimy się na trzy grupy. Raph, Bleslav, Yukino, Thomas i Chester,
wy przeszukacie dach, kuchnię i pokój Wail’a. Dolnym piętrem, kaplicą i salą
teatralną zajmą się Alvaro, Habber, Sebastian, Matthew… – Wahałam się czy
chciałam ją tam wysyłać. Ada była w okropnym stanie, ale nie mogłam jej
pozwolić dłużej się zadręczać widokiem Matthias’a. –… i Ada.
- Co?!
Nie! Ja nigdzie nie idę! – Kominiarz złapała mnie za rękę. – Nie zostawię go…
- Sebastian?
– Zwróciłam się do giganta.
- Słucham?
- Proszę,
zajmij się nią… – Niedźwiedź wyglądał na zdziwionego, ale kiedy zauważył że
mówiłam to śmiertelnie poważnie, odpuścił dysput.
- W
porządku. – Spuścił głowę.
- Julia?!
- Nie
będę się powtarzać, Ada. Na sali zostanę ja, Sunny, Charles, który widzę że ma
nas trochę w dupie, Casper iiii gdzie się podział Anton?
- Mówił,
że zaraz wróci. – Burknął Cop.
- No, tak
czy siak zostanie tutaj. Jak poprzednio, zdjęcia wrzucajcie na grupową rozmowę.
Wszystko jasne? Nikomu nic nie przeszkadza? – Spodziewałam uniesienia się
ze strony Ady, ale ta nie zareagowała w ogóle. W międzyczasie Anton wrócił trzymając
jakąś książkę. – W porządku, to do
roboty. Po tym jak wszystko sprawdzicie wróćcie tutaj.
Grupy
przypisane do innych pomieszczeń wyszły, moja drużyna rozeszła się po całej
sali sportowej. Na początek postanowiłam zagadać do tej jednej osoby z którą
obawiałam się trochę rozmawiać.
- Słuchaj,
wiem że między nami nie zawsze było słonecznie i kolorowo, ale myślę że w
chwili takiej jak ta nie powinnyśmy się kłócić. – Spojrzałam prosto w oczy
Sunny, która sprawdzała konsoletę przy wyjściu z pomieszczenia.
- O co ci
chodzi, Mushial? – Spojrzała na mnie bez przekonania.
- Dobra!
Jak zauważyłaś podczas pokazu, jestem chujowa w bycie emocjonalną, dlatego chcę
cię przeprosić o byle jakie gówno które ci wyrządziłam, za które mnie trochę
bardzo nie lubisz i czy mogłybyśmy zakopać topór wojenny chociaż na czas
procesu. Jestem czasem uparta, dziecinna i nie mam pojęcia co ci mogłam zrobić.
- Czekaj…
usłyszałam „przepraszam”? Nie masz za co mnie przepraszać, jesteś irytująca ale
nigdy mi nic złego nie zrobiłaś. Po prostu mamy podobne charaktery, nie lubimy
przegrywać i tak poza tym przypominasz mi kogoś kogo znałam dawno temu… –
Dziennikarka wyglądała jakby coś ją bardzo zabolało, nie było sensu o tym teraz
rozmawiać.
- Czyli
co, zgoda? – Wyciągnęłam rękę na znak pokoju. Sunny spojrzała najpierw na
moją dłoń, potem na mnie a na koniec westchnęła.
- Zgoda,
ale nie myśl sobie że ci odpuszczę przy następnym wyzwaniu. – Odwzajemniła
uścisk z lekkim uśmiechem.
- Na
razie skupmy się na przeżyciu procesu.
- Jasne,
ale nie myśl że mi komórki mózgowe wyparowały. Jesteśmy podobne, dlatego wiem
że nie chciałabyś się pogodzić dopóki nie potrzebowałabyś pomocy z czymś. Co
chcesz?
- Myślałam
że oprócz zwykłego śledztwa wypadałoby też pozbierać zeznania od wszystkich.
Jesteś dziennikarką, mogłabyś spisywać wszystko co powiedzą?
- W
porządku, od kogo chcesz zacząć? – Whatever zapytała odchodząc od
konsolety. – Chcesz chodzić za wszystkimi
z pozostałych grup?
- Nie no,
poczekamy aż wrócą, w końcu też musimy zbadać co się da w tym pomieszczeniu.
Zajmijmy się tymi co tu są na razie. Dawaj, zacznijmy od Antona.
Podeszłyśmy
do modela siedzącego przy ciele. Ku mojemu zdziwieniu, badał zwłoki, miał
założone rękawiczki i co jakiś czas wertował strony książki której przyniósł.
Widząc nas wyprostował się i poczekał aż się zbliżymy.
- Hej
Anton, jak się trzymasz? – Zaczęłam, miałam ochotę sobie trzasnąć w twarz,
to nie brzmiało jak początek przesłuchania, bardziej jak spotkanie kolegi ze
szkoły średniej po latach.
- Próbuję
z pomocą książki dokonać autopsji, ale nie spodziewajcie się cudów, raczej
słabo mi idzie. Wciąż nie mogę uwierzyć że Matthias’a już z nami nie ma… –
Model spojrzał smutno na ciało.
- Taa…
dziwnie widzieć ciało kogoś kto zaledwie wczoraj chodził, mówił i się śmiał.
– Sunny złapała się pod boki.
- Marionetki
kiedyś za to zapłacą, a do tego czasu… Znalazłeś coś?
- Telefon,
pewnie Matthias’a, nie mogę go uruchomić i jest zbity. – Model podał mi
przedmiot do rąk, komórka miała zniszczoną szybkę. Podałam przedmiot Sunny, po dokładnych
oględzinach położyła telefon na ziemi i zrobiła mu zdjęcie.
- Dobra
robota. Mógłbyś jednak nam odpowiedzieć na parę pytań? – Dziennikarka
wyciągnęła swój atrybut, dyktafon, włączyła go i położyła go na podłodze między
nami a modelem.
- Jasne, ale… co ja mam powiedzieć? –
Borsch wyglądał na zakłopotanego.
- To
może… – Zaczęła Sunny.
- Powiedz
nam co robiłeś wczoraj! – Wepchnęłam się w słowo, nie mamy tak dużo czasu,
a wolałabym skończyć rozmawianie z osobami ze sportowej zanim reszta wróci.
- Uhm…
wczoraj… – Model zdjął kapelusz i drapał się po głowie. – Chyba tego będzie sporo… posiedziałem w
pokoju relaksacyjnym z Casprem, Raphem i Yukino, potem organizowałem sobie
drążki z dekoracjami, studiowałem tą książkę, później…
- Anton! – Nie mogłam już dłużej wysłuchiwać jego paplaniny. – Do rzeczy, co robiłeś wczorajszej nocy i
dzisiaj rano?
- W nocy…
siedzieliśmy naszą grupką w pokoju Sebastiana, Raph opowiadał nam o swoich
wyprawach morskich, masz niesamowitego przyjaciela Julio. – Wiem, oni
wszyscy są niesamowici… – Ale potem
gdzieś wyszedł, ale nie pamiętam godziny ani gdzie… wydaje mi się że mówił… ale
przysypiałem, przepraszam. Co do poranka, trzymałem się Sebastiana, a Matthew
zniknął od razu po obudzeniu się.
- Czyli
nie opuszczałeś pokoju? – Dopytała Sunny.
- Nie.
- Hmm, to
chyba wszystko, dzięki Anton. – Dziennikarka całe zeznania zapisywała w
notesie.
- To ja…
wrócę do ciała. – Uczynił tak jak powiedział, kontrast między jego
wyglądem, a ciałem którym się zajmował był uderzający.
W
międzyczasie Charles próbował zrobić coś z jakimś dowodem i mimo że starałam
się go powstrzymać, nie miałam siły na kłótnię z nim, był zbyt podekscytowany
całym tym zajściem.
Odeszłyśmy powoli od modela, w kierunku Caspra,
jednak Sunny zaczepiła mnie po drodze:
- Już
wiem czemu mnie prosiłaś o pomoc… ssiesz w zadawaniu pytań.
- Ciężko
zadawać pytania kiedy nie można użyć siły. – Spuściłam głowę.
- Taa,
ale zgodziłam się żeby ci pomóc. Po pierwsze, zadajesz zbyt ogólne pytania.
- Ja…
- Po
drugie, patrz w oczy swojemu rozmówcy, niech nie myśli że się czegoś wstydzisz
albo boisz. – Mówiąc to dziennikarka machała piórem we
wszystkie strony, co zakończyła skierowaniem skuwki prosto w moją twarz. – Łapiesz?
- Łapię. –
Irytowało mnie jak się wymądrzała, ale wiedziałam też że ma rację… znowu. – Casper będzie następny, chyba wiesz że
między nami jest trochę napięta sytuacja… dlatego jak coś to wkrocz do akcji.
- Nie
martw się, asekuruję twoje tyły. – Podniosła kciuk do góry.
Casper
sprawdzał szczątki reflektora. Cud że nikogo nie trafiły, może sprawca celował
w dwie ofiary? Celność zauważył że idziemy w jego kierunku, ale nie zareagował,
dalej przyglądał się kupie złomu.
- Masz
chwilę? Mamy kilka pytań do ciebie. – Zaczęłam, nie sądziłam że tak łatwo
pójdzie mi rozpoczęcie rozmowy.
- Zależy,
czego chcesz?
- Powiedz
nam, co robiłeś od ostatniej nocy? – Tylko przez jedną chwilę, wydawało mi
się że widziałam w nim wahanie, jednak to uczucie szybko zniknęło.
- Nie
mogłem spać, ale nie wychodziłem z pokoju, siedziałem w nim aż w końcu
odpłynąłem. Nie wiem o której to było, ale mam dla was ciekawy kawałek
informacji.
- Zaciekawiona,
gadaj. – Sunny przybliżyła dyktafon do ust Cartie’a.
- Wolałbym
jednak bez dyktafonów…
- W
porządku, ale i tak to zapiszę. – Mówiąc to dziennikarka schowała dyktafon.
- Jasne,
chodzi o… – Rozejrzał się po pomieszczeniu. –… Charles’a. Wczoraj w nocy wyszedł
z pokoju, nie było go dobre kilka godzin, po czym wrócił i położył się
spać jak gdyby nigdy nic. Podejrzane, nie sądzicie?
- Zdecydowanie.
– Whatever potwierdziła bez emocji, zapatrzona w swój notes. – A rano?
- Łaziłem
z kąta w kąt z ludźmi. Na pewno ktoś to potwierdzi.
- Zobaczymy.
– Powiedziałam. – Sunny… zostawiłabyś nas
na chwilkę… sam na sam?
- Jesteś
pewna? – Mówiąc to spojrzała znad notesu. Racja… poprosiłam ją o wsparcie,
ale poniekąd bycie w jednej rozmowie z Casprem dodało mi wystarczająco otuchy
by z nim pogadać. Dałam jej wymowne spojrzenie. Zrozumiała. – Pójdę… zbadać tamtą skrzynkę z narzędziami.
- Co
chcesz? Jesteśmy w trakcie śledztwa, jakbyś nie zauważyła.
- Wiem i
dlatego chcę ci coś powiedzieć. Jesteśmy tuż przed procesem, a to oznacza że…
jest szansa że tego nie przeżyjemy.
- No jak
będziesz marnowała czas na pogaduchy to na pewno. – Był uszczypliwy, ale
nie mogłam się teraz wycofać, czy tego chciał czy nie.
- Chciałabym
cię przeprosić, za to wszystko. Za ten nieszczęśliwy łańcuch wypadków który
doprowadził do śmierci Jake’a.
- Nie
rozumiesz że nie jestem zły na to że Jake nie żyje?
- Rozumiem,
przepraszam że namówiłam was na popełnienie zabójstwa, była to największa
głupota jaką mogłam popełnić… i zapłaciłam za nią najwyższą cenę. Możesz być
dalej na mnie zły, ale chciałam tylko żebyś wiedział, nie zamierzam stać w
miejscu i oczekiwać łaski, kiedy dalej jestem w stanie coś zdziałać. – Przy
każdym jednym słowie czułam jak gardło mi drży, z całych sił walczyłam by nie
mówić ani za cicho, ani za głośno. Musiałam się uspokoić, chwilą wytchnienia
została przerwa między moimi słowami a odpowiedzią od Caspra.
- Nie jestem zły na ciebie… tylko na siebie, że
ci zaufałem. I na resztę, że tak łatwo dali się omamić twoim obietnicom. Nie
zamierzam być twoją owcą, którą będziesz prowadzić jak tylko chcesz, a teraz
zostaw mnie, bo mam jeszcze sporo do zbadania. – Z tymi słowami Cartie odszedł w kierunku konsoli do sterowania
światłem.
Dziwne,
nie czułam się źle, wręcz przeciwnie, ulżyło mi. Nie był zły na mnie, czy
naprawdę tylko tego oczekiwałam od niego? Czy to bezczelne z mojej strony tak
myśleć? Fakt że nie musiałam czuć się winna tej napiętej atmosfery między nami
dodał mi skrzydeł. Nie mam zamiaru dłużej się użalać nad sobą bo ktoś ma jakieś
fochy. Oczywiście Casper dalej jest dla mnie kimś ważnym, ale znam go na tyle
długo że wiem, że nic nie zdoła zmienić jego zdania, nic, oprócz on sam. Zauważyłam
Braid’a powoli spacerującego w kierunku wyjścia, nie mogłam pozwolić mu wyjść
bez zadania mu chociaż kilku pytań, poza tym… był przypisany do sali sportowej,
gdzie on myśli że będzie sobie wychodził?
-Ej,
Braid, a ty gdzie się wybierasz?! – Dobiegłam do niego, Sunny szybko
zareagowała i zwinnym krokiem dołączyła się do nas.
- Hmm?
– Przechylił głowę, nie zmieniając tego głupkowatego uśmieszku. – Chyba nie rozumiem?
- Masz
zostać tutaj, inni się zajmują pozostałymi pokojami, a tutaj i tak jest sporo do
przeszukania. – Zagrodziłam mu drogę.
- Jak już
mówiłem, nie muszę się ciebie słuchać. Już sprawdziłem wszystko co było warte
mojej uwagi, teraz muszę sprawdzić coś na własną rękę, więc się odsuniesz,
albo…
- Albo
co? – Uniosłam głowę, byłam ciekawa co odpowie. – Dalej, wysłów się.
- Przykro
mi, twoje sztuczki na mnie nie zadziałają. – Mówiąc to, przyłożył swój
palec wskazujący do ust. – A teraz, jeśli
pozwolisz…
- Właściwie
to mamy do ciebie dwa szybkie pytanka, Charles. Może odpowiesz nam chociaż na
nie? – Sunny stanęła między tłumaczem a drzwiami wyjściowymi. – Dosłownie minutka, co robiłeś wczoraj w nocy
i dzisiaj rano. – Zauważyłam coś dziwnego w zachowaniu Sunny, w odróżnieniu
od pozostałych chłopaków, dziennikarka nie patrzyła się prosto w oczy Braid’a…
- Jakieś
strasznie mroczne fale negatywnej energii musiały napłynąć do nas z południa,
ponieważ nie mogłem usnąć. Leżałem tak w swoim wyrku, kiedy zauważyłem że
Cartie wyszedł z pokoju, wrócił po jakimś czasie. A od rana bujałem się z
kilkoma osobami, Thomas z pewnością wam o tym opowie. Ciekawe że zadajecie
pytania, a same się nawzajem nie podejrzewacie… ale co ja tam wiem, dalej
ufajcie sobie bezgranicznie. A teraz, adieu
mesdames. – Ukłonił się po czym wyszedł.
Sunny głośno westchnęła, dało się wyczuć że czymś się denerwowała… ale nie
chciałam na nią naciskać. Za to ostatnie słowa Charles’a dały mi do myślenia…
nie chciałam o niej myśleć jako o potencjalnej sprawczyni ale…
- Sunny,
nie obraź się, okej? Robię to
bo chcę ci ufać. Siedziałam w pokoju z Alvaro, a Habber jak co noc wyszedł
ćwiczyć do siebie, ale ty? Nie przyszłaś do pokoju na noc… gdzie byłaś? –
Dziennikarka spojrzała na mnie bez emocji.
- To
zrozumiałe, również nie chciałam zadawać ci pytań bo dopiero co udało nam się
przeprowadzić jakąś pierwszą cywilizowaną rozmowę między nami, ale… też chcę ci
ufać… dlatego odpowiem i liczę że ty też. – W tym momencie zrobiła przerwę,
wzięła głęboki oddech i spojrzała mi prosto w oczy. – No więc od godziny 20 siedziałam w archiwum i szukałam jakichś informacji,
nic nie znalazłam. Moje alibi potwierdzi Bleslav, który przychodził do mnie co
równe 5 minut. Pamiętam, bo chwalił się swoją precyzję „porównywalną do
szwajcarskiego zegarka”. O 5 rano wróciłam do pokoju, spaliście tam całą
trójką. Rano rozmawiałam z Casprem i Chesterem. – Jestem pewna że mówiła
prawdę, chciałam żeby mówiła prawdę… – Twoja
kolej.
- Jak już
mówiłam, byłam w pokoju z Alvaro, ty zniknęłaś, a Habber wpadł na chwilę ale
jak co wieczór wyszedł ćwiczyć do siebie. Posiedzieliśmy trochę z reżyserem i
poszliśmy spać. Po pobudce wróciłam do swojego pokoju, nie miałam w planach
oglądać stand-up. – Cały czas jak mówiłam, nie spuściłam oka z twarzy
Sunny. Jestem pewna że obie czułyśmy się podobnie, był to nasz test zaufania,
czy jedna wytknie drugiej jakiś błąd czy zawahanie, jednak albo byłyśmy za
słabe, albo nasze przekomarzanie uczyniło nas ufającymi sobie.
Charles Braid
Leżałem
na śniegu, patrząc jak szare chmury zakrywały niebo. Już nie pamiętam kiedy
ostatni raz widziałem błękit nieboskłonu. Chłód śniegu na którym spoczywały
moje nagie ramiona dawał o sobie znać, czułem że żyję. Właściwie to aż poczułem
przypływ nostalgii, wspomnieniami odpłynąłem do jednego momentu w moim życiu.
Były to urodziny mojego dziadka, pamiętam to jakby to było wczoraj, piękna
muzyka, stroje, prezenty i mnóstwo ludzi. A w tym wszystkim 18-letni ja,
zakluczony na strychu żeby „to brudne, niechciane dziecko nie paskudziło
widoków w moje urodziny”. Rety… jak ja nienawidzę tego stetryczałego,
ksenofobicznego, obrzydliwego śmiecia. Miałem nadzieję, że jego śmierć była tak
cholernie bolesna i upokarzająca że nawet gdyby jego życie wydłużyło się o
jeden dzień, to sam popełniłby samobójstwo na myśl że takie nieszczęście go
spotkało. Westchnąłem, nie było sensu rozpaczać nad przeszłością, było minęło,
nie będę narzekać. Leżałem na niewielkim daszku odstającym od wieży zegarowej,
uwielbiałem to miejsce i jak się okazało nie ja jedyny.., lecz na to już za późno.
Na
mój brzuch naciskało wiaderko wypełnione kamieniami, mój cenny punkt
zaczepienia do zabójstwa tak minimalistycznego, że aż idealnego. Dlatego
chciałem jak najszybciej się tutaj dostać, nie mogłem pozwolić by ktokolwiek z
grupy badającej dach odkrył moją „małą kolekcję kamyczków” zanim sam bym ją
przedstawił, ciężej byłoby się wytłumaczyć. Z przemyśleń wyrwały mnie odgłosy
dochodzące z klatki schodowej prowadzącej do budynku. Wstałem na równe nogi i
zrzuciłem moją latarkę na ziemię tuż przy daszku na którym stałem. Chciałem im
się pochwalić moją zabawką, ale nie bez mojej uciechy. Kilka chwil później po
latarkę nachylał się Bleslav, mój ukochany współ-entuzjasta tej magicznej,
zabójczej gry. Złapałem za rączkę wiaderka i… zrzuciłem je tak by wylądowało
tuż obok głowy analityka. Ten, niewzruszony, wyprostował się trzymając moją
latarkę w ręku.
- Chyba
ci wypadła. – Podał mi latarkę, zeskoczyłem z daszku i przyjąłem ją z
powrotem. – I czy ty jesteś głupi?
- Rety,
Bleslav! Nic ci się nie stało? Och, ja gamoń! Znalazłem wiaderko na tym małym
daszku i chciałem je zdjąć, a o mało co cię nim nie zabiłem. Cały jesteś?
Musiałeś się baaaaaardzo wystraszyć. – Puściłem w jego stronę oczko.
- Hmm…
– Analityk tylko mruknął i nachylił się nad wiaderkiem. Reszta jego grupy
dołączyła się do nas.
- A co tu
robisz, Charles? Nie miałeś badać sali sportowej? – Chester trząsł się z
zimna.
- A kto
tak ustalał? Julia? Przykro mi koledzy, ale nie mam zamiaru się jej słuchać
tylko dlatego że większość ma zamiar tak robić. – Wzruszyłem ramionami. – Z resztą… już zbadałem sportową.
- Ale…
chyba i tak nie powinieneś opuszczać stanowiska… – Thomas poprawiał szalik
na swojej szyi kiedy to mówił.
- Daj
spokój Tom-Tom. Po za tym…
- 32.
– Bleslav dalej kucał nad wiaderkiem, mieszając w nim ręką.
- Słucham?
– Zapytałem, co innego mogłem zrobić, głos Adalberta wybił mnie z rytmu.
- Co
mówisz, Bleslav? – Yukino przechyliła się teatralnie w bok.
- W tym
wiaderku są 32 kamienie, o różnych wielkościach i kolorach, ale waga łączna
byłaby w stanie ogłuszyć, nie zabić, około 20-letniego mężczyznę. – Wstał i
spojrzał się po ludziach. Cała grupa westchnęła.
- Bleslav,
nie wiem jak ty to robisz… ale przestań, to trochę… dziwne. – Raph złapał
się za czapkę. Uwaga marynarza była trafna, ale informacje jakie dał analityk
były jeszcze trafniejsze! Niesamowity człowiek, może naprawdę jest maszyną? Tak
czy siak miał rację. Tak powybierałem kamienie by te były w stanie ogłuszyć cel. Świetna robota Bleslav~~
- No
taaaak… wracając do mojego pytania. Znaleźliście coś ciekawego? – Musiałem
odwrócić uwagę od Adalberta, nie chciałem by wyjawiał zbyt wiele szczegółów
przed procesem.
- Właściwie
to tak. W kuchni brakowało, znowu, dwóch noży, za to w pokoju dziecięcym
znaleźliśmy kilka ekstra noży, ale nikt nie mógł skojarzyć skąd się wzięły.
– Wytłumaczył pisarz fanfiction.
- Oh, faktycznie
interesujące. Dobra robota! – Zaklaskałem, chciałem żeby poczuli się
potrzebni, chociaż spodziewałem się kto odwalił całą robotę.
- Zrobiłem
zdjęcie wiaderka… wracamy? Ciekaw jestem co takiego znaleźli inni. –
Adalbert ruszył przodem, ja tuż za nim. Za mną słyszałem zgrzytanie śniegu pod
podeszwami reszty.
Julia Mushial
Po
dokładnym sprawdzeniu każdej jednej rzeczy w magazynie, wyszłyśmy do głównego
pomieszczenia. Anton dalej starał się szukać choćby najmniejszych skrawków
informacji, które ciało szczęściarza mogło skrywać. Casper siedział na wybiegu,
wpatrując się zamyślony na porozrzucane dookoła rzeczy, wyglądał jakby coś nie
dawało mu spokoju.
- Masz
jakiś pomysł? – Zwróciłam się do mojej partnerki. Od jakiegoś czasu
sprawdzała zdjęcia na grupowy czat.
- Wygląda
na to że znaczna część dowodów znajduje się w tych dwóch pomieszczeniach… ale
nie ma tu zbyt wiele rzeczy które wskazywałyby na mordercę. – Mówiąc te
słowa przesuwała powoli palcem po ekranie swojej komórki. – Brakuje noży w kuchni, znaleźli jakieś inne
noże w dziecięcym, ktoś znalazł jakieś wiaderko z kamieniami.
- Co? To
nie ma sensu. – Spojrzałam przez ramię na jej telefon, faktycznie
znajdowało się tam zdjęcie wiaderka. – Coś
jeszcze?
- Hmmm…
Pigułki nasenne, znaleźli je na makiecie statku. Od razu wrzucę co my
znalazłyśmy.
Wyciągnęłam
telefon by raz kolejny przyjrzeć się każdej jednej rzeczy, czy aby czegoś nie
pominęłyśmy. Kolejno pojawiły się: Naciągnięta guma i dziura w podłodze z
magazynu, usunięta deska podłogowa, kanistry, zbity telefon Matthias’a,
zniszczony reflektor obwiązany liną, nacięty kabel, kawałek liny przywiązany do
drabinki, kij od szczotki i skrzynka z narzędziami. Sprawdziłyśmy również wózek
z piłkami jednak on nie zawierał w sobie niczego, nawet śladów krwi. Drzwi do
sali otworzyły się, grupa odpowiedzialna za salę teatralną wróciła, każdy
wyglądał na poddenerwowanego. Spojrzałam na Sunny, ta tylko kiwnęła do mnie
głową, podeszłyśmy do nich.
- Przepraszamy,
nie znaleźliśmy zbyt wiele. – Sebastian przejął głos za wszystkich. – Dobrze że chociaż wy sporo odkryliście.
- Nie
przejmujcie się tym. Po prostu trafiliście do pokoi z których sprawca nie
skorzystał.
- Taa…–
Niedźwiedź spuścił głowę.
- Chciałybyśmy
by każde z was odpowiedziało na kilka naszych pytań, czy komuś to przeszkadza?
– Sunny zwróciła się do całej drużyny.
-
Miejmy to z głowy… – Matthew
przepchnął się do przodu i odszedł z nami kilka kroków na bok. Wyglądał na
wyjątkowo wkurzonego.
- Coś… ci
się stało? Znowu na coś nadepnąłeś? – Chciałam zacząć przesłuchiwanie
łagodniej.
- A jak
myślisz czy coś mi się stało? Ktoś przerwał mi mój występ! To była jedyna
okazja tego idioty który zabił szczęściarza żeby zobaczyć mnie w akcji, a koleś
to spierdolił. Żałosne jak niektórzy ludzie potrafią być ignoranccy, pomyśl o
tych wszystkich którzy liczyli na mój stand-up! Jeszcze tyle pracy w to włożyłem i nie ja jedyny biorąc pod uwagę ile
mi pomagał Alvaro. Zacznijmy od tego że stand-up nie byłby nawet planem gdyby
mnie reżyser nie namówił. – Gdybym miała zgadywać, pod maską był cały
czerwony ze złości, jednak musiałam się posiłkować jego wymowną gestykulacją.
- Uspokój
się, nie mam zamiaru spisywać kogoś, nad kim panują emocje ponad rozumem. – Dziennikarka mówiła chłodno, jej profesjonalizm mnie zaskoczył.
Tailorwich wziął kilka głębokich wdechów.
- Okej…
dalej jestem wściekły, ale odpowiem spokojnie.
- Super,
no to co robiłeś wczorajszej nocy? – Sunny przyłożyła dyktafon bliżej
Matthew.
- No
więc… O! Wydaje mi się że byłem ostatnią osobą w sali sportowej, Alvaro wyszedł
wcześniej, ja natomiast zostałem jeszcze coś przećwiczyć. Oczywiście żadnej z
tych rzeczy które tu widzimy nie było wtedy. Wróciłem do pokoju Sebastiana
krótko przed ciszą nocną. – W tym miejscu przerwał, łapiąc się za brodę.
- Co było
dalej? – Zachęciłam go do dalszego mówienia.
- Siedziałem
z chłopakami i wysłuchiwałem paplaniny marynarza, muszę przyznać że ciekawe
rzeczy wygadywał…
- I
jeszcze co robiłeś rano. – Powiedziała Sunny nie przestając pisać w
notatniku.
- Wstałem
jeszcze przed komunikatem i wróciłem do swojego pokoju, no wiecie, przygotować
się. – Dopiero teraz zauważyłam, Matthew był ubrany trochę inaczej,
bardziej… gustownie.
- To
wszystko?
- Hmmm…
przyszedłem tu wcześniej, ale z powodu ciemności nie zauważyłem tego całego
bajzlu. Ja… to naprawdę nie byłem ja… nie zniszczyłbym sobie występu czymś
takim. – Wydawało mi się że bardziej obchodził go ten jego głupi występ,
niż to że jeden z nas nie żyje…
- Okej,
poproś Habbera o podejście. – Powiedziałam komikowi zanim odszedł. Chwilę
później stał przed nami trzęsący się bokser.
-
Ja… ja nic nie zrobiłem. Przysięgam!
- Nie
krzycz, zbieramy tylko zeznania, powiedz co robiłeś wczoraj.
- Ja…
przyszedłem na chwilę do naszego pokoju, wziąłem potrzebne mi rzeczy i
poszedłem ćwiczyć do siebie. Zostawiłem ciebie z Alvaro w pokoju, a Sunny nie
spotkałem ani po drodze, ani wcześniej. Wróciłem do pokoju jakąś godzinę
później. Whatever wciąż nie było.
- Taa,
wszystko się zgadza. – Złapałam się za brodę. – A rano co robiłeś?
- O-obudziłem
się, wyszedłem chwilkę przed wami i potem siedziałem w restauracji, aż ludzie
się zebrali na występ.
- W
porządku… zanotowane, możesz iść. – Dziennikarka odesłała Goeson’a. – Kogo chcesz następnego? Adę?
- Nie,
spójrz tylko na nią… – Kominiarz siedziała oparta o drabinki, tuż przy
ciele szczęściarza. Była w absolutnym bezruchu, nie licząc ust które bez
przerwy wypuszczały jakieś niezrozumiałe szepty. Spod maski wyciekały stróżki
łez. – Nie chcę jej obciążać jeszcze
bardziej… nie wiem jakby zareagowała i ty lepiej też jej nie przesłuchuj, sama
myśl że jeszcze ktoś mógłby ją oskarżyć o zabicie Matthias’a mogłaby ją
zniszczyć.
-
Rozumiem, w takim razie… –
Dziennikarka rozejrzała się po grupce. – Alvaro,
chodź tu.
Reżyser szybkim krokiem dołączył do nas.
- No
więc, wczoraj wyszedłem z sali sportowej przed Matthew. Nie widziałem żadnych
dziwnych rzeczy przed wyjściem. W naszym pokoju pojawiłem się na pół godziny
przed czasem. Gadaliśmy sobie z Julią, kiedy do pokoju wszedł bokser, wziął
jakieś małe hantle czy coś i wyszedł ćwiczyć. Sunny nie było nigdzie na
horyzoncie caaaaały ten czas, rano jednak była już z nami. Wyszedłem po Matthew
razem z komunikatem porannym.
- Dzięki
za oszczędzanie nam czasu. – Westchnęłam, cieszyłam się że można było na
nim polegać ale… zaczynałam się totalnie wczuwać w to bezbolesne
przesłuchiwanie i fakt że Cup odebrał mi tą szansę trochę mnie zdołował. Już
miałam w głowię kozacką scenkę niczym z filmu Noir… – Zawołaj Sebe…
- A z
tobą co? – Zapytała mnie dziennikarka, przechylając
głowę.
- Nieważne…
– Burknęłam.
-
Powiem wszystko! – Cop krzyczał
zaciskając pięści.
- To
fajnie, ale możesz ciszej. – Uśmiechnęłam się do niego. Zadałam mu te same
dwa pytania co całej reszcie.
- No to…
Słuchaliśmy morskich opowieści Raph’a, gdzieś tak do pierwszej w nocy. Marynarz
mówił że ma już dosyć i że idzie spać na statku. Co do poranka, trzymałem się z
Antonem.
- Matthew
i Anton mówili to samo, możesz…
W tym momencie do pomieszczenia weszła ostatnia
grupa wraz z Charles’em.
- HEJ
HEJ! Wróciliśmy. – Wykrzyczał tłumacz. Do nowo przybyłych podszedł Alvaro,
musiał wytłumaczyć im co robiłyśmy, bo spojrzeli na nas. Każdy się rozszedł po
pomieszczeniu żeby wymienić się informacjami w normalny sposób.
- Wracając,
dzięki za informację, możesz poprosić tu Thomas’a? – Podziękowałam i
wskazałam palcem na improwizatora.
- Jasne.
– Sebastian schował dłonie w płaszczu.
Herring
nie był w stanie się skupić, ciągle wodził wzrokiem po całym pomieszczeniu i
przełykał ślinę nienaturalnie często.
- No
więc… co robiłeś… wczo… wczoraj. Nosz kurwa, możesz przestać? – Złapałam go
za ramiona.
- J-ja-ja-ja…
n-ni-nic wam nie d-dadzą moj-je zez-zeznania.
- A to
niby czemu, Tom? – Sunny starała się go uspokoić.
- No bo
nie mam żadnego alibi, okej! Siedziałem w swoim pokoju i starałem się
majsterkować z tą jedną bezużyteczną dyndającą kończyną! Nawet nie wiecie jak
frustrujące może być męczenie się z wkręceniem nawet jednej jebanej śrubki!
- Dzięki,
Thomas. Możesz iść. – Uśmiechnęłam się do niego.
- Co?
– Otworzył szeroko oczy. – To już?
- Pewnie.
– Zapewniłam go. Dziwne, że nikt z jego pokoju nie wspomniał że nie spał z
nimi, ale widocznie nikt nawet nie brał pod uwagę że byłby zdolny do zabicia
kogoś…
- A co z
tym co robiłem rano? Jak coś to chodziłem z Adą i Casprem.
- Poproś
Chestera do nas. – Sunny dorzuciła wciąż notując.
-
Nie macie czego się obawiać moje drogie
panie! Przesłuchiwanie mnie nie ma znaczenia, bohater nie zniżyłby się do
zabicia kogokolwiek. Z resztą ja już mam swoją osobę na celowniku, to tylko
kwestia czasu zanim się przyzna. – Wypowiadając ostatnie słowa, przyjął
jakąś dziwną pozę.
- Ta, ta,
Chester, do tego czasu powiedz nam co robiłeś wczoraj. – Pisarz widocznie
działał na nerwy Sunny.
- Nie
robiłem absolutnie nic! Położyłem się spać w pokoju Caspra, po czym
natychmiastowo zasnąłem! – Jego ton głos wciąż brzmiał, jakby był dumny z
tego co właśnie powiedział.
- To
wszystko? – Zadałyśmy to pytanie równocześnie, nie mogłyśmy uwierzyć jak
bezużytecznym może być jedna osoba…
- Absolutnie
wszystko!
- I
właśnie zmarnowałam na niego stronę… – Dziennikarka wyrwała kartkę z notesu
i zgniotła ją w kulkę… – dam go jako
dopisek do Thomas’a. Poproś tutaj Yukino, a sam idź do kąta i przemyśl swoją
bezużyteczność.
-
No to, jak chyba wiecie, ja pełniłam
wartę razem z Matthias’em, Bleslavem i Adą. Ostatni raz widzieliśmy się równo o
22, czyli rozpoczęciu ciszy nocnej. Adzia i Adalbert szybko poszli w swoje
strony, a ja zamieniłam jeszcze słowo z szczęściarzem, ale również uciął
rozmowę. – Jeśli to co mówi jest prawdą, to Yukino jest ostatnią osobą
która widziała Wail’a… Czy to możliwe że ona…? – Po odbębnieniu dyżuru, spotkaliśmy się przed pokojem analityka, ale
Matthias’a z nami nie było. Byliśmy wycieńczeni, dlatego stwierdziliśmy że Matt
pewnie poszedł spać do siebie, w końcu miał bliżej niż do pokoju Bleslava. Ale
on… nie sądziłam że coś tak okropnego się mogło wydarzyć i to jeszcze pod moim
nosem… Obudził nas deszcz i przybiegliśmy tutaj, a resztę znacie…
- Dzięki
za informacje, Yukino. – Chciałam jej nawet dodać otuchy, ale nic nie
przychodziło mi do głowy.
- Poproś
tu Raph’a. – Dodała Sunny.
-
No to… po pierwszej wyszedłem z pokoju
Sebastiana. Wiem że to było lekkomyślne z mojej strony ale musiałem odpocząć od
tej leśnej scenerii.
- I
udałeś się do makiety statku, tak? – Dopytała dziennikarka.
- Zgadza
się, robiłem tak od jakichś… dwóch dni? Ale to co znalazłem po drodze może was
bardziej zainteresować.
- Co
znalazłeś, Raph? – Marynarz zawsze ostrożnie dobierał słowa, jeśli on mówił
że coś było godne uwagi… z całą pewnością było.
- Nie „co”,
a „kogo”. Dokładniej Yukino, śpiącą w salonie. – Co? Nic takiego nam nie
powiedziała… czemu? Czyżby coś ukrywała? Wymieniłam spojrzenia z Sunny. – Dobrze wiedzieć, dzięki Raph.
- Kogoś
zawołać? – Przechylił głowę w oczekiwaniu na nazwisko.
- Została
nam ostatnia osoba. Gotowa? – pytanie skierowałam do mojego skryby.
- Dawaj
go tu, Raph.
-
Zastanawiam się, czemu mnie zostawiłyście
na koniec… – Analityk usiadł na wybiegu, założył nogę na nogę. – Zatem… co chcecie wiedzieć?
- Wczorajsza
noc i dzisiaj rano. – Cieszyłam się że nie musiałam owijać w bawełnę przy
nim.
- No
więc, punkt 22 moja drużyna rozdzieliła się na swoje wcześniej wybrane sektory.
Ja byłem odpowiedzialny za archiwum i oceanarium. Obejście wszystkiego
zajmowało mi około 5 minut, po których robiłem krótkie przerwy w archiwum,
gdzie większą część nocy siedziała tu obecna Sunny.
Za każdym
jednym razem kiedy wchodziłem do archiwum, ona tam była. Więc jestem przekonany
że mogę poświadczyć za jej alibi, a ona za moje. O godzinie piątej rano dziennikarka
wyszła z archiwum, mówiąc że wraca do swojego pokoju. Natomiast ja
kontynuowałem wartę do godziny 7, spotkałem się z panią kominiarz i… fujoshi,
przed drzwiami mojego pokoju.
- Do
piątej mogę za niego poświadczyć, nie wiem co było dalej. – Dodała od siebie
Sunny.
- Chyba
nie ma jak przypiąć tego zabójstwa do ciebie. – Podrapałam się po głowie.
- Cieszę
się, widziałyście nasze znaleziska z poszukiwań? Zaskoczyło mnie to że nic nie
było w pokoju szczęściarza…
-
Widziałyśmy, dobra robota, Bleslav. Czy masz jaki… –
Poczułam wibracje telefonu w kieszeni, wyciągnęłam go i zobaczyłam że ktoś,
anonimowo uruchomił ankietę o zakończenie śledztwa. Było jeszcze kilka
niewiadomych… ale nie sądziłam że kiedykolwiek będę bardziej gotowa niż teraz.
- Ej
ludzie! – zwróciłam się do wszystkich. – Czy kończymy śledztwo teraz? I tak zostało nam jakieś 15 minut. Więc
jak ktoś ich potrzebuje to bez spiny.
Spotkałam
się z falą potakiwań, jednak nikt nie wyglądał na gotowego, westchnęłam i
wcisnęłam zielony przycisk na ekranie. Marionetki wyszły zza kurtyn wybiegu i
wolnym krokiem dotarły do jej czubka.
- Postanowiliście
zakończyć śledztwo wcześniej. Prosimy was teraz o przejście do sali procesowej,
która znajduje się w tym samym miejscu co poprzednio. Niedługo zaczniecie swoją
drugą turę gry w zdradzanie i podejrzewanie! Powodzenia i widzimy się na
miejscu! – Nie byłam gotowa, zdecydowanie nie byłam, nie chciałam wracać do
miejsca w którym widziałam Jake’a po raz ostatni, ale… jeśli bym tego nie
zrobiła, nigdy nie potrafiłabym zadbać o bezpieczeństwo wszystkich, nie tylko
moich przyjaciół. Z tą zdeterminowaną myślą, skierowałam się do wyjścia z
kurortu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz