Cast

Cast
Art by CoolHiggs

Chapter 19: My fairytale (Matthias Wail)


                Najgorsze w tym wszystkim było to, że czułem się coraz lepiej. Od morderstwa Simona moje szczęście jakby ,,zasnęło’’, pozwoliło cieszyć najmniejszymi rzeczami. Nie potrafiłem jednak o nim zapomnieć. Każdego pojedynczego dnia budziłem się z nastawieniem pełnym smutku i nienawiści do hedonizmu. Bo niby jaki był powód ,,wyłączenia się’’ tego przeklętego bytu? Czyjaś śmierć? To było tak straszne, że aż nie chciałem o tym myśleć. Habber i Ada pomagali mi zdecydowanie najwięcej ze wszystkich w tym miejscu. Nie było dnia żebym nie dostał od nich wiadomości na telefon czy przynajmniej raz porozmawiał twarzą w twarz. Byli moją kroplówką, ostatnim czynnikiem trzymającym w ryzach. Przez chwilę naprawdę w to wszystko wierzyłem. Krótki odpoczynek wystarczył, abym zaczął wierzyć że mogę wyjść na prostą. ,,Byłeś głupi, Matthias’’ – myślałem zdając sobie sprawę. Moja bajka nie miała szczęśliwego zakończenia.
                To był dzień w którym razem z innymi pełniłem wartę. Komunikat pozwolił mi się przebudzić, jednak potrzebowałem kilku minut aby przetrzeć oczy i przyzwyczaić do światła. Ciekawiło mnie czy Ada już wstała. Spędzanie z nią czasu było najlepszym co przytrafiło mi się od lat. Nie mogłem sobie pozwolić na zjebanie tego. Niedługo zamierzałem wyznać jej dokładnie co czułem, jednak nie umiałem się zwyczajnie zebrać.
                Usłyszałem szelest czyjejś kołdry. W końcu zebrałem się w sobie żeby wstać i rozejrzeć. Yukino siedziała z bałaganem na swojej głowie i głęboko ziewała. Adalbert już zniknął, nie było go w pokoju. Ada jeszcze słodko drzemała, przytulona głową do poduszki.
- Cześć, Yukino. – Powiedziałem szeptem uśmiechnięty. Ostatnie dni przyprawiały mnie o dobry humor.
- Siemanko, Matt. Jak tam ci się spało? – Odpowiedziała pytając.
-W miarę dobrze. Myślę, że powinniśmy ją obudzić. – Odparłem palcem wskazującym pokazując na Adę. Chciałem zrzucić na Cambell ten obowiązek, moje serce nie wytrzymałoby takiej okrutności. Fujoshi przytaknęła i po cichu przemknęła na jej materac a następnie położyła ręce na śpiącej. Momentalnie Yukino zaczęła nią trzepać jak oszalała, a przestraszona pani kominiarz w jednej chwili się wzdrygnęła.
- C-co jest kurwa! – Przeklęła przestraszona Deresad. Nie mogłem powstrzymać się od subtelnego śmiechu. Uspokoiła się po krótkiej chwili. – Dlaczego w taki sposób, Yukino?
- Jest skuteczny, prawda? Jeśli jest skuteczny to czemu by nie? – Zaśmiała się po czym klepnęła ją zabawowo w ramię. – Przepraszam, nie mogłam się powstrzymać.
- Cokolwiek. Gdzie jest Bleslav? – Zapytała pani kominiarz.
- Nie mamy pojęcia. Nie ma go tutaj odkąd wstaliśmy, prawdopodobnie chodzi gdzieś teraz po kurorcie. – Odpowiedziałem szczerze. Wszyscy podnieśliśmy się ostatecznie z ziemi i zaczęliśmy ogarniać. Dziewczyny wzięły ze sobą po kupce jakichś ubrań.
- My idziemy się umyć u siebie jak coś. – Oznajmiła obojętnie fujoshi. Tylko przytaknąłem w ramach odpowiedzi.
- Ty nie idziesz? – Na twarzy Ady widoczne było zmieszanie.
- Nie, skoro Bleslava nie ma to równie dobrze mogę umyć się u niego. Tym bardziej, że nie mam jakiegoś wstrętu do używania czyjejś łazienki ani niczego w tym stylu. – Kiedy to odpowiedziałem, Yukino wzdrygnęła się. Nie wiedziałem co to mogło oznaczać, ale może miała to, o czym mówiłem? Na tym skończyliśmy rozmowę, kobiety wyszły z pokoju a ja z kupką okolicznie zebranych ciuchów zatoczyłem się do łazienki. Wziąłem krótki prysznic, umyłem zęby i przeczesałem nawilżone włosy. Uwielbiałem to uczucie świeżości zaraz po wyjściu z kabiny.
                Kiedy opuściłem łazienkę, zaskoczył mnie niespodziewany widok. W swojej całej okazałości stał przede mną Bleslav, widocznie zamykał drzwi od swojej piwnicy. Wydawało mi się, że miał nawilżone włosy, co oznaczało że kąpał się jeszcze przede mną.
- Huh? A myślałem, że wyszedłeś z pokoju wcześniej niż my. – Nawet bez przywitania zagaiłem. Z tego co zdążyłem poznać Bleslava, wolał rozmawiać z kimś kto prowadził dialog niekonwencjonalnie. Analityk obrócił się na pięcie w moją stronę.
- Jak widzisz, nie zrobiłem tego. A ty co tutaj jeszcze robisz? Korzystałeś z mojej łazienki? – Poszedłem bliżej.
- Myszkowałem po twoim pokoju. – Odpowiedziałem ironicznie. – To chyba oczywiste, że używałem twojej łazienki.
- Wiem, chciałem się tylko upewnić. Teraz możesz już wyjść. – Swoim mechanicznym tonem głosu wyprosił mnie z pomieszczenia. Ja jednak chciałem pogadać z nim chociaż jedną chwilę dłużej.
- Powiedz mi, Adalbert, co takiego trzymasz w tej piwnicy, że nie chcesz pokazać innym? – Nacisnąłem. Na twarzy mojego rozmówcy pokazał się półuśmiech. – Może to faktycznie ty jesteś mistrzem tej pojebanej gry, co? Stosujesz jakąś odwrotną psychologię, żeby ludzie cię nie podejrzewali, jednak jesteś za kulisami mistrzem marionetek.
- Wierz w sobie co chcesz, Wail. Nie ukrywam że sytuacja w której się znaleźliśmy jest mi na rękę, jednak żałuję że ja nie wpadłem na taki pomysł. Wychodzę z pokoju, więc mógłbyś też wyjść razem ze mną? – W jego głosie czułem zniecierpliwienie.
- Zanim wyjdę, chcę ci zadać jedno pytanie. Mogę? – Przeciągałem.
- Dawaj.
- Powiesz mi jak to jest być maszyną z wyboru? – Patrzyłem mu prosto w jego turkusowe oczy przez maskę. Jego źrenice się rozszerzyły, a dłonie zaczęły trząść. Czy coś zrobiłem?
- N-nie nazywaj mnie tak, Wail. Nie jestem maszyną i zdecydowanie nie z wyboru. – Odparł jąkającym się głosem.
- To czym w takim razie jesteś? Dystansujesz się od innych, nie odczuwasz żadnych emocji oprócz podniecenia tymi wszystkimi pojebanymi rzeczami. Jak się określasz, Adalbert? Pustą powłoką? Bezdusznikiem?
- Zamknij się już, Wail! – Niespodziewanie na mnie krzyknął. Był jakby zdenerwowany, przerażony i przewrażliwiony. – Nie masz psiego prawa cokolwiek o mnie mówić, kiedy sam tak się zachowywałeś! Pierdolony hipokryto. – Miał poniekąd rację. Nadal czułem się okropnie, jednak trochę mniej od jakiegoś dobrego czasu. Dlaczego zapytałem o taką rzecz? Czy tęskniłem za starym trybem życia? Nie, to nie było możliwe. Prawda?
- Przepraszam, Bleslav. Już sobie pójdę. – Analityk mi nie odpowiedział. Upadł bezwładnie na swoje łóżko i trzymał dłonie na masce. Kiedy stawiłem stopy za progiem, wydawało mi się że słyszałem z tyłu głowy cichy szloch. Czy aż tak go to zraniło? Czy maszyna jednak potrafiła płakać?
                W restauracji usiadłem przy stole z Yukino, Habberem i Chesterem. Ada siedziała gdzieś z Lożą. Przede mną stał talerz na którym leżały polane syropem klonowym naleśniki, bardzo miałem na nie ochotę.
- Matthias, jak tam z Adą? Już sobie wszystko ,,wyjaśniliście’’? – Zapytała mnie znikąd Yukino. Nie miałem pojęcia o czym mówiła.
- Co masz na myśli?
- Na serio? To nawet ja już wiem o co jej chodzi. – Delikatnie oburzył się bokser. O co im wszystkim chodziło?
- Musisz być mężczyzną Matt i przejąć inicjatywę. – Dodał od siebie pewny Chester. Wszyscy przy stole się na mnie uwzięli, musiałem przestać udawać że nie wiem o co chodzi.
- Wiem, wiem. Myślę, że zaczepię ją i powiem dzisiaj na warcie. Myślicie, że to dobry pomysł?
- Najlepszy na jaki mogłeś wpaść. – Potwierdziła Yukino. – Nie ma co zwlekać z takimi rzeczami kiedy jesteś pewny odpowiedzi.
- Jestem?
- Przecież ona jest wpatrzona w ciebie w jak obrazek, gościu. Lepszej okazji niż dzisiaj nie będziesz mieć, musisz ją zaatakować z zaskoczenia a potem odebrać swoją nagrodę. – Fanfic się rozkręcił, dużo gestykulował.
- Jesteś głupi czasami, wiesz? – Yukino trzepnęła Chestera otwartą dłonią po głowie. – Po prostu jej to dziś powiedz i zobaczysz jak się to rozwiąże. Ostatecznie jak coś, to idźcie do twojego pokoju, nie wiem czy ja i Bleslav chcemy słuchać.
- Możemy już skończyć? Przecież widać, że Matt nie czuje się komfortowo rozmawiając o tym. – Zaczął bronić mnie Habber. Ucieszyłem się, nie lubiłem być centrum uwagi, dodatkowo mówiąc o takim temacie.
- Już, już. Sorki. – Pomachała mi Yukino i zadziornie wystawiła język. Cieszyłem się, że wszyscy trzymają za mnie kciuki. Chciałem wierzyć w to, że chociaż raz moje szczęście mi pomoże i pozwoli z nią być. Jeśli coś miałoby się jej stać przeze mnie, nie wybaczyłbym sobie tego. Skrzywdziłem mamę, tatę, Jane… To zdecydowanie za dużo cierpienia jak na jedno życie. Wiedziałem też, że aura kolejnego morderstwa wisiała w powietrzu. Sytuacja była napięta, jednak odnajdowałem się w niej. Zamierzałem bronić kominiarki do samego końca własną piersią, nawet za cenę życia. Jeśli moje przekonania w tamtej chwili były tylko głupim wierzeniem w bajkę, to zamierzałem być białym rycerzem dla swojej damy.
                Zaczepiłem Yukino. Wiedziałem, że dzisiaj chcę wyznać jej co czuję, ale szczerze nie robiłem tego tak dawno, że byłem trochę zmieszany na temat tego co chcę powiedzieć. Była psycholożką, musiała wiedzieć coś na ten temat, a przynajmniej więcej niż ja.
- Hej, masz może chwilkę? – Zapytałem delikatnie pukając ją w ramię po śniadaniu. Chciałem się ulotnić jak najszybciej, czułem osaczające spojrzenia niektórych. Czemu tak bardzo mnie obserwowali? Nie miałem pojęcia. Czy to dlatego, że stałem się bardziej socjalny przez ostatnie kilka dni? Nawet jeśli, to chyba nie było jakoś mega szokujące patrząc na osoby z którymi się trzymam. Casper i Charles nawet się nie kryli z tym, że głęboko się we mnie wpatrują. To było dziwne.
- Jasne, co tam Matt? – Ze szczerym uśmiechem stanęła aby wysłuchać. Przez kilka sekund walczyłem żeby się przemóc i powiedzieć co leży mi na sercu.
- Chciałbym jej to dzisiaj wyznać, tylko mam jeden problem… nie mam dokładnie pomysłu jak. – Cicho i nieśmiało odpowiedziałem.
- Aww, chętnie ci pomogę! Najlepiej myśli mi się nad takimi rzeczami w mojej piwnicy, może chciałbyś tam ze mną pójść? – Zaproponowała, a ja niewiele myśląc się zgodziłem. Co niby mogło się stać?
                 Piwniczka Yukino naprawdę wyglądała jak profesjonalny gabinet. Leżałem na cyjanowym szezlongu, natomiast ona siedziała przy mnie na drewnianym krześle. Pomieszczenie zawierało w sobie też kanapę, która mogłaby pomieścić kilka osób naraz, plazmowy telewizor i kilka pólek z jakimiś komiksami. Przypominały mi się czasy kiedy to musiałem chodzić na regularne wizyty do swojego terapeuty. Przez większą część swojego życia winiłem szczęście za śmierć swojej matki, ale to była jedyna zbrodnia której nie mogłem przypisać akurat jemu. To przeze mnie i ojca, osoby które skazały ją na samotność, umarła. To ja byłem przyczyną jej samobójstwa.
- Zanim zaczniemy Matthias, mogłabym zadać ci kilka niezwiązanych z naszą sesją pytań? – Nie miałem nic przeciwko temu, nie uważałem akurat jej za zagrożenie.
- Jasne. O co chcesz zapytać? – Ochoczo odrzuciłem.
- Przez pierwsze kilka dni naszego porwania byłeś bardzo… odizolowany. Słyszałam od niektórych o twoim ,,szczęściu’’ i chciałam o nim porozmawiać. Czujesz się z tym komfortowo?
- Oczywiście. Co chcesz o nim wiedzieć? Mam zacząć od początku? – Miałem kilkanaście lat żeby przyzwyczaić się do rozmawiania o tym wszystkim co mnie spotyka.
- Najlepiej jakbyś mógł. Dlaczego nazywają cię ,,perfekcyjnym szczęściarzem’’? Co stało się w twoim życiu, że otrzymałeś taki tytuł?
- Szczerze mówiąc, nie wiem. Sam nie nazwałbym tego szczęściem. Wiesz, działało to na prostej zasadzie. Przedstawię ci to na podstawie analogii do gry w zbijaka. Drużyna przeciwna miała piłkę i rzuciła we mnie, jednak jakaś nieznana siła kazała mi się przesunąć, moja podświadomość kazała mi to zrobić. Piłka nie uderzyła we mnie, natomiast w kolegę. Złapałem ją, odrzuciłem i trafiłem, wygrywając mecz. Rozumiesz o co mi chodzi?
- Myślę, że tak. Czyli mówisz, że ty jako ty miałeś szczęście, natomiast nikt w twoim otoczeniu przez ciebie go nie miał?
- Owszem. Brzmi to trochę niedorzecznie, ale mam tak odkąd żyję. Podobno położny odbierający poród mojej matki niedługo potem zmarł na zawał. Trochę to depresyjne.
- Może tu nie chodzi o ciebie? Ludzie wokół ciebie mogą mieć po prostu pecha, nie uważasz? Obwinianie się o każdą najmniejszą rzecz i zamykanie przed ludźmi nigdy nie będzie dobre.
- To strasznie naciągane, że nagle wszyscy wokół mnie mają po prostu pecha, którego nie mam ja. Zresztą, już przestałem się za to karać. Pewnie słyszałaś od Habbera o moich bliznach na plecach. W swoim życiu zawiodłem już tyle osób, że nie chcę zawieść więcej. Dlatego boję się, Yukino. Boję się, że ją skrzywdzę…
- Nie zrobisz tego, Matthias. Jesteśmy tutaj wszyscy, ja też tutaj jestem. Wiem, że do tej pory ciężko było traktować mnie poważnie, ale zaufaj mi i moim umiejętnościom. Pomagam ludziom, Wail. Robię to za pieniądze jak i z dobrej chęci. Nie zamierzam pozwolić wam upaść. W każdej chwili możesz do mnie przyjść, zadzwonić czy cokolwiek. Zawsze wysłucham was obojga. – Nie wiedziałem co odpowiedzieć. Pierwszy raz od dawna czułem się naprawdę wdzięczny komukolwiek. Czułem, że mam kogoś kto mnie wysłucha.
- Dziękuję, Yukino… naprawdę.
- Nie masz za co. Jeśli chodzi o to jak masz wyznać jej uczucia, po prostu podejdź i to zrób. Zaproś ją może do swojego pokoju, porozmawiajcie szczerze. Powiedz jej to wszystko, co powiedziałeś mi. Pokaż blizny i uświadom jej, że jest jedyną osobą która pomaga ci o nich zapomnieć. Obiecaj jej, że razem stąd wyjdziecie. Że znajdziesz nowy sens tylko z jej pomocą. Tylko tak mogę ci pomóc. Szczerość, Matt. Szczerość zdziała cuda.
                Czułem w głębi, że rozmowa z fujoshi mi ogromnie pomogła. Niektórzy uważali ją za głupią i zupełnie niepotrzebną grupie, jednak ja już przekonałem się jak bardzo są w błędzie. Byłem pewien, że niektórzy docenią jej pomoc już za niedługo, kiedy nastąpi kolejne morderstwo. Musiałem zacząć myśleć. Jak ochronić tych, których lubię? Habber, Ada i Yukino. Co mam zrobić, żeby nie zostali ofiarami? Trzymać ich przy sobie? Kto teraz wypuści na wolność swoje mordercze zapędy? Wątpię, aby była to Julia, chociaż na pewno niektórzy będą zrzucać na nią winę kiedy coś się stanie. Ostatecznie wpadłem na pomysł, który nie był idealny, ale był rozwiązaniem na jakie mogłem sobie pozwolić. Musiałem nastawić kogoś przeciwko komuś, sfałszować morderstwo. Nie obędzie się bez rozlewu krwi, ale patrząc na to jakie są to osoby, grupa nie powinna ucierpieć. Charles i Casper na ostatnim procesie doskonale pokazali jak wygląda ich poczytalność i kim są w tej grze. Aktywnymi graczami. Jeżeli wyeliminowaliby się nawzajem, byłoby to najbardziej optymalne rozwiązanie. Wtedy Bleslav miały dla siebie zajęcie, a ja mógłbym przemyśleć sposób owinięcia go wokół swojego palca. Oskarżałem analityka o bycie mistrzem marionetek, jednak wierzyłem, że ja muszę się nim stać. Musiałem ich ochronić.
                Musiałem zawrzeć pakt z samym diabłem. Znalezienie Adalberta nie zajęło mi wcale długo, siedział wraz z Sunny w archiwum i przeczesywał różne sterty papierów. Chciałem porozmawiać z nim sam na sam, chociaż dzisiaj rano rozmowa się nam nie kleiła. Miałem zamiar go przeprosić za wcześniej, nawet jeśli nieszczerze. Nie chciałem żeby Ada, Habber i Yukino stali się pionkami w tej grze, przynajmniej nie jego pionkami.
- Bleslav? Widzę że jesteś zajęty, mógłbyś jednak ze mną chwilę porozmawiać sam na sam? Chodzi o dzisiejszy poranek… - Podszedłem z wymuszonym uśmiechem i położyłem dłoń na jego ramieniu. Analityk siedział przykucnięty obok dziennikarki.
- Nie chcę żebyś marnował ani trochę więcej mojego czasu, Wail. Wszystko sobie wyjaśniliśmy co do tej kłótni. – Odparł ostro i zdecydowanie. Gdyby nie to, że życie moich przyjaciół od tego zależało, najpewniej teraz bym odpuścił. Czasami trzeba być upartym.
- Nalegam, Adalbert. Obiecuję, że nie pożałujesz ani jednej sekundy spędzonej na rozmowie ze mną. – Naciskałem tym samym tonem głosu, którym on wcześniej próbował mnie zbyć. Blondyn nawet na mnie nie spojrzał, powoli wstał do pozycji stojącej i głośno westchnął.
- Przepraszam, Sunny. Zaraz wrócę ci pomóc, obiecuję. – Powiadomił dziennikarkę, ta jednak była zbyt zaczytana i zajęta pracą by mu odpowiedzieć. Wyszliśmy obydwoje z archiwum, staliśmy teraz na korytarzu. – Może przejdziemy się po oceanarium? Wolałbym jednak trochę rozprostować kości.
- Jasne. – Przytaknąłem, a następnie razem udaliśmy się do oceanarium. Musiałem przyznać, że każdym razem wyglądało tak samo oszałamiająco. To, że nie musiałem używać latarki, było dodatkowym atutem tego jak dobrze oświetlone było. Bleslav trzymał swoje ręce za plecami, jedna dłoń leżała na drugiej.
- To o czym chciałeś porozmawiać? – Nie marnował ani jednej sekundy, jak oczekiwałem.
- Tak naprawdę nie chciałem cię przepraszać. Potrzebowałem jakoś zwrócić twoją uwagę. Potrzebuję twojej pomocy, Bleslav. Jesteś jedynym zdolnym do udzielenia mi jej. – Wytłumaczyłem na spokojnie zaistniałą sytuację. Analityk tylko parsknął.
- W czym chcesz pomocy? Tym bardziej ode mnie, po tym jak rano mnie obrażałeś? – Po jego tonie głosu mogłem zgadnąć, że był zaciekawiony.
- Potrzebuję usunąć z gry dwóch graczy, a ty jako jedyny byłbyś zdolny obmyślić plan jak to zrobić. – Zrobiłem przerwę. Przez krótką chwilę staliśmy w ciszy.
- Kto? Tylko mów cicho, ściany mają uszy. – Ostrzegł Adalbert.
- Cartie i Braid. Nie mogę pozwolić im chodzić wolno, nie po tym co stało się po ostatnim procesie. – Przedstawiłem mu swoje typy, jednak stało się coś dziwnego. Uśmiech zniknął z jego twarzy.
- Przykro mi, Wail, ale nie zamierzam się ich pozbywać. Jeszcze nie teraz. Nie potrafisz docenić tego, co razem dodają do tej sytuacji? Trzeba cieszyć się z ich obecności, a nie planować ich proces. – Miał ten maniakalny ton głosu, który zawsze przejmował nad nim kontrolę w takich momentach.
- Proszę cię, Bleslav. Są zagrożeniem dla każdego, nawet dla ciebie. Nie można przewidzieć ich akcji, co daje im status niebezpiecznych. Zamykanie ich byłoby niehumanitarne, zresztą, to nie rozwiązanie na zawsze. Nie chcesz mieć kontroli nad sytuacją cały czas? – Starałem się tak, cholernie, bardzo go przekonać. Nie potrafiłem odczytać tego co ten człowiek ma w głowie. Był jak algorytm, który zmieniał się co kilka minut.
- Zagrożeniem dla mnie? Nie dobijaj mnie, Matthias. Jestem praktycznie nietykalny. Nie byłoby sytuacji w której bałbym się śmierci. – Uniósł się swoją nonszalancją.
- Prędzej czy później ktoś ci to udowodni, Adalbert. Może jesteś jednym z graczy w tej pojebanej grze, jednak wszyscy gracze mają coś wspólnego. Nie są nieśmiertelni. Pewnego dnia będziesz bezbronny i podatny, będziesz łaknął pomocy, jednak wszyscy nie będą słyszeć twojego błagania. Umrzesz tutaj sam, Bleslav. Czy może wolałbyś określenie ,,rozładują ci się akumulatory’’? – Nie wytrzymałem. Emocje wzięły nade mną górę, wyładowałem się na nim. Patrzyłem na niego cały poddenerwowany i roztrzęsiony. Myślałem, że zaraz mnie wyśmieje i każe spierdalać, tak się jednak nie stało. Oczy analityka były martwe. Stał i patrzył pustym spojrzeniem przed siebie. Jego dolna warga delikatnie drgała, a po zaróżowionych policzkach zaczęły spływać łzy. System zawiódł.
- Dlaczego to musisz być ty, Wail?! – Wykrzyknął z pełnią swojej mocy. – Jest tu tyle ludzi, a jednak tylko ty sprawiłeś sobie tyle kłopotu aby prawić mi kazania. Dlaczego tak bardzo ci zależy na zniszczeniu tego, co budowałem od lat? Powoli to robisz, okej?! Niszczysz maszynę.. – Zaraz potem odbiegł w stronę wyjścia z oceanarium. Co się właśnie stało? Nie mam pojęcia. Ostatecznie zostałem z niczym, Adalbert mi nie pomógł a tylko doprowadziłem go do płaczu. To też osiągnięcie. Doprowadzić do płaczu kogoś bez emocji.
                Byłem w pokoju Habbera. Zaprosił mnie do siebie na ćwiczenia podczas mojej nocnej warty, jednak nie potrafiłem mu odmówić. Minęło kilka dni, a jednak nikt nie umarł. Miałem przeczucie, że to blisko, ale nie aż tak. Jeszcze jej nie powiedziałem, chciałem to zrobić zaraz po wspólnym treningu z bokserem. Wtedy zziajany i spocony podejdę, powiem że chcę stać się silniejszy dla niej, a reszta pójdzie z główki. Chyba.. Obydwoje siedzieliśmy na jego łóżku, zamyślony patrzyłem w sufit. Naprawdę się zmieniłem, co? Jeszcze kilkanaście dni temu byłem gotowy powiesić się na żyrandolu, a teraz myślałem jak sprawić żeby ktoś zabił inną osobę. Czy stałem się zły? Niekoniecznie. Gdyby nie ich psychotyczna natura, nie byłoby tego problemu. Takie jednostki zdecydowanie sprawiały problemy.
- O czym tak myślisz? Jak jej powiedzieć? – Zadawał pytanie siedzący nieopodal Goeson.
- W sumie to tak. Nie wiem czemu się tak tym zamartwiam… - Nie mogłem powiedzieć mu prawdy, nie chciałem go zniszczyć.
- Rozumiem cię, ale nie przesadź z tym myśleniem. Ja też kiedyś długo zwlekałem z powiedzeniem pewnej dziewczynie co o niej sądzę, jednak ostatecznie byliśmy razem. Słyszałem, że pytałeś Yukino o radę.
- Ano. W dużym skrócie powiedziała mi ,,szczerość’’. Też mi kurwa psycholożka..
- Haha. Ale nie powiesz, że rada którą ci dała jest zła, co? Szczerość liczy się najbardziej, nieważne jaka.
- Tylko żartuję, naprawdę doceniam jej pomoc. To dziwne, jeszcze kilkanaście dni temu pragnąłem śmierci, a teraz pragnę żyć. To fascynujące jak szybko opinia może się zmienić, co?
- Żyj, Matthias. Dla nas wszystkich. Poświęciliśmy ci tyle czasu, że nie chcielibyśmy teraz patrzeć jak tak po prostu się poddajesz. Ale chyba starczy tej przygnębiającej gadki, co? Ostry wycisk czeka. – Klepnął mnie w kolano po czym wstał z łóżka i swoimi dłońmi wskazał drzwi do swojej piwniczki.
- Proste, że tak. Nie mogę się doczekać! – Ze szczerym uśmiechem wyrzuciłem kiedy schodziłem schodami. – Weź jakieś ręczniki i wody jeśli możesz!
- W porządku! – Z tym akcentem rozpoczęliśmy ostry trening trwający około godzinę.
Catharsis
- …dzisiaj nie będę jej wysyłać wiadomości, to nie ma sensu skoro i tak jesteśmy razem na warcie. Myślisz, że to głupie? – Byłem cały spocony i co chwilę wycierałem się ręcznikiem w przerwach od picia wody. Bokser znosił to zdecydowanie lepiej, był przyzwyczajony. Za chwilę miałem wychodzić, ale postanowiliśmy jeszcze chwilkę pogadać.
- Dlaczego miałoby być? To jest coś waszego, jeśli nie uważasz że jest głupie, to takie nie jest. Cieszę się, że tak bardzo się wam powodzi. – Pokazał mi okejkę i wyszczerzył zęby. Cieszyłem się, że miałem kogoś z kim mogłem tak po prostu pogadać.
- Pamiętasz naszą rozmowę na samym początku? Tę w nocy, kiedy piliśmy wódkę z butelki? – Zapytałem. Chciałem się jeszcze raz do niej odnieść.
- Oczywiście. Co z nią? – Był zdecydowanie zaciekawiony.
- Nigdy nie mówiłem ci kogo zabiłem, a raczej kogo zabiło moje szczęście. Przeze mnie powiesiła się matka, a ja sam zastrzeliłem ojca. Do tego moja dziewczyna zginęła w wypadku samochodowym z mojej winy. Zanim tu trafiłem, ja… byłem skazany na dożywocie. – Zrobiłem przerwę. To było zdecydowanie za wiele informacji na raz do przyswojenia, a ja jak ostatni debil o tym nie pomyślałem…
- Przykro mi, Matt. Nie będę starać się cię tutaj pocieszać, ale nie uważasz że rodzina to coś co można też sobie stworzyć? Ja jak nie miałem takowej, sam ją stworzyłem. Bardzo chętnie stałbym się dla ciebie kimś bliskim! – Wykrzyknął z uśmiechem na twarzy i mnie przytulił. Było to bardzo urocze z jego strony.
- Dzięki, Habber. To wiele dla mnie znaczy. Po prostu uważaj na siebie, okej? Nie chciałbym cię stracić w momencie kiedy moje życie zaczyna być bajką z happy end’em. – Szepnąłem mu na ucho. Poklepał mnie po plecach.
- Spokojna głowa. Jestem zawsze ubezpieczony. – Odparł przyjemnym tonem głosu. Obydwoje wstaliśmy z jego łóżka. Kierowałem się do wyjścia, jednak nagle poczułem jakieś obciążenie z tyłu. Nim zdążyłem zareagować, upadłem na ziemię. Po drodze musiałem o coś uderzyć, bo usłyszałem dźwięk. – M-Matt? Wszystko w porządku? – Słyszałem za sobą zaniepokojony głos boksera. Dopiero teraz zorientowałem się, że moje jedno oko zatonęło w czerni. Przyłożyłem do niego dłoń, którą zaraz potem przyozdobiła krew.
- H-habber? P-pomożesz mi w-wstać? – Zacząłem wewnętrznie panikować. Bokser delikatnie i powoli pomagał wstać mi z ziemi. Kiedy w końcu stanąłem, nie mogłem się uspokoić. Chwiałem się na boki i wierzgałem, choć naprawdę nie wiedziałem dlaczego. Bałem się? Bałem się śmierci? – Habber! P-pomożesz mi w-wyjść? – Poprosiłem, jednak prośba zaginęła wśród dźwięków moich jęków. Bolało. Bolało jak diabli.
- U-uspokój się! Matthias, uspokój się! – Doceniałem że próbował, jednak nie umiałem się zastosować. Przestraszyłem się jeszcze bardziej kiedy ponownie poczułem obciążenie. Runąłem jak długi do przodu, a ból podzielił się na dwie części. Na obydwa oczodoły. Czy to był koniec? Nie chciałem umierać. Nie powiedziałem jej. – M-MATT! ZOSTAŃ ZE MNĄ! MATT! – Przykro mi, Habber. Bajka nie miała szczęśliwego zakończenia.
                Byłem ledwo przytomny. Chyba leżałem na ziemi, jednak nie potrafiłem do końca stwierdzić co działo się z moim ciałem. Wiedziałem, że nawet jeśli przeżyję to będę ślepy. Nie powiedziałem jej. Cały czas zadręczałem swój umysł tym, że jej nie powiedziałem. Ada stoi i czeka na mnie gdzieś na korytarzach tego przeklętego kurortu, a ja nawet nie będę mógł już zobaczyć jej twarzy. Momentalnie poczułem powietrze na swojej twarzy, tak jakby ktoś mnie niósł. Czy to bokser? Co zamierzał ze mną zrobić? Odpowiedź nadeszła szybciej niż sądziłem. Wrzucił mnie do zimnej wanny, a ja uderzyłem głową o jej kant. Nawet nie czułem już bólu. Po chwili poczułem jak zaczynam moknąć, Habber wypełniał wannę wodą. A więc jednak zamierzał mnie zabić. ,,Rób co musisz’’ – pomyślałem zastanawiając się jak zamierza to zrobić. Tylko dlaczego? Przez całe swoje życie byłem szczęśliwym, a teraz nagle miałem pecha? Czy może jednak szczęście stwierdziło, że to odpowiedni moment na śmierć? Nie wiedziałem jak się czuć.
- Przepraszam, Matthias... – Słyszałem jak nade mną szeptał szlochając.
- Nic nie szkodzi… Jesteś bohaterem tej bajki, Habber… - Wydusiłem z siebie resztą sił. Poczułem tylko jak ogromna fala energii przechodzi przez moje ciało, szybko i skutecznie zabijając każdą żywą tkankę organizmu.
- Czekaliśmy, Matt. – Usłyszałem głos swojej mamy. Stała tam w towarzystwie taty. Z otwartymi ramionami zachęcali mnie do przyjścia. Jak najszybciej podbiegłem i ich przytuliłem. – Mój synek. Przykro mi, że musiałeś tyle znosić.
- Nic się nie stało, mamo. Już nigdy cię nie zostawię, przysięgam. Już nigdy…
- Jesteś najlepszym co mnie w życiu spotkało, wiesz o tym prawda? Jesteś moim małym szczęściem.         

[Ofiara: Matthias Wail, Perfekcyjny Szczęściarz]
Godzina śmierci: 23:11
Sposób śmierci: Szczęście
[Oprawca: Habber Goeson]


LET THERE BE LIGHT – END

Chapter 18: One thousand and the one night (Ada Deresad)



            - S-saymon wita was po raz kolejny w sali procesowej. – Zakapturzona marionetka przywitała się z nami, kiedy wchodziliśmy na platformę.
 Każdy stanął na swoim miejscu, tam gdzie wcześniej stali Jake, Simon i Matthias świeciły pustki, ich zdjęcia były przekreślone. Wciąż nie mogłam w to uwierzyć… Szczęściarza już z nami nie ma. Ktoś go zabił. Ktoś, kto jest w tym pomieszczeniu. Nie miałam siły, nie spałam od wczoraj ponieważ chciałam zobaczyć stand-up. Nie chciałam nawet nikogo podejrzewać, zresztą i tak nic nie zrobiłam przez całe śledztwo. Kiedy tylko wyszłam z sali sportowej, bez przerwy wpatrywałam się w zdjęcie ciała Matt’a. Bałam się że jeśli stracę je ze wzroku chociaż na chwilę, przestanę wierzyć że nie żył. Zobaczenie jego ciała po raz drugi… nie przeżyłabym tego.
            Wlokąc nogami po ziemi dotarłam do mojego miejsca, spojrzałam na ludzi obok mnie, Matthew i Bleslav. Ostatnio okazali się być niezastąpieni, w przeciwieństwie do mnie. Nie przydałam się w tamtym procesie, nie powstrzymałam śmierci Matthias’a, czy ja w ogóle robię cokolwiek dobrze? Oddychałam ciężko, starając skupić na przygrywającym pianinie. Nie przepadałam za takim typem muzyki, Matt też nie. Jest mi tak cholernie zimno.
- Witamy was na drugim procesie odbywającym się na terenie Szczypty Perfekcji! – Theodore i Sally stali na samym środku platformy. – Przypomnimy wam pokrótce zasady obowiązujące podczas tego zgromadzenia, po czym będziecie mogli zacząć. Tak jak poprzednio, nie ma limitu czasowego, sami zdecydujecie kiedy dalsze dyskusje do niczego nie będą prowadziły. Kiedy nadejdzie ta pora, na waszych podestach znajdziecie pulpity ze zdjęciami wszystkich aktorów. Klikając na czyjąś podobiznę dwukrotnie zagłosujecie na daną osobę. Odkryty sprawca zostanie poddany egzekucji, jednak jeśli nie wybierzecie poprawnej osoby, wszyscy oprócz niej zostaną poddani karze. „Debiut” wysuwa osobę klikającą, oraz osobę przez nią wybraną, na środek gdzie mogą kontynuować swoje rozmowy. Prosimy nie bawić się tą opcją. To wszystko, zatem… niech po raz kolejny, rozpocznie się gra. – Lalki zakończył swoją przemowę wykrzywionymi uśmiechami, już nie wyglądały tak niewinnie i uroczo jak przy pierwszym spotkaniu.
            Muszę się skupić, jeśli jeśli uda im się znaleźć sprawcę, dowiem się kto zabił mojego przyjaciela. Muszę podążać za tokiem dyskusji. Wzięłam głęboki oddech, przytłumione głosy zaczęły się wyostrzać aż znowu byłam w stanie słuchać innych. 
- Nie macie się czego obawiać! Jako bohater, jestem skazany na znalezienie sprawcy. Zacznijmy w takim razie od… – Chester podniósł w górę palec wskazujący. 
- Nie martwcie się, z pewnością znajdziemy winowajcę. Na razie skupmy się by poświęcenie Jake’a nie poszło na marne. – Pisarzowi spokojnym tonem przerwał Adalbert. – W końcu dał nam okazję jedną na milion.
- O-o czym ty mówisz? – Habber schował dłonie w kieszenie swojej bluzy. 
- Jak to o czym? Barman pozwolił nam doświadczyć z pierwszej ręki procesu, na dodatek tak żebyśmy nie musieli się stresować że zagłosujemy źle, w końcu sam się przyznał. Jednak nie liczyłbym że zabójca wyda się z własnej woli tym razem. – Analityk poprawił swoją maskę. 
- To… lepiej już zacznijmy. – Pośpieszył Matthew, wydaje się że bardziej go obchodziło kto zniszczył ten jego głupi pokaz, niż to że Matthias nie żyje.
- Od czego powinniśmy zacząć? Tak jak poprzednio, od miejsca zbrodni? – Sunny wyciągnęła swój notes z zapiskami. 
- Czy Matthias zginął na sali sportowej? – Raph przechylił głowę w zamyśle.
- Musiał, nie było cię tam więc tego nie wiesz, ale jego ciało stanęło w ogniu! Nie było nawet szansy go odratować… – Yukino przycisnęła dłoń do piersi patrząc współczująco na marynarza. Podczas śledztwa, kiedy byłyśmy razem, starała się mnie uspokajać, nie było takiej potrzeby, byłam spokojna. Po prostu nie mogłam uwierzyć że ktoś kogo widziałam zaledwie kilka godzin temu, już nie żył..
- Czy ty w ogóle umiesz czytać? – Charles stuknął się w głowę. – Plik morderstwa nie wspomina nawet o ogniu.
- W takim razie musiał się wykrwawić od obrażeń na oczach, prawda? – Spojrzał po ludziach Chester, szukając poparcia.
- Znowu pudło, niech ktoś z IQ powyżej 6 przejmie rozmowę, bo to się zaczyna robić męczące. Jak wy w ogóle to robicie że nie potraficie włączyć jednego cholernego pliku i go przeczytać! – Charles uderzył dłonią o swoją platformę. Zaczęli się kłócić, jednak nie mogłam się tym teraz przejmować. Ja… również nie przeczytałam pliku… wyciągnęłam telefon i odszukałam obiekt rozmowy. Prześledziłam każdą literę wzorkiem, porażenie, ktoś go popieścił prądem.
- Porażenie… – Wyszeptałam, nie chciałam by inni to usłyszeli, jednak mój głos poniósł się echem. Wszyscy spojrzeli się na mnie w ciszy. Skuliłam się przy barierce mojego podestu.
- … uhm… Tak, Matthias został porażony prądem, na dodatek w jego płucach niby była woda. – Julia zdjęła uwagę ze mnie. Dziękuję. 
- W sali był przecięty kabel, myślicie że on został użyty do popieszczenia go? – Thomas podrapał się po głowie.
- Nie odrzucałbym tego pomysłu… ale to nie tłumaczy skąd ta woda w jego płucach. – Casper zanegował pomysł improwizatora.
- W takim razie szukamy miejsc w których można by było kogoś utopić a jeszcze lepiej gdyby dało się taką osobę porazić przy okazji prądem. – Alvaro skrzyżował ręce na klatce piersiowej.
- Chyba nie będzie tego tak dużo… Kuchnia, oceanarium… uhm… coś jeszcze? – Marynarz jeździł palcem po telefonie. 
- Jeszcze są nasze pokoje. – Dopowiedział Sebastian. 
- Ah racja, przepraszam.
- Nie przejmuj się tym teraz. Najważniejsze teraz to określić gdzie zginął Wail.
- Od razu odrzuciłbym oceanarium, całą noc je pilnowałem i jestem pewny że bym zauważył topiącego się człowieka. – Analityk poprawił rękawy swojego munduru.
- Więc to musiała być kuchnia, blisko z niej do sali sportowej i sprawca przy okazji zabrał noże kuchenne. – Widać było że wyobraźnia Thomas’a brała nad nim górę.
- Które wykorzystał by przebić gałki oczne szczęściarza, ten skurwysyn, sprawca ma jakieś sadystyczne zapędy. – Casper rozwinął myśl Herring’a. Zrobiło mi się niedobrze… wyobraziłam sobie jak ktoś wbija noże w oczy Matt’a, z całej siły wstrzymałam odruch wymiotny, łapiąc się za usta.
- Ah… co do tego… to chyba nie do końca tak było. – Model wyprostował się na swoim miejscu. 
- A to niby czemu? – Celność spojrzał na Anton’a.
- Właśnie, czemu? – Wtórował Thomas.
- Ponieważ tyle udało mi się ustalić z mojej autopsji. Ktoś przebił oczy Matthias’a, ale nie użył do tego noża. Jego oczodoły były naruszone, jakby coś o wiele grubszego niż nóż w nie weszło, dodatkowo to nie była precyzyjna robota.
- Może morderca użył innego przedmiotu z kuchni, po czym go umył? – Yukino rzuciła pomysłem.
- Tego… chyba nie udowodnimy. – Marynarz spuścił głowę.
- A masz jakiś pomysł czego mógł użyć morderca, Anton? – Sunny wychyliła się w swoim miejscu. 
- Tak, idąc tutaj… skojarzyło mi się że chyba… klamka od drzwi by pasowała do tej rany… – Borsch spojrzał zakłopotany po ludziach. Klamka od drzwi? Ktoś zaatakował Matt’a i użył drzwi żeby go okaleczyć? – Wiem że to brzmi dziwnie, ale wysłuchajcie mnie. Zniszczenia na oku pasowałyby do kształtu uchwytu. Natomiast mówiłem też że to była dosyć niechlujna robota, jakby… jakby zamiast doprowadzić przedmiot do oka ofiary, morderca złapał ją za głowę i uderzył nią o klamkę. – Nie mogłam sobie wyobrazić kto byłby tak okrutny… Naprawdę nikogo nie postrzegałam za takiego psychopatę. 
- O czym ty bredzisz, Anton?! To brzmi niedorzecznie! 
- To nie do pomyślenia…
- I myślisz że ktoś tutaj zrobiłby coś takiego? 
- Myślicie że powinniśmy ufać autopsji modela? 
- To nie jest opinia fachowca… 
            Ludzie zaczęli kwestionować Antona, nie dziwiłam się, to co powiedział było okropne, ale… 
- Ja mu wierzę. – Głos Sebastiana był spokojny, mimo to przebił się przez chmarę głosów. – Dobra robota, An. – Na te słowa model się lekko uśmiechnął. 
- Ja również nie widzę powodu by nie ufać opinii Borsch’a. – Dołączył się Bleslav. 
- Nie powinniśmy odrzucać żadnej możliwości, dopóki nie jest nierealna. W końcu nikt z was nie pofatygował się żeby sprawdzić ciało samemu. Nikt nie jest w stanie potwierdzić że Borsch kłamie. – Julia ostatecznie uciszyła tłum, udało im się wybronić teorię modela. 
- Opieranie całej debaty na informacji przekazywanej przez jedną osobę jest niebezpieczne, jeśli to Anton zabił, może w ten sposób zupełnie obrócić proces na swoją korzyść. – Charles oparł głowę na dłoni. 
- Niby w jaki sposób?! – Sebastian uderzył pięścią o poręcz. – Z resztą, Anton go nie zabił. 
- Spokojnie, nie ukrywam że też jestem przychylny co do teorii Belli. Ale to stawia nas w tym niewygodnym miejscu… morderstwo mogło się wydarzyć praktycznie wszędzie.
- Niekoniecznie, weźcie pod uwagę że wszędzie było ciemno. Jeśli ktoś zabiłby Matthias’a na korytarzu to byłaby bardzo duża szansa że nie posprzątałby co do jednej kropli krwi, a my byśmy mogli ją znaleźć, to byłoby zbyt ryzykowne dla mordercy… chyba. – Raph złapał się za brodę.
- Nie, to całkiem logiczne myślenie. Jestem w 97% pewny że sprawca zabił Matthias’a w jednym z pokojów sypialnianych. – Adalbert uśmiechnął się szeroko, widać było że świetnie się bawił… cieszyła go ta chora gra w podejrzewanie… – Przypomnijcie sobie za jakie pomieszczenia był odpowiedzialny szczęściarz. 
- Dach, pokój dziecięcy i korytarz z sypialniami. – Wymieniła Yukino.
- Zgadza się, większość z nas znała podział gdzie kto chodzi w nocy, więc każdy mógł wiedzieć gdzie można by było znaleźć Matthias’a. Wystarczyłoby go zaskoczyć i wepchnąć do jednego z pokoi. – Mówił coraz szybciej analityk. 
- W efekcie szarpaniny mógł się nadziać okiem na klamkę, a sprawca postanowił to wykorzystać i przebił mu również drugie. – Wtrącił się Thomas. – Pewnie z bólu musiał zemdleć… – Improwizator spuścił głowę, pewnie wyobraził sobie jak to musiało boleć… Wolałam sama o tym nie myśleć.
- W takim wypadku nie byłoby problemem dobicie go za pomocą prądu, wystarczyłoby wepchnąć Wail’a do wanny, zalać wodą i pobawić się suszarką w łódź podwodną. – Casper spojrzał się po wszystkich. Nastała cisza, wszyscy starali sobie ułożyć w głowach ten prawdopodobny scenariusz. Ja nie miałam zamiaru się w to mieszać, nie miałam siły, Matt’a już nie ma… chcę mieć to wszystko już za sobą, nie tylko proces, cały ten kurort i rytuał to za dużo, nie wiem czy kiedykolwiek chciałam być wyniesioną ale teraz z całą pewnością nie chcę nią być. 
- Dobra, to w dużym skrócie: Matthias został zaatakowany podczas obchodu, sprawca wepchnął go do jednego z pokojów, przebił mu oczy i wtedy wrzucił go do wanny, w której został porażony. Czy ktoś ma jakieś wątpliwości? – Alvaro podsumował co dotychczas ustaliliśmy. 
- Czy… możemy być pewni że przebicie oczu nastąpiło najpierw? – Wyjąkał Chester. – Plik nic nie mówi że porażenie było drugie. 
- Kolejność nie ma znaczenia w takiej sytuacji, ale jeśli Anton coś znalazł to byłoby miło jakby nam powiedział. – Sunny obrzuciła modela wymownym spojrzeniem.
P-przykro mi, nic nie znalazłem na ten temat. – Model patrzał w podłogę ze smutkiem.
Nie przejmuj się, dobra robota. – Pocieszył go Bleslav. – To może teraz…
- Chwila! A skąd mamy w ogóle pewność że Matthias zginął w nocy? Wszyscy tak założyliśmy ale czy moglibyśmy się w jakiś sposób u-upewnić? – Raph był bardzo poddenerwowany, łatwo można było to zauważyć, w takich sytuacjach stawał wyprostowany, jakby połknął kij od szczotki. 
- Zeznanie Yukino potwierdza że Matthias przyszedł na 22 do salonu, za to rano go już nie było. Ciężko wyobrazić sobie inny czas na zabicie go. – Matthew przejechał wzrokiem po telefonie.
- Oh, rozumiem. Przepraszam za spowalnianie wszystkich… – Marynarz skinął głową z lekkim uśmiechem.
            - Nie, lepiej pytajcie jak się gubicie, musimy być jednogłośni co do każdej rzeczy. – Julia spojrzała się po wszystkich, jej wzrok zawisł na mnie, tylko na krótką chwilę, ale zrozumiała moją wiadomość… „Zostaw mnie”. – Jeszcze wracając do zeznań, słowa Matthew potwierdzają że na sali sportowej jeszcze wczoraj nie było tego…  całego bałaganu. 
Właśnie chciałem przejść do tego. Co wy na to żeby omówić to co wydarzyło się w sali sportowej? – Adalbert przechylił głowę, rozglądając się po ludziach. – Mnie tam nie było, więc może ktoś inny nam opowie? 
- No to… – Zaczął zastanawiać się Chester. – Czekaliśmy na stand-up, Matthew stał na wybiegu, cała reszta była za barierkami. Ktoś, chyba Thomas, włączył reflektory i występ miał się zacząć ale zanim Matthew zdążył zacząć drugie zdanie, ŁUP, coś głośno walnęło koło nas. Zrobiła się spora panika, dało się usłyszeć jakby coś się toczyło, potem walnęło, słychać było rozlanie się czegoś, a potem ogień pokazał nam ciało Matthias’a na deskach. – Z każdym słowem pisarz coraz bardziej wymachiwał rękami, kończąc opowiadanie wymyślną pozą.
- Brzmi zagmatwanie… – Podrapała się po głowie Julia.
Spisałam, macie na czacie. – Mówiąc to Sunny odłożyła telefon na swoje stanowisko. – Fakt, wydaje się chaotyczne, ale chyba da radę z tego coś wywnioskować.
- Co na przykład? – Habber zapytał przeglądając telefon.
- Na przykład to głośne huknięcie koło was. Jak myślicie co to było? – Adalbert uśmiechnął się szeroko. – Yukino? 
Uhm… re-reflektor? – Pytanie złapało ją z zaskoczenia. Odpowiadając uniosła lekko ramiona, jakby szykowała się na wyzwiska. 
- Zgadza się, to co usłyszeliście musiało być spadającym reflektorem. Przejdźmy dalej, pomijając panikę, coś co się toczyło… No co to mogło być? – Adalbert nawet nie ukrywał że rozwiązał całą zagadkę tego co wydarzyło się w sali sportowej. 
- Może wózek z piłkami? – Rzucił pomysłem Matthew. – Nic innego nie przychodzi do głowy. A to pewnie dzięki temu ciało Matthias’a znalazło się przy barierkach. 
- Po kolei, nie przyśpieszaj faktów, Tailorwich. – Analityk puścił oczko do standupera. – To prawdopodobnie był wózek, a teraz trudniejsza zagadka, coś się rozlewało, macie jakieś pomysły? 
- Jak już to rozwiązałeś to po prostu nam powiedz do cholery, a nie się bawisz! – Casper spojrzał gniewnie, w rękach gniotąc czapkę.
- Po prostu nie chcę żebyście się rozleniwili, jeśli to ja bym zabił albo ktoś mnie sprzątnął, bylibyście jak kurczaki bez głów, a tego chyba nie chcecie, prawda? To może mi powiesz Caaaartie, co mogło się rozlać? Podpowiem ci, znaleźliśmy nawet pojemniki po tym. 
- Nie traktuj mnie jak idioty… benzyna, było ją czuć w powietrzu i znalazły się kanistry po niej.
- Bingo! Ale… tutaj chciałbym zapytać… Skąd sprawca wziął benzynę? Julio, może mi odpowiesz? – Wyraz twarzy Adalberta się zmienił, już nie był pogodny, a ostatnie słowa bardziej brzmiały jak groźba. Wpatrywał się w Mushial. – Uprzedzając twoje pytanie, z tego co pamiętam to ty używałaś benzyny podczas konkursu piękności. Mam pomysł… – Mówiąc to analityk kliknął coś na swoim panelu, sekundy później dziewczyna i analityk stali sam na sam na środku okręgu.
            Wszyscy spojrzeli się na Julię, dziewczyna chwilę rozmyślała z zamkniętymi oczami, po czym westchnęła. 
- Chyba nie da rady tego dłużej trzymać w sekrecie… Przykro mi Sebastianie, ale muszę się tu sama ratować. – Lesbijka spojrzała na Cop’a.
- To zrozumiałe, rób jak uważasz. Tragedia i tak już się stała. – Niedźwiedź będąc niewzruszonym, odpowiedział.
- Więc, po przeszukiwaniu nowych pomieszczeń zebraliśmy się żeby wymienić znaleziskami, jednak nie powiedzieliśmy wam wszystkiego.
- Co? A co to ma znaczyć?
- Naprawdę?
- Było coś jeszcze?
- Co takiego? 
- Charles odkrył że… można wyjść na zewnątrz, oczywiście tylko na jakąś odległość. Jednak w zasięgu naszego dostępu jest stara zajezdnia narciarska gdzie znaleźliśmy kanistry z benzyną. Ale poza tym nie było tam nic ciekawego. 
- Rozumiem, ale czemu to ukryliście, i to wszyscy. – Drążył Bleslav. 
- No bo… to ja nie chciałem żebyście się dowiedzieli że takie niebezpieczne rzeczy można znaleźć w obrębie kurortu. Ja chciałem was wszystkich chronić, ale… zawiodłem… nie dopilnowałem żeby Matthias’owi się nic nie stało. – Wtrącił się Sebastian ze spuszczoną głową. – Przepraszam 
- Nie przepraszaj, lepiej pomóż nam szukać sprawcy. – Charles spojrzał na niedźwiedzia z dziwnym grymasem.
- Rozumiem czemu nie chcieliście informować nas o wyjściu na zewnątrz, ale następnym razem darujcie sobie takich pomysłów. Robiąc tak pokazujecie że myślicie o nas jak o gorszych… A chyba wszyscy jesteśmy tu równi,  prawda? – Adalbert mówił zimnym tonem głosu, był zły? Z powodu jakiegoś głupiego skrawka informacji? – Ale te wasze działanie chyba pomoże nam w tej sprawie więc, dobra robota. 
            Analityk i lesbijka wrócili na swoje miejsca, mogliśmy kontynuować proces.
- Eh, to do niczego nie prowadzi, omówiliśmy już tak wiele rzeczy ale wciąż nie mamy podejrzanego. Może wprost podamy tych co bardziej prawdopodobnych i ich wypytamy, co? – Matthew rzucił pomysłem.
- Cierpliwości, Matt. Nie możemy dać się ponieść emocjom, to tylko utrudni znalezienie prawdziwego zabójcy. – Uspokajał go reżyser.
- Dobra, ale co z tej serii pytań analityka wynika? – Yukino oparła się o swoje stanowisko.
- To może spróbujmy od końca. Jak myślicie jak ciało Matthias’a trafiło na salę sportową? – Rzucił Charles.
- Przecież Adalbert już potwierdził że użyto wózka na piłki. – Matthew żachnął się.
- No tak, ale ciało nie było w wózku kiedy je znaleźliśmy, a i wózek tak sobie nie leżał na sali. – Wytknął tłumacz. – Pomińmy jak sprawca rozniecił ogień bo to chyba nie wymaga tłumaczenia.
- Użył naciętego kabla i benzyny, co nie? – Thomas spojrzał na Braid’a.
- Zgadza się, Tom-Tom. – Charles nie wyglądał na zadowolonego. – Ciało musiało wypaść z wózka, ktoś ma pomysł w jaki sposób? 
- Wózek był wywrócony, jeśli miałabym strzelać, w wyniku dziury w podłodze. Ktoś usunął deskę żeby upewnić się że wózek zatrzyma się przed barierkami. – Sunny wertowała w swoim notesie.
            - Pewnie tak było, a teraz… do meritum. Wózek został zatrzymany, ale co go wprowadziło w ruch? – Uśmiechnął się tłumacz.
- Może sprawca pchnął go własnymi rękoma? – Sebastian drapał się po brodzie. 
- Nie, to nie to. Potrzebowałbyś sporej siły żeby pchnąć wózek z ciałem i piłkami, poza tym raczej sprawca nie zdążyłby pchnąć wózka i wrócić do tłumu. – Adalbert szybko zanegował pomysł niedźwiedzia.
- To może… ta napięta guma w przejściu ma z tym jakiś związek? – Marynarz wymamrotał zamyślony.
- Brawo, Raph! Właśnie to się wydarzyło, tak myślę. – Charles wskazał podekscytowanie na Doca.
- Czekaj, czekaj, czy ty sugerujesz że… Ciało Matthias’a zostało wystrzelone jak z procy? – Anton zdjął cylinder z głowy i przyłożył go do swojej piersi.
- Niemożliwe, to nawet brzmi niedorzecznie! – Sebastian krzyknął na całą salę. 
- Czy ty się w ogóle słyszysz? Wystrzelić ciało z procy…
- Głupota, nie słuchajmy już tego gościa, próbuje zwieść nas od rozmowy.
- Stójcie, nie wierzycie mi, okej. ALE jeśli udowodnię że mechanizm procy byłby możliwy do stworzenia, zgodzicie się ze mną? – Tłumacz spojrzał się po negatywnych spojrzeniach w jego kierunku. 
- Powinniśmy go wysłuchać. – Julia przejęła głos. 
Dajcie mu szansę, Charles nie jest głupi. – Thomas stanął w obronie tłumacza. 
Próbuj, ale wiedz że to co proponujesz jest obrzydliwe i niemoralne. – Zarządził Sebastian wskazując na tłumacza, na co ten tylko się szeroko uśmiechnął. 
- Ja jestem obrzydliwy? Czy osoba która tego dokonała? 
- Jeszcze nie ustalamy kto to zrobił, więc jak na razie ty jesteś obrzydliwy. – Matthew skrzyżował ręce na klatce piersiowej. 
- Czyli wszyscy jesteśmy obrzydliwi. W porządku, udowodnię wam że wózek został potraktowany jak pocisk. No więc naszą „komorą pistoletu” był sam magazyn, tam stał wózek przed wystrzałem. Tam też znajdował się mechanizm poruszający, jest kilka dowodów to potwierdzających, oczywiście nie licząc samej gumy. Ktoś się domyśla o czym mówię? – Charles rozejrzał się po ludziach. 
- Nie licząc gumy? Chodzi ci o tą dziurę w podłodze? – Zapytał Cartie. 
- Dokładnie, Cas! Jednak drugą część zapalnika można było znaleźć w nieco innym miejscu… – Pstryknął Braid.
- Kij od szczotki? – Julia zapytała niepewnie. – Średnicą kij pasował do otworu. Dziura została przygotowana specjalnie pod ten przedmiot.
- Nádherně!
- Mów po naszemu do cholery! – Wrzasnęła Yukino, na co Charles tylko się zaśmiał. 
- No więc, w jakiś sposób sprawca musiał utrzymać gumę w miejscu aż do momentu wystrzału. 
- Więc mówisz że zaczępił ją o kij wbity w podłogę? – Chester złapał się za brodę. – Już rozumiem… więc to byłeś ty, Sebastian! 
- Że co?! 
- Tylko ty miałbyś wsytarczająco siły by wbić ten kij w podłogę! – Pisarz wskazał z z uśmieszkiem na niedźwiedzia. 
- A to kij by się prędzej nie zniszczył? Wydawało mi się że to ktoś wydrążył dziurę by pasowała do kija od szczotki… – Podrapał się po głowie Raph.
Ah, faktycznie. Sorki Seba! – Chester podniósł rękę do góry. 
- Nie oskarżaj ludzi bez powodu, kretynie! 
- Kij okazał się mieć imponującą wytrzymałość. – Zauważył Adalbert. –  Wydaje mi się że to byłoby możliwe żeby wytrzymał napięcie gumy. 
- No to ustalone, sprawca stworzył proce w magazynie i za jej pomocą wstrzelił ciało na salę sportową. – Podsumował tłumacz. – Iiii? Wszystko przemyślane, muszę przyznać że sprawca musiał być całkiem kreatywny z tym mechanizmem. 
- Chwila, ale jak sprawca go uruchomił? Nikt nie wyszedł z magazynu po odkryciu ciała, co nie? – Sunny stukała długopisem w notes. – Spisałam każdą osobę która była w sali podczas odkrycia ciała i nikt nie wszedł do pomieszczenia innymi drzwiami niż tymi z korytarza.
- Reflektor! – Celność krzyknął prostując się. – Przypomnijcie sobie linę którą był obwiązany. Urządzenie musiało zadziałać jako odważnik i wyrwać kij z dziury co doprowadziło do zwolnienia napiętej gumy.
- Teraz jak o tym wspominasz… Kij był przywiązany do liny, a belka nad reflektorem była starta, jakby coś po niej przejechało… – Chester wymamrotał na tyle głośno by każdy usłyszał.
- Ale to tworzy kolejne pytanie, jak spadł reflektor? – Anton kręcił lokiem włosów w dłoni.
- Lina na drabince. – Thomas bez namysłu odpowiedział. – Sprawca zrzucił w jakiś sposób reflektor z belki na której stał, jeden był luźniejszy bo był przywiązany liną… po czym użył tej liny żeby zawiesić go w powietrzu a drabinka posłużyła jako kotwica.
- Ah, teraz rozumiem! – Uśmiechnął się marynarz. – Na dodatek kawałek liny z drabinki i jedna z luźnych końcówek na reflektorze miały pewien wspólny czynnik… były nacięte. 
- Ekhm, pozwolę sobie to podsumować: Kij od szczotki; reflektor; dziura w podłodze w magazynie i obrzydliwe ilości liny zostały przygotowane do stworzenia czegoś co utrzymałoby gumę, odpowiedzialną za wysłanie wózka do sali sportowej, w jednym miejscu. Po wystrzeleniu ciała, wyjęta deska miała wywrócić pojazd co w efekcie przewróciło otwarty kanister z benzyną, która wylała się na nacięty kabel i wznieciła ogień, do którego wpadło ciało szczęściarza po wykolejeniu się. Chciałbym żebyście spojrzeli na monitory, Theodorze, Sally czy możecie przenieść obraz z mojego telefonu na ekrany? – Bleslav spojrzał na lalki.
- Nie ma najmniejszego problemu, Panie Adalbert. – Marionetki klasnęły w dłonie, ekrany porozwieszane w całej sali rozświetliły się. – Prosimy położyć telefon na pańskiej platformie.
- Pozwoliłem sobie to rozrysować kiedy wszyscy dochodziliście do tej konkluzji, z góry wyglądałoby to… mniej więcej w ten sposób. – Analityk położył teatralnym ruchem komórkę na podeście i wskazał na jeden z ekranów. – Drzwi do magazynu były otwarte na oścież, żeby przypadkiem wózek nie uderzył, to chyba oczywiste. Proporcje mogą być niedokładne, jednak przebolałbym ten fakt jako że to obrazek na brudno. 
- Dużo szczegółów jak na brudnopis… – Mruknęła Yukino.
- Ale to wszystko jeśli uwierzycie w moją teorię że ciało zostało potraktowane jako nie-bardzo-żywy pocisk wystrzelony z ogromnej procy. A widzę że sporo osób zaczęło się dopowiadać do tego, więc chyba się wszyscy zgadzamy….– Uśmiechnął się szeroko Charles.
I to wszystko żeby ciało Matthias’a zostało znalezione? Czemu? Kto mógł zrobić coś takiego przyjacielowi? Kto mógł tak potraktować zwłoki? Okropne, a ja nic nie świadoma chodziłam sobie korytarzami kurortu? Matthias musiał w swoich ostatnich chwilach mnie nienawidzić. Poczułam kolejną falę zimna uderzającą we mnie z każdej strony, to zimno było mi znajome, czułam je już wcześniej, kiedy byłam młoda. Wtedy uratował mnie z niego mój mentor, ale on również odszedł. Znów zostałam sama… z tym okropnym chłodem…
            - Ale czemu sprawca zrobił to wszystko? Nie łatwiej było po prostu zostawić ciało w jakimś oczywistym miejscu, gdzie wszyscy by go znaleźli? – Zapytał Alvaro, ciągnąc się za włosy na brodzie.
- Może właśnie dlatego postanowił pokazać ciało na sali sportowej, wiedział że rano będzie stand-up Matthew i pokaże się dużo osób, chciał to wykorzystać. – Casper kręcił czapką na palcu.
- Na dodatek chciał ukryć rany z porażenia podpalając ciało. W końcu sprawca nie mógł być do końca pewny co będzie w pliku morderstwa. – Dodał Anton. – Pewnie ogień miał też posłużyć jako pewnik że ludzie zauważą ciało.
- I-i jeszcze wykorzystał mrok żeby ukryć części mechanizmu… sprawca użył wszystkiego. – Wyjąkał Thomas. 
- Strasznie staranny ten nasz zabójca. Aż ciężko uwierzyć ile czasu musiał spędzić na przygotowaniu tego wszystkiego. – Sebastian schował ręce w kieszeniach futra.
- Jestem pewny że sprawca ustawiał to metodą prób i błędów. – Adalbert złapał się za kark. – Jednak mnie interesuje kto mógł to zrobić, myślę że możemy przejść do alibi. Wszyscy się zgadzają? – Grupa powoli, niepewnie przytaknęła. – Ktoś chce zacząć? 
- Sunny nie wróciła na noc do pokoju. – Alvaro natychmiast odpowiedział. – Przepraszam Sunny, ale chcę ci ufać.
- Nie ma problemu, nie mam zamiaru ukrywać gdzie byłam… W archiwum, Bleslav potwierdzi.
- Zgadza się, Sunny była w archiwum… do piątej nad ranem, potem nie wiem co się z nią działo. Obawiam się jednak że dwie godziny to za mało na zabicie Matthias’a i zorganizowanie tego mechanizmu.
- Wydawało mi się że dodałam zeznania wszystkich do czatu, Alvaro… – Dziennikarka przejechała palcem po telefonie.
- Co? – Reżyser z szeroko otwartymi oczami przejechał wzrokiem po ekranie komórki. – Oh, faktycznie… przepraszam. Żeby nie było… Ja i Julia zostaliśmy w pokoju, a Habber poszedł ćwiczyć do siebie.
- Potwierdzam. – Kiwnęła głową lesbijka.
- Dobrze, to teraz pokoje chłopaków. – Pośpieszył analityk. – Sebastian?
- Wszyscy zostaliśmy w pokoju… oprócz Raph’a. – Wszyscy spojrzeliśmy na marynarza, ten wyprostował się i szeroko otworzył oczy.
- Huh? O rety… – Doca spuścił głowę. – Ja…
- Nie tłumacz się. Jeszcze nie. Sprawdzimy was wszystkich naraz, do tego czasu… milcz. – Analityk uniósł palec wskazujący. – I tak to nie ma sensu bez konkretnej godziny śmierci Matthias’a.
Ale Raph mówił że…
- Cichosza~~ – Matthew próbował coś powiedzieć ale Adalbert szybko go uciszył. Co on kombinuje?
- Raph jest niewinny! – Casper ściągnął czapkę z głowy, przez połowę jego twarzy można było zauważyć gniew.
- Skoro tak… to co z waszym pokojem? Chyba w nim jest najwięcej podejrzanych. – Uśmiechnął się analityk.
- Że co?
- Według waszych zeznań… i ty, i Charles wyszliście z pokoju, Thomas nawet nie przyszedł spać do was, a Chester został zupełnie sam… kto wie co mógł zrobić w tym czasie.
- Jestem podejrzany? – Spojrzał zaskoczony pisarz.
Kto to zrobił? Jest tak wielu podejrzanych… nie uwierzę, że zrobił to Casper ani Raph… nie mogę ich stracić… nie chcę już nikogo stracić… Błagam niech to nie będzie nikt z was..
            - Mam już tego dosyć! – Czyiś krzyk przerwał kolejne rozmowy, po chwili platforma Caspra wysunęła się na środek a naprzeciwko niego stał… Charles. – Może w końcu się przyznasz jak zabiłeś Wail’a, co Cas?
- O-o czym ty pieprzysz? – W głosie Cartie’a wyczułam wahanie… to nie może być prawda… czy Casper… nie… – Ja nic nie zrobiłem.
- To czemu wyszedłeś w nocy z pokoju? – Sebastian zapytał spode łba. 
- Wyszedłem żeby dopilnować że Charles niczego nie zrobi. Ale widocznie kiedy wróciłem do pokoju, musiał się wymknąć i zabić Matthias’a! I jeszcze pierdolony ma czelność mnie obwiniać!
Wszyscy uspokójcie się i…
- ZAMKNIJ W KOŃCU PYSK, ADALBERT! – Nigdy nie słyszałam żeby ktokolwiek mówił w taki  sposób, to brzmiało jakby każdy możliwy akcent świata zlewał się w jeden głos. Analityk otworzył szeroko oczy, jednak nic nie mówił… po raz pierwszy widziałam go zaskoczonego. – Mam już dosyć tej ciuciubabki, na początku to było zabawne, ale teraz zaczynacie mnie wkurwiać! Wy wszyscy, jebane małpy które nie mogą na własną rękę niczego osiągnąć. A w tym wszystkim ten zjeb Bleslav, który wodzi wszystkich za nos. Zakończę to tu i teraz! Casper Cartie, jesteś mordercą, zabiłeś Matthias’a, a teraz ukrywasz się w tłumie jak szczur! Zabił go nożami do rzucania, tymi samymi które znaleźliście w pokoju dziecięcym, naruszył nimi również oczodoły a potem przeniósł go do jego pokoju i tam go dobił!
            Nagły wybuch Charles’a był… przerażający. Głos tłumacza, jego wzrok w otworach maski, jego wykrzywiony uśmiech… wszystko było jak z koszmaru… okropnego koszmaru z którego nie można się obudzić. Jednak, nie to było najgorsze…
-Zacznijmy więc w końcu prawdziwą grę, Charles! To będzie początek twojego jebanego końca. – Casper na pierwszy rzut oka wydawał się spokojny, jednak kiedy uniósł głowę z dłonią na czapce, wyraźnie można było zauważyć te same szaleństwo które pokazał w poprzednim procesie. Braid’a i Cartie’a dzieliła wspólna cecha… niezrozumiała psychoza która opętywała ich w takich momentach. Śmiech celności zagłuszył muzykę. – Tak chcesz się bawić? Dobra, jednak nie ty jedyny możesz grać w tą grę. Prawda jest zupełnie inna! To Charles zabił Matthias’a, zabił go zanim zdążyłem wyjść z pokoju i ukrył gdzieś ciało. Kiedy po powrocie położyłem się spać, wyszedł znów i przygotował to wszystko! Przyznaj się w końcu!
- Niedobrze… nie możemy kontynuować procesu w ten sposób. – Usłyszałam mamrotanie analityka.
- Marionetki, przerwijcie to! – Sebastian wrzasnął w kierunku Theodore’a i Sally, te jedynie przechyliły swoje głowy, wpatrzone w przekrzykujących się na środku okręgu.
- To jakieś szaleństwo… – Matthew przyglądał się sporowi, jak każdy.
- Yukino, nie możesz ich uspokoić? – Krzyknął do dziewczyny Chester.
- Nigdy nie widziałam czegoś takiego. – Widziałam strach w oczach dziewczyny.
- Casper, uspokój się! – Julia próbowała przemówić do Celności. – Raph, zrób coś!
-Ja… nie wiem co…
- Charles… przestań. – Thomas bezowocnie przekonywał tłumacza.
Reszta przyglądała się temu w ciszy.
            Miałam tego dosyć, ktoś musiał ich powstrzymać ale nie słuchali nikogo, wątpię czy w ogóle słyszą co wykrzykują sobie nawzajem. Czemu Casper się tak zachowuje? Czy naprawdę ktoś z nich zabił Matthias’a? Błagam, niech ktoś im przeszkodzi, w ten sposób nigdy nie dotrzemy do prawdy. Czy ja chcę w ogóle poznać prawdę? Prawda oznaczała śmierć kolejnego z nas, nieważne co zrobimy, kogoś znowu stracimy, nie chcę tego ale… ale…
- Zamknijcie się, oboje! – Co ja robię? Czemu to ja krzyczę do nich? Prawie w ogóle się nie odezwałam w ciągu tego procesu, więc czemu teraz podnoszę głos? Z resztą… to tylko ja, Ada, kominiarz który nie może wpłynąć na to co się dzieje. Nie udało mi się uratować Matthias’a więc czemu niby miałabym być w stanie uspokoić tych dwóch? Nagła cisza… czułam jak łzy płyną mi po policzkach. – Casper! Czemu to robisz?! Gdzie te twoje luźne podejście? Jak myślisz, w jaki sposób Jake by zareagował na twoje zachowanie!? Charles przestań go nakręcać! Nigdy do niczego nie dojdziemy, kiedy będziecie się przekrzykiwać! – Schowałam twarz w dłoniach, nie chciałam by ktokolwiek widział moje łzy. Przepraszam… przepraszam… Nie chcę już się wtrącać, to zbyt wiele… ja jestem słaba. Nie wiem ile czasu minęło, kiedy uniosłam wzrok, Casper i Charles wrócili do okręgu, nie wiem co się stało, nie obchodziło mnie to.
            -… jednak powinniśmy wrócić do procesu… wiecie, morderca ciągle ukrywa się wśród nas i może TYM razem powiecie prawdę. Cartie, Braid, co się tak naprawdę wydarzyło?
- Nic nie dało się zrozumieć z waszych przekrzykiwań. Po kolei, Cartie zacznij. – Sunny przygotowała się do spisania nowych zeznań.
- I tym razem bez wyzwisk! – Matthew dodał poważnym tonem.
Cartie był cały czerwony ale szaleństwo raz kolejny zniknęło bez śladu. Chłopak wziął długi wdech, po którym spojrzał na mnie. Już nawet nie wiedziałam o czym on mógł myśleć, ta jego zmiana… nie wiem kim on był i gdzie się podział prawdziwy Casper.
- Ja… i Charles oboje… planowaliśmy zabić… Matthias’a. – Co? Błagam… to nie może być prawda. Casper nie mógł go zabić… – Noże, które znaleźliście w pokoju dziecięcym, są moje. Planowałem nimi zabić.
- Te wiaderko z kamieniami… Charles, chciałeś nim ogłuszyć Matthias’a? – Analityk wtrącił się w wyznanie celności.
- Kto wie…
- Nie zgrywaj teraz głupa, potworze. – Głos Julii był ostry, dawno nie słyszałam tego tonu głosu u niej. Na Charles’a widocznie to zadziałało bo niechętnie spojrzał w kierunku lesbijki.
- Zgadza się.
Charles wyszedł przede mną ale nie więcej niż minutę później sam opuściłem pokój. Czekaliśmy aż Chester zaśnie. – Kontynuował Casper.
- I ty myślałeś że Charles zdążyłby zabić Matthias’a w tym czasie? – Zapytał Alvaro łapiąc się za głowę. – W ciągu minuty? 
- Może go wepchnął do swojego pokoju i zakluczył? Dobił go później. 
- Może to ty go zabiłeś? Dorwałeś go zanim dotarł na dach i sam wepchnąłeś do jego pokoju. – Tłumacz spojrzał w kierunku Cartie’a. 
- Bez spekulacji, tylko to, co się wydarzyło. – Warknął Sebastian. 
- Możemy w ogóle ufać zeznaniom tych świrów? Przecież oni są jacyś niestabilni. – Matthew zadał pytanie do wszystkich.
- Jeśli nie chcą zginąć, będą mówić prawdę, nasza sytuacja na serio nie wygląda kolorowo. Jeśli nie znajdziemy punktu zaczepienia… – Adalbert naprawdę wyglądał na zdenerwowanego. 
- Przepraszam za swoje zachowanie, po prostu już ciężko z tym walczyć, wiecie? Sam nie wiem co się ze mną dzieje i wydaje mi się, że potrzebuję pomocy. Profesjonalnej pomocy..– Cartie zdjął czapkę z głowy i trzymając ją w zaciśniętej pięści, położył na sercu. Widać było jak łzy zbierały się w kącikach jego oczu. Co ci się stało, Casper? 
- Kontynuuj zeznania, potem zdecydujemy co z tobą zrobić. – Chłodny ton Julii nie ustępował, nawet kiedy mówiła do celności. Chłopak wziął oddech. 
- Kiedy dotarłem do pokoju dziecięcego, przygotowałem wszystko do zaatakowania szczęściarza, jednak ten się nie zjawiał. Minęło tak dobre… półtorej godziny i postanowiłem zadzwonić do Charles’a.
- Pamiętasz godzinę? – Zapytał Bleslav.
- Co… nie…
- 23:37. Pamiętam bo kiedy siedziałem na dachu, nie miałem nic lepszego do roboty. Kiedy ja wyszedłem z naszego pokoju i wspiąłem się na dach również czekałem na Wail’a… ale nigdy się nie zjawił. Rozmawialiśmy przez dokładnie 8 minut. Po wszystkim Cas przyszedł do mnie na dach, wróciliśmy do pokoju a ja jeszcze się wymknąłem sprawdzić czy w dziecięcym nie było dowodów śmierci Matthias’a. Nic nie znalazłem. – Charles bez jakiegokolwiek wyrazu emocji patrzał się tępo przed siebie.
- To prawda? – Spojrzał się na celność Raph.
- Tak. – Casper nałożył na nowo czapkę na głowę.
- To rzuca nowe światło na naszą sprawę. Z tego co mówicie to Matthias zniknął od razu po rozpoczęciu ciszy nocnej, natomiast Yukino widziała go jako ostatnia. Chyba powinniśmy wymienić wszystkich naszych podejrzanych, co wy na to? – Adalbert wrócił do swojego starego ja, znowu miał lekki uśmiech i wydawał się czerpać radość z procesu. – Więc na liście mamy z pewnością tych którzy wyszli z pokojów lub byli bez nadzoru: Casper, Charles, Raph, Thomas, Chester, Yukino, Julia, Alvaro, Sunny, Ada i ja sam… – Podczas wymieniania wydawało mi się że Bleslav się wahał… – Tak się składa że sprawca musiał wiedzieć kilka ważnych rzeczy o których niektórzy z grupy nie wiedzieli, część z nas nie wiedziała o benzynie, inni nie mieli pojęcia o luźnym reflektorze, natomiast ci których wymieniłem wcześniej, wyszli z pokojów wczorajszej nocy. Jednak jeśli ktoś się z kimś podzielił chociażby jedną z tych informacji lepiej będzie jak to powiecie.
- A to nie tak że sprawca mógł sam znaleźć te rzeczy? – Zapytała Yukino.
- Raczej ciężko byłoby znaleźć kanistry, były w praktycznie niewidocznej klapie podłogowej w zajezdni, wątpię czy ja byłbym w stanie ją znaleźć, a tam wtedy byłem… – Odpowiedział jej Sebastian.
- To samo z reflektorem, było ich 8 a znalezienie tego jednego, luźnego, graniczyło z cudem. – Thomas potwierdził.
- Przypomnij nam, kto ci pomagał je wieszać. – Sunny przyłożyła pióro do notesu.
- No więc… Ja, Casper, Raph, Habber i Alvaro. – Improwizator wymienił lekko unosząc głowę.
- A to nie będzie to samo co w przypadku wątpieniu w informacje Antona? – Zapytał Chester.
- Niekoniecznie, w przypadku modela chodziło o to że on jako jedyny dysponował daną informacją, ale teraz chodzi o dystrybucję informacji między nami wszystkimi. Sprawca nie mógł ryzykować że zostanie wykryty, dlatego z całą pewnością pracował sam, zresztą dowiedliśmy że pomaganie sprawcy nie jest opłacalne. – Julia sprostowała krzyżując ręce na klatce piersiowej.
- Zgadza się, więc jeśli komuś powiedzieliście o benzynie lub reflektorze a osoba której to przekazaliście się nie zgłosi to tylko jeden więcej powód żeby jej nie ufać. – Dodał Matthew. – Oczywiście, to idzie w obie strony.
… Casper mi powiedział o benzynie. – Marynarz podniósł rękę.
- Raph… – Celność spojrzał na przyjaciela.
- Spokojnie, robię to byśmy oboje byli wolni od podejrzeń. – Oznajmił beznamiętnie marynarz.
- Ktoś jeszcze ma coś do dodania? – Na pytanie analityka odpowiedziała cisza. – Zatem zacznijmy eliminowanie naszych świadków.
            - Jak już wcześniej powiedziałeś, jestem czysta, nie zdążyłabym przygotować mechanizmu i nie miałam jak zaatakować Matthias’a o 22, na dodatek ty również. – Sunny zaczęła rozmowę. – Nie wiedziałeś też o benzynie, a oboje nie mieliśmy pojęcia o reflektorze.
- Zgadza się, możecie nam zaufać. – Analityk mówiąc to przyłożył dłoń do piersi.
- W takim wypadku Chester również jest niewinny.  Był w naszej grupie, ale nie wchodził do zajezdni, nie wiedział też o reflektorze. – Anton spojrzał się w kierunku pisarza.
- T-to się zgadza. – Potwierdził Rooker. – Nie wchodziłem do zajezdni.
- Zatem Yukino, Julia i Ada nie mogły popełnić tego morderstwa bo nie wiedziały o reflektorze… – Matthew wykreślił naraz sporą grupę podejrzanych.
- Alvaro i Thomas nie wiedzieli o benzynie, natomiast Charles o reflektorze, ale jeśli weźmiemy pod uwagę coś tak abstrakcyjnego jak szczęście i któremuś z nich udało się na własną rękę odkryć jedną z tych rzeczy… – Adalbert poprawił maskę na swojej twarzy.
- Możemy wykreślić z tego Alvaro i Thomas’a. Herringa… z oczywistego powodu, a Alvaro… – Mushial natychmiast odpowiedziała analitykowi.
- Czekaj, Julia… j-jesteś pewna? – Reżyser spojrzał na lesbijkę.
- Spoko, Alvaro. Zero wstydu, chodzi o przetrwanie, co nie? – Julia uśmiechnęła się ciepło. – Alvaro i ja się nawzajem pilnowaliśmy.
- Co masz na myśli? – Matthew drążył temat.
- Poprosiłam go żeby mnie związał, pamiętasz Sunny jak mnie obwiązałaś pierwszej grupowej nocy? Poprosiłam go o powtórkę, wiesz żeby się obwiązał liną wokół pasa i w ogóle. – Julia mówiąc to uśmiechnęła się szelmowsko. Przez dziury w kartce Alvaro widać było że spalił się rumieńcem.
- T-to prawda…
- Wykreślmy ich z listy.
- Taa… dobry pomysł.
- Zostaje Charles, Casper i Raph. – Wymienił standuper. – Możemy jakoś jeszcze któregoś skreślić?
- Chwila! Raph, nie patrz w swój telefon, powiedz czemu wyszedłeś w nocy z pokoju. – Sunny skierowała w kierunku marynarza długopis.
- Uhm… no bo… ja nie mogę zasnąć w pokoju Sebastiana, więc poszedłem spać na makiecie statku. – Doca wyprostował się i otworzył szeroko oczy, zaczął sprawdzać swoje kieszenie po czym spojrzał na Cartie’a. – Oh, przepraszam… zgubiłem tabletki nasenne które mi dałeś.
- To nie jest teraz ważne. – Burknął Casper.
- To… się zgadza z tym co powiedzieli inni z jego pokoju. – Powiedziała reszcie Sunny.
- Mógł kłamać. – Zauważył Chester.
- Ale znaleźliśmy tabletki nasenne które teraz wspomniał. – Zripostował Matthew.
- Może je podłożył? – Charles dołączył się do wymiany zdań.
- Zastanawia mnie również jak Raph przeszedł niezauważony koło dyżurnych. – Złapał się za brodę analityk.
- Co do tego… Raph nam powiedział podczas przesłuchań… że Yukino zasnęła w salonie. – Julia skrzyżowała ręce na klatce piersiowej.
- To prawda?
- Żałosne…
- Jakoś mnie to nie dziwi.
- Ciekawe co by się stało gdyby nie zasnęła…
- Ja… to… – Cambell zaczęła w panice rozglądać się po pomieszczeniu, ostatecznie spuściła głowę. – To prawda…
- Yukino! – Wrzasnął Adalbert. – Czy ty zdajesz sobie sprawę co zrobiłaś? Morderca prawdopodobnie przeszedł koło ciebie razem z ciałem, tuż pod twoim nosem… jesteś żałosna.
- Nie mam nic na swoje wytłumaczenie…
- To teraz nie ważne, wróćmy do Raph’a. Jest jeszcze jeden powód dla którego możemy go wykreślić. – Wskazała na marynarza Julia.
- Mianowicie? – Zapytał Thomas przeglądając telefon.
- Z tego co ustaliliśmy, magazynowa proca wymagała od sprawcy przecięcia liny znajdującej się w sali sportowej, prawda?
- Zgadza się…
- Sunny, podaj nazwiska osób które pojawiły się w sali sportowej po odkryciu ciała, w kolejności w której wchodzili.
- Mushial, Doca, Cambell i Adalbert. – Dziennikarka przewertowała kilka stron notesu.
- Czyli Raph’a nie było w sali sportowej w momencie kiedy ktoś uruchomił mechanizm, to nie on mógł być sprawcą.
- To ma sens. Czyli marynarz jest niewinny. – Chester zacisnął pięści. Raph na te słowa odetchnął z ulgą.
- Jeszcze nie odpoczywaj, zostało jeszcze dwóch. – Alvaro pokazał kciuk w górę marynarzowi.
Załatwmy to. – Doca kiwnął głową.
            Został tylko Casper i Charles, oczywistym jest na kogo wolałabym w tym momencie zagłosować, ale ja… czuję się dziwnie. Jakby nie obchodził mnie wynik procesu bo i tak to nie przywróci Matthias’a, nie zdążyłam się z nim nawet pożegnać, zginął tak nagle… Poczułam jak zmęczenie znów przejmuje nade mną władzę, kolana ugięły się pod moim własnym ciężarem. Upadłam, obróciłam się i plecami oparłam o barierkę mojego stanowiska.
- Nie mam… już… siły. – Już nic mnie nie obchodziło, byłam słaba, nie ogarniałam tego całego podziału na podejrzanych i niewinnych oraz ledwo trzymałam się na nogach. Sapałam ciężko, miałam gdzieś jak inni na to zareagują.
- Wstawaj kominiareczko, to jeszcze nie koniec. Nie chcesz chyba żeby wygrał morderca Matthias’a. Nie chcesz ujrzeć jego śmierci? Jestem pewny że czujesz teraz nieodpartą chęć zobaczenia cierpiącej twarzy zabójcy. – Słyszałam głos Charles’a, przebijał się ponad głosy innych. Czemu akurat jego? O czym on mówi? Ja… chcę zemsty? Czy to ta myśl trzymała mnie do tej pory przy tym procesie? Matthias… tak wielu rzeczy ci jeszcze nie powiedziałam… Czy słyszałam głos tłumacza… bo podświadomie się z nim zgadzałam? Poczułam jak smolista czerń zaczęła mnie pochłaniać, czułam się jakbym spadała na samo dno oceanu. Chłód atakował mnie do szpiku kości, poczucie senności i apatii naciskały na mnie z każdej strony, jedynie głos Braid’a nakręcał mnie do dalszego kontynuowania… i nagle… błysk. Jakby piorun uderzył w środku nocy, jak latarnia na horyzoncie wskazująca kierunek.
-...da. ADA! – Iluzja lepkiej czerni zaczęła pękać jak porcelana, by ustąpić widokowi Julii klęczącej  koło mnie. – Nie słuchaj go! Ada… znam cię na tyle długo by wiedzieć że zemsta jest ostatnią rzeczą która cię pchnie do działania. Jesteś lepsza od tego, wiem o tym!
- Ju...lia? – Wymamrotałam.
- Jestem w tym samym miejscu co ty Ada, nie chcesz poznać sprawcy żeby móc się na nim zemścić, chcesz tylko przetrwać żeby Matthias, gdziekolwiek teraz jest, mógł być o ciebie spokojny. Ale nie damy rady pokonać tego procesu bez ciebie… więc proszę, Ada, pomóż nam. Przepraszam że cię zignorowałam podczas śledztwa, jeśli jest cokolwiek czym mogłabyś się podzielić… proszę zrób to, dla niego. – To jest właśnie nasza liderka, nie wydaje się być emocjonalna w najmniejszym stopniu, ale kiedy przychodzi co do czego, staje się naszym światłem prowadzącym do wyjścia.
            Podniosłam się z ziemi, otrzepałam i wzięłam głęboki oddech. Musiałam się przygotować na największą bitwę dotychczas. Julia uświadomiła mi pewną rzecz, coś prostego o czym zapomniałam. Nie jestem słaba, nigdy nie byłam. Dam sobie radę… dla nich wszystkich.
- Przepraszam wszystkich, już… już wróciłam. – Zacisnęłam pięść by dodać innym otuchy.
- Dasz sobie radę? – Yukino zapytała niepewnie, dziękuję że się o mnie martwisz… ale teraz to ja muszę zawalczyć dla innych, za tych których już nie ma i za tych których mam przed sobą.
- Dam. – Wypięłam pierś do przodu, już niczego się nie bałam. Julia wróciła na swoje miejsce i zaczęliśmy proces po raz trzeci. – Jest coś o czym muszę wam powiedzieć.
W sumie nie mamy twoich zeznań, mów co tylko wpadnie ci do głowy. – Zachęciła mnie Sunny.
Wydaje mi się że Matthias nie zginął wcześniej niż po 23:40. – Powiedziałam pewnie.
- Niedobrze… jeśli to co mówisz mogłoby być prawdą… to niektórzy mogą wrócić na listę potencjalnych podejrzanych, ale najpierw chciałbym wiedzieć na podstawie czego tak myślisz, Deresad. – Adalbert spojrzał przenikliwie na mnie.
- Ponieważ… – Przepraszam Matthias, wiem że sobie obiecaliśmy… ale ty już nie żyjesz, a żebym ja mogła przetrwać muszę złamać tą obietnicę. – Miałam pewną umowę z Matthias’em.
- Co takiego? Jaką umowę? – Chester zaczął wypytywać, każdy bez wyjątku czekał w ciszy na moją odpowiedź.
- Chodziło w niej o to że będziemy sobie co wieczór wysyłać wiadomości sms, ich treści były różne, zwykle dawaliśmy swoje opinie na temat wydarzeń danego dnia, utrzymywaliśmy tą obietnicę w tajemnicy od dnia drugiego. Wczoraj, tak jak co noc wysłałam Matthias’owi wiadomość, a on mi odpisał.
- Godzina którą podałaś… 23:40? Wtedy wysłałaś do niego wiadomość? – Matthew połączył wątki.
- Zgadza się. – Potwierdziłam.
- I Matthias ci odpisał, pamiętasz godzinę? – Zapytał Thomas, w nerwach panicznie macał kieszenie swojego pasa.
- Dosłownie minutę później. 23:41, jestem pewna, nie zapomniałabym godziny wiadomości.
- Musimy ci zaufać… już nie jesteśmy tego w stanie udowodnić, skrzynka z wiadomościami automatycznie się opróżnia wraz z komunikatem porannym. – Poinformował Casper.
- Marionetki, mogę mieć do was jeszcze jedno pytanie? Od niego będzie zależało czy będziemy w stanie wytypować sprawcę. – Adalbert raz jeszcze spojrzał na lalki.
- Nie możemy obiecać że na nie odpowiemy… ale nie zaszkodzi spróbować, prawda? – Oczy marionetek zaświeciły na czerwono.
Zatem, niech los zdecyduje. Zauważyłem że mimo nowoczesnego designu naszych telefonów, są one mocno… ograniczone. Dwa połączenia dziennie, anonimowe wiadomości, moje pytanie jest następujące: Co się stanie jeśli ktoś otrzyma wiadomość kiedy jest z kimś w trakcie rozmowy telefonicznej?
Wiadomość dotrze do odbiorcy… – Marionetki chwilę przetrzymały odpowiedź. – … dopiero po zakończeniu rozmowy.
Śmiech Adalbert’a przeszedł po sali procesowej. Jednak nie brzmiał tym razem jak śmiech szaleńca tylko kogoś kto ułożył układankę z którą się męczył od dłuższego czasu.
- Rozumiem, to kompletnie zmienia postać rzeczy… Ludzie! Czas zacząć prawdziwą ofensywę, koniec szukania sprawcy po omacku… Może nam powiesz jak to było… – Bleslav z szerokim uśmiechem spojrzał z palcem wskazującym wycelowanym w jedną osobę. – Habber!
            - Ha? Co? J-jak… czemu rozmowa nagle z-zeszła na mnie? Nawet nie byłem w kręgu po-podejrzanych… – Habber zaskoczony nagłym wskazaniem zaczął się jąkać.
- Specjalnie cię omijałem, bo chciałem być najpierw pewny… i chciałem zobaczyć czy zaczniesz jakoś reagować… Ty się nawet nie odezwałeś cały proces. – Prychnął analityk.
- A-ale co z podejrzanymi? Casper i Charles tak po prostu stali się niewinni?
- Czy ty w ogóle słuchałeś o czym mówiliśmy przez ostatnie 5 minut? Tym jednym pytaniem potwierdziliśmy że żaden z nich nie mógł zabić Matthias’a, ponieważ nawzajem za siebie poświadczyli rozmową telefoniczną.
- Racja, Ada otrzymała wiadomość podczas naszej rozmowy przez telefon. – Casper pstryknął.
- Co innego gdyby można było odpisywać podczas rozmowy… wtedy moglibyśmy mieć problem… – Westchnął Adalbert.
- Ale, czemu na mnie naskoczyłeś nagle? Przepraszam Bleslav… ale chyba nie rozumiem. – Bokser spojrzał zmartwionymi oczami.
- Taa… czemu tak nagle Habber? – Dołączyła się do pytania Yukino.
- Proszę wszystkich żebyście spojrzeli na tę oto tabelę. Zaznaczyłem na niej kto wiedział o benzynie, reflektorach i wyszedł w nocy z pokoju. Biorąc pod uwagę margines szansy że Charles odkryłby na własną rękę reflektor… mieliśmy czterech podejrzanych. Tłumacza i celność wykreślając z tej czwórki, z powodu rozmowy telefonicznej, pozostaje marynarz i bokser. Goeson nie ma alibi na czas między 22, a 23:41. – Analityk energicznie pokazywał nam wyniki swojej dedukcji.
- Czekaj, Bleslav. Powiedziałam że dostałam wiadomość od Matthias’a, więc mógł zginąć tylko później… – Nie chciałam hamować zapału analityka, ale chyba mnie nie zrozumiał.
- Ado… czy możesz mi w stu procentach potwierdzić że wiadomość którą dostałaś była od Matthias’a? – Adalbert spojrzał na mnie poważnie.
- Ja… – Zrozumiałam… wiadomości wysyłane z tych telefonów nie pokazywały nadawcy, jeśli ktoś tylko wiedział że wysyłamy sobie ze szczęściarzem wiadomości, mógłby się podszyć pod jedno z nas. Matthias… Czy ty powiedziałeś Habber’owi? – Rozumiem… wiadomości nie mają nadawcy, a my się nie podpisywaliśmy bo nie było potrzeby. A Matthias prawdopodobnie nie wymieniał sms’ów z nikim innym niż mną.
- Ale to wciąż nie dowodzi że to ja go zabiłem! – Krzyknął Goeson.
- Byłeś prawdopodobnie najlepszym przyjacielem Wail’a w tym kurorcie, mógł ci powiedzieć o cowieczornej wymianie wiadomości z Adą! – Sebastian wskazał na boksera.
- Nawet nie, szło by się domyślić po wiadomości że byłaby od Ady, wystarczyłoby zauważyć że Matt dostał niepodpisaną wiadomość o tak późnej godzinie, taka wiadomość byłaby tylko od Deresad. – Julia dodała.
- Ale chwila, wróćmy do tabelki! Raph też mógł przecież zabić jeśli godzina śmierci była późniejsza! – Habber próbował się bronić.
- Czy… ja ci coś zrobiłem? – Marynarz spojrzał na boksera zdziwiony.
- Nie, Raph wyszedł z pokoju po pierwszej, to by nie tłumaczyło zniknięcia szczęściarza równo z 22. – Sunny, skontrowała z poważną miną. – Po za tym, Raph’a nie było na sali sportowej podczas zajścia rano.
- Na dodatek Habber jako jedna z dwóch osób, wyszedł z pokoju i nie wchodził w interakcje z kimkolwiek innym przez całą noc. – Zauważył Anton.
I nie wiemy o której wróciłeś z „treningu”. – Powiedział zmartwiony reżyser.
            Bokser zaczął ciężko dyszeć, widać było w kącikach jego oczu łzy:
- J-ja nie zabiłem Matthias’a, byliśmy przyjaciółmi.. – Habber schował twarz w swoich dłoniach, odetchnął chwilę po czym wyprostował się z w pełni poważną miną. – Przepraszam, ale chyba nie rozumiem. Macie jakiś dowód? To są jakieś pomówienia, iluzja stworzona przez prawdziwego sprawcę, ciężko będzie się do tego przekonać, wiecie? Chyba tylko z dowodem byłbym w stanie w to uwierzyć.
- Hej… może wystarczy, sprawdźmy inne możliwości, co? – Yukino starała się odciągnąć rozmowę od boksera.
Bokser wydawał się być inną osobą, chłodną, kalkulującą, zupełnie jak Bleslav. Byłam tego pewna, to była ostatni linia obrony Habbera. Sama nie chciałam w to uwierzyć, ale nie mogłam uciekać przed prawdą. Wytłumaczeniu tego co wydarzyło się Matt’owi. Myśl… Myśl, Ada! Musi być coś, cokolwiek co potwierdzi grzech Goeson’a. Jeśli Matthias już nie żył w momencie wysyłania wiadomości, to nie mogła zostać wysłana z jego telefonu z powodu blokady pośmiertnej, a to by znaczyło że sprawca musiał znaleźć inny sposób na wysłanie wiadomości zwrotnej. Na przykład…
- Lista kontaktów. – Wymamrotałam.
- Hmm? Co powiedziałaś, Ada? – Julia nachyliła się w moim kierunku. Powtórzyłam jej moje słowa, ta tylko skinęła do mnie głową. Wzięłam najgłębszy oddech w całym moim życiu. 
- Habber,  pokaż nam swoją listę kontaktów. – Wskazałam na niego. To była moja ostatnia deska ratunku, jeśli Matthias faktycznie zginął później, nasze ślady się urywały. 
- Słucham? Po co? Z resztą nieważne, nigdy nie użyłem tutaj telefonu. – Mówiąc to Habber machał dłonią. 
- Więc tym bardziej nie powinieneś mieć z tym problemu. – Zauważyłam. 
- Rozumiem! Genialne, Ada! – Analityk spojrzał na mnie z szerokim uśmiechem.
- O-o czym wy gadacie? – Thomas spojrzał na nas skołowany.
- Lista kontaktów w naszych telefonach ustawiona jest alfabetycznie do momentu kiedy po raz pierwszy wyślemy do kogoś wiadomość lub zadzwonimy, po tym ustawia się według najczęściej wybieranych. – Wytłumaczyła Sunny.
- Musiał mi odpisać, bo wiedział że zawsze sobie odpowiadaliśmy. Zaczęłabym coś podejrzewać gdybym jej nie dostała! – Dodałam. – Jeśli Matthias zginął przed wysłaniem wiadomości… to blokada zmusiłaby Habbera do wysłania sms’a ze swojego telefonu.
- A to zmieniłoby kolejność w jego liście kontaktów. Ada będzie na samym szczycie! – Julia zakończyła naszą wspólną wypowiedź.
- Habber, pokazuj telefon, już! – Zażądał Niedźwiedź.
            Bokser stał w bezruchu przez krótką chwilę, po której westchnął i wyciągnął swoją komórkę.
- I nie próbuj nam wmówić że dzwoniłeś do kogokolwiek rano lub kiedykolwiek, to by kontrastowało z twoją wypowiedzią wcześniej że nie korzystałeś nigdy z telefonu. – Wytknął Matthew.
            Goeson położył telefon na swoim stanowisku, powolnym ruchem odblokował go i… na samym szczycie listy kontaktów widniało nazwisko „Ada Deresad”.
To koniec. Udało mi się, Matthias. Odkryłam sekret stojący za twoją śmiercią… możesz być spokojny. Przetrwam. Dla nas obojga. Czułam jak siły po raz kolejny opuszczały moje ciało, oparłam się o barierkę mojego stanowiska.
- Matthew… skończ to, jak poprzednio. – Habber, pogodzony ze swoją porażką, ze zniżoną głową i najsmutniejszym wzrokiem jaki kiedykolwiek widziałam, prosił o zakończenie tego chorego procesu. Standuper chwilę się zastanawiał po czym spojrzał się po wszystkich, zrobiłam to samo, wyglądali na padniętych.
- Ta sprawa zaczęła się wczorajszej nocy, kiedy to ofiara po spotkaniu swojej grupy dyżurnej oddzieliła się na patrolowanie terenu solo. Nieświadomy niczego Matthias był celem nie tylko naszego właściwego sprawcy, ale również dwóch innych osób, Caspra i Charles’a. Ten pierwszy przygotował zasadzkę na szczęściarza w pokoju dziecięcym, natomiast drugi na dachu. Czekali tak długie półtorej godziny, jednak Matthias nigdy nie dotarł do żadnego z tych pokoi. Było to spowodowane ingerencją sprawcy, który zaatakował go najprawdopodobniej na korytarzu z pokojami, jeszcze zanim tłumacz i celność wyszli z pokoju. Nie znamy dokładnej kolejności zdarzeń, jednak jesteśmy pewni że oczy ofiary zostały przebite klamką od drzwi, natomiast dobita została porażeniem prądu. Nie wiemy w jakiej ramie czasowej operował sprawca, jednak wiemy że Matthias zniknął o 22, natomiast morderca był widziany o 5 rano w swoim pokoju, to dało mu 7 godzin na przygotowanie mechanizmu procy, który wytłumaczyliśmy wcześniej. Osoba odpowiedzialna za nadzór sali sportowej zasnęła w salonie co tylko ułatwiło robotę zabójcy. Po wszystkim morderca wrócił do pokoju i niecałe 4 godziny później, jego dzieło wyszło na światło dzienne. Taka jest prawda wydarzeń zeszłej nocy, a sprawcą jest nie kto inny niż Habber Goeson. Zdrajca.

     One Thousand & the one night (Habber Goeson)

            Przegrałem. Odkryli mnie, nie mogę powiedzieć że się tego nie spodziewałem. Byłem zbyt podejrzany, wykorzystanie tych wszystkich szczegółów o których wiedziały odizolowane grupy było błędem. Na dodatek bałem się odezwać cały proces, nie chciałem mówić, wiem że jestem zbyt głupi by wszystkich oszukać, prawdopodobnie bym się wygadał. Adalbert nigdy nie spuścił mnie z oka, czułem jego spojrzenie przez całą długość procesu. Wiedziałem że kiedy Ada wspomni wiadomość to będzie mój koniec, nie miałem szans się tego wyprzeć. To wszystko co zrobiłem w ciągu zeszłej nocy… brzydziłem się samym sobą przez wszystkie te godziny, począwszy od wrzucenia krwawiącego Matthias’a do wanny z wodą. To nie było fair, zabiłem, ale nie byłem mordercą. Musiałem im to wytłumaczyć zanim miał nadejść koniec..
- Proszę, wysłuchajcie mnie. – Mój głos drżał, nie miałem sił ani ochoty na typowy dla mnie hałaśliwy sposób bycia, zresztą oni i tak już mnie nie widzą jako człowieka. Widzę ich oceniające spojrzenia i obrzydzenia na twarzach. Dla nich jestem potworem. Liczę tylko że zrozumieją czemu to zrobiłem. – Chciałbym dokładnie wyjaśnić co zaszło wczorajszej nocy.
- Zanim to, głosowanie. – Marionetki stanęły na środku okręgu, wyglądały na zadowolone z efektu procesu… Czemu one mi to robią… to oczywiste że to ja go zabiłem… – Widzimy że każdy z was już jest gotowy na podjęcie decyzji, zatem… zaczynajcie. – Przed moimi oczami pojawiły się wizerunki wszystkich, łącznie z czarno-białymi wizerunkami martwych. Czy czułem do nich tyle nienawiści by w ostatnim akcie zagłosować na kogokolwiek innego niż siebie? Nie, to nie byłoby w porządku, chciałem z tego miejsca wyjść z choć odrobiną godności. Zagłosowałem na siebie, chwilę później na monitorach pojawiły się wyniki. – Jednogłośną decyzją stwierdziliście że zabójcą perfekcyjnego szczęściarza, Matthias’a Wail, jest Habber Goeson, perfekcyjny bokser. Gratulujemy, jest to poprawna odpowiedź!
            Fanfary zabrzmiały w całym pomieszczeniu, skręciło mnie w żołądku na ich dźwięk, jeszcze kilka dni temu oznaczały wydłużenie mojego własnego życia… a teraz grały na mój pogrzeb.
- Habber… dlaczego? – Ada spojrzała mi prosto w oczy, tak kurewsko bolał mnie jej wzrok, chciałem się odwrócić, ale z szacunku do Matthias’a musiałem przyjąć to jak mężczyzna.
- H-habber… – Widziałem jak łzy spływają spod maski Yukino, czemu ona płacze? Przestań. Zabiłem swojego przyjaciela. Muszę ją od siebie odsunąć, bo nigdy nie będę w stanie tego zrobić… Muszę zmienić swój plan.
- C-co się tak patrzysz, idiotko. Zabiłem go, bo tak chciałem. Nie ma w tym żadnej filozofii, czy rzewnego drugiego dna, jak w przypadku procesu Jake’a. Jestem potworem i załatwiłem go bo miałem już dość patrzenia na wasze paskudne twa…
- Sam nie wierzysz w to co mówisz. – Ada mi przerwała, jej wzrok się nie zmienił, oczekiwała prawdy. Kurwa. Nie chciałem patrzeć jak cierpią jeszcze bardziej niż do tej pory. Zasługiwała naprawdę.
- Wytłumacz nam, czemu akurat Matthias, przecież się kolegowaliście. – Matthew schował dłonie w kieszeniach.
- To nie była moja decyzja… 
Jak to? O czym ty mówisz? – Raph złapał się za brodę.
- Prawda jest taka, że zaprosiłem Matthias’a wieczorem na wspólny trening, poćwiczyliśmy z godzinę, po czym odpoczywaliśmy i gadaliśmy sobie o różnych rzeczach… wtedy też Matthias powiedział mi o wiadomościach które wysyłaliście sobie. – Ostatnią część mówiłem skierowany do Ady. – Kiedy już wystarczająco odpoczęliśmy, Matt postanowił wrócić do swojego dyżuru, ale… wtedy wydarzyła się tragedia. – Musiałem zrobić sobie przerwę, widmo wczorajszych wydarzeń dalej mnie prześladowało.
- Habber, nie przerywaj. – Bleslav nachylił się znad swojej barierki.
- Ada, Wail ci wytłumaczył na czym polegało jego szczęście. Myślę… że padłem jego ofiarą.. – Skierowałem wzrok w dół, tylko by po chwili unieść go w kierunku kominiarki. Ujrzałem jej zapłakane oczy.
- Huh?– Ada zasłoniła usta dłońmi.
- Kiedy Matthias kierował się do wyjścia, potknął się  o rozwiązaną sznurówkę na którą nadepnąłem… W wyniku czego upadł, nadziewając swoje oko na klamkę, próbowałem mu pomóc, ale się wierzgał z bólu i… nabił się drugim okiem. Rozumiecie? Nieważne co bym zrobił, zostałbym skazany za zabicie Matthias’a…
- I zamiast spróbować mu pomóc, postanowiłeś go dobić?! – Oburzył się Matthew.
- Ja chciałem mu pomóc, naprawdę,ale w tej jednej krótkiej chwili krwi było kosmicznie dużo, Matthias  nie miał szans na przeżycie, zobaczyłem w tym okazję,  chciałem wrócić do mojej rodziny… i postanowiłem poświęcić te nasze dwa tygodnie przyjaźni. Nie żałuję, że spróbowałem. Nieważne co, zostałbym mordercą, musiałem coś zrobić. – Z każdym słowem robiło mi się lżej, naprawdę nie żałowałem… Wszyscy przyglądali mi się w ciszy, chwile mijały, a moje poczucie winy coraz dalej odpływało.
- Habber, nie obwiniam cię. – Głos Ady wyrwał mnie z transu. – Talent Matthias’a obrał cię za cel i wierzę że nie zrobiłbyś tego w innym wypadku, wybaczam ci..
Za każdym razem kiedy się odzywała było coraz ciężej zdecydować. Nie byłem jedyną osobą, która ucierpiała od talentu Matthiasa, pani kominiarz przeżywała to o wiele mocniej..
- Dz-dziękuję. – Wyszeptałem, nie mogłem już dłużej wytrzymać, łzy zaczęły spływać po mojej masce.
            - Teraz jak o tym myślę, Habber był pierwszą osobą w restauracji rano. – Zamyślił się Casper.
- Zgadza się, wyszedłem wcześnie rano, żeby przygotować kanistry z benzyną. Nie mogłem ich otworzyć w nocy bo zapach mógłby się roznieść, przy okazji wziąłem wtedy nóż z kuchni żeby przeciąć linę. – Odpowiedziałem wycierając łzy.
- Zastanawiało mnie, jak sprawca przeniósł ciało po ciemku, ale skoro to bokser… – Zaczął Chester, ale przerwał mu marynarz.
- Pamięć mięśniowa, Habber praktycznie co wieczór ćwiczył, jestem pewny że jego ciało pamięta lepiej niż on sam drogę z jego pokoju na salę sportową.
- Goeson byłby też w stanie złapać reflektor z pomocą kilku materacy z magazynu. Jego siła w zupełności wystarczyła. – Uśmiechnął się analityk.
- Zgadza się, reflektor zdjąłem też z pomocą tyczek z magazynu. – Mówiąc to podwinąłem rękawy, ukazując obrzydliwe, fioletowe sińce, pamiętam jak kurewsko bolały mnie ręce po złapaniu urządzenia.
- Więc to wszystko zrobiłeś dla swojej rodziny? – Anton zdjął cylinder powstrzymując się od łez.
- Zgadza się.
- Więc mamy tu do czynienia z dwiema stronami tego samego medalu… Jake zabił chroniąc swoich bliskich, którzy byli tutaj, natomiast Habber zabił chcąc się wydostać do swoich krewnych. – Charles szeroko się uśmiechnął. – A wszystko to, tylko po to by teraz zginąć. No nic, żegnaj Habber.
Zgadzałem się z nimi wszystkimi, byłem okropnym człowiekiem, z wyjątkiem jednej rzeczy którą powiedział Charles…
- Nie zginę tutaj… – Wyszeptałem.
- Hm?
- Co?
- Co powiedziałeś?
            Przeskoczyłem nad moją barierką, musiałem się stąd wydostać, przygotowywałem się na tą ewentualność gdyby mnie wykryli… stało się. Most wyjściowy był zupełnie naprzeciwko mojego stanowiska, musiałem stąd uciec. Sprintem minąłem marionetki i skierowałem się do wyjścia. W połowie drogi od centrum do mostu poczułem coś dziwnego, uderzyłem twarzą o podłogę. Usłyszałem głosy wszystkich dookoła. Byłem skołowany ale poczułem olbrzymi ból w moich nogach, obróciłem się i spojrzałem na kosę Saymona wbitą na wylot mojej łydki.
- Saymon, nie przeszkadzaj… mi. – Wyszeptałem sięgając po moją ostatnią deskę ratunku.
- S-saymon mówi że nie wolno uciekać przed karą. – Marionetka spojrzała na mnie smutnym wzrokiem.
- Powiedziałem… nie przeszkadzaj mi! – Gwałtownym ruchem wyciągnąłem z bluzy nóż kuchenny. Pchnąłem nim w kierunku marionetki, jednak nie spotkałem się z żadnym oporem. Kat odskoczył i wbił mi kolejną kosę w moją drugą nogę, ostrzem przebijając na wylot łydkę. Wrzasnąłem z bólu, wypuściłem ostrze i oparłem głowę o podłogę. To…to był koniec.
- Nóż z kuchni!
- Racja, nigdzie go nie znaleźliśmy.
- Drodzy aktorzy, nie chcąc przedłużać tej farsy, przejdziemy do egzekucji! Kacie, wiesz co robić. – Theodore i Sally klasnęli w swoje dłonie, na co Saymon tylko skinął głową.
- S-saymon prosi żebyś wstał i nie robił więcej chaosu… – Posłuchałem go, nic już nie mogłem zrobić… Przepraszam April, twój brat nie wróci do domu…
- Przepraszam was wszystkich, pokusa była zbyt silna. Ja nie byłem w stanie nic zrobić… ale wy jesteście inni, lepsi… Walczcie razem… – Ostatkiem sił uklęknąłem przed drzwiami za którymi miałem zaraz zniknąć, rzuciłem ostatni raz okiem na tych wszystkich niesamowitych ludzi, nie wstydziłem się moich słów, już nic mi nie zostało. Zdziwiło mnie jak niewiele osób patrzyło na mnie jak na potwora, nie tak sobie wyobrażałem mój koniec, oni naprawdę zasługiwali na wyjście z tego kurortu. Ile bym oddał żeby spędzić z nimi choć jeden dzień więcej..
W przeciwieństwie do odprowadzenia Jake’a, Saymon wszedł ze mną tym razem za drzwi.
- Saymon mówi że Panu Saladsky nie była dana ta opcja, jako że nie wykazywał chęci przetrwania, ale w egzekucjach jest pewien haczyk. – Co takiego? O czym on mówi? Jest… dla mnie szansa?
- Co mam zrobić? Błagam cię, Saymon, mów! – Poczułem ból w przebitych nogach.
- Celem przetrwania Habber’a Goeson jest dotarcie do linii mety. – Marionetka powiedziała mechanicznie, bez emocji.
- Co takie… – Nagle zasłabłem, uderzyłem głową o podłogę.
            Obudziłem się w niewielkiej windzie jadącej na dół, wstałem i ujrzałem łańcuchy przypięte do wszystkich moich kończyn. Saymona nigdzie nie było. Dopiero teraz zauważyłem że byłem ubrany w swój standardowy strój bokserski. Spojrzałem na drzwi windy, złotymi literami na nich było zapisane „Guardian of the sun”. Usłyszałem krótkie „ding”, po czym drzwi windy otworzyły się, a wraz z nią ściany windy rozłożyły, ukazując mi długi wybieg idący do ringu bokserskiego. Na trybunach dookoła siedziały marionetki czekające na mój ruch… Spojrzałem za siebie, ujrzałem olbrzymią metalową kulę do której były przypięte łańcuchy ciążące na moich nogach i rękach… Zrozumiałem, muszę dojść do mety, po drugiej stronie wybiegu za ringiem ujrzałem zielony napis „EXIT”. Muszę przeżyć… Zacząłem iść, dosłownie dwa kroki od startu poczułem prawdziwy ciężar kuli do której byłem przypięty, jednak nie mogłem się poddać. Brnąłem przed siebie, ból w przebitych łydkach dawał o sobie znać. Gdzieś w połowie drogi poczułem uderzenie w głowę, lalki na widowni rzucały we mnie przeróżnymi rzeczami, kamieniami, puszkami, śmieciami. W końcu dotarłem na ring, na samym jego środku widać było olbrzymią wklęsłość, jakby niszę… „Miejsce na kulę…” pomyślałem, przetarłem krew kapiącą z mojej skroni i wepchnąłem sferę do otworu, poczułem jak łańcuchy nie były już sztywno związane z obiektem. Wciąż były zamknięte ale luźno wychodziły z wnętrza kuli. Ruszyłem dalej w kierunku wyjścia, osłaniając się przed ostrzałami śmieci. Z każdym krokiem czułem jak łańcuchy coraz bardziej stawiają opór, a kiedy miałem już wyjście w zasięgu ręki… „KLIK”. Poczułem szarpnięcie, ogniwa łańcuchów napięły się i zaczęły napierać na mnie, zaparłem się nogami… jednak bez szans, po chwili z zawrotną prędkością leciałem w kierunku kuli którą wcześniej ciągnąłem. Nie byłem gotowy na uderzenie, które o mało mnie nie znokautowało, tępy ból w tyle czaszki i na plecach rozgrzewał moje ciało. Teraz leżałem rozłożony na sferze, nie wiedząc co zrobić, spróbowałem się ruszyć, ale poczułem ogromny ból… czy ja miałem zniszczony kręgosłup? Próbowałem krzyczeć, jednak okrzyki z widowni mnie zagłuszały. Po chwili poczułem ogromne ciepło bijące z kuli, metal rozgrzewał się chwila po chwili aż w końcu zaczął przybierać czerwone barwy… Mój pot, krew i tłuszcz zaczęły ściekać po metalu i skwierczeć, temperatura wciąż rosła, a ja sam próbowałem się wierzgać starając unikać gorąca, bez skutku, byłem szeroko rozłożony na kuli. Żar przestał mi dokuczać w momencie, w którym zacząłem tracić zmysły, poczułem jak moja dusza opuszcza ciało, zauważyłem pode mną moje własne zwłoki, wciąż rzucające się w konwulsjach, z pianą na ustach. „Przepraszam… April”. Z ostatnim wspomnieniem mojej siostry, odszedłem z tego świata.