Poszedłem na to
spotkanie o 10:00 tylko po to, aby mieć potem pretekst do zniszczenia Julii.
Podobnie jak Bleslav wierzyłem w to, że wyjścia nie ma nigdzie w zasięgu
naszego wzroku, ale musiałem udawać że zależy mi na jego znalezieniu tak samo
jak im. Nie dopuszczałem do siebie myśli, że lesbijka będzie w stanie je
odnaleźć i miałem rację. Jedynym zmartwieniem w mojej głowie pozostawał teraz
analityk, który był ciężkim zawodnikiem, jednak nie z takimi już walczyłem o
dominację. Jeśli ktoś ma być liderem tej grupy, to tylko mi należy się taka
pozycja. Mi i nikomu innemu.
W salonie spotkali się Julia,
Ada, Casper, Jake, Raph, Anton, Yukino oraz ja. Reszta porzuciła wszelką
nadzieję w poszukiwaniu wyjścia i nie dziwiłem im się. Pokładali swoją wiarę w
Bleslavie, który był jedną, wielką tykającą bombą. W San Diego spotykałem wielu
ludzi podobnych do analityka i lesbijki, jednak żaden z nich nie był tak dobrym
liderem jak ja. Zazwyczaj brakowało im charyzmy albo empatii która natomiast ze
mnie się wylewała. Mimo tego wszystkiego, nie lubiłem się przechwalać. Wolałem
niszczyć swoich wrogów ich własnymi potknięciami, było to szybsze i bardziej
satysfakcjonujące.
- Dziękuję
przynajmniej wam za przyjście, to szczerze więcej niż się spodziewałam.. –
Oznajmiła rozczarowanym głosem Mushial. ,,Nie ładnie tak kłamać’’ – pomyślałem
z uśmiechem na ustach.
- Naprawdę nie
mam pojęcia czego się spodziewałaś, zwłaszcza po tym jak wasz ukochany
przywódca Bleslav olał cię przy wszystkich. – Odpowiedziałem jej z
przekąsem. Poczułem na sobie osaczający mnie wzrok innych, wszystkich oprócz
Antona który wiedziałem, że się ze mną zgadzał. Naprawdę nie chciałem zawieść
modela, który ze zdrowym rozsądkiem pokładał we mnie nadzieję. Pomimo tego, że
znaliśmy się dopiero kilka dni, zaufał mi, a ja nie mogłem zdradzić tegoż
właśnie zaufania.
- Bleslav nie
jest żadnym naszym przywódcą. Jeśli tak bardzo boli cię to, że faktycznie ktoś
chce odnaleźć wyjście to nie mam pojęcia po co tutaj przyszedłeś. –
Odpowiedział mi Jake. Byli zaślepieni, a ja pragnąłem zdjąć tę opaskę z ich
oczu.
- Większość
uważa analityka za lidera tej grupy, nie możecie temu przeczyć. Nie rozumiem co
takiego w tobie jest Julia. Dlaczego to robisz? Dlaczego oślepiasz ich fałszywą
nadzieją, skoro teraz nie ma to sensu? Nie ma po co wodzić ludzi, kiedy Bleslav
z największym poparciem się poddał. Wiesz to, tak więc zapytam jeszcze raz.
Dlaczego? – Wyrzuciłem z siebie dłuższy monolog. Na twarzach wszystkich
widziałem teraz smutne miny. Tak naprawdę nie interesowała mnie jej odpowiedź.
Chciałem przemówić do nich, nie do niej. – Nie zamierzam wam pomagać.
Pamiętajcie jednak, że kiedy po raz kolejny upadną wam morale przez to, że nie
możecie znaleźć wyjścia to jestem do waszej dyspozycji. Do zobaczenia później. –
Skończyłem to co chciałem powiedzieć i powoli kierowałem się w stronę pokoju,
kiedy ktoś złapał mnie za rękę.
- Sebastian,
zaczekaj! Możemy porozmawiać w restauracji? – Nie potrafiłem się zebrać aby
odmówić błagającemu wzrokowi Antona. Kiedy tak staliśmy i patrzyliśmy przez
maski w oczy, dopiero w takich momentach przypominałem sobie dlaczego żyję.
Chciałem chronić takie osoby jak Borsch przed okropieństwami tego świata. Biła
od niego aura specyficznej żeńskości pomimo przystojnych, ostrych i męskich rys
twarzy.
- W porządku.
Przepraszam, że musiałeś to wszystko widzieć..
- Nie
przepraszaj, wierzę w to co mówisz,
nawet jeśli przekazujesz to w taki sposób. – Odpowiedział z uśmiechem na
twarzy. Dziękowałem swojemu szczęściu, że nawet w takim miejscu jakim był ten
kurort znalazła się osoba o charakterze modela. Dotrzymywaliśmy sobie kroku w
ciszy w drodze do restauracji.
Usiedliśmy w dwójkę przy stole
niosąc w swoich dłoniach filiżanki z kawą. Nie piłem kofeiny od czasu
incydentu, ale sytuacja była całkowicie inna niż do tej pory. Trochę się
porozciągałem i w końcu wziąłem łyka. Model cały czas obserwował mnie swoim
wzrokiem w skupieniu, zastanawiałem się czemu.
- Coś zrobiłem,
że tak ciągle na mnie patrzysz? – Odpowiedziałem z nutką zaciekawienia w
głosie. Na ten komunikat model jakby wyrwał się z transu i spłonął rumieńcem.
- N-nie.
Naprawdę muszę ci powiedzieć, że mnie inspirujesz. – Widziałem jak jedną
ręką bawił się włosami.
- Oh, miło mi.
A to do czego tak cię inspiruję?
- W sumie do
tego aby wychodzić w ogóle z pokoju w tym miejscu. Bez osoby, która faktycznie
martwi się o samopoczucie innych i chce jak najlepiej, byłoby mi ciężko. Od
początku miałem i nadal mam złe przeczucie do Bleslava, chociaż nie mam pojęcia
dlaczego… Moja matka zawsze ufała swojemu przeczuciu, więc i ja ufam swojemu.
- Patrzy na
ludzi z góry, to dlatego. Nie pokazuje tego oczywiście bezpośrednio, ale jeśli
dobrze mu się przyjrzysz to to widać. Uważa się za lepszego od innych, a to
bywa zgubne.
- W sumie
dlaczego ty nie patrzysz na nas z góry? Jesteś dobrym przywódcą i niezwykle
mądrym człowiekiem, czy to czasem nie spełnia wymagań aby czuć się od kogoś
lepszym.
- Porównaj nas
sobie Anton. Ty jesteś modelem, a ja na pierwszy rzut oka wyglądam jak
bezdomny.
- Wcale nie!
- Cśś! Daj
dokończyć. Tak czy owak, ty jesteś modelem a ja załóżmy bezdomnym. Porównując
nas zauważasz, że obiektywnie jestem gorszy bo żyję na ulicy, jednak wszystko
sprowadza się do tego jednego momentu w którym wszystko leci na łeb na szyję, a
uwierz, każdy w życiu ma chociaż raz taki moment. Wtedy ty już bez swoich
pieniędzy i kariery lądujesz na ulicy, jednak nie umiesz sobie poradzić,
umierasz. Kiedy zaczynasz współpracować z innymi bezdomnymi żeby przetrwać,
wtedy już nie czujesz się wyższy. Przez całe swoje życie nauczyłem się przywiązywać
uwagę do ludzi, nie przedmiotów materialnych, dlatego nie patrzę na nikogo z
góry, bo nie wiem kiedy będę potrzebować pomocnej dłoni od kogoś kogo kiedyś
zlałem. – Przez cały czas trwania mojego monologu model był głęboko
skupiony na słuchaniu, co było jedną z wielu rzeczy które w nim lubiłem.
- Cieszę się,
że wylądowałem z tobą w tym miejscu, chociaż szkoda że nikt nie potrafi cię w
pełni docenić.. – Odpowiedział ze smutkiem w głosie sącząc kawę.
- Z czasem
zaczną mnie doceniać, o to się nie martw. Mnie bardziej zastanawia kiedy zaczną
doceniać ciebie. – Odpowiedziałem z chęcią zmienienia tematu, bo o ile
lubiłem o sobie rozmawiać, to znałem umiar.
- Mnie? Za co
mieliby mnie doceniać? Nie wyróżniam się w jakikolwiek sposób oprócz urody,
którą wszyscy biorą za mój słaby punkt. Na miłość Boską, nie umniejszając
sobie, naprawdę jestem inteligentny i nienawidzę kiedy ktoś tego nie widzi.. –
Z irytacją w głosie wyrzucił Anton, a delikatnie się zaśmiałem.
- Jesteś
naprawdę fajnym człowiekiem Borsch, nie pozwól żeby wmówili ci inaczej! –
Odpowiedziałem powoli wstając od stołu i udając się do wyjścia. Model zrobił
dokładnie tak samo.
- Ty też
niedźwiadku! Masz jakieś plany? Bo w sumie możemy pójść się odstresować i
pograć w jakieś gry na konsoli w salonie. – Zapytał mnie Anton, jednak ja
stałem jak kołek. Był to trochę wstyd, ale musiałem tak mu odpowiedzieć.
- Emm… czym
była ta cała ,,konsola’’? Przepraszam, po prostu przez życie w dziczy
pozapominałem niektórych słów… - Model zaczął się śmiać, jednak nie czułem
się tym urażony. Sam się uśmiechnąłem, nawet jeśli pod tą straszną maską nie
było tego widać.
- Po prostu
chodź do salonu to ci pokażę! – Odpowiedział ciągnąc mnie za rękę w stronę
wejścia do ogromnego filaru.
W samym salonie siedzieliśmy
dobre parę godzin, a po drodze przewijały się tam różne osoby. Niespodziewanie
do pomieszczenia wpadł Simon z ogromnym uśmiechem na ustach.
- Siemanko
panowie! Co tam porabiacie? – Mistrz gry nalewał sobie właśnie czegoś do
picia przy barku, jednak nie był to alkohol. Przez ten czas zdążyłem przywrócić
pamięć o tym czym była konsola i świetnie się bawić grając razem z Antonem w
bijatyki.
- Dobry Simon,
właśnie sobie graliśmy w bijatyki bo w sumie nie było nic innego do roboty,
chcesz może dołączyć? – Pozytywnie wybrzmiewającym głosem zaprosił go
Anton. Nie miałem nic przeciwko, jednak nie cieszyłem się z tego że musieliśmy
zmienić grę, bo ta była tylko na dwie osoby, a w obecnej w końcu zaczynałem
robić się dobry.
- Jasne! Dzięki
za zaproszenie! W ogóle czaicie to, że w nocy te dziwne marionetki wyniosły
ciało Sapphiry z mojego pokoju? Ale się rano zdziwiłem jak zobaczyłem tam samą
karteczkę! – Wyniosły jej ciało? Szybko jednak z odpowiedzią wyszedł mi
Isnt który wspominaną kartkę wyciągnął ze swojego białego fartucha. Napisane na
niej było:
- Przepraszamy
Simon, ale jesteśmy w 100% przekonani, że nic więcej nie wyniesiesz z badań nad
jej ciałem, a nie chcemy żeby zaczęło się psuć, dlatego zabierzemy je w
bezpieczne miejsce. – Musiałem przyznać, było to trochę niemiłe ale nic nie
mogliśmy temu poradzić.
- Huh. To
poniekąd dziwne, że zabierają ją od tak, ale w sumie sama w sobie sytuacja jest
dziwna. Pewnie musiałeś się nieźle wkurzyć jak to zobaczyłeś co? – Zapytał
Isnta model, ten jednak zaprzeczył głową.
- Czemu
miałbym?
- Wczoraj byłeś
cały czas zdenerwowany, pomyślałem że to raczej naturalne żebyś się zdenerwował
na widok takiej karteczki. – Odpowiedział mu Anton ze szczyptą zdumienia w
głosie.
- Oh,
przepraszam jeśli wczoraj cokolwiek złego powiedziałem na wasz temat! Po prostu
miałem ten dzień… - Urwał po
chwili mówiąc coraz to ciszej. Nie chciałem teraz dopytywać, chcieliśmy się po
prostu dobrze pobawić przy gierkach.
- Nieważne, po
prostu nie zachowuj się tak więcej bo jesteś troszkę nieznośny. – Na tę
wiadomość od modela, Simon posmutniał.
- Nie przejmuj
się Simon, będzie tylko lepiej! – Odpowiedziałem klepiąc go po plecach i
podając mu do rąk kontroler przypięty bezpośrednio do konsoli.
- Zastanawiam
się nad wyborem Shrimpana albo Ratthew… - Po tych słowach mistrz gry zaczął
grzebać w kieszeni swojego fartucha, aby tylko po chwili wyciągnąć dwie
sześciościankowe kostki do rzucania, podobne kolorem do tych z jego maski.
Teraz w sumie zacząłem się zastanawiać mistrzem jakiej gry był, więc
postanowiłem o to dopytać.
- Swoją drogą,
Simon możesz mi powiedzieć więcej o tej twojej ,,profesji’’? Do czego
nawiązuje? – Zacząłem, patrząc jak rudowłosy rzuca kośćmi po podłodze.
Wynikami okazały się być dwie jedynki.
- A co dokładniej
chciałbyś wiedzieć, Sebastian? Bardzo lubię prowadzić sesje rpg na których
jestem właśnie mistrzem gry, prawdopodobnie do tego. – Odpowiedział z
uśmiechem na ustach zabierając kości z podłogi i wrzucając je z powrotem do
kieszeni.
- Sesje rpg?
Czym to tak właściwie jest? – Wypowiedział moje dokładne myśli Anton. Byłem
ciekawy również dlaczego akurat ta ,,profesja’’, a nie jego prawdziwy zawód.
- Wiem, że to
trochę skomplikowane, ale sesje rpg to takie spotkania kilku ludzi przy jednym
stole w których najbardziej liczy się improwizacja. Wszyscy tworzą i wcielają
się we stworzoną przez siebie postać aby przeżywać przygody które ja jako
mistrz gry im przygotowuję. Mają swoje karty postaci i statystki na nich, które
pomagają im przetrwać. Są różne systemy, jednak ja zawsze gram za pomocą mojego
własnego. Kośćmi takimi jak te, którymi przed chwilą rzucałem, rzuca się aby
sprawdzić czy dana akcja którą gracz chciał podjąć się powiodła. Jest wiele
rodzajów kości, jednak moimi ulubionymi są te czerwone diamenciki które noszę
ciągle przy sobie. To tak w skrócie. – Niekoniecznie rozumiałem, ale nie
czułem potrzeby żeby całkowicie zrozumieć. Cieszyłem się, że konwersacja się
trzymała a ja i Anton dowiadywaliśmy się o nim nowych rzeczy.
- I mam
rozumieć, że robiłeś to w ramach przerw od pracy, tak? Jakim w ogóle typem
lekarza jesteś, jeśli mogę zapytać? – Odpowiedziałem na ten dosyć
specyficzny wcześniej monolog.
- Poza byciem
mistrzem gry byłem również chirurgiem, nawet całkiem dobrym. Moja rodzina
zawsze bardzo naciskała na to abym stał się lekarzem, a ja nie umiałem się
oprzeć.
- Najwidoczniej
było ci to przeznaczone przez Boga, Simon. – Odpowiedział mu model, na co
jedna z brwi rudowłosego się zmarszczyła. Coś w tym zdaniu go zdenerwowało.
- Nienawidzę
tego jak ten skurwiel kieruje naszymi życiami czerpiąc chorą satysfakcję z
naszych porażek! – Odpowiedział mu Simon cały skąpany w złości, uderzając
padem o podłogę najmocniej jak tylko się dało.
- Hej! Nie masz
prawa go tak nazywać! Pan stara się najbardziej jak tylko może abyśmy sięgnęli
do skrawka jego doskonałości! – Oburzył się dodatkowo głęboko wierzący
Borsch. Momentalnie Simon rzucił się na modela, jednak nie z pięściami. Isnt
mocno przylgnął do niego, kładąc swoją głowę na jego ramieniu.
- Wiem, wiem
Anton… Ale to boli… To wszystko co robi boli… - Chciałem podejść ale model
z błagalnym wzrokiem i uśmiechem na ustach podniósł dłoń, dając mi znak abym
tego nie robił.
- Ból jest
dobry… Przypomina ci, że żyjesz.. – Odpowiadał mu cichym i opiekuńczym
głosem Anton, gładząc jego skryte pod fartuchem plecy. Minęła chwila po której
Simon wziął na powrót kontroler do ręki i się rozweselił.
- Kości
zadecydowały, wybieram Shrimpana!
Graliśmy kolejne kilka godzin,
robiąc sobie przerwy do toalety albo na jakieś przekąski. Nawet nie sądziłem,
że w towarzystwie Simona będę umieć tak dobrze się bawić. Zwróciłem uwagę na to
jak Isnt brudził pada, dotykając go zaraz po tym jak wcześniej zamoczył nachosa
w dipie. Obserwowałem tylko pojedynek pomiędzy modelem i mistrzem gry, bo mnie
wyeliminowali wcześniej.
- Już
przegrywasz Anton, nie masz szans! – Od obydwu panów słyszalny był głośny
dźwięk nawalania w przyciski na padach, jednak niespodziewanie przerwał nam
komunikat który nas wszystkich przestraszył.
Proszę wszystkich aktorów o
zebranie się za pięć minut w sali teatralnej!
Wypuściliśmy z rąk
pady, które upadły z niewielkiej wysokości na podłogę. Spojrzeliśmy po sobie,
nie wiedząc co powiedzieć.
- Ale się
zdygałem. – Zacząłem rozmowę z resztą.
- Bez kitu, ja
też. Myślę, że po prostu powinniśmy pójść teraz na tę salę i się przekonać o co
może chodzić. – Odpowiedział mi Simon, a my mu przytaknęliśmy. Wziąłem ze
sobą butelkę wody źródlanej która walała się nam pod nogami od jakiegoś czasu i
szybkim krokiem ruszyliśmy do wyjścia prowadzącego na salę teatralną. Po drodze
nie spotkaliśmy nikogo, prawdopodobnie byliśmy pierwsi na miejscu. Kiedy
stawialiśmy pierwsze kroki na sali, telefon znajdujący się w mojej kieszeni
zaczął wibrować, a po chwili telefony całej naszej trójki zaczęły wydawać
dźwięki. Wyciągnąłem swój z kieszeni, aby sprawdzić co takiego się stało. Na
głównym pulpicie nie wiadomo skąd pojawił się jakiś nowy, dziwny plik nazwany
,,Dekoracje sceniczne’’.
- U was też
pojawił się jakiś dziwny plik? – Zapytał nas model.
- ,,Dubler’’.
Co to w ogóle ma oznaczać? – Zastanowił się na głos Simon.
- ,,Ojciec
Laurenty’’. Kojarzę tę postać, ale niekoniecznie pamiętam z czego.. –
Podrapał się po brodzie Anton, a my szliśmy dalej w głąb sali. Kiedy
znaleźliśmy się niedaleko widowni naszym oczom ukazali się Koryfeus i Venice
stojący nieopodal ogromnego gramofonu. Zauważyły nas.
- Oh, witamy
was drodzy aktorzy! Wybaczcie za tak nagłą zbiórkę, ale to już czas aby ogłosić
pierwsze przedstawienie! – Przedstawienie? Na naszym pierwszym spotkaniu w
tym pomieszczeniu coś mówili o przedstawieniach, ale parę dni było o nich
cicho. O co mogło im chodzić? Jeśli nasi porywacze znali nas tak dobrze, to
również musieli wiedzieć że nie jesteśmy aktorami, a przynajmniej tak mówiła większość.
- Sebastian?
Wiesz już może co się tutaj dzieje? – Do pomieszczenia z pytaniem wypisanym
na twarzy wpadła Julia wraz z Raphem, Jake’iem, Casprem i Adą. Byłem ciekawy
jak poszło im szukanie wyjścia.
- Zaraz się
wszystkiego dowiemy, po prostu usiądźmy i poczekajmy na resztę. –
Oznajmiłem donośnym głosem wszystkim, a oni posłuchali się prośby. Niedaleko
mnie i Borscha usiadł Saladsky.
- I jak wam
poszły poszukiwania? Jakiekolwiek nowe tropy? – Zapytałem szeptem aby nie
słyszała tego Julia, prawdopodobnie nie odpowiedziałby mi szczerze jakby ona
przejęła konwersację.
- Chuja tam.
Naprawdę jesteśmy zdani na łaskę tych pierdolców, miśku. – Kiedy to
przezwisko wychodziło z jego ust, nie czułem z niego takiej dumy jak wtedy
kiedy mówił to model. Podeszła do nas Ada, która pociągnęła mnie za ramię.
- Wiesz o co
chodzi z tym plikiem? Z tego co tutaj jest napisane, mam z tobą zająć się
dekoracjami, ale dekoracjami do czego? – Sam nie wiedziałem.
- Bladego
pojęcia nie mam. Wszyscy dostaliście takie pliki? – Zapytałem grupy
skupionych na swoich telefonach ludzi.
- Mhm. Wszyscy
dostaliśmy co innego z tego co widzę. – Oznajmiła Julia patrząc w telefon
Cartie’a i Doci. Nie zamierzałem pytać jak ponazywane są ich pliki, bo na razie
ta wiedza nie była mi do niczego potrzebna. Do pomieszczenia po kolei
dochodziły kolejne osoby wraz z kolejnymi pytaniami na które nikt nie miał
odpowiedzi. Kiedy w końcu zebraliśmy się wszyscy, światła zgasły a rozbłysnęły
reflektory skierowane w stronę sceny.
- Witajcie nasi drodzy aktorzy!
Zebraliśmy się dzisiaj tutaj wszyscy aby ogłosić bardzo ważne wydarzenie w
jakim będziecie musieli wziąć udział w niedalekiej przyszłości i tak, mamy na
myśli przedstawienie! Mamy nadzieję, że wszyscy dostaliście na swoje telefony
swój przydział. – Dostaliśmy. Według pliku jaki dostałem przydzielono mi
dekoracje i cieszyłem się przynajmniej z tego, że nie musiałem ich sam tworzyć.
Na logikę stwierdziłem, że przez moje ciało zostałem przydzielony do ciągnięcia
lin i szczerze mi to pasowało. – Przed każdym przedstawieniem będziecie
mogli przyjść tutaj i na monitorach w przedsionku sprawdzić kto ma jaką rolę,
jeśli chcielibyście przećwiczyć z tą osobą swoje kwestie. Pokażemy je wam po
komunikacie, dlatego najpierw ogłosimy, że pierwszą wystawianą sztuką będzie
,,Romeo i Julia’’! - Prostota sama w
sobie ale ze smakiem, naprawdę przyjemnie wspominałem ten dramat. Zaśmiałem się
leciutko w środku myśląc o osobie, która najprawdopodobniej dostała rolę Julii.
- Mam tylko
jedno pytanie! – Przerwał marionetkom Thomas. – Co się stanie kiedy
odmówimy zagrania w tym przedstawieniu?
- Niezwykle się
cieszymy, że Pan o to zapytał, Panie Herring. Dlategoż właśnie przedstawiamy
wam ten o to gramofon prawdy! – Wskazały na wspomniane przeze mnie
wcześniej ogromne urządzenie. Kiedy się na nie patrzyło w pełnej chwale,
sprawiało wrażenie.
- Gramofon
prawdy? – Pytającym głosem wypowiedział siedzący z tyłu Bleslav. – Jaką
niby prawdę przedstawia?
- Taką prawdę,
Panie Adalbert, której nikt nie chciałby się dowiedzieć. Na tej konkretnie
płycie mamy nagrane wszystkie wasze głosy, jak wypowiadają na głos najbardziej
bestialskie czyny przez was popełnione. W momencie kiedy odmówicie zagrania,
płyta zostanie przekazana prosto w ręce policji. – Oznajmiły z uśmiechami
na ich porcelanowych twarzach. Nie miałem pojęcia o jakim sekrecie mówiły, ale
nie posiadałem żadnych. A jeśli chodzi o Syberię, to policja wie, że robiłem to
co musiałem aby przetrwać, koniec bajki. Te karykatury po raz kolejny zawiodły
w przerażeniu mnie. Spojrzałem na siedzącego nieopodal mnie Antona, którego
źrenice się zwężyły. Miał coś na sumieniu? – Jeśli pozwolicie to będzie
koniec naszego komunikatu, informacje o której dokładnie godzinie i dniu będzie
przedstawienie będziecie mieć na monitorach. Życzymy wam udanej nocy jak i
całego pobytu! – Po tych słowach zniknęły, zostawiając nas z jeszcze
większą ilością pytań. Wstałem i podbiegłem do sceny, to była moja chwila.
- Słuchajcie
ludzie! Myślę, że powinniśmy wymienić się swoimi poglądami na temat tej sytuacji
przy kolacji w restauracji, zaraz po tym jak zerkniemy na te przeklęte
monitory. Musimy na razie grać według ich zasad… - Końcówkę wypowiadałem
coraz ciszej, też nie podobały mi się te całe ich wymagania, ale co mogliśmy
zrobić? Każdy z kimś rozmawiał równocześnie przenosząc się do restauracji.
Dotrzymywałem kroku modelowi i Simonowi. Zatrzymaliśmy się po drodze aby
spojrzeć na monitory. Przedstawienie miało zacząć się za cztery dni, a dokładna
godzina ma dopiero zostać podana.
- Możecie mi w
ogóle przypomnieć kim do cholery był Benwolio? – Zapytał na głos Cartie,
ale nikt mu nie odpowiedział. Patrzyłem po kolei na przypisywane innym role.
Thomas grał Romeo, natomiast Julię grała oczywiście Julia. W Martę wcielała się
Yukino, natomiast w Merkucjo i Benwolio, Raph i Casper. Anton jak wiadomo mi
było wcześniej, grał postać Ojca Laurentego, Matthew był Tybaltem. Sunny wraz z
Habberem grali rodziców Julii, natomiast rodziców Romeo grali zaskakująco
Charles oraz Chester.
- To ty
bierzesz do dupki Charles w tym związku? – Zaczepił go Jake, a ja się lekko
uśmiechnąłem. Byłem ciekawy co odpowie.
- Najwyraźniej
skoro jestem żonką pana protagonisty, przynajmniej mamy pięknego synka, prawda
Matthew? – Braid podszedł do standupera i uszczypnął go za policzki.
Tailorwich go nie odtrącił ale wyglądał na przerażonego. – Ooo, teraz jak ci
się przyglądam, to nawet całkiem uroczy jesteś.
- Spadaj od
niego. – Wyrzucił z siebie reżyser, klepiąc Braida po łapach i powodując,
że ten puścił standupera. Był zazdrosny? Charles odszedł na bezpieczną
odległość, ale uśmiech nie schodził z jego twarzy. Nie miałem pojęcia co myśleć
o Braidzie. Był specyficzną osobą ale czasem każdy z nas tutaj taki nie jest?
Popatrzmy na przykład na Chestera, który ciągle coś gada o tym jak to jest protagonistą.
- Przepraszam,
już nie będę panie zazdrośniku. Od jak długo jesteście razem? Trzech dni? –
Nie miałem dalej ochoty słuchać ich kłótni która i tak powinna się niedługo
skończyć.
- Chodźmy po
prostu do restauracji, mam ich dość… - Powiedziałem modelowi cicho po czym
razem przyspieszyliśmy kroku.
Byliśmy jednymi z pierwszych w
restauracji, więc usiedliśmy z Antonem we dwójkę przy praktycznie pustym stole.
Widziałem jak uśmiecha się do mnie Simon i rusza w naszą stronę, ale
niespodziewanie usłyszeliśmy dźwięk szurających krzeseł i zobaczyliśmy jak do
naszego stołu przysiadają się Yukino oraz Chester. Robili to już kilka razy
wcześniej, a ja szczerze musiałem przyznać że nie lubiłem ich obecności. Byłem
przyzwyczajony do tego, że kiedy jestem liderem to spora ilość osób mnie
obserwuje, ale oni robili to w zupełnie inny sposób, miałem od nich zupełnie
inne odczucia. Czułem, jak dogłębnie przyglądają się każdemu mojemu ruchowi,
ale robili to tylko w momentach kiedy byłem z Antonem.
- To… co
myślicie o tym wszystkim? – Temat zaczęła Yukino, ale w sumie nie miałem
ochoty się powtarzać. Przeprosiłem ich i poszedłem po coś do jedzenia oraz
kawę. Kofeina niestety nie działała na mnie pobudzająco, ale, ironicznie,
uspakajała nerwy. Kiedy wróciłem, widziałem jak model prycha pod nosem.
- …także nie
martwcie się, na pewno damy sobie radę i uratuję was wszystkich stąd! Jednak
nauczcie się swoich kwestii… - Też nie mogłem oprzeć się śmiechowi,
zastanawiając kiedy dojdzie do niego to jakie pośmiewisko z siebie robi.
- My sobie już
pójdziemy, jeśli pozwolicie. – Czułem w głosie Yukino zdenerwowanie, ale co
niby mogłem zrobić? To nie była nasza wina, że śmialiśmy się ze śmiesznych
rzeczy. Nie minęło dużo czasu kiedy na ich miejsce pojawił się Simon.
- Przepraszamy,
że nie mogłeś się do nas dosiąść wcześniej, widziałeś jaka była sytuacja… -
Zaczął Anton, ale Isnt zaczął uspokajać go rękoma.
- N-Nie,
spokojnie! W tym czasie miałem czas aby przynieść wam to! – Wyciągnął z
kieszeni swojego fartucha i spodni kilka kartek zwiniętych w kwadraty oraz
różnorakie kości do gry.
- Um… po co nam
to? – Zapytałem lekko zmieszany.
- To są karty
postaci, a kości są oczywiście do rzucania, logiczne. Pomyślałem, że mógłbym
wam dwóm poprowadzić jakąś sesyjkę w moim systemie. – Odpowiedział cały
podekscytowany. Niekoniecznie miałem na coś takiego ochotę, te całe
przedstawienie za bardzo mnie przytłaczało.
- Nie dzisiaj
Simon, okej? To przedstawienie to już dużo, nie wiem czy będę mógł się na
czymkolwiek innym teraz skupić. – Jego twarz spochmurniała, ale
powiedziałem mu prawdę.
- Przykro mi,
ale mam dokładnie tak samo. Może kiedy stąd wyjdziemy albo w najgorszym
przypadku po tym całym przedstawieniu, co? – Zapytał z troską w głosie
Anton.
- W porządku…
Możemy chociaż zrobić wam postacie? Przysięgam, że długo wam to nie zajmie, a
naprawdę powinno poprawić humor! – Powiedział podsuwając w moją stronę dwie
kości. – Musisz rzucić tymi dwiema K20, a wyniki będą imieniem i nazwiskiem
twojej postaci, Sebastian. – Wziąłem czerwone kości w dłonie i lekko
potrząsnąłem po czym poturlałem po stole. 13 i 11. – Rewolwerow King!
- Brzmi
strasznie rosyjsko, nie sądzicie? – Odparłem.
- To dobrze, bo
kampania którą zamierzałem wam poprowadzić to głównie północna Europa!
Wpasowujesz się już w klimat. – Kiedy Simon mówił, model wziął do rąk
wcześniej wymienione kości i zrobił dokładnie to samo co ja. 6 i 20. – Alan Eucliffe!
- Imię Alan
zawsze kojarzy mi się z jakimiś nieszczęściami… - Wyrzucił z siebie na tę
wiadomość model. Musiałem mu przyznać, że również miałem takie skojarzenia.
- Otwórzcie
swoje karty postaci i wpiszcie w lewym górnym rogu wylosowane rezultaty! –
Zrobiłem tak jak zalecił, ale zawartość papierka mnie przytłoczyła. Wszystko
tam było ułożone w artystycznym nieładzie, który mi trudno było zrozumieć.
Znalazłem puste pole na nazwisko i imię, a w tym czasie Simon dołożył jeszcze
na stół ołówki. Wziąłem jeden i zacząłem wpisywać. – Dobrze, a teraz weźcie
oboje po jednej K50 i K10, osiągnięty wynik to będzie wiek waszej postaci. –
Wykonałem czynność pierwszy. 40 i 9. – Świetnie, masz 49 lat!
- W sumie mogło
być gorzej. Obstawiam, że każda grupa wiekowa ma swoje minusy i plusy? –
Zadałem pytanie mistrzowi gry.
- Oczywiście.
Ty akurat będziesz mieć dodatkowe rzuty na doświadczenia życiowe. – Nie
rozumiałem jeszcze o co mu chodziło, ale wiedziałem że wkrótce się dowiem.
- 8 i 11. Co
robimy w takim przypadku? Mam osiemnaście lat? – Zapytał skołowany model.
- W takim
przypadku dodajemy te wartości. Masz 19 lat, co w zależności od profesji może
dać ci premię do siły. – I wszystko to trwało dalej, aż wypełniliśmy
całkowicie dostępne miejsce. Byłem całkiem zadowolony z tego w jaki sposób
wyszła moja postać. Byłem szpiegiem rządowym z przekonaniami komunistycznymi,
to naprawdę brzmiało ciekawie, jednak nie byłem pewien czy byłbym w stanie
kogoś takiego odgrywać. Po pewnym czasie poczuliśmy się bardzo zmęczeni i
ostatecznie rozeszliśmy do pokojów.
- Szlag, przez te karty postaci nic nie przedyskutowaliśmy
o Gramofonie... – Żachnąłem się,
po raz kolejny nikt mnie nie posłuchał.
- Wydaje mi się
że za dużo o tym myślisz, jeśli o mnie chodzi... Myślę że marionetki blefują,
nie pamiętam żebym im się kiedykolwiek z czegoś spowiadał. – Model się
uśmiechnął poprawiając kapelusz. Miał rację, również nie kojarzyłem żebym
komukolwiek mówił o swojej przeszłości.
- Hej, jak
wstaniesz to poczekaj tutaj na mnie, okej? – Poprosiłem Antona kiedy
staliśmy przy schodach na piętro zerowe.
- Dobra Miśku,
słodkich snów~~ - Odpowiedział i lekko pomachał. W jego ruchach było dużo
gracji i czegoś, co mogłem uznać za niewiarygodnie urocze. Wszedłem do pokoju,
zdjąłem maskę i ubrania które wrzuciłem do kosza na bieliznę. Porywacze
zabierali rzeczy do prania w nocy, bo do tej pory rano wszystkie znikały.
Wziąłem szybki prysznic w gorącej wodzie i poszedłem spać.
*
Zaraz po komunikacie porannym
nastąpił kolejny, bardziej niestandardowy.
Wszyscy aktorzy proszeni są
o zebranie się w sali teatralnej po śniadaniu!
Nie miałem pojęcia
o co mogło chodzić tym razem, ale już się nie przejmowałem. Dali nam
scenariusze, wykaz ról i czas, czego więcej mogli od nas chcieć? Przetarłem
swoje zaropiałe oczy, ciężko mi się dzisiaj spało. Byłem ciekawy czy inni już
zaczęli się uczyć. Przez noc wpadł mi pewien pomysł, który zamierzałem ogłosić
na śniadaniu. Nie byłem pewien czy wszyscy się mnie posłuchają, ale musiałem
spróbować, bo wątpiłem w to aby Bleslav zamierzał organizować to co chciałem
ja. Wziąłem z szafy nowe ubranie wraz z maską, a stare wrzuciłem do kosza na
bieliznę który ponownie okazał się być pusty. Mycie zębów, prysznic, nowa maska
i już byłem gotowy do wyjścia. Zamknąłem swój pokój na klucz, a na korytarzu
tak jak się wczoraj umawialiśmy stał model.
- Doberek,
Sebastian! – Podszedł do mnie z uśmiechem na ustach. Nie chciałem być
niemiły, ale niekontrolowanie ziewnąłem w ramach odpowiedzi. – Widzę, że nie
koniecznie dobrze ci się spało.
- Cześć Anton.
Powiem ci szczerze, że mimo mojej roli jako osoby od dekoracji to
przedstawienie nadal daje się we znaki. A ty jak tam? Uczyłeś się przez noc
czegoś ze swoich kwestii?
- Niekoniecznie
uczyłem, po prostu przejrzałem na szybko plik i uznałem, że jest ich na tyle
mało że jeszcze przez krótką chwilę mogę dać sobie spokój.
- Wiesz,
chciałem dzisiaj na śniadaniu ogłosić próbę na której sprawdzimy swoje
umiejętności, ale skoro tak uważasz..
- Ah, no tak!
Przepraszam, zapomniałem…
- Nic się nie
stało to i tak nie jest jakaś wymagająca próba, po prostu chciałbym sprawdzić
nasze umiejętności. – Odpowiedziałem, zastanawiając się czy nie poprosić
porywaczy o małą przysługę. Nagle znikąd za nami pojawiła się Venice,
trzymająca w rękach kilkanaście kartek papieru.
- Pewnie
przydałaby się Panu ogólna rozpiska wszystkich kwestii, Panie Cop? Zadbaliśmy o
Pana wygodę! –
Powiedziała, po czym dała mi do rąk plik papierów. Musieli mieć podsłuch w
każdym miejscu tego kurortu, nie było innej możliwości.
- Dzięki.. –
Odpowiedziałem zmieszany, a ona po chwili zniknęła tak szybko, że nie byłem w
stanie powiedzieć gdzie poszła. – Te ich nagłe pojawianie się i znikanie
przeraża mnie coraz mniej..
- Mnie w sumie
też, to trochę dziwne, bo nie chcę się przyzwyczajać do tego kurortu..
- Na razie
musimy przestrzegać ich zasad, ale wierzę że razem coś wymyślimy. Po prostu
musimy nauczyć się współpracować. – Odparłem, a my ruszyliśmy w stronę
restauracji po drodze spotykając kilka osób którym rzucaliśmy zwykłe ,,cześć’’.
Kiedy usiedliśmy przy stole w
restauracji zaraz potem dosiedli się do nas znowu Chester z Yukino. Miałem dość
ich spojrzeń i obserwacji każdego naszego ruchu, jednak czułem że wytrzymam do
momentu w którym Rooker się odezwie, a my zaczniemy się z niego śmiać.
Spojrzenia tej dwójki bacznie okrążały mnie i modela.
- Jak tam się
wam spało, gołąbeczki? – Zaczęła ociekającym życzliwością głosem Yukino.
- Gołąbeczki? A
to skąd się wzięło? – Zapytałem mając dość tego wszystkiego.
- Przepraszam,
po prostu nie mogę na was się napatrzeć… Pasujecie do siebie niemalże idealnie!
– Odpowiedziała mi Cambell, a Rooker jej tylko przytaknął. Nie wiedziałem
co o tym myśleć. Pasujemy do siebie? Naprawdę doceniałem Antona i cieszyłem
się, że poświęcał mi tyle czasu ale nie odczuwałem tego w ten sposób.
- Jesteś
niemoralna… masz ty pojęcie o czym mówisz? To sprzeciwianie się Bogu i samej
naturze! – Oburzył się Borsch, jednak czy to było tego warte? W sensie,
byłem osobą tolerancyjną, zresztą sam nie umiałem przypisać swojej orientacji
do jednej, konkretnej rzeczy.
- Musisz
wyluzować Anton, homoseksualizm występuje normalnie w naturze, zresztą Bóg po
coś go stworzył prawda? – Zlewająco wyrzuciła z siebie fujoshi, a na twarzy
modela widziałem zdenerwowany grymas. Yukino również musiała to zauważyć, bo
bez żadnego słowa wzięła ze sobą pisarza fanfiction i się przesiadła. Po drodze
Rooker niespodziewanie wpadł na dziennikarkę i obydwoje upadli na podłogę,
jednak szybko się podnieśli, a Chester kilkukrotnie zaczął ją przepraszać,
gdzieś w tle słyszałem śmiech Charlesa. Wzrok lekko zaszedł mi mgłą, ale nie
chciałem się tym teraz przejmować. Krzyknąłem do kogoś kto wydawał się być
Simonem.
- Sebastian, to
jest Casper… Wszystko w porządku? Może chcesz jeszcze iść się przespać? –
Zaniepokojony głos modela był znakiem, którego potrzebowałem by usiąść i zjeść
normalnie śniadanie. W międzyczasie czekałem również aż wszyscy zbiorą się w
restauracji aby coś ogłosić. Kiedy ostatnia osoba przekroczyła próg
pomieszczenia, kątem oka zobaczyłem jak Julia próbuje wstać. ,,Nie tym razem’’
– pomyślałem, biorąc w podobny sposób łyżeczkę deserową i kieliszek do wina.
Energicznie uderzyłem parę razy w szkło, jednak chyba trochę przesadziłem z
siłą ponieważ kieliszek rozbił się w drobny mak. Nie przejmowałem się tym.
- Słuchajcie
wszyscy! Chciałbym dzisiaj ogłosić próbę naszych umiejętności i ogólne
sprawdzenie jak wygląda sala teatralna od zaplecza technicznego. Nie wiemy do
czego nasi porywacze są zdolni, ale musimy zagrać to przedstawienie jak
najlepiej, żeby uniknąć jakichkolwiek kar za nie wykonanie go. Wszystkie chętne
do współpracy osoby zapraszam za cztery godziny do sali teatralnej. Mam przy
sobie kwestie wszystkich, dlatego będę nadzorować tę próbę. To wszystko. –
Oznajmiłem na głos po czym usiadłem. Nikt nie zadawał zbędnych pytań, wszyscy
zrozumieli.
- Cześć wam.
Jak tam się spało? – Przy naszym stole pojawił się Simon z czego się
cieszyłem, natomiast była różnica w jego zachowaniu wczoraj i dzisiaj, jakby
stracił cały swój entuzjazm.
- Mi akurat
ciężko. – Odpowiedziałem, widząc jak Isnt głośno wzdycha.
- Tak samo jak
u Sebastiana. A u ciebie? Chyba jest gorzej niż wczoraj, co? – Zadał mu
pytanie model, kiedy mistrz gry sączył kawę.
- Bardzo to
widać, co? Znowu nie mogłem spać całą noc, to miejsce źle na mnie działa.
Dopytałem jeszcze marionetek czego dokładnie mam się uczyć jako dubler.
- I czego?
- W sumie mam
być jedynie obecny na scenie, a porywacze będą mówić kwestie za mnie. Dublerzy
w tym miejscu nie mają wyznaczonych kwestii, są jedynie pod szybką zamiankę w
ramach wypadku.
- To nie masz w
takim przypadku na co narzekać, równie dobrze możesz mieć te całe
przedstawienie gdzieś. – Odpowiedział mu na to Anton.
- Wolałbym się
jednak czymś zająć, tkwienie w takim miejscu bez niczego do roboty daje się we
znaki, tym bardziej kiedy zabrali mi to cholerne ciało. – A więc był
zdenerwowany z tego powodu? Jeszcze wczoraj reagował inaczej. Simon wyciągnął z
kieszeni jedną kość K6 i rzucił na stół. Rezultatem była 2.
- Po co tym
rzucałeś, jeśli mogę zapytać? – Byłem ciekawy, bo wczoraj kości również
zadecydowały za niego przy wyborze postaci.
- Jeśli stoi
przede mną wybór to rzucam kością aby przeznaczenie zadecydowało za mnie. –
Odpowiedział z pełną powagą na twarzy po czym odszedł od stołu i przyniósł
sobie owsiankę. Rozmowa trwała dalej i czekaliśmy tylko aż Simon skończy jeść
aby zobaczyć czego chcieli od nas w sali teatralnej.
Kiedy postawiliśmy stopę w
przedsionku było już widać, co się wydarzyło. Przeszliśmy dodatkowe kilka
kroków aby tylko być pewnym. Na środku sceny stał gramofon, a przynajmniej to
co z niego zostało. Urządzenie zostało zniszczone aż do śrubek, a blachy metalu
znajdowały się nawet przy siedzeniach.
- Jak myślicie,
co się stało? – Zaczął model, jednak nikt nie był w stanie mu odpowiedzieć.
Co tu się mogło stać? Ktoś od tak przyszedł i zniszczył gramofon licząc, że to
powstrzyma przedstawienie.
- Nie mam
pojęcia, ale jakiś totalny popierdol musiał to zrobić. – Stwierdził Simon
kiedy siadaliśmy koło siebie w pierwszym rzędzie. Wszyscy wypełniliśmy salę
teatralną, zmuszając dopiero przybyłe marionetki do wyjaśnień.
- Witamy was
drodzy aktorzy! Przepraszamy za tak nagłe zebranie, ale musimy powiadomić was i
ogłosić coś ważnego. W nocy ktoś z was wykradł się z pokoju i zniszczył
gramofon prawdy. Osobiście była to według nas śmieszna próba, jednak nie może
pozostać bez konsekwencji. Mamy jeszcze mnóstwo takich samych gramofonów dla
wiadomości tego, kto to zniszczył. Dajemy wam czas do przedstawienia, aby
znaleźć osobę za to odpowiedzialną. Jeśli do tego czasu nikt się nie przyzna,
czeka was kara, a uwierzcie nam, będzie wam dawała nauczkę na przyszłość. –
Zimnym i nieco krzykliwym głosem oznajmiły marionetki, a pytanie z tylnych
rzędów przywiało uśmiechy na ich twarze.
- A wy wiecie
kto to zrobił? Jeśli tak to czemu nie ukażecie tej osoby? – Nie byłem do
końca pewien czyj to był głos.
- Oczywiście,
że wiemy, jednak dajemy sprawcy szansę. Jeśli przyzna się do czasu
przedstawienia, to tylko on zostanie ukarany, natomiast jeśli postanowi się
ukrywać jak tchórz, oberwiecie wszyscy. Dlatego właśnie radzimy wam odszukać tę
osobę bardzo szybko… – Potem nagle zniknęły, zostawiając nas samych sobie.
Wiedziałem, że to kwestia sekund zanim zacznie się burda.
- Ja pierdolę,
nie można naprawdę przeżyć z wami jednego dnia bez jakiegoś gówna, prawda? –
Oburzył się standuper. – Jeśli miałbym strzelać to Julia albo Sunny
rozjebały ten gramofon, one bardzo lubią zwracać na siebie uwagę, prawda?
- Hej, hej,
hej, przystopuj z tym obwinianiem błaźnie, równie dobrze mogłeś to być ty, bo
jesteś taki inny od nas i nie chcesz, żeby wyszło dlaczego! – Zaatakowała
go zwrotnie Sunny.
- Możecie
uspokoić dupy? Wszystko wyjdzie prędzej czy później, takie obwinianie się nie
ma sensu, ale skoro chcecie być nudni i przewidywalni jak dzieci z przedszkola,
to nie będę wam przeszkadzać! – Dorzucił swoje trzy grosze analityk po czym
opuścił salę teatralną.
- A jemu o co
kurwa chodzi? Myślałem, że też chce stąd wyjść ale widzę, że czuje się tutaj
jak w drugim domu. Ty też tak się czujesz Sunny, co? Dużo czasu spędzasz z
panem analitykiem, obstawiam że razem rozjebaliście ten gramofon ,,żeby coś się
działo’’? – Dalej atakował ją Matthew.
- Słuchaj ty
pieprzony…
- ZAMKNĄĆ SIĘ I
SŁUCHAĆ WY NIEROZGARNIĘTE ŻYCIOWO DEBILE! – Kontrolę nad rozmową przejął
Jake stojący na środku sceny. – Możesz mówić, Charles.
- Dzięki Jake.
Tak czy siak, posłuchajcie mnie. Wiem kto to zrobił i zamierzam nakłonić tę
osobę do przyznania się, dlatego możecie odpuścić ten temat. Od razu uprzedzam
pytania, nie byłem to ja. Przygotowujcie się do próby Sebastiana, lepiej na tym
wyjdziecie. – Z pełną powagą wypuścił komunikat Braid, czego się nie
spodziewałem. Z każdym dniem tłumacz zaskakiwał mnie coraz bardziej, nawet nie
wiem czy pozytywnie czy negatywnie. Po tych słowach ludzie zaczęli się
rozchodzić.
- Chodźmy może
do salonu, co? Obstawiam, że dużo ludzi tam pójdzie i będziemy mogli się jakoś
rozerwać po tej pogrążającej wiadomości… – Zaproponował model, a ja
przytaknąłem. Chciałem przeczytać ten gruby plik jaki wcześniej dały mi
marionetki aby mniej więcej pamiętać jak wyglądała ich wersja Romeo i Julii.
Kiedy byliśmy w salonie, każdy
zajmował się czym tak naprawdę chciał. Jake siedział za barem i robił drinki
kiedy ktoś podchodził i o nie pytał, Yukino siedząca niespodziewanie z Thomasem
grała w gry na konsoli, a Casper i Julia oddawali się pokusie grania w rzutki.
Siedziałem z modelem i mistrzem gry na kanapie, zastanawiając się nad tym kto
mógł okazać się winnym w sprawie gramofonu.
- Myślicie, że
Charles naprawdę wie kto to zrobił, czy tylko udaje na potrzeby grupy? –
Zapytał Simon.
- Szczerze
mówiąc, wydaje mi się że kłamał, ale kto go wie, to Charles, on codziennie
zachowuje się inaczej i robi inne rzeczy. – Odpowiedział mu model, a my mu
przytaknęliśmy. Nawet jeśli tłumacz wiedział kto to zrobił, to nadal pozostaje
pytanie jak zamierza przekonać tę osobę do współpracy.
- Nawet jeśli,
to jak zamierza przekonać tę osobę do współpracy? – Zapytałem jednak nikt
nie był w stanie udzielić konkretnej odpowiedzi. Westchnąłem głośno i
podszedłem do barku, gdzie zastałem niespodziewany widok. Barman wyciągał z
kieszeni swoich spodni zamrożone kostki czegoś, co na pierwszy rzut oka mogło
wydawać się lodem, jednak przy bliższym spojrzeniu okazywało się być jakąś
dziwną substancją. Kostki te wrzucał sobie do szklanki, które zalewał potem
wodą.
- Po pierwsze,
możesz mi powiedzieć co to jest? Po drugie, czemu nosisz to w kieszeniach i po
trzecie, dlaczego to właśnie teraz rozmrażasz? – Na te pytania Jake się
szczerze uśmiechnął.
- Słuchaj
Miśku, jest to zamrożona zupa pomidorowa. Czasami lubię sobie takową spożyć,
jednak najpierw trzeba ją troszkę rozmrozić. Jesteś niedźwiedziem, pewnie nie
takie rzeczy jadałeś. – Owszem, jadałem dziwne rzeczy, ale nie aż tak.
Usiadłem na hokerze i przyglądałem się z uwagą na to co robi Saladsky w
międzyczasie czytając ściany tekstu i kwestii jakie wszyscy musieliśmy
zapamiętać.
To był czas na zaczęcie próby.
Pojawili się praktycznie wszyscy oprócz Matthiasa i Habbera. Swoją obecnością
zaszczycili nas nawet dublerzy, jednak Thomas szybko przekonał ich, że nie będą
oni potrzebni, a oni się go posłuchali, opuszczając salę teatralną.
- Dobra
kochani, czas zacząć próbę! Pierwszy akt, scena pierwsza! Wchodzi Casper,
Matthew, Sunny, Charles, Chester i Thomas. – Wywołane osoby poszły na
kulisy się przygotować, a ja razem z nimi. Musiałem zrozumieć jak działa
mechanizm z dekoracjami. Ada poszła ze mną, aby również się przekonać jak
działają znajdujące się przed nami drążki z linami na których zawieszone były
dekoracje. Każdy drążek był pod spodem podpisany nazwą elementu, który został
spuszczany. Te których nie było na scenie, znajdowały się u góry, a prowadziło
do nich rusztowanie po prawej stronie od drążków. Scenę pierwszą rozpoczynali
Tybalt oraz Benwolio czyli Casper i Matthew. Byłem w stanie uwierzyć, że
standuper łyknął trochę swoich kwestii, ale nie byłem przekonany co do
Cartie’a.
- Cóż to?
krzyżujesz oręż z parobkami? Do mnie, Benwolio! pilnuj swego życia. –
Zaczął poważnie Matthew, wyciągając atrapę miecza z pochwy.
- Jeżeli mam ci
pierdolnąć aby w Weronie był spokój, niechaj tak będzie! – Odpowiedział mu
niezgodnie z tekstem Casper, a ja się lekko uśmiechnąłem czując jednocześnie
zawód.
- Z gołym
orężem pokój? Nienawidzę Tego wyrazu, tak jak nienawidzę Wróg Szatana, wszystkich
Montekich i ciebie. Broń się, nikczemny tchórzu. – Znowu zgodnie z tekstem wyrzucił mu Matthew. Po
tym dialogu powinna zacząć się scena walki, ale Casper jeszcze postanowił
dorzucić coś od siebie.
- I kto jest
tutaj tchórzem, oszczany pedałku! En garde! – I w tym momencie rzucił się
na niego z pięściami wypuszczając miecz z rąk. Ta próba zamieniła się w czysty
pokaz improwizacji, nie było sensu prowadzić jej dalej.
- HEJ,
PRZESTAŃCIE! KONIEC PRÓBY! – Krzyknąłem donośnie, a Casper niemalże od razu
przestał bić Tailorwicha. Niespodziewanie podszedł do mnie Thomas.
- Sebastian,
wiesz może czy będzie w tym przedstawieniu scena całowania? – Zapytał mnie
znikąd.
- Owszem, ty
będziesz całował się z Julią. A o co chodzi? – Odparłem widząc jak jego
twarz smutnieje. Niespodziewanie naszą rozmowę usłyszała Mushial, która
postanowiła się do niej włączyć.
- O co chodzi,
Tom? Boisz się kobiet? W końcu może wyjdziesz ze spierdolenia. –
Odpowiedziała z uśmiechem na ustach. Herring nic na to nie powiedział, tylko
zwrócił się do mnie i szepnął:
- Boje się jej
Sebastian. Widziałeś co zrobiła z Alvaro i Chesterem? Ona mi, kurczę, odgryzie
język! – Nie chciałem z niego drwić, ale w środku nie mogłem powstrzymać
się od śmiechu. Poklepałem go tylko po plecach i powiedziałem, żeby się nie
martwił. Pierwsza nasza próba zajęła kilka godzin i była to głównie nauka
kwestii, ponieważ nikt przez noc się do tego nie przyłożył. W pewnym momencie
zajrzeć do nas zdecydowały się we własnej osobie marionetki.
- Widzimy, że
ćwiczycie swoje kwestie! Jesteśmy bardzo zadowoleni z poziomu waszego
zaangażowania! Żeby wam trochę ulżyć, musimy wam powiedzieć że wszystko w tym
kurorcie jest przystosowane do tego, abyście mogli szybciej i efektowniej
zapamiętać tekst. Obiecujemy wam, że jeśli faktycznie się skupicie na pojęciu
go, nie będzie problemu z odegraniem waszych ról podczas samego przedstawienia.
– Oznajmili nasi oprawcy, po czym zniknęli tak samo szybko jak się
pojawili. W sumie mieli trochę racji, naprawdę czułem że tekst wchodzi mi do
głowy w ekspresowym tempie. Po skończonej próbie, razem z Antonem poszliśmy do
restauracji coś przekąsić na obiad.
Usiedliśmy we dwójkę przy stole,
tym razem fujoshi wraz z pisarzem fanfiction dali nam spokój i nawet nie
próbowali podchodzić. Zaskakująco teraz dosiedli się do nas Jake i Casper.
Wszyscy przynieśliśmy sobie coś do zjedzenia ze szwedzkiego stołu, a ja nie
umiałem wyrzucić ze swojej głowy obrazu barmana rozpuszczającego zupy
pomidorowej w szklance.
- Naprawdę nie
rozumiem dlaczego Matthew jest ciągle taki poważny. W sensie, rozumiem w jakiej
sytuacji się znajdujemy, ale ciągłe zamartwianie się nic nam nie da. –
Powiedział Casper bawiąc się widelcem na talerzu.
- Mam tak samo
jak Cartie. Co wy o nim sądzicie? – Zapytał naszą dwójkę barman. Co
sądziłem o standuperze? Tak naprawdę nie znałem go za dobrze, żeby móc ocenić.
Na pewno był nieśmiały, a w grupie takie osoby są średnio przydatne, więc żeby
uzyskać od niego jakąś pomoc najpierw musiałbym go przełamać.
- Jest po
prostu nieśmiały i zestresowany całym przedstawieniem, jak my wszyscy.
Obstawiam, że zazdrości wam dwóm tego jak wyluzowani jesteście. –
Odpowiedział im model.
- Niekoniecznie
nazwałbym się wyluzowanym, bo też czuję się źle w tym miejscu, po prostu
martwię się że kiedy dalej będzie się zachowywał w ten sposób, to coś może się
stać… - Smutnym tonem głosu przeciągnął Casper.
Po jego wypowiedzi podeszła do nas Yukino wraz
z Chesterem, a ja miałem dość. Rzuciłem chłopakom szybkie cześć i udałem się w
stronę swojego pokoju. Słyszałem jak woła za mną model, ale nie miałem ochoty
się wracać. Kiedy jednak doszedłem pod drzwi swojej kwatery zaskoczyła mnie
różowa koperta wystająca spod spodu. Wziąłem ją do ręki i otworzyłem. W środku
czekało na mnie zaproszenie do restauracji o godzinie 21:00 na specjalną
kolację, jednak adresat był anonimowy. Jako, że i tak nie miałem w tym miejscu
nic takiego do roboty to zdecydowałem, że z czystej ciekawości pójdę. Kiedy
otworzyłem drzwi do swojego pokoju, na łóżku czekała na mnie kolejna kartka.
Znów wziąłem ją do ręki i przeczytałem.
- Drogi
Sebastianie, z okazji twojej nadchodzącej, specjalnej kolacji zostawiliśmy ci w
szafie mały podarunek i bylibyśmy niezwykle wdzięczni jeśli chciałbyś go
założyć. Pozdrawiamy~~ Koryfeus i Venice. – Zajrzałem do ogromnej szafy w
której ze sterty tak samo wyglądających ubrań wybijał się czarny smoking z
czerwoną muszką. Spojrzałem na niego i pomyślałem ,,czemu nie’’. Miałem jednak
jeszcze sporo czasu do 21:00 dlatego zamierzałem pouczyć się kwestii innych,
aby następna próba okazała się lepsza.
Eleganckie ubranie leżało na
mnie idealnie, a dodatkowo dorzucili mi specjalny wariant mojej maski z obciętą
dolną połową, której nie zauważyłem wcześniej. Zaczesałem swoje włosy do tyłu i
użyłem dostępnych w łazience perfum. Zamknąłem za sobą drzwi i powoli szedłem
do restauracji. Po drodze w salonie spotkałem analityka.
- A ty gdzie
się wybierasz tak wystrojony? – Zapytał z ciekawością w głosie. Siedział
przy barku i coś sobie popijał.
- Do
restauracji, reszta to nie twój interes. – Odpowiedziałem stanowczo i
ruszyłem dalej. Kiedy otworzyłem drzwi do restauracji, wszędzie było ciemno, a
jedynym źródłem światła były świece zapalone na pojedynczym stole na środku
pomieszczenia. Prowadziła do niego ścieżka z czerwonych płatków róż po której
postanowiłem pójść. Na jej końcu przy stole w białym garniturze siedział Anton,
już bez swojego kapelusza.
- Oh, więc to
ty mnie zaprosiłeś, Sebastian. – Uśmiechnął się do mnie i spłonął
rumieńcem. Nie wiedziałem co mu odpowiedzieć, myślałem że to on mnie zaprosił.
Usiadłem naprzeciwko niego. – Ale się elegancko ubrałeś, muszę przyznać że w
takiej odsłonie jesteś przystojniejszy. – Czułem jak robię się cały
czerwony. Naprawdę nie przeszkadzało mu mówienie takich rzeczy nawet jeśli
wierzył, że homoseksualizm jest zły?
- Dziękuję,
myślałem że to ty mnie zaprosiłeś. Myślisz, że nas spiknęli? – Zapytałem
poprawiając rękawy swojego smokingu.
- Widziałem jak
Yukino i Chester chowają się w kuchni, wydaje mi się że to może być ich
sprawka… - Westchnął. Nawet jeśli to była ich sprawka, to zamierzałem
wykorzystać okazję i świetnie się bawić.
- Zapomnij o
nich, teraz liczymy się tylko my. – Odpowiedziałem, widząc jak niepewny
jest uśmiech modela.
- No i ja
jeszcze! Bon appétit! – Powiedział barman stawiając nam przed twarzami
talerze z zupą pomidorową. Zwróciłem wzrok na Jake’a, również był nieźle
odstawiony, miał na sobie białą koszulę, czarną muchę i czerwony fartuch z
płomieniami. Nie zauważyłem kiedy podjechał do nas z kuchennym wózkiem zakrytym
obrusem. Wróciłem do talerza z zupą. Kiedy na nią spojrzałem, od razu
stwierdziłem że nie chce jej jeść. – Spokojnie Miśku, nie ja ją gotowałem.
- Ciebie też w
to wciągnęli? – Zapytał Anton Jake’a.
- Mhm.
Stwierdziłem jednak, że nie jest to zły pomysł patrząc na waszą dwójkę
gołąbeczków przez cały dzisiejszy dzień. – Odpowiedział, a zaraz potem
dodał. – Życzę smacznego i udanego wieczoru. Zostawiam wam dodatkowo ten
dzwoneczek, kiedy skończycie zadzwońcie nim trzy razy i zabiorę talerze, a
potem przyniosę następne danie. – Barman poszedł sobie do kuchni, a my
zostaliśmy we dwójkę.
- To jak ci
minęło popołudnie? – Zapytałem modela.
- Całkiem
nudno, jeśli miałbym być szczery. Gdzie tak zniknąłeś?
- Miałem dość
tego jak Yukino i Chester na nas patrzą. Naprawdę ta ich ciągła obserwacja
zaczyna działać mi na nerwy.
- A więc też to
zauważyłeś? Jak myślisz, czemu na nas tak bardzo patrzą?
- Mam ci mówić
szczerze? Ale musisz obiecać, że się nie obrazisz z tego powodu. –
Powiedziałem niepewny tego czy powiedzenie mu ma jakikolwiek sens. On nigdy nie
byłby w stanie zobaczyć nas tak jak oni chcieli.
- Za kogo mnie
masz? Zresztą, jak miałbym obrazić się na ciebie? – Zrobiło mi się ciepło
na sercu, że jego szacunek do mnie nie przemijał.
- Widzą nas
jako potencjalną parę. Naprawdę ty
tego nie widzisz? – Anton schował się za serwetką, nic mi nie odpowiedział.
Miałem nadzieję, że go tym nie przestraszyłem. – Anton?
- W-widzę, ale
przecież to niemoralne… Co powiedziałby na to wszystko Bóg? – Zapytał
jąkającym się głosem. Ciężko było mi go rozgryźć. Nie naskoczył na mnie, a
faktycznie zastanowił nad słusznością ich myślenia. Czy to wszystko co mówili
mogło okazać się prawdą. Minęła krótka chwila ciszy po której zjedliśmy
pierwsze danie i zadzwoniliśmy dzwoneczkiem trzy razy. Zaraz potem pojawił się
Jake i zaserwował nam danie drugie.
- Proszę
bardzo, pierś kaczki pieczona w rękawie. Życzę smacznego, gołąbeczki! –
Powiedział uśmiechnięty i wystawił nam język, a następnie udał się do kuchni. O
co mu chodziło?
- Może opowiesz
mi trochę o sobie, co? Jestem bardzo ciekawy skąd pochodzisz i jaka ogólnie
jest twoja historia, Anton. – Zacząłem temat po tej zdecydowanie za długiej
ciszy.
- No cóż.
Urodziłem się w rodzinie, gdzie brakowało ojca. Miałem trzy siostry: Alenę,
Jasnę oraz Otę. Pomimo braku funduszy, naprawdę się nawzajem kochaliśmy. Nasza
matka, Jirina, zaszczepiła w nas szczególny rodzaj wiary w Pana Boga, za co do
teraz jej dziękuję. Pewnego dnia moja matka zachorowała.. – Po tym zdaniu
nastąpiła chwila przerwy..
- Przykro mi…
Musiało być wam naprawdę ciężko bez ojca i z chorą matką..
- I było, ale
wszystko ma swoją przyczynę, prawda? Ostatecznie kiedy chodziłem ulicami Pragi
znalazł mnie mój były agent i zaoferował umowę w której to wychwalał moją urodę
i sprawi, że w przeciągu półtorej roku zrobi ze mnie międzynarodową gwiazdę.
Oczywiście, możesz się domyślić że ją zaakceptowałem. I faktycznie nam się
udało. Zarabiałem mnóstwo pieniędzy, które mogłem przekazywać swojej rodzinie
żyjąc w luksusach Hollywood i Paryża.
- I takie życie
w luksusach ci odpowiadało?
- Właśnie
niekoniecznie. Codziennie dzwoniłem do swoich sióstr i pytałem co z mamą,
naprawdę życie poza Czechami mnie martwiło. Pewnego dnia dostałem sms’a, że
moja matka odeszła. Przez pierwsze kilka tygodni czułem się winny, bo mnie przy
niej nie było. Kiedy jednak przeczytałem jej ostatnią wolę, była ze mnie dumna.
Cieszyła się, że coś osiągnąłem. Mniej więcej mój kontrakt z poprzednim agentem
się skończył, bo ten się zaćpał. Zostałem ostatecznie w Pradze i zaopiekowałem
siostrami. Dlatego właśnie tak bardzo szanuję Boga i nie pozwalam aby ktoś
obrażał go w mojej obecności, bo moja matka go szanowała.
- Jednak czy
twoja matka nie chciała przede wszystkim twojego szczęścia? Jeśli jesteś
nieszczęśliwy przez pewne ograniczenia wiary to nie oznacza, że poniekąd nie
trzymasz się jej woli?
- To nie jest
właśnie takie proste, Sebastian. Nie wiem jak mam się czuć kiedy czuję coś
przeciwnego od tego, co Bóg chciałby żebym czuł
- A skąd wiesz,
co chce abyś czuł? Nikt nie zna jego planu, więc zachowuj się tak jak chcesz
się zachowywać, skoro Bóg i tak o tym wie i jest wszechmogący. –
Odpowiedziałem bardzo spokojnym głosem. Wstałem z krzesła i podszedłem do
niego, a następnie objąłem.
- C-co ty
robisz? – Zapytał mnie cały oblany rumieńcem i skołowany. Spojrzałem mu przez
maskę prosto w oczy, skupiając się na nich. Schyliłem swoją głową nad jego
uchem.
- Zadowalam
publikę. – Odpowiedziałem szeptem i zasłoniłem nas ręką, udając że się
całujemy. Słyszałem jak Chester i Yukino piszczą z ekscytacji w kuchni. Miałem nadzieję,
że to da nam trochę swobody.
- Dobra, teraz
rozumiem… – Powiedział i kontynuowaliśmy fałszywy pocałunek dalej, aż w
końcu z kuchni wyszedł barman i poklepał nas po plecach.
- Świetna
robota panowie, a teraz możecie wyjść zanim oni wyjdą ze stanu ekstazy. –
Rzucił na odchodne Jake zadowolony z siebie, kiedy odwrócił się do nas plecami,
pokazały nam się bokserki barmana. Nie mam pojęcia czemu, ale Saladsky
postanowił nie ubierać spodni, a swoją bieliznę, w arbuzy, ukrywał pod
fartuchem. Trochę skonfundowani, poszliśmy w jego ślady i wyszliśmy z
restauracji. Razem z Antonem dotrzymywaliśmy sobie kroku idąc do swoich pokoi.
Kiedy byliśmy już na pierwszym piętrze, model niespodziewanie mnie przytulił a
ja odwzajemniłem uścisk.
- Fajnie się
bawiłem, Miśku. Powtórzmy to kiedyś… – Powiedział mi z uśmiechem na ustach,
a ja dopiero teraz zauważyłem jak bardzo ignorowałem jego uroczy styl bycia.
- Na pewno
powtórzymy, dobranoc An. – Pozwoliłem sobie skrócić jego imię, a on nie
zareagował na to negatywnie. Resztę nocy spędziłem na myśleniu o nim i o tym co
możemy razem tutaj osiągnąć. Może Yukino miała rację?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz