Zamknąłem swój pokój najciszej jak tylko byłem w stanie. Cały kurort
spowijała doskonała cisza, a ja nie zamierzałem jej zaburzać. Pierwsze co
zrobiłem to zdjąłem maskę i położyłem ją na stoliku nocnym. Za każdym razem
kiedy na nią patrzyłem, zastanawiałem się co kierowało tym wyborem. Czy to była
jakaś forma drwiny ze strony porywaczy? Z kieszeni płaszcza wyciągnąłem kawałek
tkaniny, który położyłem w szafie. Miał bardzo ostry i charakterystyczny
zapach, który bez problemu poznawałem. Chwilę potem zadecydowałem pójść do
łazienki i rozebrać się do bokserek. Kiedy stawałem w lustrze, zawsze dzieliło
mnie ono na pół. Na jedną część, która pragnie roztrzaskać je w drobny mak oraz
drugą, napędzaną chęcią przylgnięcia do niego i nie oddawania nikomu. Od kiedy
zamknęli mnie w tym kurorcie zacząłem to na powrót robić, czego nienawidziłem.
Walczyłem z tym na każdym kroku, tylko po to aby w jednym momencie się potknąć,
jednak dopóki się stąd nie wydostanę nadal będę walczyć. Będę walczyć, choćby
była to walka z wiatrakami.
*
*
Czułem jak powieki lgną do moich
piekących oczu. Nie spałem dużo, a nawet zdecydowanie za mało. Ochota do
wstania uciekała ze mnie z sekundy na sekundę. Wiedząc, że po raz kolejny cały
dzień spędzę z Yukino byłem zmieszany. Naprawdę nie przeszkadzała mi jej
obecność, a nawet razem udało nam się połączyć Sebastiana i Antona, jednak ona nie
wystarczała. Potrzebowałem kontaktu z innymi, a najbardziej zależało mi na
dziennikarce. Znałem ją już przed porwaniem, sławna na cały Nowy Jork wydała
gang samochodowy i pnie się na korupcji lokalnych mediów. Byłem ciekawy, czy
słyszała legendę o Widmo, a jeśli tak to co o niej myślała. Ostatecznie
skupiając całą swoją siłę i chęci podniosłem się z łóżka aby umyć zęby, wziąć
prysznic i założyć nową maskę wraz z ubraniem. Przez wszystkie dni pobytu tutaj
nie rozumiałem, dlaczego ściany mojego pokoju wraz z sufitem i podłogą są całe
czerwone. Po 10 minutach byłem gotowy do wyjścia. Delikatnie przymknąłem drzwi
i zamknąłem następnie na klucz. Rozejrzałem się na boki aby sprawdzić, czy ktoś
znajduje się na korytarzu jednak nikogo nie zastałem. Nie wiem czemu, ale
trochę ciężaru spadło mi z serca. Nie chciałem zaczynać dnia od tego, aby
wkurwiać ludzi swoim byciem ,,protagonistą’’, jednak czułem też że ta grupa
potrzebuje błazna, a mi pasowała rola takowego, a przynajmniej jedna z moich
połówek tak myślała. Druga pragnęła mówić to bez żadnego ukrytego znaczenia,
pragnęła poczuć się ważna. Przeszedłem kilka kroków tylko po to aby po chwili
znaleźć się w salonie, a stali tam Matthew oraz Alvaro. Podbiegłem do nich.
- Cześć
chłopaki, jak wam minął wieczór? – Zapytałem z szerokim uśmiechem na
twarzy. Z tej dwójki bardziej interesował mnie Matthew, a przynajmniej jego
nazwisko które wcześniej słyszałem. Niemniej jednak ciekawił mnie Alvaro, bo z
filmami spod jego ręki się nie spotkałem.
- Siemasz
protagonisto! Aż dziwne, że od tego słowa nie zacząłeś rozmowy. –
Odpowiedział mi Alvaro. ,,Już sobie wyrobiłem opinię, co?’’ – Zastanowiła się
połowa drwiąca z drugiej.
- D-dzień
dobry, Chester. Myślę, że całkiem dobrze, większość czasu spędziłem na nauce
tekstu. A co tam u ciebie? – Z uśmiechu Tailorwicha nie czułem niczego
oprócz faktycznego, szczątkowego optymizmu, zaczynał się przekonywać?
- Właśnie ja
też się głównie uczyłem, dziwnie szybko wchodzi do głowy, co nie? Co do bycia
protagonistą, to aż tak bardzo za tym tęsknisz Alvaro? – Rzuciłem z
przekąsem. Stwierdziłem, że to ten dzień kiedy skupiam się na innych, a nie na
siłę próbuje udobruchać swoje wygłodniałe ego. Jeszcze miałem na to czas.
- Wyrabiasz się
młody! No i Matthew, zapomniałeś dodać że jeszcze sobie sms’kowaliśmy. –
Dodał od siebie Cup, a standuper uderzył go w ramię. W odpowiedzi lekko się
zaśmiałem.
- Nie uznawałem
tego za warte do wspomnienia, to tyle. Przyczepiłeś się do mnie jak Anton do
Sebastiana, a uwierz że ja tak swojego dupska ci nigdy nie oddam. –
Zachowywał się coraz to odważniej w stosunku do reżysera, co mnie cieszyło.
- Nawet o niej
nie wspominałem, ale skoro zacząłeś… Ale zmieniając temat z tego który
powinniśmy obgadywać we dwójkę, może pójdziemy na śniadanie? Tam możemy pogadać
więcej. – Zaproponował Alvaro, jednak musiałem się upewnić.
- Swoją drogą
Alvaro, jaką masz pewność że jesteś starszy? Ile masz lat? – Zapytałem z
zaciekawieniem reżysera.
- Trzy latka,
trzy i pół. Tak naprawdę to w sumie 18, a ty? – Odparł.
- 25,
młodziaku. Nawet nie waż się wspominać jaki to stary jesteś przy mnie! –
Parsknąłem, jednak zaraz potem się uśmiechnąłem. W przyjaznej atmosferze
przeszliśmy do restauracji, gdzie na oko znajdowali się już wszyscy. Kątem oka
widziałem jak macha do mnie Yukino, jednak nie miałem dzisiaj ochoty z nią
siedzieć. Kiedy patrzyłem teraz na te stoły, przypominałem sobie ile zajęło ich
wczorajsze ustawianie i przywracanie do normalności. Zauważyłem, że Anton i
Sebastian siedzą koło siebie co mnie bardzo ucieszyło. Uwielbiałem pomagać
ludziom, którzy mieli problemy z wyznawaniem swoich uczuć, a dodatkowo pomogłem
przy tym też Cambell. Usiedliśmy przy stole obok którego siedział już Cartie.
- Cześć wam!
Jak tam idzie nauka scenariusza? – Nie wiedziałem jaka była sytuacja między
nim a Matthew przez wzgląd na wczorajszą próbę, ale gdzieś w głębi poczułem, że
Casper poruszył wrażliwy temat.
- Idzie mi
zajebiście, mam nadzieję że tobie również, bo inaczej nie zamierzam pracować z
kimś o charakterze gnojka. – Odpowiedział sfrustrowany standuper, na co
Cartie posmutniał.
- Hej, Matthew…
- Nie! Nie,
wszystko w porządku. Przepraszam Matthew, okej? Wiem, że zachowałem się jak
totalny idiota, ale próbowałem jakoś wybrnąć no i mi się to nie udało. Naprawdę
podziwiam to, że w jeden dzień nauczyłeś się takiej partii tekstu. Nie będę wam
już zawracać głowy, na następnej próbie pokażę że umiem to zrobić! – Z
lekkim uśmiechem na twarzy Casper odszedł, jednak w tym uśmiechu czuć było ból.
Aż tak bardzo przejmował się swoim wizerunkiem wśród grupy nieznajomych?
- C-cartie,
poczekaj..! – Błagalny niemalże głos standupera do niego nie doszedł. –
Kurwa, to nie tak…
- Myślę, że
byłeś trochę za ostry. Wiem, że wczoraj nie pokazał się z najlepszej strony,
ale warto każdemu dać drugą szansę, zwłaszcza że nie zdążyliśmy się poznać. –
Pouczył Alvaro Tailorwicha.
- Wiem, że
byłem. Nie chciałem, żeby tak wyszło, ale nie cofnę czasu. Najwięcej co jestem
w stanie teraz zrobić, to o tym zapomnieć i spróbować zagrać z nim od nowa… -
Po tych wyrzuconych z siebie przez Matthew słowach usłyszeliśmy pukanie w
kieliszek. Szukałem wzrokiem stojącej na krześle Julii albo rozbitego szkła
przez Sebastiana, jednak ku naszemu zaskoczeniu dźwięk wydawała szklanka Sunny.
- Słuchajcie wszyscy! Myślę, że dzisiaj powinniśmy zrobić drugą próbę,
już bardziej konkretną. Z tego co się orientowałam, Taylor wyszył dla nas
przebrania, a scenografia wraz z wszystkimi rekwizytami jest przygotowana.
Jeśli się zgodzicie to próba wystartuje o godzinie 10:00.
- Mam rozumieć,
że ty chcesz być operatorką próby, tak? Masz w ogóle rozpiski kwestii
wszystkich i zaczęłaś je zapamiętywać? Myślę, że jeśli odpowiedź na te pytania
brzmi ,,nie’’ to ja powinienem zajmować się próbami. – Oburzył się na
komunikat Sunny Sebastian, co mnie nie zdziwiło. Większość, jak nie wszyscy,
przekonali się o jego żądzy władzy, jednak nikt mu nie ulegał.
- Nie, nie chcę
być, Sebastian. Moim zamierzeniem było was tylko poinformować, dalej bardzo
chętnie oddam ci rolę operatora. – Odpowiedziała z lekkim uśmiechem na
ustach, fałszywym uśmiechem. Niedźwiedź prychnął i z powrotem zajął miejsce
przy stole obok modela.
- Widzisz,
nawet dzisiaj będziesz mieć okazję. – Odpowiedział Alvaro standuperowi po
tym jak przerwała mu Sunny.
- To dobrze.
Mam nadzieję, że tak przynajmniej będę mógł mu się ,,odwdzięczyć’’ za
przeprosiny… - Odetchnął z ulgą Matthew. Nie pomyślałbym, że on w jakiś
sposób mógłby się komukolwiek odwdzięczać. Powoli kończyliśmy śniadanie, a ja w
sumie nie miałem planów na dzisiejszy dzień. Nie czułem potrzeby uczenia się
dalej scenariusza, bo pamiętałem go praktycznie doskonale. W mojej głowie
zaczęła tworzyć się wizja, mapa myśli, obraz wszystkich zebranych aktorów. Kogo
miałem ochotę dzisiaj poznać? Na pewno na prowadzenie wysuwała się Sunny…
- Hej
protagonisto, masz ochotę może na jakiś krótki trening ze mną i Matthiasem na
sali sportowej? Ostatnio mówiłeś, że chciałbyś się stać silniejszy, a w sumie
mogę ci w tym pomóc! – Nie wiadomo skąd podbił do mnie bokser. Po tej jego
sentencji rozpoczęła się kolejna bitwa. Ujarzmione do tej pory pragnienie
narcyzmu powoli wchodziło do mojej głowy. Tak bardzo gryzłem się w język, aby
nie powiedzieć słowa na ,,P’’, jednak po raz kolejny wiatraki wiały za mocno.
- Jako
protagonista tej historii zwanej ,,Szczypta perfekcji’’ jestem zmuszony przyjąć
twoją propozycję, jednak odpowiedz na moje dwa pytania. Co tutaj robi Matthias
i dlaczego tak wygląda? – Spojrzałem na szczęściarza, który teraz na
szczęśliwego nie wyglądał. Miał ogromne worki pod jego zaczerwionymi oczami, a
cera była praktycznie że biała.
- Zaciągnął
mnie tu…
- Nie prawda!
Tak czy siak, chciałbym aby Matthias też trochę z nami poćwiczył i odskoczył od
ciągłego zamartwiania się i użalania nad sobą. – Co dotknęło Waila? Jeszcze kilka dni wcześniej
był fontanną tryskającą życiem, teraz ta fontanna wydawała się być pusta. Był
kompletnym przeciwieństwem tego, co działo się z Matthew.
- Chester,
czemu mnie wcześniej zignorowałeś? Machałam do ciebie! Coś się stało? –
Znikąd do naszej rozmowy dołączyła Yukino, a ja byłem zmieszany. Fujoshi
skupiała cały swój wolny czas na obserwacji innych i wypatrywaniu chemii między
niektórymi ludźmi. Nie przeszkadzało mi to, wręcz przeciwnie, nie uznawałem
czasu spędzonego w ten sposób za stracony, jednak pragnąłem też czasami skupić
się na sobie albo na kimś z mojego wyboru. Związki i relacje w życiu to nie
wszystko, pikantne szczególiki czyjegoś życia potrafią dostarczyć ogromnej
ilości energii do dalszej pracy równie dobrze.
- Przepraszam…
Po prostu rozmawiałem z Alvaro i Matthew, nie chciałem ich tak po prostu
zostawiać i pójść do ciebie..
- Spokojnie,
rozumiem! Po prostu było mi przykro, mogłeś chociaż odmachać. Swoją drogą, masz
jakieś plany? – Zapytała, a mój wzrok poleciał w stronę boksera i
szczęściarza.
- W sumie to
mam… Habber i Matthias zaprosili mnie na wspólny trening. – Odpowiedziałem
lekko się uśmiechając. Wiedziałem, że nie będzie mieć mi za złe tego że dzisiaj
z nią nie pójdę.
- Och… W takim
razie życzę wam miłej zabawy! Zobaczymy się później. – Oznajmiła zmieniając
swoją mimikę raz w rozczarowaną, a zaraz potem w półuśmiech. Po chwili poszła w
stronę salonu.
- Na pewno nie
chcesz iść z nią? Nie będziemy ciebie przynajmniej zmuszać. – Ostatnie
słowa zaakcentował Matthias odwracając głowę w stronę Habbera.
- Na pewno nie
chcę. Dzisiaj jako protagonista muszę poczynić postępy w budowaniu swojej siły.
– Odpowiedziałem radośnie, a my ruszyliśmy w stronę sali sportowej.
Bokser się nie patyczkował.
Wczoraj przez większość dnia go nie widziałem, ale teraz przed moimi oczami
ukazały się efekty jego pracy. Na całej sali sportowej Goeson porozstawiał
sprzęt do ćwiczeń – różne podnośniki, bieżnie, ciężary o zróżnicowanych masach
i tym podobne. Ciężko stawiały się kroki tak aby się o coś nie potknąć.
- I jak wam się
podoba moje królestwo? Byłem skopany wczoraj wieczorem jak nie wiem, ale myślę
osobiście, że było warto. – Szedł dumnie z klatką piersiową wypiętą do
przodu i prowadził nas do szatni.
- Robiłeś to
wczoraj praktycznie cały dzień? Nie uczyłeś się swojego scenariusza? –
Zapytałem niepewny. Było to poniekąd dobre zajęcie, wysiłek fizyczny pewnie
pozwolił mu zapomnieć o sprawie zepsutego gramofonu. Ciągle w mojej głowie
pojawiały się te myśli, jednak je odrzucałem. Bo jak niby mam się dowiedzieć
kto go zepsuł? Charles to podobno wiedział, nie ufałem mu. Mieliśmy w tej
grupie tylu aspirantów na liderów, pragnąłem wierzyć że któryś z nich znalazł
już albo znajdzie tę osobę. Miałem taką nadzieję.
- Wieczorem, do
spania, czytałem go wiele razy i myślę że jestem w stanie go powiedzieć. –
Rzucił kiedy powoli wchodziliśmy do magazynu. – Poprosiłem wczoraj
marionetki o to aby zapewniły nam stroje sportowe.
- Nie uważacie,
że to dziwne prosić swoich porywaczy o przysługę? To praktycznie syndrom
sztokholmski. – Wypowiedział w odpowiedzi Wail. Poniekąd miał rację. Sam od
nich nic nie chciałem i w przyszłości nie miało się to zmienić. To przez nie
wróciłem do tego stanu rozproszenia.
- Skoro
jesteśmy zmuszeni i tak tutaj siedzieć to wolałem jakoś aktywniej spędzić czas,
nie czuję żebym je kochał.. – Otworzył niebieskie drzwi do pomieszczenia,
które pachniało niczym gotowane na parze warzywa. Postanowiłem nie zwracać
uwagi na ten dziwny zapach i wziąłem jeden z zestawów białej podkoszulki i
granatowych, krótkich spodenek. Schowałem się do rogu i zacząłem powoli się
rozbierać. Niekoniecznie przepadałem za publicznymi szatniami, często w nich z
powodu swojego ciała zdarzało mi się obrywać i chociaż przy Matthiasie i
Habberze czułem się bezpieczniej, to odruch pozostał.
- Jezu! Co się
stało? – Usłyszałem za sobą donośny i zdziwiony głos boksera. Odwróciłem
się aby spojrzeć o co mogło chodzić, a moje oczy się rozszerzyły. Plecy
szczęściarza całe pokryte były bliznami i kontrastującymi z nimi świeżymi
ranami. Co mu się mogło stać? Czy on nie miał być perfekcyjnym szczęściarzem?
- Nic się nie
stało, naprawdę nie powinniście zwracać na to uwagi. – Rzucił, próbując
wyminąć pytanie. Założył na siebie śnieżnobiałą koszulkę i mając już na sobie
wcześniej założone granatowe spodenki próbował wyjść z szatni. Zanim to się
stało, drzwi zablokował bokser.
- Coś się stało
i będziemy zwracać na to uwagę. Możesz nam powiedzieć, Matthias. Dlaczego nagle
straciłeś tyle energii? Zrobi ci się lżej… - Ton głosu boksera powoli
łagodniał, a ten powoli puszczał ramiona Waila które wcześniej trzymał. Na
twarzy szczęściarza widniał nijaki grymas, a on sam stał w ciszy. Kiedy Habber
go ostatecznie puścił, ten osunął się na podłogę w bezładzie.
- Ja to
zrobiłem. Ja sobie to zrobiłem, a jak myśleliście? Jestem szczęściarzem, co
nie? Tss.. Gówno prawda. – Jego głos był mieszanką złości i smutku. Był
bardzo wysoki i dawał wrażenie, że w każdej chwili może się złamać.
- Nie jesteś
szczęśliwy? To dlaczego cię tak nazwali? – Zapytałem ciekawy jego
odpowiedzi. Jak to możliwe, że osoba o ,,perfekcyjnym’’ szczęściu czuła się w
taki sposób?
- Widzisz, to
zależy jak na to patrzysz. Pod pewnym względem jestem szczęśliwy, ale nie
mentalnie. Gdybym miał to wytłumaczyć prostymi słowami, to wyobraź sobie że
każdy z nas ma chociaż odrobinę szczęścia, jednak moje jest inne. Moje
szczęście wchłania szczęście innych osób i zostawia ich na zero, dlatego w moim
otoczeniu jest dużo wypadków, które nie dotyczą mnie. Pojebane, prawda? –
Nie wiedziałem jak na to odpowiedzieć i bokser najprawdopodobniej też. Kto mógł
się spodziewać, że to właśnie na takiej zasadzie polegało?
- To nadal nie
tłumaczy dlaczego każesz siebie w ten sposób, przecież nie masz na to wpływu! –
Oburzył się Habber, jednak ja wiedziałem co czuje Matthias. Też nieraz
nieświadomie karałem siebie za to czego nie zrobiłem. Człowiek po czymś takim
czuje się tak naprawdę lepiej.
- Mam na to
chociaż troszkę wpływu! Wystarczy odizolować się od innych ludzi i nie zawracać
im dupy.
- Teraz idziemy
ćwiczyć, nieważne co mi powiesz! To nie zdrowo tak się izolować, bez żadnych
wymówek! – Troskliwie, jednak głośno oznajmił bokser, a następnie dwójka
wyszła z szatni zapominając o mnie. Szybko dokończyłem się przebierać i
poszedłem do nich.
Matthias i Habber biegali koło
siebie na bieżniach, bokser robił to bardzo szybko, a bieg szczęściarza ledwo
można było nazwać biegiem. Zbliżyłem się do nich i zająłem wolną bieżnię obok
Goesona, który teraz skończył i przyszedł mnie poinstruować.
- Tutaj masz
trzy przyciski, tym włańczasz i wyłańczasz bieżnię, a tymi dwoma podkręcasz jej
szybkość. Kiedy będziesz chciał skończyć to ją powoli zwalniaj i kiedy będzie
na jedynce to ją całkowicie wyłącz. Wszystko zrozumiałe? – Podstawowy błąd
który popełnił bardzo zabolał mnie w uszy.
- Włączasz i
wyłączasz. Tak, myślę że zrozumiałem. – Odpowiedziałem pozytywnie, a wyraz
jego twarzy mówił, że niekoniecznie zauważył swój błąd. Przewróciłem oczami i
westchnąłem, a następnie dłużej nie czekając wstąpiłem na bieżnię. Uznałem, że
poziom trzeci będzie dla mojego ciała idealny, więc kliknąłem dwa razy przycisk
i coraz to szybciej ruszałem nogami.
- No widzisz,
pięknie ci idzie! Podczas normalnego treningu nie powinno się rozmawiać, ale
sama w sobie sytuacja nie jest normalna, także przymknę oko na tę zasadę. Mogę
zapytać o co w ogóle ci chodzi z tym byciem protagonistą, jeśli się nie
obrazisz? – Tym pytaniem mnie zagiął. Nie mogłem sobie pozwolić na
powiedzenie mu, bo to wszystko zadziałałoby na moją niekorzyść. Nikt nie mówi o
tym głośno, ale pod tymi pozorami dobrych ludzi kryją się potwory, a ja jestem
jednym z przykładów. Zasady pobytu tutaj są powszechnie dostępne, a żeby wyjść
trzeba tylko zabić. Mój umysł był spaczony przez wiele okropieństw, ale zawsze
unikałem rozlewu krwi. W tym kurorcie kluczem jest dawkowanie informacji i
dobieranie sobie odpowiednich osób. Przykro było mi o tym myśleć, ale ci
pozytywni zawsze okazywali się mordercami. Nie mogłem mu zaufać, nie dopóki
czymś się nie wyróżni.
- Po prostu
jestem protagonistą. Z całych swoich sił staram się pomóc wam stąd wydostać,
ale to nie wszystko. Stawiam na swój rozwój osobisty poprzez pozyskaną od was
wiedzę. – To było wszystko na co mogłem wpaść.
- Meh… Czyli
jednak nie odpowiesz, a łudziłem się że coś z ciebie wyciągnę…
- Dobrze
zrobiłeś, Chester. Widzę, że przynajmniej ty rozumiesz założenie tego kurortu. –
Usłyszałem chwalący mnie głos Waila. Czy on też zdał sobie sprawę z tego, że to
wszystko jest tylko jedną, wielką grą kłamstw? Czy to mogło na niego aż tak
bardzo wpłynąć?
- Założenie
tego kurortu? O czym ty mówisz? – Zapytał zmieszany bokser. Udawał czy
faktycznie nie wiedział? Zresztą, nie dziwiłem się że nie chciał o tym mówić.
Nikt tego nie chciał. Spędziliśmy czas na ćwiczeniach do godziny 9:30 aby mieć
pół godziny na ogarnięcie się do próby.
- Możemy przebrać się w
swoich pokojach? Zgaduję, że żaden z was nie chce widzieć znowu moich pleców,
dlatego pójdę wam, jak i sobie, na rękę. – Zaproponował Matthias, a ja i
bokser, chociaż nie chętnie, to przystaliśmy na propozycję. Mięśnie bolały mnie
niemiłosiernie od podciągania ciężarów i biegania, ale był to dobry ból, nie
pamiętałem kiedy tak bardzo się spociłem. Nawet Wail pomimo początkowej
niechęci zaangażował się do wspólnego wysiłku fizycznego. Weszliśmy schodami na
pierwsze piętro gdzie umieszczono nasze pokoje i odprowadziliśmy boksera,
mieszkającego skrajnie na lewo. Pokój mój jak i szczęściarza znajdował się
całkiem blisko siebie nawzajem.
- Co o nim
sądzisz? Myślisz, że udaje tylko takiego dobrego? – Rozmowę znikąd zaczął
Matthias.
- Pytanie kto
tego nie robi. Czy to ta momentalna realizacja sprawiła, że tak mentalnie
upadłeś?
-
Niekoniecznie. Jedyne co ci mogę powiedzieć to to, że mój stan mentalny był
spierdolony już nawet przed pojawieniem się w tym kurorcie. Jeśli mogę zapytać,
w co ty grasz, Chester? Oczywiście wiesz o co chodzi…
- Gram w grę,
taką samą jak my wszyscy.
- Dokładniej.
Nie znam twojego planu, ale radziłbym ci przestać z tym protagonistą, bo to co
powiedział wtedy, na sali sportowej, do ciebie Charles stanie się prawdą.
Protagoniści mogą się zmieniać, a ty nie jesteś nieśmiertelny, więc radzę ci na
siebie uważać jeśli chcesz dotrwać do przedstawienia.
- Jeśli już
siebie nawzajem pouczamy i dajemy sobie rady to czemu ty zachowujesz się w ten
sposób? Wiesz, że osoba niedziałająca z grupą staje się łatwym celem, prawda?
Radzę ci wrócić do stanu sprzed kilku dni i znowu stać się pozytywnym
promieniem słoneczka, bo długo nie pociągniesz. – Odrzuciłem, na co ten
parsknął i uśmiechnął się.
- Nie znasz
mnie ani trochę, Rooker. Poradzę sobie w taki czy inny sposób, ty jednak nie
masz tego co ja. To nie ma na celu przechwalania się, po prostu stwierdzam
fakt. Umrzesz szybko, jeśli będziesz się tak zachowywać. – Rzucił i bez ani
jednego słowa więcej położył dłoń na klamce drzwi od swojego pokoju po czym do
niego wszedł. ,,Tss… Bo ty mnie niby znasz, Wail’’ – pomyślałem, wchodząc do
pokoju i zamykając drzwi za sobą.
Rozebrałem się z przepoconych,
sportowych ciuchów i udałem do łazienki. Kompletnie nago patrzyłem na swoje
nieułożone, brązowe włosy, ciemnoczerwone oczy i delikatną cerę. Dlaczego nie
mogłem być taki jak bokser, jeśli byłem stworzony do tak niebezpiecznego stylu
życia? Położyłem dłonie na lustrze, opierając się. Wiedziałem, że Matthias miał
po części rację, jednak nazywanie siebie protagonistą było tylko małą częścią
mojej strony barykady. Oprócz tego zbierałem informacje na temat innych, tych
bardziej lub mniej niebezpiecznych. Miałem swoją głowę na karku przez cały ten
czas. Z przemyśleń wyrwało mnie ciepło, które niespodziewanie pojawiło się na
moich dłoniach. Spojrzałem na nie, aby odkryć że są całe we krwi.
- Gramofon,
gramofon, gramofon, gramofon! Musisz się dowiedzieć, Chester! Tylko ty możesz
to zrobić, a Charles kłamie. Kłamie. Łże. – Mój własny głos w głowie nie
pozwalał mi o nim zapomnieć. Jedna połowa dominowała drugą. Nienawidziłem tego
miejsca tak, cholernie, bardzo. Zagubiony w swoich myślach sięgnąłem do
naściennej apteczki po bandaże, aby opatrzyć swoje dłonie. Zrobiłem to szybko i
skutecznie, miałem w tym doświadczenie… Spojrzałem na zegarek w telefonie,
który leżał na zlewie i zdałem sprawę jak mało czasu zostało. Szybki prysznic i
nowe ciuchy były podstawą po której usłyszałem pukanie do drzwi.
- Hej, idziemy
razem na próbę? Fajnie by było jakbyś mi opowiedział jak ci się podobał
trening! – Uśmiechnięta od ucha do ucha Yukino znalazła się pod moimi
drzwiami. Nie chciałem być dla niej niemiły, więc skorzystałem z propozycji.
- Jezu, co ci się stało w dłonie! Wszystko w porządku?
- Jezu, co ci się stało w dłonie! Wszystko w porządku?
- Tak, po prostu o tym nie rozmawiajmy, okej?W sumie było
bardzo fajnie, tylko szkoda że Matthias nie chciał się za bardzo na początku
bawić. – Zacząłem.
- Właśnie
zauważyłam, że Wail ostatnio wydaje się być przygnębiony. Rozmawiałeś z nim o
tym?
-
Rozmawialiśmy, ale praktycznie niczego się nie dowiedzieliśmy. Mówił, że to
kwestia jego szczęścia.
- Kwestia jego
szczęścia? A to czasem dzięki niemu nie powinien być radosny? Nie każdy dostaje
miano perfekcyjnego szczęściarza.
- Znaczy,
tłumaczył że jego szczęście nie odpowiada szczęściu mentalnemu, a on sam
krzywdzi przez nie innych ludzi. Nie do końca rozumiałem, ale nie chciałem na
niego naciskać. – To wszystko co zamierzałem jej powiedzieć. Całą naszą
rozmowę na temat ,,gry’’ postanowiłem zachować dla siebie. Mimo wszystko, nie
jesteśmy przyjaciółmi. Praktycznie się nie znamy. Po kilkunastu minutach
zebraliśmy się w sali teatralnej, gdzie powoli dochodziły różne osoby.
Szczęściarz rozmawiał gdzieś na boku z Adą, Casper i Matthew przebrani w
szlacheckie szaty, ćwiczyli scenę pojedynku na sztuczne szpady, Thomas coś
kombinował na kulisach. Zdecydowałem się podejść wraz z Yukino do improwizatora
i zapytać co kombinuje.
- Siemasz Thomas, co tam tak majstrujesz przy tych wajchach? Nie grasz
czasem głównej postaci? – Zapytała Cambell.
- Siemka, w
sumie to prawda, gram Romeo, jednak stwierdziłem że ułatwię robotę
niedźwiedziowi i kominiarce i spróbuję jakoś zautomatyzować tę dźwignię. –
Mimo, że za bardzo nie wyróżniał się z grupy to w takim momencie udowadniał
swoją wartość.
- Oh, umiesz
robić takie rzeczy? To nadal zalicza się do improwizacji? – Dopytywała
zaciekawiona Yukino.
- Niekoniecznie
do improwizacji, ale lubię też majsterkować. Bez odrobiny kreatywności, życia
nie można nazwać życiem, co nie? Zobaczycie, już za chwilę ta dźwignia będzie
zapierdalać jak nakręcany samochodzik! – Po tych słowach kliknął
zamontowany przez niego wcześniej przycisk, a zaraz potem od strony sceny
słyszeliśmy głośny huk. Zwróciłem wzrok na mimikę Thomasa, który teraz stał w
bezruchu z otworzoną w uśmiechu buzią, jakby wiedział że zrobił coś złego i
czekał, aż ktoś przyjdzie go za to ochrzanić.
- Kurwa mać!
Kto się bawi tam tymi dźwigniami? Prawie mnie zabiłeś! – Słyszeliśmy ze
sceny oburzony głos Julii, a w międzyczasie Herring nie mógł przestać się śmiać.
- Widzicie?
Może nie zadziałało jak chciałem, ale przynajmniej ludzie trochę odżyli.
Kreatywność górą! – Krzyknął z wyciągniętą w górze ręką uciekając do
przebieralni. Musiałem przyznać, że po tym wydarzeniu wydawał się o wiele
ciekawszy w moich oczach.
- Jest całkiem
uroczy. – Stwierdziła Yukino chichocząc. – Może powinniśmy sprawdzić jak
tam na scenie?
- Jasne. –
Odrzuciłem i pośpiesznym krokiem ruszyliśmy w stronę kurtyny, którą
odsłoniliśmy. Pierwsze co rzucało się w oczy to roztrzaskana na milion kawałków
makieta księżyca i stojąca obok niej Julia, Ada i Sebastian. Zauważyli nas.
- Możecie nam
powiedzieć, co się do cholery stało? Które z was się bawiło dźwignią? –
Niespodziewanie oburzył się niedźwiedź. Byłem ciekawy co teraz będzie, kiedy
makieta została zniszczona. Odwołają przedstawienie czy każą nam grać bez niej?
- To nie oni
tylko ja. Chciałem wam pomóc no i ostatecznie spaprałem robotę, ale następna
makieta zadziała, przysięgam! – Zza naszych pleców wyszedł Thomas, który z
entuzjazmem już chciał wracać do dźwigni.
- NIE! –
Rzuciła cała nasza pozostała piątka, na co ten stanął w miejscu. – Proszę,
zostaw te makiety… Chcemy mieć chociaż kilka, żeby przeprowadzić z nimi
próbę.. – Wytłumaczyła mu Ada.
- W porządku. W
takim razie, idę się ostatecznie przebrać i możemy zaczynać. – Oznajmił z
półuśmiechem znikając z naszego pola widzenia. Moja uwaga przeszła teraz na
elegancko ubraną Sunny, której suknia idealnie podkreślała kształty. Żałowałem,
że to nie ja dostałem rolę jej męża. Na widowni siedział zaczytany w jakąś
ogromną księgę Simon, a obok niego Matthias. Jake wraz z Alvaro zajmowali
miejsca na rusztowaniu u góry sceny, gdzie znajdowały się reflektory wraz z
konsoletą. Zapatrzyłem się, a ktoś klepnął mnie w ramię.
- Chester,
chodźmy się przebrać, nie każmy im czekać! – Yukino wzięła moją dłoń i
przeciągnęła do przebieralni. Kiedy do niej weszliśmy, Taylor stał obok
wieszaków na których zawieszone były nasze świeżutkie przebrania.
- Wyszły one
wczoraj z pod mojej ręki, dlatego jeśli napotkalibyście jakiś problem to
zachęcam jak najbardziej do zgłaszania go mi! Cieszę się, że z takim
entuzjazmem zakładacie moje przebrania! – Jego niemalże piszczący głos
sprawiał, że bolały mnie uszy. Podszedłem do szlacheckich szat, jak na ród
Montekich przystało, i zacząłem się rozbierać. Nie przeszkadzała mi obecność
Yukino, ani jej nie przeszkadzała obecność mnie, co mnie akurat troszkę
zdziwiło. Za dużo o tym nie myśląc szybko
wskoczyłem w nowe ciuchy, które pasowały jak ulał. Wszystko leżało idealnie, i
chociaż nie powinienem tego przyznawać, to czułem się w nich komfortowo.
- I jak
wyglądam? – Zapytała ubrana w nieco skromniejszą suknię niż Julia i Sunny.
Wyglądała naprawdę uroczo w dodatku z jej lekkimi rumieńcami na twarzy.
- Jak milion
dolarów. Nie dajmy im więcej czekać. – Pochlebiłem ją i razem wyszliśmy z
przebieralni w rekwizytorni, udając się w stronę sceny. Stała już na niej
Venice z Koryfeusem, a roztrzaskana makieta księżyca zniknęła.
-…Tak więc nic
się nie stało, ale unikajcie takich sytuacji w przyszłości! Następnym razem nie
będziemy tacy litościwi! – Pomachali palcem przed twarzami grupy, a
następnie szybko zniknęli za kurtyną. Czyżby wymienili zepsutą makietę? Trochę
przerażała mnie wizja porywaczy z nieograniczoną liczbą zasobów.
- Dobra
kochani, jeśli wszyscy są gotowi to proszę o zaczęcie próby! Akt 1, scena 1!
Wchodzi Casper, Matthew, Charles, Chester, Sunny, Habber i Thomas! –
Donośnie krzyczał niedźwiedź, kiedy ja z resztą siedzieliśmy za kulisami.
- No i jeszcze
my! Będziemy odgrywać role postaci, których wam nie przypisywaliśmy. W tym
przypadku role tych dwóch strażników i księcia Werony! Do roboty, aktorzy! –
Marionetki w przebraniach pojawiły się znikąd. Ich obecność nie wpływała
pozytywnie na nikogo.
Zbytnio nikt nie zwracał uwagi
na dialog jaki prowadziły marionetki. Po kilku minutach z wypiętą do przodu
dumnie klatką piersiową na scenę wszedł ubrany w eleganckie szaty, już bez
swojej czapki Casper. W porównaniu do poprzedniej próby, na jego twarzy
wypisana była powaga i spokój. Dzisiejszego ranka musiały zaboleć go słowa
Matthew, czekałem aż się odkuje.
- Odstąpcie,
głupcy; schowajcie miecze do pochew. Sami nie wiecie, co robicie. – Ze strony Cartie’a nie było słychać ani
jednego zawahania, powiedział swoją kwestię idealnie, po czym rozdzielił
marionetki swoim mieczem.
- Cóż to?
krzyżujesz oręż z
parobkami? Do mnie, Benwolio! pilnuj swego życia. – Na scenę wszedł Matthew, którego przygotowanie
nikogo nie zdziwiło. Obstawiałem, że większość swoich kwestii znał już na
pamięć wczoraj.
- Przywracam
tylko pokój. Włóż miecz nazad Albo wraz ze mną rozdziel nim tych ludzi. – Po mimice odczuwałem, że patrzył na
postać Matthew z góry. Casper wyczuwał ten konflikt i wczuwał się w niego.
- Z gołym
orężem pokój? Nienawidzę Tego wyrazu, tak jak nienawidzę Wróg Szatana, wszystkich Montekich i ciebie. Broń się,
nikczemny tchórzu. –
Tybalt, którego grał standuper, wyciągnął swój miecz i razem z Benwolio zaczęli
walkę. Zaraz potem na scenę wpadli Sunny i Habber, a za nimi ja i Charles. Odegraliśmy
naszą scenę idealnie, a muzyka którą operował Jake dodawała jej uroku. Po
pierwszej scenie wszyscy zasiedliśmy na kulisach aby napić się wody i
podyskutować.
- Ale to wyszło
świetnie! – Zaczął Thomas. – Cieszy mnie to, że tak zapamiętaliście swoje
kwestie!
- To akurat
prawda, wykazaliście się dużą dozą profesjonalizmu jak na was. – Dorzucił
od siebie Matthew popijając wodę źródlaną.
- I jak ci się
podobała nasza scena, Matthew? Mi przynajmniej bardzo, naprawdę podziwiam to
jak potrafisz wczuć się w postać! – Podbił do standupera Cartie. Wydawał
się być bardzo podekscytowany i szczęśliwy.
- Dzięki.
Szczerze mówiąc, mogło być lepie… Nie no żartuję, graba mordo, było zajebiście!
Przepraszam, że w ciebie nie wierzyłem. – Panowie zbili ze sobą piątkę, po
czym dalej kontynuowali dialog na temat sceny jak i całego przedstawienia.
Usłyszałem głośne dźwięki kroków na rusztowaniu i odwróciłem głowę, aby ujrzeć
schodzącego do naszej grupy Alvaro.
- Jestem z was
dumny, moje dzieciątka! Przećwiczmy dzisiaj wszyściutko, bo mam dobre
przeczucia. – Pokazał nam kciuki w górę i puścił oczko.
- Ty też się
dobrze spisałeś co do muzyki, Jake. – Pochwaliła znajdującego się już na
naszym poziomie barmana Sunny.
- To nie jest
dubstep. – Hmm? – Gdzie jest kurwa dubstep?! – Oburzył się, po czym
nagle zaczął śmiać. Kilka osób do niego dołączyło, wydawało mi się że to było
jakieś nawiązanie, jednak nie wiedziałem do czego. – Nie no żartuję, kurwa,
kto w ogóle lubi dubstep… - Obrócił się na pięcie i wszedł na powrót na
górę rusztowania.
Po krótkiej przerwie, następna
wchodziła Julia i Thomas, którzy chcieli przećwiczyć scenę balkonową.
- Akt II, scena
II! Charakterystyczna scena balkonowa, proszę państwa! – Zapowiedział nam
niedźwiedź. Ja wraz z resztą grupy z zaciekawieniem patrzyliśmy zza kurtyny na
to co miało się zaraz wydarzyć. Na scenie stały teraz schody, które prowadziły
do małej platformy na której stała Julia, a schody te, od strony widowni,
zakrywała makieta balkonu wraz z różami, dopiero co spuszczona przez Adę.
- Julio!
Kochana ma Julio! Proszę, pokażże mi swoje lico przepiękna kocico! Popatrz na
gwiazdy i spójrz, w jakichże sposób ja widzę ciebie! Dwie najjaśniejsze, najpiękniejsze gwiazdy, Oko Z całego nieba, gdzie
indziej zajęte, Prosiły oczu jej, aby zastępczo Stały w ich sferach,
dopóki nie wrócą. Lecz choćby oczy jej były na niebie, A owe gwiazdy w oprawie jej oczu: Blask jej oblicza zawstydziłby gwiazdy Jak zorza
lampę; gdyby zaś jej oczy Wśród
eterycznej zabłysły przezroczy, Ptaki ocknęłyby się i śpiewały! – Herring improwizował w komiczny sposób
na początku, ale potem uratował się prawdziwym tekstem.
- Ach! – W
porównaniu do Thomasa Julia miała naprawdę krótką kwestię.
- Cicho! coś
mówi. o! mów, mów dalej, uroczy aniele; Anioł bo ty mi w noc tę tak wspaniale świecisz jak lotny goniec niebios rozwartemu od
podziwienia oku śmiertelników! I choćbym miał przeszukiwać tony śmietników aby
znaleźć butelkę oznaczoną twoim pięknem, zrobię to, perło! – Słyszałem z widowni klaskanie, a kiedy
spojrzałem klaszczącym okazał się Bleslav, jego twarz zastygła w lekkim
uśmiechu.
- Stop, stop!
Thomas… Nie douczyłeś się do końca tekstu, prawda? – Przerwał im
niedźwiedź, wypominając oczywiste.
- Aż tak bardzo
dało się to wyczuć? – Zapytał improwizator z nijakim grymasem na twarzy.
- W sumie to
nie… Gdybym nie miał tekstu to naprawdę bym się nie zorientował, bo
zachowywałeś powagę i odpowiednią intonację, po prostu wątpię żeby nasi oprawcy
tolerowali na przedstawieniu improwizację… - Rzucił smutno Sebastian. Z
góry zeszli Alvaro oraz Jake.
- Może
powinniśmy pójść do restauracji coś zjeść i chwilę odpocząć? Pracujemy tu już
trzy godziny, myślę że przydałaby nam się chociaż chwila. – Rzucił pomysłem
reżyser, na który wszyscy przytaknęliśmy.
- Po obiedzie
wrócimy i będziemy dalej ćwiczyć, prawda? – Zapytał nas Matthew. W sumie
sam nie byłem co do tego pewien.
- Myślę, że
tak. No chyba, że ktoś jest temu przeciwny, nikogo nie będziemy zmuszać. –
Odparł Cup, jednak nikt jasno nie zadeklarował, że nie chce wracać na próbę.
Kiedy byliśmy już w restauracji obok mnie przy stole usiadła Yukino, Casper,
Matthew i Alvaro.
- To jak? Kto
według was wypadł podczas tej próby najgorzej? – Zaczął temat Casper.
Najgorzej? Wszyscy wypadli świetnie, jednak ciężko było ocenić zachowanie
Thomasa, jest perfekcyjnym improwizatorem, zakazywanie mu improwizacji to jak
dla niego zakaz do oddychania.
- Patrząc od
strony czysto technicznej Thomas, jednak gdyby Sebastian mu nie przerwał to bym
nie wyczuł, że improwizuje. – Rzucił na szybko Matthew wcinając makaron.
- Muszę się
tutaj zgodzić. Mam nadzieję, że na samym przedstawieniu marionetki będą
tolerować improwizację… - Westchnął potem głośno Alvaro.
- Zauważyłeś
dzisiaj te specjalne interakcje między Casprem i Matthew? Są na swój sposób
uroczy… - Powiedziała mi szeptem do ucha Yukino, jednak to zignorowałem.
Byliśmy w trakcie rozmowy, sekrety na ucho niekoniecznie mi odpowiadały i
dodatkowo, nie widziałem tego co ona chciała żebym zobaczył.
- Hej! Co to za
sekrety w grupie? Też chcemy usłyszeć. – Wyrzucił w naszą stronę Casper z
zadziornym uśmieszkiem na twarzy. Nie wiedziałem co na to odpowiedzieć.
- Powiedziałam,
że ty i Matthew wyglądalibyście razem uroczo. – Rzuciła nonszalancko
Cambell. Ona naprawdę nie miała żadnych hamulców jeśli chodziło o połączenie
dwóch chłopaków ze sobą. Na tę wiadomość obydwaj panowie wypluli przed siebie
to co właśnie pili, a ich oczy się rozszerzyły.
- Nawet tak nie
żartuj. Jesteśmy tylko współpracownikami, to wszystko. – Opowiedział się
stanowczo standuper, a Cartie mu przytaknął.
- Co ty masz z
tym łączeniem ludzi w pary? Słyszałem, że Anton i Sebastian też oberwali od
twoich zachcianek. – Skwitował ją Casper. Osobiście nie stwierdziłbym że
ucierpieli, a raczej po prostu skorzystali z naszej pomocy. Niektórzy naprawdę
potrzebują solidnego zapalnika do takich typu spraw.
- To żadna moja
zachcianka tylko poniekąd praca. Pomagam ludziom Cartie, a nie zmuszam do
rzeczy których nie chcą robić. Sebastian i Anton niedługo sami przyjdą do mnie
z podziękowaniami, jeszcze zobaczysz. – Odparła poddenerwowana fujoshi.
- Szczerze
mówiąc w to wątpię, ale pożyjemy zobaczymy. Widzę, że wszyscy skończyli,
powinniśmy się zawijać z powrotem na salę teatralną? – Zakończył temat
Casper. Zgodziliśmy się z nim i wróciliśmy na salę teatralną, gdzie przez
kolejne trzy godziny ćwiczyliśmy różne sceny aby sprawdzić przygotowanie
każdego z osobna. Musiałem przyznać, każdy dał od siebie jak najwięcej i
jedynym problemem na próbach pozostawała improwizacja Thomasa. Alvaro wpadł na
pomysł aby to jakoś uczcić.
- Co wy na to
abyśmy przeszli wszyscy wspólnie do salonu i napili się kulturalnie alkoholu? –
Zapytał pstrykając palcami. Byłem jak najbardziej za, imprezy zawsze dawały mi
okazję do wyciągania informacji z podpitych albo uchlanych w trupa ludzi.
- O tak! Kurwa,
czekałem aż ktoś to w końcu zaproponuje, Alvaro jesteś moim wybawcą! –
Rzucił się na niego Saladsky, mocno go obejmując. – Tylko proszę, bez
mojito.
- Huh? Czemu
bez mojito? Ostatnio robiłeś je bez problemu! – Zareagowała na to Sunny.
Barman puścił reżysera i powoli podszedł do dziennikarki, patrząc jej głęboko w
oczy.
- Za każdym
razem jak robię mojito diabeł zabiera kawałek mojej duszy i daje dodatkowy
kamień nerkowy. – Odpowiedział z pełną powagą na twarzy. Usłyszałem śmiech
wielu ludzi, jednak najgłośniejszy był Charles. Cieszyłem się, że dzisiaj dawał
mi spokój, ale w sumie to tak naprawdę ja go nie sprowokowałem. Jeszcze nie.
- No dobra
Jake, niech ci będzie. Bez mojito. – Odrzuciła niezadowolona dziennikarka.
Temat potem przejął marynarz.
- Przepraszam
koledzy, ale ja stronię od alkoholu. Mogę iść z wami posiedzieć i popilnować,
żebyście nie zrobili sobie krzywdy. – Uświadomił nas Raph, ale nikt nie
miał z tym problemu, każdy wybiera to co dla niego najlepsze.
- Sorry, ale
chcę iść odpocząć. Bawcie się dobrze! – Rzucił szybko bokser i wyszedł.
- Ja będę u
siebie w pokoju, ale radzę mi nie przeszkadzać bo wyrwę wam głowy i naszczam do
szyi. Tak poza tym, miłej zabawy. – Dorzucił od siebie Simon, który
postanowił przez chwilkę spojrzeć na nas znad swojej ogromnej księgi. Zaraz
potem wyszedł z sali teatralnej. Pan lekarz ogromnie mnie ciekawił, patrząc na
jego codzienne zmiany samopoczucia. Może sam był na coś chory?
- No cóż, to
się stało. Może po prostu pójdźmy teraz chlać? – Ciszę przerwał Charles. To
była jedna z niewielu kwestii w których się z nim zgadzaliśmy.
Minęło półtorej godziny od czasu
kiedy większość grupy napłynęła do salonu. W tym czasie Alvaro i Matthew
odpłynęli pod naporem różnego rodzaju drinków o niejednakowej zawartości
alkoholu. Słyszałem, jak Jake mówił że zrobił im drinka czystej krwi, czytaj
samą wódkę w szklance. Została nas garstka, aż w końcu tłumacz wpadł na pomysł
zagrania w grę.
- Możemy zagrać
w coś, żeby się lepiej poznać, co wy na to? – Zapytał nas po czym klepnął
analityka w ramię. – Chodź ze mną, pomożesz mi nieść. – Dwójka poszła w
kierunku barku po czym przyniosła po trzech kieliszkach dla jednej osoby. –
Gramy w grę, która polega na zadawaniu pytań. Zaczniemy od Jake’a i polecimy po
osobach w prawo. Ktoś zadaje pytanie, a ty jeśli zrobiłeś rzecz o którą pytał to
pijesz, kiedy wypijesz wszystkie swoje shoty, przegrywasz. Proste prawda?
Wygrywa osoba, która zostanie na koniec z chociaż jednym kieliszkiem.
Dodatkowo, chciałbym żebyście opowiedzieli o sytuacji w jakiej zrobiliście daną
rzecz, będzie po prostu ciekawiej.
- Jestem za,
fajna okazja żeby dowiedzieć się o was najbardziej pikantnych szczególików… -
Niespodziewanie rzucił Anton. Nie było osoby, która chciała się wycofać.
Tłumacz chodził po wszystkich zebranych w kółko na podłodze i polewał
znajdujące się przed nimi trzy kieliszki, a kiedy skończył usiadł z powrotem na
swoim miejscu.
- To co, ja zaczynam, ta?
Niech pierwsze będzie proste i w sumie spali sporo szans. Którekolwiek z was
napierdoliło się kiedyś jak szpadel i nie wróciło do domu przez noc? – Wziąłem
do ręki kieliszek. Nowy Jork był miastem pełnym zabaw, co więcej mogłem
powiedzieć. Często wychodziłem gdzieś ze znajomymi na domówki albo
organizowałem je u siebie. Siedząca po mojej prawej Yukino również wypiła
kieliszek. Julii, Adzie, Casprowi, Antonowi, Matthiasowi i Sunny również
brakowało po jednym kieliszku. Żaden z nas nie czuł potrzeby tłumaczenia tego,
wszyscy rozumieli jak to działało. – Ty nie, Charles?
- W sumie nigdy
mi się nie zdarzyło, zawsze dawkowałem alkohol. – Odpowiedział z rumieńcami
na twarzy.
- Tak samo. Nie
rozumiem jak można się upijać, szczerze. – Zgodził się z Charlesem
analityk. Po Bleslavie mógłbym się tego spodziewać, ale po tłumaczu? Naprawdę
mnie zaskoczył.
- Dobra
Charles, teraz ty. Dawaj coś ciekawego, ty prawdopodobnie potrafiłbyś coś
wymyślić. – Oddał prawo do pytania Jake. Braid złapał się za brodę i chwilę
zastanawiał.
- Dobra,
pytanie bomba. Czy któreś z was kiedykolwiek zniszczyło magnetofon? – Moje
oczy się wytrzeszczyły kiedy zobaczyłem, że Thomas i Sunny piją po kieliszku.
To któreś z nich?
- Wiedziałam,
to jednak byłaś ty! – Wygarnęła dziennikarce Julia, na co ta popatrzyła z
niedowierzaniem.
- To byłam ja?
O czym ty pieprzysz?
- Jak to kurwa
o czym? To ty zniszczyłaś ten gramofon w sali teatralnej!
- HAHAHAHA!
Spokój! To było pytanie pułapka, zapytałem o magnetofon, a nie o gramofon. Ale
się dałaś złapać Julia w pułapkę! – Julia uderzyła się otwartą dłonią w
czoło, a ja odetchnąłem z ulgą. – Po co miałbym o to pytać, skoro doskonale
znam sprawcę?
- Nie wiem,
może dlatego że faktycznie go jednak nie znasz? – Zaatakowała Mushial,
tłumacz jednak się tym nie przejął.
- Dobra
niedźwiadku, teraz ty. Daj z siebie wszystko co masz. – Przekazał prawo do
zadania pytania Sebastianowi. Cop za długo o tym nie myślał, a jego pytanie
było co najmniej nietypowe.
- Czy
którykolwiek z was kiedykolwiek myślał o morderstwie?
- Kurwa, co to
za pytanie? – Oburzył się Anton i po raz pierwszy przy nas przeklął. To
jednak nie powstrzymało jednej osoby od wypicia kieliszka. Z przerażeniem w
oczach patrzyłem, jak tłumacz opróżnia naczynie. – C-co? Charles?
- Odpowiadam
szczerze, może wam się to nie podobać, ale w głębi duszy wiecie że każdy o tym
w jakikolwiek sposób myśli. Takie są zasady tego miejsca.
- Braid ma
rację. Jedyne co możemy zrobić to uszanować to, że tylko on miał na tyle jaj z
nas by się do tego przyznać. – Opowiedział się po stronie tłumacza
analityk. Wiedziałem, że mieli rację. Wszyscy patrzyli po sobie, zastanawiając
co teraz zrobić.
- No dobra,
teraz moja kolej, co? Zastanawia mnie pewna rzecz, więc o nią zapytam. Czy
kogokolwiek cieszy udział w tym czymś, co sam nazwałem ,,zabójczą grą’’? –
Nikt oprócz niego samego się nie napił. Ta gra bardzo szybko zamieniła się w
najdziwniejszą jakiej doświadczyłem. Bleslav cieszył się z naszego porwania? To
wszystko nie wpływało dobrze na jego pozycję lidera z której zresztą
prawdopodobnie zrezygnował.
- Bleslav, co
do chuja? – Na twarzy Sunny widziałem przerażenie, na twarzach wszystkich
je widziałem. Było to niezłym kontrastem do obrazu analityka, którego
poznaliśmy kilka dni temu. Na jego miejscu bym się z tym krył, ale tak naprawdę
nie wiedziałem co kryło się w jego głowie. Pragnąłem w przyszłości do niej
wejść.
- Szybka zmiana
tematu, czy kiedykolwiek wydaliście kogoś policji? – Ciszę przerwał Thomas,
za co byliśmy mu wdzięczni.
- Kurwa mać,
odpadam. Zostanę jednak, żeby posłuchać co tam macie do powiedzenia. –
Poinformowała Sunny kończąc jej trzeci kieliszek. Ja wypiłem swój drugi zaraz
po niej, jednak na tym się kończyło.
- W sumie
logiczne, że dziennikarka wydała kogoś policji. A co z tobą Chester? Kogo
wydałeś? – Zapytał mnie Anton, ja jednak nie wiedziałem jak mu
odpowiedzieć.
- Przypadkiem
kiedyś natknąłem się na grupkę ćpunów no i tak wyszło. – Odpowiedziałem
nijako, licząc że to mu wystarczy.
- Skoro
jesteśmy przy temacie policji, to może czy kiedykolwiek ktoś z was spędził
nockę w celi? – Wziąłem swój trzeci i ostatni kieliszek, tym samym
przegrywając grę. Szczerze mówiąc, nie przeszkadzało mi to jakoś bardzo.
Chciałem poznawać innych, a nie rozgadywać o sobie. Spojrzałem na siedzącą obok
mnie Yukino, która teraz usnęła. Oprócz mnie kieliszek wzięła Julia, Ada, Jake,
Charles i Matthias.
- Emm… wszystko
w porządku z Cambell? Powinniśmy ją wykluczyć z gry? – Zaniepokoił się
niedźwiedź.
- Niech sobie
śpi, ale skoro nie ma jak wypić to jest wykluczona z gry. Trzy osoby mniej! –
Stwierdził tłumacz. Teraz prawo do pytania przechodziło do Matthiasa.
- Teraz proszę
osoby, które wypiją za to pytanie do wytłumaczenia się. Czy ktokolwiek z was
uprawiał kiedyś seks w miejscu publicznym? – To było niespodziewane z jego
strony. Przed moimi oczami ukazał się widok Julii i Ady sięgających po swoje
ostatnie kieliszki oraz ku mojemu zaskoczeniu, Bleslav również wychylił ze
swojego.
- Proszę
proszę, lesbijka i kominiara? Jak to się stało? To za to was zamknęli w celi? –
Prześmiewczym tonem wypytywał Charles.
- Nie, nie za
to. Standardowo, była impreza w klubie, trochę wypiłam i bardzo zaprzyjaźniłam
z taką jedną, fajną dziewczyną. Potem jakoś tak samo poszło, że wylądowałyśmy w
krzakach. – Z lekkim uśmiechem opowiadała nam Julia.
- U mnie
praktycznie tak samo. Ciekawi mnie jednak, co ma do powiedzenia pan analityk. –
Dodała potem Deresad. Nasze wszystkie spojrzenia poleciały w stronę Adalberta,
który teraz się rumienił i był strasznie speszony.
- Chcieliśmy
spróbować czegoś nowego z moją dziewczyną, okej? Pójść na jakiś fajny film,
zrelaksować się…
- O nie, robiliście
dziurę w denku od popcornu? – Na to pytanie Jake’a zaczęliśmy się śmiać.
Analityk zakrył się ręką i nie odpowiedział na to pytanie.
- Oj, dajmy mu
spokój. Każdy od czasu do czasu potrzebuje jakiejś innowacyjnej rozrywki. –
Rzuciła w jego obronie Julia. Następne prawo do pytania przypadało Casprowi.
- No cóż, w
takim razie ja, co? To będzie strasznie specyficzne pytanie, które może wyłonić
z nas psychopatów, ale trudno, lepszego nie mam. Czy skrzywdziliście
kiedykolwiek jakieś zwierzę? – Sebastian, Anton i odpadający w tym momencie
Matthias oraz Charles sięgnęli po kieliszek. Byłem ciekawy ich wytłumaczenia.
- Mam nadzieję
Sebastian, że nie były to niedźwiedzie… - Smutnym głosem powiedział
Charles.
- Właśnie były
to niedźwiedzie. Słuchajcie, walka o przetrwanie jest walką ciężką, a ja
musiałem ją wygrać.
- A ty Anton?
Taki pobożny chłopak, coś zrobił jakiemukolwiek zwierzęciu? – Tym razem
zapytał Matthias.
- Przez
przypadek nadepnąłem kota na ogon… kilka razy.. – Rzucił, a ja się
uśmiechnąłem. Dobrze było mieć w grupie kogoś, kto przejmuje się nawet tymi
najmniejszymi sprawami.
- Możemy
przestać gadać o ranieniu zwierzątek? – Przerwał Thomas. – Teraz moja
kolej na pytanie. Czy którekolwiek z was wierzy w zjawiska paranormalne? –
Po jednym wypili Casper i Anton, a kieliszek modela był jego ostatnim.
- Oh, naprawdę
Casper? To w co takiego wierzysz? – Dopytała Julia.
- Możecie się
śmiać, ale wierzę w syreny. I to nie takie bajkowe syreny, tylko te które
faktycznie krzywdzą ludzi. – Był śmiertelnie poważny wypowiadając to.
Widziałem jak Julia łapie go za udo.
- Spokojnie,
jesteśmy na lądzie. A ty Anton? W co takiego wierzysz?
- W demony. W
sensie, niekoniecznie nazwałbym je zjawiskiem paranormalnym, bo faktycznie
istnieją, ale przez wielu są nazywane paranormalnymi. Myślałem, że każdy w nie
wierzy… - No właśnie niekoniecznie, Anton.
- Dobra,
opętany Bleslavie, teraz twoja kolej na zadanie pytania. – Ukrócił szybko
temat tłumacz.
- Hmm… Czy
zostaliście kiedykolwiek wzięci za geja? – Po kieliszek sięgnął Thomas,
Jake, Sebastian i odpadający teraz Casper.
- Serio Jake?
Ciebie wzięli za geja? Wydajesz mi się być najbardziej heteroseksualnym gościem
jakiego ostatnio spotkałem. – Oznajmił Cartie.
- No widzisz.
Dostałem kiedyś takie śmieszne zaproszenie na imprezę, która na pierwszy rzut
oka nie wydawała się być jakaś inna od reszty. Poszedłem tam, wszedłem do domu
i nagle zgasły światła i straciłem przytomność. Obudziłem się bez spodni i
majtek, szukając włącznika światła. Ten moment kiedy poczułem czyjeś łoniaki na
swoich pośladach był decydującym o spierdalaniu stamtąd. Dostałem zaproszenie
do gejowskiej orgii w darkroomie.
- O kurwa, tego
się nie spodziewałam, haha. – Podśmiechiwała się dziennikarka. Też nie
mogłem wytrzymać ze śmiechu. Saladsky był świetną osobą do rozładowania
napięcia.
- Hej, ja mogę
teraz zadać pytanie? Troszkę mi się nudzi… - Podbił do naszej grupy trzeźwy
marynarz.
- Czemu nie?
Zadawaj! – Zachęcił go tłumacz.
- Czy
którekolwiek z was uciekło kiedyś z domu na dłużej niż tydzień? – To było
ostatnie pytanie, które wyłoniło zwycięzcę. Wszyscy oprócz improwizatora wypili
swoje ostatnie kieliszki.
- Tak oto
naszym zwycięzcą zostaję Thomas Herring! Gratulacje! – Oznajmił na głos
Charles.
- O kurwa, o
boże. W sumie to pokazuje jak nudne miałem życie, ale jebać. Wygrałem, mamo!
Coś w końcu w życiu wygrałem! – Improwizator był cały podekscytowany, a
wszyscy w kółko gratulowaliśmy mu klaszcząc.
Po grze podzieliśmy się na małe
grupki siedzące w swoim gronie. Przenieśliśmy śpiącą Yukino na kanapę, a ja
siedziałem teraz wraz z Sunny i Thomasem.
- Tak więc skąd
w ogóle jesteś Thomas? Bo wiem, że Sunny z Nowego Jorku. – Zacząłem
konwersację.
- Huh? Skąd to
wiesz? Nie mów mi, że ty też stamtąd jesteś…
- Owszem,
również z Nowego Jorku. A ty Thomas? – Zapytałem improwizatora.
- Za daleko nie
musisz szukać, wszyscy tutaj jesteśmy z Nowego Jorku, dlatego ciebie też
kojarzyłem Sunny. Ale się złożyło, prawda? – Więc Herring też był z tego
samego miasta? Cóż za zbieg okoliczności.
- To nad czym
pracowałaś Sunny, zanim znalazłaś się tutaj? – Kontynuowałem.
- Pracowałam
nad artykułem na temat Nowojorskiego Widmo. Słyszeliście o nim? –
Oczywiście, że o nim słyszałem. Byłem bardzo ciekawy jej opinii o Widmo i czy
pokrywała się z moją.
- Nie mam
pojęcia o kim mówisz, a ty Chester? – Odparł Thomas.
- Oczywiście,
że o nim słyszałem. Ale co dokładnie chciałaś zamieścić w tym artykule?
- Rozmawiałam z
osobami, które dostały od niego pomoc i chciałam opisać Widmo ich słowami,
doszukiwałam się jego motywów, jednak stanęłam w kropce no i potem nastąpiło to
porwanie. – Odpowiedziała.
- O czym wy
mówcie? Jakie Widmo? O niczym takim nigdy nie słyszałem.. – Smutnym głosem
przerwał Herring.
- Może
powinniśmy zmienić temat? Thomas, może opowiedziałbyś nam coś o tym jak zara…
- SŁUCHAJCIE
WSZYSCY, DAWAJCIE NA SALĘ SPORTOWĄ, GRAMY W ZBIJAKA! – Głośny krzyk Ady
zakłócił naszą rozmowę. Kolejny sport? Ostatnim razem kiedy graliśmy coś się
komuś stało, nie nauczyli się nadal? Kątem oka widziałem, jak Matthew próbuje
wstać, ale szybko znowu upada na ziemie łapiąc się za usta, żeby powstrzymać
bełta.
- Dawajcie,
czemu nie? Idziemy! – Thomas był cały podekscytowany z tego powodu, wstając
i czekając aż za nim podążymy.
Weszliśmy do sali sportowej, a w
środku znajdowali się wszyscy oprócz Yukino, Alvaro, Matthew, Simona i Habbera.
Wszyscy byli niemiłosiernie spruci, więc przestawienie całego sprzętu
sportowego zajęło zdecydowanie za dużo czasu.
- Jak chcecie
być z Jake’iem to ustawcie się po jego stronie boiska, jak ze mną to po mojej. –
Krzyknął w naszą stronę Cartie. Ja i Thomas poszliśmy do barmana, natomiast
Sunny do Caspra. Raph stojący na poboczu nie grał, co dawało nam dwa składy
równo po sześć osób. Wszyscy byliśmy pijani, a ta gra okazała się być jedną
wielką katastrofą. Jake i Matthias w pewnym momencie posnęli na boisku, a z
drużyny barmana zostałem na boisku tylko ja. Piłkę w dłoniach miał w tym
momencie Cartie. Straciłem całe swoje skupienie i w ostatnim momencie
próbowałem złapać lecącą na mnie piłkę. Krzyknąłem.
- KURWA MAĆ,
AŁA! JAK TO KUREWSKO BOLI! – Dostałem piłką centralnie w palec. Słyszałem
odgłosy zadowolenia z wygranej po drugiej stronie boiska. Pierwszą osobą jaka
do mnie podeszła okazał się być model.
- Hej, wszystko
w porządku? Może powinniśmy cię zabrać do Simona? – Łzy leciały mi po
policzkach. Cieszyłem się, że byłem pijany bo na trzeźwo bolałoby jeszcze
bardziej. Potem przybiegł do mnie Casper.
- Ja pierdolę,
przepraszam Chester! Naprawdę nie chciałem, jakim ja jestem idiotą! Anton,
musimy zabrać go do Simona! – Oznajmił z gamą różnych emocji na twarzy, a
model przytaknął. Podnieśli mnie i na swych ramionach ponieśli w stronę
pokojów.
- Co jest kurwa?! Mówiłem,
żeby mi nie przeszkadzać. – Otworzył nam zdenerwowany Simon nadal ubrany w
swoje codzienne ciuchy. Spojrzał na mnie i prawdopodobnie zrozumiał o co
chodzi. – Co żeś tym razem odjebał Cartie?
- N-nie
chciałem, to był wypadek. Rzuciłem mu piłką do zbijaka w palec i bardzo go
boli. – Wytłumaczył mu Casper.
- Dawajcie go
tu, ale tylko on wchodzi. Wy zostajecie na zewnątrz. – Uświadomił nas i
pociągnął mnie za ramię do środka. Pokój był sterylnie biały, ale niczym innym
się nie wyróżniał. To co mnie zastanawiało to wygląd jego piwniczki. Mistrz gry
umiejscowił mnie na łóżku i kazał czekać. Kątem oka zauważyłem coś ciekawego,
ale zanim zdążyłem to sprawdzić, zdążył przyjść z materiałami do zrobienia
zimnego okładu. Nie zajęło mu to długo.
- Dam ci tę
maść, smaruj nią sobie tego palca podczas zmian opatrunku codziennie i jutro
wróć na wizytę. – Zabandażował mi wcześniej nasmarowanego maścią
przeciwbólową palca. Wyszedłem drzwiami na korytarz, gdzie czekali na mnie
Anton i Casper.
- Dzięki Bogu,
wszystko jest w porządku? – Odezwał się model, a mimika Simona zmieniła się
diametralnie.
- Nie dzięki
Bogu, tylko kurwa mnie, zapamiętajcie to sobie. Wybiłeś mu palca snajperze, następnym
razem uważaj. – Powiedział mistrz gry do Caspra. Miałem ochotę iść do
swojego pokoju i odpocząć. Szedłem przodem, a dwójka za moimi plecami
rozmawiała szeptem.
- Naprawdę
jestem spierdolony… chcę być miły i uczynny dla wszystkich, a ciągle odpierdalam
jakieś gówno…
- Nie martw
się, to był wypadek…
- Wypadek czy
nie, nadal nie polepszam swojego wizerunku w oczach innych. Nie chcę być
wyrzutkiem, Anton.. –
Dotarłem do swojego pokoju i położyłem dłoń na klamce.
- Dobranoc, chłopaki.
Zobaczymy się jutro! – To wszystko co mogłem z siebie wydusić przed tym jak
wszedłem do pokoju i bez zmieniania swoich ubrań rzuciłem się na łóżko,
niemalże natychmiast usypiając.