Cast

Cast
Art by CoolHiggs

Chapter 5: Bad precision (Chester Rooker)

Zamknąłem swój pokój najciszej jak tylko byłem w stanie. Cały kurort spowijała doskonała cisza, a ja nie zamierzałem jej zaburzać. Pierwsze co zrobiłem to zdjąłem maskę i położyłem ją na stoliku nocnym. Za każdym razem kiedy na nią patrzyłem, zastanawiałem się co kierowało tym wyborem. Czy to była jakaś forma drwiny ze strony porywaczy? Z kieszeni płaszcza wyciągnąłem kawałek tkaniny, który położyłem w szafie. Miał bardzo ostry i charakterystyczny zapach, który bez problemu poznawałem. Chwilę potem zadecydowałem pójść do łazienki i rozebrać się do bokserek. Kiedy stawałem w lustrze, zawsze dzieliło mnie ono na pół. Na jedną część, która pragnie roztrzaskać je w drobny mak oraz drugą, napędzaną chęcią przylgnięcia do niego i nie oddawania nikomu. Od kiedy zamknęli mnie w tym kurorcie zacząłem to na powrót robić, czego nienawidziłem. Walczyłem z tym na każdym kroku, tylko po to aby w jednym momencie się potknąć, jednak dopóki się stąd nie wydostanę nadal będę walczyć. Będę walczyć, choćby była to walka z wiatrakami.
                                                                                           *
                Czułem jak powieki lgną do moich piekących oczu. Nie spałem dużo, a nawet zdecydowanie za mało. Ochota do wstania uciekała ze mnie z sekundy na sekundę. Wiedząc, że po raz kolejny cały dzień spędzę z Yukino byłem zmieszany. Naprawdę nie przeszkadzała mi jej obecność, a nawet razem udało nam się połączyć Sebastiana i Antona, jednak ona nie wystarczała. Potrzebowałem kontaktu z innymi, a najbardziej zależało mi na dziennikarce. Znałem ją już przed porwaniem, sławna na cały Nowy Jork wydała gang samochodowy i pnie się na korupcji lokalnych mediów. Byłem ciekawy, czy słyszała legendę o Widmo, a jeśli tak to co o niej myślała. Ostatecznie skupiając całą swoją siłę i chęci podniosłem się z łóżka aby umyć zęby, wziąć prysznic i założyć nową maskę wraz z ubraniem. Przez wszystkie dni pobytu tutaj nie rozumiałem, dlaczego ściany mojego pokoju wraz z sufitem i podłogą są całe czerwone. Po 10 minutach byłem gotowy do wyjścia. Delikatnie przymknąłem drzwi i zamknąłem następnie na klucz. Rozejrzałem się na boki aby sprawdzić, czy ktoś znajduje się na korytarzu jednak nikogo nie zastałem. Nie wiem czemu, ale trochę ciężaru spadło mi z serca. Nie chciałem zaczynać dnia od tego, aby wkurwiać ludzi swoim byciem ,,protagonistą’’, jednak czułem też że ta grupa potrzebuje błazna, a mi pasowała rola takowego, a przynajmniej jedna z moich połówek tak myślała. Druga pragnęła mówić to bez żadnego ukrytego znaczenia, pragnęła poczuć się ważna. Przeszedłem kilka kroków tylko po to aby po chwili znaleźć się w salonie, a stali tam Matthew oraz Alvaro. Podbiegłem do nich.
- Cześć chłopaki, jak wam minął wieczór? – Zapytałem z szerokim uśmiechem na twarzy. Z tej dwójki bardziej interesował mnie Matthew, a przynajmniej jego nazwisko które wcześniej słyszałem. Niemniej jednak ciekawił mnie Alvaro, bo z filmami spod jego ręki się nie spotkałem.
- Siemasz protagonisto! Aż dziwne, że od tego słowa nie zacząłeś rozmowy. – Odpowiedział mi Alvaro. ,,Już sobie wyrobiłem opinię, co?’’ – Zastanowiła się połowa drwiąca z drugiej.
- D-dzień dobry, Chester. Myślę, że całkiem dobrze, większość czasu spędziłem na nauce tekstu. A co tam u ciebie? – Z uśmiechu Tailorwicha nie czułem niczego oprócz faktycznego, szczątkowego optymizmu, zaczynał się przekonywać?
- Właśnie ja też się głównie uczyłem, dziwnie szybko wchodzi do głowy, co nie? Co do bycia protagonistą, to aż tak bardzo za tym tęsknisz Alvaro? – Rzuciłem z przekąsem. Stwierdziłem, że to ten dzień kiedy skupiam się na innych, a nie na siłę próbuje udobruchać swoje wygłodniałe ego. Jeszcze miałem na to czas.
- Wyrabiasz się młody! No i Matthew, zapomniałeś dodać że jeszcze sobie sms’kowaliśmy. – Dodał od siebie Cup, a standuper uderzył go w ramię. W odpowiedzi lekko się zaśmiałem.
- Nie uznawałem tego za warte do wspomnienia, to tyle. Przyczepiłeś się do mnie jak Anton do Sebastiana, a uwierz że ja tak swojego dupska ci nigdy nie oddam. – Zachowywał się coraz to odważniej w stosunku do reżysera, co mnie cieszyło.
- Nawet o niej nie wspominałem, ale skoro zacząłeś… Ale zmieniając temat z tego który powinniśmy obgadywać we dwójkę, może pójdziemy na śniadanie? Tam możemy pogadać więcej. – Zaproponował Alvaro, jednak musiałem się upewnić.
- Swoją drogą Alvaro, jaką masz pewność że jesteś starszy? Ile masz lat? – Zapytałem z zaciekawieniem reżysera.
- Trzy latka, trzy i pół. Tak naprawdę to w sumie 18, a ty? – Odparł.
- 25, młodziaku. Nawet nie waż się wspominać jaki to stary jesteś przy mnie! – Parsknąłem, jednak zaraz potem się uśmiechnąłem. W przyjaznej atmosferze przeszliśmy do restauracji, gdzie na oko znajdowali się już wszyscy. Kątem oka widziałem jak macha do mnie Yukino, jednak nie miałem dzisiaj ochoty z nią siedzieć. Kiedy patrzyłem teraz na te stoły, przypominałem sobie ile zajęło ich wczorajsze ustawianie i przywracanie do normalności. Zauważyłem, że Anton i Sebastian siedzą koło siebie co mnie bardzo ucieszyło. Uwielbiałem pomagać ludziom, którzy mieli problemy z wyznawaniem swoich uczuć, a dodatkowo pomogłem przy tym też Cambell. Usiedliśmy przy stole obok którego siedział już Cartie.
- Cześć wam! Jak tam idzie nauka scenariusza? – Nie wiedziałem jaka była sytuacja między nim a Matthew przez wzgląd na wczorajszą próbę, ale gdzieś w głębi poczułem, że Casper poruszył wrażliwy temat.
- Idzie mi zajebiście, mam nadzieję że tobie również, bo inaczej nie zamierzam pracować z kimś o charakterze gnojka. – Odpowiedział sfrustrowany standuper, na co Cartie posmutniał.
- Hej, Matthew…
- Nie! Nie, wszystko w porządku. Przepraszam Matthew, okej? Wiem, że zachowałem się jak totalny idiota, ale próbowałem jakoś wybrnąć no i mi się to nie udało. Naprawdę podziwiam to, że w jeden dzień nauczyłeś się takiej partii tekstu. Nie będę wam już zawracać głowy, na następnej próbie pokażę że umiem to zrobić! – Z lekkim uśmiechem na twarzy Casper odszedł, jednak w tym uśmiechu czuć było ból. Aż tak bardzo przejmował się swoim wizerunkiem wśród grupy nieznajomych?
- C-cartie, poczekaj..! – Błagalny niemalże głos standupera do niego nie doszedł. – Kurwa, to nie tak…
- Myślę, że byłeś trochę za ostry. Wiem, że wczoraj nie pokazał się z najlepszej strony, ale warto każdemu dać drugą szansę, zwłaszcza że nie zdążyliśmy się poznać. – Pouczył Alvaro Tailorwicha.
- Wiem, że byłem. Nie chciałem, żeby tak wyszło, ale nie cofnę czasu. Najwięcej co jestem w stanie teraz zrobić, to o tym zapomnieć i spróbować zagrać z nim od nowa… - Po tych wyrzuconych z siebie przez Matthew słowach usłyszeliśmy pukanie w kieliszek. Szukałem wzrokiem stojącej na krześle Julii albo rozbitego szkła przez Sebastiana, jednak ku naszemu zaskoczeniu dźwięk wydawała szklanka Sunny.
- Słuchajcie wszyscy! Myślę, że dzisiaj powinniśmy zrobić drugą próbę, już bardziej konkretną. Z tego co się orientowałam, Taylor wyszył dla nas przebrania, a scenografia wraz z wszystkimi rekwizytami jest przygotowana. Jeśli się zgodzicie to próba wystartuje o godzinie 10:00.
- Mam rozumieć, że ty chcesz być operatorką próby, tak? Masz w ogóle rozpiski kwestii wszystkich i zaczęłaś je zapamiętywać? Myślę, że jeśli odpowiedź na te pytania brzmi ,,nie’’ to ja powinienem zajmować się próbami. – Oburzył się na komunikat Sunny Sebastian, co mnie nie zdziwiło. Większość, jak nie wszyscy, przekonali się o jego żądzy władzy, jednak nikt mu nie ulegał.
- Nie, nie chcę być, Sebastian. Moim zamierzeniem było was tylko poinformować, dalej bardzo chętnie oddam ci rolę operatora. – Odpowiedziała z lekkim uśmiechem na ustach, fałszywym uśmiechem. Niedźwiedź prychnął i z powrotem zajął miejsce przy stole obok modela.
- Widzisz, nawet dzisiaj będziesz mieć okazję. – Odpowiedział Alvaro standuperowi po tym jak przerwała mu Sunny.
- To dobrze. Mam nadzieję, że tak przynajmniej będę mógł mu się ,,odwdzięczyć’’ za przeprosiny… - Odetchnął z ulgą Matthew. Nie pomyślałbym, że on w jakiś sposób mógłby się komukolwiek odwdzięczać. Powoli kończyliśmy śniadanie, a ja w sumie nie miałem planów na dzisiejszy dzień. Nie czułem potrzeby uczenia się dalej scenariusza, bo pamiętałem go praktycznie doskonale. W mojej głowie zaczęła tworzyć się wizja, mapa myśli, obraz wszystkich zebranych aktorów. Kogo miałem ochotę dzisiaj poznać? Na pewno na prowadzenie wysuwała się Sunny…
- Hej protagonisto, masz ochotę może na jakiś krótki trening ze mną i Matthiasem na sali sportowej? Ostatnio mówiłeś, że chciałbyś się stać silniejszy, a w sumie mogę ci w tym pomóc! – Nie wiadomo skąd podbił do mnie bokser. Po tej jego sentencji rozpoczęła się kolejna bitwa. Ujarzmione do tej pory pragnienie narcyzmu powoli wchodziło do mojej głowy. Tak bardzo gryzłem się w język, aby nie powiedzieć słowa na ,,P’’, jednak po raz kolejny wiatraki wiały za mocno.
- Jako protagonista tej historii zwanej ,,Szczypta perfekcji’’ jestem zmuszony przyjąć twoją propozycję, jednak odpowiedz na moje dwa pytania. Co tutaj robi Matthias i dlaczego tak wygląda? – Spojrzałem na szczęściarza, który teraz na szczęśliwego nie wyglądał. Miał ogromne worki pod jego zaczerwionymi oczami, a cera była praktycznie że biała.
- Zaciągnął mnie tu…
- Nie prawda! Tak czy siak, chciałbym aby Matthias też trochę z nami poćwiczył i odskoczył od ciągłego zamartwiania się i użalania nad sobą. – Co dotknęło Waila? Jeszcze kilka dni wcześniej był fontanną tryskającą życiem, teraz ta fontanna wydawała się być pusta. Był kompletnym przeciwieństwem tego, co działo się z Matthew.
- Chester, czemu mnie wcześniej zignorowałeś? Machałam do ciebie! Coś się stało? – Znikąd do naszej rozmowy dołączyła Yukino, a ja byłem zmieszany. Fujoshi skupiała cały swój wolny czas na obserwacji innych i wypatrywaniu chemii między niektórymi ludźmi. Nie przeszkadzało mi to, wręcz przeciwnie, nie uznawałem czasu spędzonego w ten sposób za stracony, jednak pragnąłem też czasami skupić się na sobie albo na kimś z mojego wyboru. Związki i relacje w życiu to nie wszystko, pikantne szczególiki czyjegoś życia potrafią dostarczyć ogromnej ilości energii do dalszej pracy równie dobrze.
- Przepraszam… Po prostu rozmawiałem z Alvaro i Matthew, nie chciałem ich tak po prostu zostawiać i pójść do ciebie..
- Spokojnie, rozumiem! Po prostu było mi przykro, mogłeś chociaż odmachać. Swoją drogą, masz jakieś plany? – Zapytała, a mój wzrok poleciał w stronę boksera i szczęściarza.
- W sumie to mam… Habber i Matthias zaprosili mnie na wspólny trening. – Odpowiedziałem lekko się uśmiechając. Wiedziałem, że nie będzie mieć mi za złe tego że dzisiaj z nią nie pójdę.
- Och… W takim razie życzę wam miłej zabawy! Zobaczymy się później. – Oznajmiła zmieniając swoją mimikę raz w rozczarowaną, a zaraz potem w półuśmiech. Po chwili poszła w stronę salonu.
- Na pewno nie chcesz iść z nią? Nie będziemy ciebie przynajmniej zmuszać. – Ostatnie słowa zaakcentował Matthias odwracając głowę w stronę Habbera.
- Na pewno nie chcę. Dzisiaj jako protagonista muszę poczynić postępy w budowaniu swojej siły. – Odpowiedziałem radośnie, a my ruszyliśmy w stronę sali sportowej.
                Bokser się nie patyczkował. Wczoraj przez większość dnia go nie widziałem, ale teraz przed moimi oczami ukazały się efekty jego pracy. Na całej sali sportowej Goeson porozstawiał sprzęt do ćwiczeń – różne podnośniki, bieżnie, ciężary o zróżnicowanych masach i tym podobne. Ciężko stawiały się kroki tak aby się o coś nie potknąć.
- I jak wam się podoba moje królestwo? Byłem skopany wczoraj wieczorem jak nie wiem, ale myślę osobiście, że było warto. – Szedł dumnie z klatką piersiową wypiętą do przodu i prowadził nas do szatni.
- Robiłeś to wczoraj praktycznie cały dzień? Nie uczyłeś się swojego scenariusza? – Zapytałem niepewny. Było to poniekąd dobre zajęcie, wysiłek fizyczny pewnie pozwolił mu zapomnieć o sprawie zepsutego gramofonu. Ciągle w mojej głowie pojawiały się te myśli, jednak je odrzucałem. Bo jak niby mam się dowiedzieć kto go zepsuł? Charles to podobno wiedział, nie ufałem mu. Mieliśmy w tej grupie tylu aspirantów na liderów, pragnąłem wierzyć że któryś z nich znalazł już albo znajdzie tę osobę. Miałem taką nadzieję.
- Wieczorem, do spania, czytałem go wiele razy i myślę że jestem w stanie go powiedzieć. – Rzucił kiedy powoli wchodziliśmy do magazynu. – Poprosiłem wczoraj marionetki o to aby zapewniły nam stroje sportowe.
- Nie uważacie, że to dziwne prosić swoich porywaczy o przysługę? To praktycznie syndrom sztokholmski. – Wypowiedział w odpowiedzi Wail. Poniekąd miał rację. Sam od nich nic nie chciałem i w przyszłości nie miało się to zmienić. To przez nie wróciłem do tego stanu rozproszenia.
- Skoro jesteśmy zmuszeni i tak tutaj siedzieć to wolałem jakoś aktywniej spędzić czas, nie czuję żebym je kochał.. – Otworzył niebieskie drzwi do pomieszczenia, które pachniało niczym gotowane na parze warzywa. Postanowiłem nie zwracać uwagi na ten dziwny zapach i wziąłem jeden z zestawów białej podkoszulki i granatowych, krótkich spodenek. Schowałem się do rogu i zacząłem powoli się rozbierać. Niekoniecznie przepadałem za publicznymi szatniami, często w nich z powodu swojego ciała zdarzało mi się obrywać i chociaż przy Matthiasie i Habberze czułem się bezpieczniej, to odruch pozostał.
- Jezu! Co się stało? – Usłyszałem za sobą donośny i zdziwiony głos boksera. Odwróciłem się aby spojrzeć o co mogło chodzić, a moje oczy się rozszerzyły. Plecy szczęściarza całe pokryte były bliznami i kontrastującymi z nimi świeżymi ranami. Co mu się mogło stać? Czy on nie miał być perfekcyjnym szczęściarzem?
- Nic się nie stało, naprawdę nie powinniście zwracać na to uwagi. – Rzucił, próbując wyminąć pytanie. Założył na siebie śnieżnobiałą koszulkę i mając już na sobie wcześniej założone granatowe spodenki próbował wyjść z szatni. Zanim to się stało, drzwi zablokował bokser.
- Coś się stało i będziemy zwracać na to uwagę. Możesz nam powiedzieć, Matthias. Dlaczego nagle straciłeś tyle energii? Zrobi ci się lżej… - Ton głosu boksera powoli łagodniał, a ten powoli puszczał ramiona Waila które wcześniej trzymał. Na twarzy szczęściarza widniał nijaki grymas, a on sam stał w ciszy. Kiedy Habber go ostatecznie puścił, ten osunął się na podłogę w bezładzie.
- Ja to zrobiłem. Ja sobie to zrobiłem, a jak myśleliście? Jestem szczęściarzem, co nie? Tss.. Gówno prawda. – Jego głos był mieszanką złości i smutku. Był bardzo wysoki i dawał wrażenie, że w każdej chwili może się złamać.
- Nie jesteś szczęśliwy? To dlaczego cię tak nazwali? – Zapytałem ciekawy jego odpowiedzi. Jak to możliwe, że osoba o ,,perfekcyjnym’’ szczęściu czuła się w taki sposób?
- Widzisz, to zależy jak na to patrzysz. Pod pewnym względem jestem szczęśliwy, ale nie mentalnie. Gdybym miał to wytłumaczyć prostymi słowami, to wyobraź sobie że każdy z nas ma chociaż odrobinę szczęścia, jednak moje jest inne. Moje szczęście wchłania szczęście innych osób i zostawia ich na zero, dlatego w moim otoczeniu jest dużo wypadków, które nie dotyczą mnie. Pojebane, prawda? – Nie wiedziałem jak na to odpowiedzieć i bokser najprawdopodobniej też. Kto mógł się spodziewać, że to właśnie na takiej zasadzie polegało?
- To nadal nie tłumaczy dlaczego każesz siebie w ten sposób, przecież nie masz na to wpływu! – Oburzył się Habber, jednak ja wiedziałem co czuje Matthias. Też nieraz nieświadomie karałem siebie za to czego nie zrobiłem. Człowiek po czymś takim czuje się tak naprawdę lepiej.
- Mam na to chociaż troszkę wpływu! Wystarczy odizolować się od innych ludzi i nie zawracać im dupy.
- Teraz idziemy ćwiczyć, nieważne co mi powiesz! To nie zdrowo tak się izolować, bez żadnych wymówek! – Troskliwie, jednak głośno oznajmił bokser, a następnie dwójka wyszła z szatni zapominając o mnie. Szybko dokończyłem się przebierać i poszedłem do nich.
                Matthias i Habber biegali koło siebie na bieżniach, bokser robił to bardzo szybko, a bieg szczęściarza ledwo można było nazwać biegiem. Zbliżyłem się do nich i zająłem wolną bieżnię obok Goesona, który teraz skończył i przyszedł mnie poinstruować.
- Tutaj masz trzy przyciski, tym włańczasz i wyłańczasz bieżnię, a tymi dwoma podkręcasz jej szybkość. Kiedy będziesz chciał skończyć to ją powoli zwalniaj i kiedy będzie na jedynce to ją całkowicie wyłącz. Wszystko zrozumiałe? – Podstawowy błąd który popełnił bardzo zabolał mnie w uszy.
- Włączasz i wyłączasz. Tak, myślę że zrozumiałem. – Odpowiedziałem pozytywnie, a wyraz jego twarzy mówił, że niekoniecznie zauważył swój błąd. Przewróciłem oczami i westchnąłem, a następnie dłużej nie czekając wstąpiłem na bieżnię. Uznałem, że poziom trzeci będzie dla mojego ciała idealny, więc kliknąłem dwa razy przycisk i coraz to szybciej ruszałem nogami.
- No widzisz, pięknie ci idzie! Podczas normalnego treningu nie powinno się rozmawiać, ale sama w sobie sytuacja nie jest normalna, także przymknę oko na tę zasadę. Mogę zapytać o co w ogóle ci chodzi z tym byciem protagonistą, jeśli się nie obrazisz? – Tym pytaniem mnie zagiął. Nie mogłem sobie pozwolić na powiedzenie mu, bo to wszystko zadziałałoby na moją niekorzyść. Nikt nie mówi o tym głośno, ale pod tymi pozorami dobrych ludzi kryją się potwory, a ja jestem jednym z przykładów. Zasady pobytu tutaj są powszechnie dostępne, a żeby wyjść trzeba tylko zabić. Mój umysł był spaczony przez wiele okropieństw, ale zawsze unikałem rozlewu krwi. W tym kurorcie kluczem jest dawkowanie informacji i dobieranie sobie odpowiednich osób. Przykro było mi o tym myśleć, ale ci pozytywni zawsze okazywali się mordercami. Nie mogłem mu zaufać, nie dopóki czymś się nie wyróżni.
- Po prostu jestem protagonistą. Z całych swoich sił staram się pomóc wam stąd wydostać, ale to nie wszystko. Stawiam na swój rozwój osobisty poprzez pozyskaną od was wiedzę. – To było wszystko na co mogłem wpaść.
- Meh… Czyli jednak nie odpowiesz, a łudziłem się że coś z ciebie wyciągnę…
- Dobrze zrobiłeś, Chester. Widzę, że przynajmniej ty rozumiesz założenie tego kurortu. – Usłyszałem chwalący mnie głos Waila. Czy on też zdał sobie sprawę z tego, że to wszystko jest tylko jedną, wielką grą kłamstw? Czy to mogło na niego aż tak bardzo wpłynąć?
- Założenie tego kurortu? O czym ty mówisz? – Zapytał zmieszany bokser. Udawał czy faktycznie nie wiedział? Zresztą, nie dziwiłem się że nie chciał o tym mówić. Nikt tego nie chciał. Spędziliśmy czas na ćwiczeniach do godziny 9:30 aby mieć pół godziny na ogarnięcie się do próby.
                - Możemy przebrać się w swoich pokojach? Zgaduję, że żaden z was nie chce widzieć znowu moich pleców, dlatego pójdę wam, jak i sobie, na rękę. – Zaproponował Matthias, a ja i bokser, chociaż nie chętnie, to przystaliśmy na propozycję. Mięśnie bolały mnie niemiłosiernie od podciągania ciężarów i biegania, ale był to dobry ból, nie pamiętałem kiedy tak bardzo się spociłem. Nawet Wail pomimo początkowej niechęci zaangażował się do wspólnego wysiłku fizycznego. Weszliśmy schodami na pierwsze piętro gdzie umieszczono nasze pokoje i odprowadziliśmy boksera, mieszkającego skrajnie na lewo. Pokój mój jak i szczęściarza znajdował się całkiem blisko siebie nawzajem.
- Co o nim sądzisz? Myślisz, że udaje tylko takiego dobrego? – Rozmowę znikąd zaczął Matthias.
- Pytanie kto tego nie robi. Czy to ta momentalna realizacja sprawiła, że tak mentalnie upadłeś?
- Niekoniecznie. Jedyne co ci mogę powiedzieć to to, że mój stan mentalny był spierdolony już nawet przed pojawieniem się w tym kurorcie. Jeśli mogę zapytać, w co ty grasz, Chester? Oczywiście wiesz o co chodzi…
- Gram w grę, taką samą jak my wszyscy.
- Dokładniej. Nie znam twojego planu, ale radziłbym ci przestać z tym protagonistą, bo to co powiedział wtedy, na sali sportowej, do ciebie Charles stanie się prawdą. Protagoniści mogą się zmieniać, a ty nie jesteś nieśmiertelny, więc radzę ci na siebie uważać jeśli chcesz dotrwać do przedstawienia.
- Jeśli już siebie nawzajem pouczamy i dajemy sobie rady to czemu ty zachowujesz się w ten sposób? Wiesz, że osoba niedziałająca z grupą staje się łatwym celem, prawda? Radzę ci wrócić do stanu sprzed kilku dni i znowu stać się pozytywnym promieniem słoneczka, bo długo nie pociągniesz. – Odrzuciłem, na co ten parsknął i uśmiechnął się.
- Nie znasz mnie ani trochę, Rooker. Poradzę sobie w taki czy inny sposób, ty jednak nie masz tego co ja. To nie ma na celu przechwalania się, po prostu stwierdzam fakt. Umrzesz szybko, jeśli będziesz się tak zachowywać. – Rzucił i bez ani jednego słowa więcej położył dłoń na klamce drzwi od swojego pokoju po czym do niego wszedł. ,,Tss… Bo ty mnie niby znasz, Wail’’ – pomyślałem, wchodząc do pokoju i zamykając drzwi za sobą.
                Rozebrałem się z przepoconych, sportowych ciuchów i udałem do łazienki. Kompletnie nago patrzyłem na swoje nieułożone, brązowe włosy, ciemnoczerwone oczy i delikatną cerę. Dlaczego nie mogłem być taki jak bokser, jeśli byłem stworzony do tak niebezpiecznego stylu życia? Położyłem dłonie na lustrze, opierając się. Wiedziałem, że Matthias miał po części rację, jednak nazywanie siebie protagonistą było tylko małą częścią mojej strony barykady. Oprócz tego zbierałem informacje na temat innych, tych bardziej lub mniej niebezpiecznych. Miałem swoją głowę na karku przez cały ten czas. Z przemyśleń wyrwało mnie ciepło, które niespodziewanie pojawiło się na moich dłoniach. Spojrzałem na nie, aby odkryć że są całe we krwi.
- Gramofon, gramofon, gramofon, gramofon! Musisz się dowiedzieć, Chester! Tylko ty możesz to zrobić, a Charles kłamie. Kłamie. Łże. – Mój własny głos w głowie nie pozwalał mi o nim zapomnieć. Jedna połowa dominowała drugą. Nienawidziłem tego miejsca tak, cholernie, bardzo. Zagubiony w swoich myślach sięgnąłem do naściennej apteczki po bandaże, aby opatrzyć swoje dłonie. Zrobiłem to szybko i skutecznie, miałem w tym doświadczenie… Spojrzałem na zegarek w telefonie, który leżał na zlewie i zdałem sprawę jak mało czasu zostało. Szybki prysznic i nowe ciuchy były podstawą po której usłyszałem pukanie do drzwi.
- Hej, idziemy razem na próbę? Fajnie by było jakbyś mi opowiedział jak ci się podobał trening! – Uśmiechnięta od ucha do ucha Yukino znalazła się pod moimi drzwiami. Nie chciałem być dla niej niemiły, więc skorzystałem z propozycji.
- Jezu, co ci się stało w dłonie! Wszystko w porządku? 
- Tak, po prostu o tym nie rozmawiajmy, okej?W sumie było bardzo fajnie, tylko szkoda że Matthias nie chciał się za bardzo na początku bawić. – Zacząłem.
- Właśnie zauważyłam, że Wail ostatnio wydaje się być przygnębiony. Rozmawiałeś z nim o tym?
- Rozmawialiśmy, ale praktycznie niczego się nie dowiedzieliśmy. Mówił, że to kwestia jego szczęścia.
- Kwestia jego szczęścia? A to czasem dzięki niemu nie powinien być radosny? Nie każdy dostaje miano perfekcyjnego szczęściarza.
- Znaczy, tłumaczył że jego szczęście nie odpowiada szczęściu mentalnemu, a on sam krzywdzi przez nie innych ludzi. Nie do końca rozumiałem, ale nie chciałem na niego naciskać. – To wszystko co zamierzałem jej powiedzieć. Całą naszą rozmowę na temat ,,gry’’ postanowiłem zachować dla siebie. Mimo wszystko, nie jesteśmy przyjaciółmi. Praktycznie się nie znamy. Po kilkunastu minutach zebraliśmy się w sali teatralnej, gdzie powoli dochodziły różne osoby. Szczęściarz rozmawiał gdzieś na boku z Adą, Casper i Matthew przebrani w szlacheckie szaty, ćwiczyli scenę pojedynku na sztuczne szpady, Thomas coś kombinował na kulisach. Zdecydowałem się podejść wraz z Yukino do improwizatora i zapytać co kombinuje.
- Siemasz Thomas, co tam tak majstrujesz przy tych wajchach? Nie grasz czasem głównej postaci? – Zapytała Cambell.
- Siemka, w sumie to prawda, gram Romeo, jednak stwierdziłem że ułatwię robotę niedźwiedziowi i kominiarce i spróbuję jakoś zautomatyzować tę dźwignię. – Mimo, że za bardzo nie wyróżniał się z grupy to w takim momencie udowadniał swoją wartość.
- Oh, umiesz robić takie rzeczy? To nadal zalicza się do improwizacji? – Dopytywała zaciekawiona Yukino.
- Niekoniecznie do improwizacji, ale lubię też majsterkować. Bez odrobiny kreatywności, życia nie można nazwać życiem, co nie? Zobaczycie, już za chwilę ta dźwignia będzie zapierdalać jak nakręcany samochodzik! – Po tych słowach kliknął zamontowany przez niego wcześniej przycisk, a zaraz potem od strony sceny słyszeliśmy głośny huk. Zwróciłem wzrok na mimikę Thomasa, który teraz stał w bezruchu z otworzoną w uśmiechu buzią, jakby wiedział że zrobił coś złego i czekał, aż ktoś przyjdzie go za to ochrzanić.
- Kurwa mać! Kto się bawi tam tymi dźwigniami? Prawie mnie zabiłeś! – Słyszeliśmy ze sceny oburzony głos Julii, a w międzyczasie Herring nie mógł przestać się śmiać.
- Widzicie? Może nie zadziałało jak chciałem, ale przynajmniej ludzie trochę odżyli. Kreatywność górą! – Krzyknął z wyciągniętą w górze ręką uciekając do przebieralni. Musiałem przyznać, że po tym wydarzeniu wydawał się o wiele ciekawszy w moich oczach.
- Jest całkiem uroczy. – Stwierdziła Yukino chichocząc. – Może powinniśmy sprawdzić jak tam na scenie?
- Jasne. – Odrzuciłem i pośpiesznym krokiem ruszyliśmy w stronę kurtyny, którą odsłoniliśmy. Pierwsze co rzucało się w oczy to roztrzaskana na milion kawałków makieta księżyca i stojąca obok niej Julia, Ada i Sebastian. Zauważyli nas.
- Możecie nam powiedzieć, co się do cholery stało? Które z was się bawiło dźwignią? – Niespodziewanie oburzył się niedźwiedź. Byłem ciekawy co teraz będzie, kiedy makieta została zniszczona. Odwołają przedstawienie czy każą nam grać bez niej?
- To nie oni tylko ja. Chciałem wam pomóc no i ostatecznie spaprałem robotę, ale następna makieta zadziała, przysięgam! – Zza naszych pleców wyszedł Thomas, który z entuzjazmem już chciał wracać do dźwigni.
- NIE! – Rzuciła cała nasza pozostała piątka, na co ten stanął w miejscu. – Proszę, zostaw te makiety… Chcemy mieć chociaż kilka, żeby przeprowadzić z nimi próbę.. – Wytłumaczyła mu Ada.
- W porządku. W takim razie, idę się ostatecznie przebrać i możemy zaczynać. – Oznajmił z półuśmiechem znikając z naszego pola widzenia. Moja uwaga przeszła teraz na elegancko ubraną Sunny, której suknia idealnie podkreślała kształty. Żałowałem, że to nie ja dostałem rolę jej męża. Na widowni siedział zaczytany w jakąś ogromną księgę Simon, a obok niego Matthias. Jake wraz z Alvaro zajmowali miejsca na rusztowaniu u góry sceny, gdzie znajdowały się reflektory wraz z konsoletą. Zapatrzyłem się, a ktoś klepnął mnie w ramię.
- Chester, chodźmy się przebrać, nie każmy im czekać! – Yukino wzięła moją dłoń i przeciągnęła do przebieralni. Kiedy do niej weszliśmy, Taylor stał obok wieszaków na których zawieszone były nasze świeżutkie przebrania.
- Wyszły one wczoraj z pod mojej ręki, dlatego jeśli napotkalibyście jakiś problem to zachęcam jak najbardziej do zgłaszania go mi! Cieszę się, że z takim entuzjazmem zakładacie moje przebrania! – Jego niemalże piszczący głos sprawiał, że bolały mnie uszy. Podszedłem do szlacheckich szat, jak na ród Montekich przystało, i zacząłem się rozbierać. Nie przeszkadzała mi obecność Yukino, ani jej nie przeszkadzała obecność mnie, co mnie akurat troszkę zdziwiło. Za dużo o tym nie myśląc            szybko wskoczyłem w nowe ciuchy, które pasowały jak ulał. Wszystko leżało idealnie, i chociaż nie powinienem tego przyznawać, to czułem się w nich komfortowo.
- I jak wyglądam? – Zapytała ubrana w nieco skromniejszą suknię niż Julia i Sunny. Wyglądała naprawdę uroczo w dodatku z jej lekkimi rumieńcami na twarzy.
- Jak milion dolarów. Nie dajmy im więcej czekać. – Pochlebiłem ją i razem wyszliśmy z przebieralni w rekwizytorni, udając się w stronę sceny. Stała już na niej Venice z Koryfeusem, a roztrzaskana makieta księżyca zniknęła.
-…Tak więc nic się nie stało, ale unikajcie takich sytuacji w przyszłości! Następnym razem nie będziemy tacy litościwi! – Pomachali palcem przed twarzami grupy, a następnie szybko zniknęli za kurtyną. Czyżby wymienili zepsutą makietę? Trochę przerażała mnie wizja porywaczy z nieograniczoną liczbą zasobów.
- Dobra kochani, jeśli wszyscy są gotowi to proszę o zaczęcie próby! Akt 1, scena 1! Wchodzi Casper, Matthew, Charles, Chester, Sunny, Habber i Thomas! – Donośnie krzyczał niedźwiedź, kiedy ja z resztą siedzieliśmy za kulisami.
- No i jeszcze my! Będziemy odgrywać role postaci, których wam nie przypisywaliśmy. W tym przypadku role tych dwóch strażników i księcia Werony! Do roboty, aktorzy! – Marionetki w przebraniach pojawiły się znikąd. Ich obecność nie wpływała pozytywnie na nikogo.
                Zbytnio nikt nie zwracał uwagi na dialog jaki prowadziły marionetki. Po kilku minutach z wypiętą do przodu dumnie klatką piersiową na scenę wszedł ubrany w eleganckie szaty, już bez swojej czapki Casper. W porównaniu do poprzedniej próby, na jego twarzy wypisana była powaga i spokój. Dzisiejszego ranka musiały zaboleć go słowa Matthew, czekałem aż się odkuje.
- Odstąpcie, głupcy; schowajcie miecze do pochew. Sami nie wiecie, co robicie. – Ze strony Cartie’a nie było słychać ani jednego zawahania, powiedział swoją kwestię idealnie, po czym rozdzielił marionetki swoim mieczem.
- Cóż to? krzyżujesz oręż z parobkami? Do mnie, Benwolio! pilnuj swego życia. – Na scenę wszedł Matthew, którego przygotowanie nikogo nie zdziwiło. Obstawiałem, że większość swoich kwestii znał już na pamięć wczoraj.
- Przywracam tylko pokój. Włóż miecz nazad Albo wraz ze mną rozdziel nim tych ludzi. – Po mimice odczuwałem, że patrzył na postać Matthew z góry. Casper wyczuwał ten konflikt i wczuwał się w niego.
- Z gołym orężem pokój? Nienawidzę Tego wyrazu, tak jak nienawidzę Wróg Szatana, wszystkich Montekich i ciebie. Broń się, nikczemny tchórzu. – Tybalt, którego grał standuper, wyciągnął swój miecz i razem z Benwolio zaczęli walkę. Zaraz potem na scenę wpadli Sunny i Habber, a za nimi ja i Charles. Odegraliśmy naszą scenę idealnie, a muzyka którą operował Jake dodawała jej uroku. Po pierwszej scenie wszyscy zasiedliśmy na kulisach aby napić się wody i podyskutować.
- Ale to wyszło świetnie! – Zaczął Thomas. – Cieszy mnie to, że tak zapamiętaliście swoje kwestie!
- To akurat prawda, wykazaliście się dużą dozą profesjonalizmu jak na was. – Dorzucił od siebie Matthew popijając wodę źródlaną.
- I jak ci się podobała nasza scena, Matthew? Mi przynajmniej bardzo, naprawdę podziwiam to jak potrafisz wczuć się w postać! – Podbił do standupera Cartie. Wydawał się być bardzo podekscytowany i szczęśliwy.
- Dzięki. Szczerze mówiąc, mogło być lepie… Nie no żartuję, graba mordo, było zajebiście! Przepraszam, że w ciebie nie wierzyłem. – Panowie zbili ze sobą piątkę, po czym dalej kontynuowali dialog na temat sceny jak i całego przedstawienia. Usłyszałem głośne dźwięki kroków na rusztowaniu i odwróciłem głowę, aby ujrzeć schodzącego do naszej grupy Alvaro.
- Jestem z was dumny, moje dzieciątka! Przećwiczmy dzisiaj wszyściutko, bo mam dobre przeczucia. – Pokazał nam kciuki w górę i puścił oczko.
- Ty też się dobrze spisałeś co do muzyki, Jake. – Pochwaliła znajdującego się już na naszym poziomie barmana Sunny.
- To nie jest dubstep. – Hmm? – Gdzie jest kurwa dubstep?! – Oburzył się, po czym nagle zaczął śmiać. Kilka osób do niego dołączyło, wydawało mi się że to było jakieś nawiązanie, jednak nie wiedziałem do czego. – Nie no żartuję, kurwa, kto w ogóle lubi dubstep… - Obrócił się na pięcie i wszedł na powrót na górę rusztowania.
                Po krótkiej przerwie, następna wchodziła Julia i Thomas, którzy chcieli przećwiczyć scenę balkonową.        
- Akt II, scena II! Charakterystyczna scena balkonowa, proszę państwa! – Zapowiedział nam niedźwiedź. Ja wraz z resztą grupy z zaciekawieniem patrzyliśmy zza kurtyny na to co miało się zaraz wydarzyć. Na scenie stały teraz schody, które prowadziły do małej platformy na której stała Julia, a schody te, od strony widowni, zakrywała makieta balkonu wraz z różami, dopiero co spuszczona przez Adę.
- Julio! Kochana ma Julio! Proszę, pokażże mi swoje lico przepiękna kocico! Popatrz na gwiazdy i spójrz, w jakichże sposób ja widzę ciebie! Dwie najjaśniejsze, najpiękniejsze gwiazdy, Oko Z całego nieba, gdzie indziej zajęte, Prosiły oczu jej, aby zastępczo Stały w ich sferach, dopóki nie wrócą. Lecz choćby oczy jej były na niebie, A owe gwiazdy w oprawie jej oczu: Blask jej oblicza zawstydziłby gwiazdy Jak zorza lampę; gdyby zaś jej oczy Wśród eterycznej zabłysły przezroczy, Ptaki ocknęłyby się i śpiewały! – Herring improwizował w komiczny sposób na początku, ale potem uratował się prawdziwym tekstem.
- Ach! – W porównaniu do Thomasa Julia miała naprawdę krótką kwestię.
- Cicho! coś mówi. o! mów, mów dalej, uroczy aniele; Anioł bo ty mi w noc tę tak wspaniale świecisz jak lotny goniec niebios rozwartemu od podziwienia oku śmiertelników! I choćbym miał przeszukiwać tony śmietników aby znaleźć butelkę oznaczoną twoim pięknem, zrobię to, perło! – Słyszałem z widowni klaskanie, a kiedy spojrzałem klaszczącym okazał się Bleslav, jego twarz zastygła w lekkim uśmiechu.
- Stop, stop! Thomas… Nie douczyłeś się do końca tekstu, prawda? – Przerwał im niedźwiedź, wypominając oczywiste.
- Aż tak bardzo dało się to wyczuć? – Zapytał improwizator z nijakim grymasem na twarzy.
- W sumie to nie… Gdybym nie miał tekstu to naprawdę bym się nie zorientował, bo zachowywałeś powagę i odpowiednią intonację, po prostu wątpię żeby nasi oprawcy tolerowali na przedstawieniu improwizację… - Rzucił smutno Sebastian. Z góry zeszli Alvaro oraz Jake.
- Może powinniśmy pójść do restauracji coś zjeść i chwilę odpocząć? Pracujemy tu już trzy godziny, myślę że przydałaby nam się chociaż chwila. – Rzucił pomysłem reżyser, na który wszyscy przytaknęliśmy.
- Po obiedzie wrócimy i będziemy dalej ćwiczyć, prawda? – Zapytał nas Matthew. W sumie sam nie byłem co do tego pewien.
- Myślę, że tak. No chyba, że ktoś jest temu przeciwny, nikogo nie będziemy zmuszać. – Odparł Cup, jednak nikt jasno nie zadeklarował, że nie chce wracać na próbę. Kiedy byliśmy już w restauracji obok mnie przy stole usiadła Yukino, Casper, Matthew i Alvaro.
- To jak? Kto według was wypadł podczas tej próby najgorzej? – Zaczął temat Casper. Najgorzej? Wszyscy wypadli świetnie, jednak ciężko było ocenić zachowanie Thomasa, jest perfekcyjnym improwizatorem, zakazywanie mu improwizacji to jak dla niego zakaz do oddychania.
- Patrząc od strony czysto technicznej Thomas, jednak gdyby Sebastian mu nie przerwał to bym nie wyczuł, że improwizuje. – Rzucił na szybko Matthew wcinając makaron.
- Muszę się tutaj zgodzić. Mam nadzieję, że na samym przedstawieniu marionetki będą tolerować improwizację… - Westchnął potem głośno Alvaro.
- Zauważyłeś dzisiaj te specjalne interakcje między Casprem i Matthew? Są na swój sposób uroczy… - Powiedziała mi szeptem do ucha Yukino, jednak to zignorowałem. Byliśmy w trakcie rozmowy, sekrety na ucho niekoniecznie mi odpowiadały i dodatkowo, nie widziałem tego co ona chciała żebym zobaczył.
- Hej! Co to za sekrety w grupie? Też chcemy usłyszeć. – Wyrzucił w naszą stronę Casper z zadziornym uśmieszkiem na twarzy. Nie wiedziałem co na to odpowiedzieć.
- Powiedziałam, że ty i Matthew wyglądalibyście razem uroczo. – Rzuciła nonszalancko Cambell. Ona naprawdę nie miała żadnych hamulców jeśli chodziło o połączenie dwóch chłopaków ze sobą. Na tę wiadomość obydwaj panowie wypluli przed siebie to co właśnie pili, a ich oczy się rozszerzyły.
- Nawet tak nie żartuj. Jesteśmy tylko współpracownikami, to wszystko. – Opowiedział się stanowczo standuper, a Cartie mu przytaknął.
- Co ty masz z tym łączeniem ludzi w pary? Słyszałem, że Anton i Sebastian też oberwali od twoich zachcianek. – Skwitował ją Casper. Osobiście nie stwierdziłbym że ucierpieli, a raczej po prostu skorzystali z naszej pomocy. Niektórzy naprawdę potrzebują solidnego zapalnika do takich typu spraw.
- To żadna moja zachcianka tylko poniekąd praca. Pomagam ludziom Cartie, a nie zmuszam do rzeczy których nie chcą robić. Sebastian i Anton niedługo sami przyjdą do mnie z podziękowaniami, jeszcze zobaczysz. – Odparła poddenerwowana fujoshi.
- Szczerze mówiąc w to wątpię, ale pożyjemy zobaczymy. Widzę, że wszyscy skończyli, powinniśmy się zawijać z powrotem na salę teatralną? – Zakończył temat Casper. Zgodziliśmy się z nim i wróciliśmy na salę teatralną, gdzie przez kolejne trzy godziny ćwiczyliśmy różne sceny aby sprawdzić przygotowanie każdego z osobna. Musiałem przyznać, każdy dał od siebie jak najwięcej i jedynym problemem na próbach pozostawała improwizacja Thomasa. Alvaro wpadł na pomysł aby to jakoś uczcić.
- Co wy na to abyśmy przeszli wszyscy wspólnie do salonu i napili się kulturalnie alkoholu? – Zapytał pstrykając palcami. Byłem jak najbardziej za, imprezy zawsze dawały mi okazję do wyciągania informacji z podpitych albo uchlanych w trupa ludzi.
- O tak! Kurwa, czekałem aż ktoś to w końcu zaproponuje, Alvaro jesteś moim wybawcą! – Rzucił się na niego Saladsky, mocno go obejmując. – Tylko proszę, bez mojito.
- Huh? Czemu bez mojito? Ostatnio robiłeś je bez problemu! – Zareagowała na to Sunny. Barman puścił reżysera i powoli podszedł do dziennikarki, patrząc jej głęboko w oczy.
- Za każdym razem jak robię mojito diabeł zabiera kawałek mojej duszy i daje dodatkowy kamień nerkowy. – Odpowiedział z pełną powagą na twarzy. Usłyszałem śmiech wielu ludzi, jednak najgłośniejszy był Charles. Cieszyłem się, że dzisiaj dawał mi spokój, ale w sumie to tak naprawdę ja go nie sprowokowałem. Jeszcze nie.
- No dobra Jake, niech ci będzie. Bez mojito. – Odrzuciła niezadowolona dziennikarka. Temat potem przejął marynarz.
- Przepraszam koledzy, ale ja stronię od alkoholu. Mogę iść z wami posiedzieć i popilnować, żebyście nie zrobili sobie krzywdy. – Uświadomił nas Raph, ale nikt nie miał z tym problemu, każdy wybiera to co dla niego najlepsze.
- Sorry, ale chcę iść odpocząć. Bawcie się dobrze! – Rzucił szybko bokser i wyszedł.
- Ja będę u siebie w pokoju, ale radzę mi nie przeszkadzać bo wyrwę wam głowy i naszczam do szyi. Tak poza tym, miłej zabawy. – Dorzucił od siebie Simon, który postanowił przez chwilkę spojrzeć na nas znad swojej ogromnej księgi. Zaraz potem wyszedł z sali teatralnej. Pan lekarz ogromnie mnie ciekawił, patrząc na jego codzienne zmiany samopoczucia. Może sam był na coś chory?
- No cóż, to się stało. Może po prostu pójdźmy teraz chlać? – Ciszę przerwał Charles. To była jedna z niewielu kwestii w których się z nim zgadzaliśmy.
                Minęło półtorej godziny od czasu kiedy większość grupy napłynęła do salonu. W tym czasie Alvaro i Matthew odpłynęli pod naporem różnego rodzaju drinków o niejednakowej zawartości alkoholu. Słyszałem, jak Jake mówił że zrobił im drinka czystej krwi, czytaj samą wódkę w szklance. Została nas garstka, aż w końcu tłumacz wpadł na pomysł zagrania w grę.
- Możemy zagrać w coś, żeby się lepiej poznać, co wy na to? – Zapytał nas po czym klepnął analityka w ramię. – Chodź ze mną, pomożesz mi nieść. – Dwójka poszła w kierunku barku po czym przyniosła po trzech kieliszkach dla jednej osoby. – Gramy w grę, która polega na zadawaniu pytań. Zaczniemy od Jake’a i polecimy po osobach w prawo. Ktoś zadaje pytanie, a ty jeśli zrobiłeś rzecz o którą pytał to pijesz, kiedy wypijesz wszystkie swoje shoty, przegrywasz. Proste prawda? Wygrywa osoba, która zostanie na koniec z chociaż jednym kieliszkiem. Dodatkowo, chciałbym żebyście opowiedzieli o sytuacji w jakiej zrobiliście daną rzecz, będzie po prostu ciekawiej.
- Jestem za, fajna okazja żeby dowiedzieć się o was najbardziej pikantnych szczególików… - Niespodziewanie rzucił Anton. Nie było osoby, która chciała się wycofać. Tłumacz chodził po wszystkich zebranych w kółko na podłodze i polewał znajdujące się przed nimi trzy kieliszki, a kiedy skończył usiadł z powrotem na swoim miejscu.
                - To co, ja zaczynam, ta? Niech pierwsze będzie proste i w sumie spali sporo szans. Którekolwiek z was napierdoliło się kiedyś jak szpadel i nie wróciło do domu przez noc? – Wziąłem do ręki kieliszek. Nowy Jork był miastem pełnym zabaw, co więcej mogłem powiedzieć. Często wychodziłem gdzieś ze znajomymi na domówki albo organizowałem je u siebie. Siedząca po mojej prawej Yukino również wypiła kieliszek. Julii, Adzie, Casprowi, Antonowi, Matthiasowi i Sunny również brakowało po jednym kieliszku. Żaden z nas nie czuł potrzeby tłumaczenia tego, wszyscy rozumieli jak to działało. – Ty nie, Charles?
- W sumie nigdy mi się nie zdarzyło, zawsze dawkowałem alkohol. – Odpowiedział z rumieńcami na twarzy.
- Tak samo. Nie rozumiem jak można się upijać, szczerze. – Zgodził się z Charlesem analityk. Po Bleslavie mógłbym się tego spodziewać, ale po tłumaczu? Naprawdę mnie zaskoczył.
- Dobra Charles, teraz ty. Dawaj coś ciekawego, ty prawdopodobnie potrafiłbyś coś wymyślić. – Oddał prawo do pytania Jake. Braid złapał się za brodę i chwilę zastanawiał.
- Dobra, pytanie bomba. Czy któreś z was kiedykolwiek zniszczyło magnetofon? – Moje oczy się wytrzeszczyły kiedy zobaczyłem, że Thomas i Sunny piją po kieliszku. To któreś z nich?
- Wiedziałam, to jednak byłaś ty! – Wygarnęła dziennikarce Julia, na co ta popatrzyła z niedowierzaniem.
- To byłam ja? O czym ty pieprzysz?
- Jak to kurwa o czym? To ty zniszczyłaś ten gramofon w sali teatralnej!
- HAHAHAHA! Spokój! To było pytanie pułapka, zapytałem o magnetofon, a nie o gramofon. Ale się dałaś złapać Julia w pułapkę! – Julia uderzyła się otwartą dłonią w czoło, a ja odetchnąłem z ulgą. – Po co miałbym o to pytać, skoro doskonale znam sprawcę?
- Nie wiem, może dlatego że faktycznie go jednak nie znasz? – Zaatakowała Mushial, tłumacz jednak się tym nie przejął.
- Dobra niedźwiadku, teraz ty. Daj z siebie wszystko co masz. – Przekazał prawo do zadania pytania Sebastianowi. Cop za długo o tym nie myślał, a jego pytanie było co najmniej nietypowe.
- Czy którykolwiek z was kiedykolwiek myślał o morderstwie?
- Kurwa, co to za pytanie? – Oburzył się Anton i po raz pierwszy przy nas przeklął. To jednak nie powstrzymało jednej osoby od wypicia kieliszka. Z przerażeniem w oczach patrzyłem, jak tłumacz opróżnia naczynie. – C-co? Charles?
- Odpowiadam szczerze, może wam się to nie podobać, ale w głębi duszy wiecie że każdy o tym w jakikolwiek sposób myśli. Takie są zasady tego miejsca.
- Braid ma rację. Jedyne co możemy zrobić to uszanować to, że tylko on miał na tyle jaj z nas by się do tego przyznać. – Opowiedział się po stronie tłumacza analityk. Wiedziałem, że mieli rację. Wszyscy patrzyli po sobie, zastanawiając co teraz zrobić.
- No dobra, teraz moja kolej, co? Zastanawia mnie pewna rzecz, więc o nią zapytam. Czy kogokolwiek cieszy udział w tym czymś, co sam nazwałem ,,zabójczą grą’’? – Nikt oprócz niego samego się nie napił. Ta gra bardzo szybko zamieniła się w najdziwniejszą jakiej doświadczyłem. Bleslav cieszył się z naszego porwania? To wszystko nie wpływało dobrze na jego pozycję lidera z której zresztą prawdopodobnie zrezygnował.
- Bleslav, co do chuja? – Na twarzy Sunny widziałem przerażenie, na twarzach wszystkich je widziałem. Było to niezłym kontrastem do obrazu analityka, którego poznaliśmy kilka dni temu. Na jego miejscu bym się z tym krył, ale tak naprawdę nie wiedziałem co kryło się w jego głowie. Pragnąłem w przyszłości do niej wejść.
- Szybka zmiana tematu, czy kiedykolwiek wydaliście kogoś policji? – Ciszę przerwał Thomas, za co byliśmy mu wdzięczni.
- Kurwa mać, odpadam. Zostanę jednak, żeby posłuchać co tam macie do powiedzenia. – Poinformowała Sunny kończąc jej trzeci kieliszek. Ja wypiłem swój drugi zaraz po niej, jednak na tym się kończyło.
- W sumie logiczne, że dziennikarka wydała kogoś policji. A co z tobą Chester? Kogo wydałeś? – Zapytał mnie Anton, ja jednak nie wiedziałem jak mu odpowiedzieć.
- Przypadkiem kiedyś natknąłem się na grupkę ćpunów no i tak wyszło. – Odpowiedziałem nijako, licząc że to mu wystarczy.
- Skoro jesteśmy przy temacie policji, to może czy kiedykolwiek ktoś z was spędził nockę w celi? – Wziąłem swój trzeci i ostatni kieliszek, tym samym przegrywając grę. Szczerze mówiąc, nie przeszkadzało mi to jakoś bardzo. Chciałem poznawać innych, a nie rozgadywać o sobie. Spojrzałem na siedzącą obok mnie Yukino, która teraz usnęła. Oprócz mnie kieliszek wzięła Julia, Ada, Jake, Charles i Matthias.
- Emm… wszystko w porządku z Cambell? Powinniśmy ją wykluczyć z gry? – Zaniepokoił się niedźwiedź.
- Niech sobie śpi, ale skoro nie ma jak wypić to jest wykluczona z gry. Trzy osoby mniej! – Stwierdził tłumacz. Teraz prawo do pytania przechodziło do Matthiasa.
- Teraz proszę osoby, które wypiją za to pytanie do wytłumaczenia się. Czy ktokolwiek z was uprawiał kiedyś seks w miejscu publicznym? – To było niespodziewane z jego strony. Przed moimi oczami ukazał się widok Julii i Ady sięgających po swoje ostatnie kieliszki oraz ku mojemu zaskoczeniu, Bleslav również wychylił ze swojego.
- Proszę proszę, lesbijka i kominiara? Jak to się stało? To za to was zamknęli w celi? – Prześmiewczym tonem wypytywał Charles.
- Nie, nie za to. Standardowo, była impreza w klubie, trochę wypiłam i bardzo zaprzyjaźniłam z taką jedną, fajną dziewczyną. Potem jakoś tak samo poszło, że wylądowałyśmy w krzakach. – Z lekkim uśmiechem opowiadała nam Julia.
- U mnie praktycznie tak samo. Ciekawi mnie jednak, co ma do powiedzenia pan analityk. – Dodała potem Deresad. Nasze wszystkie spojrzenia poleciały w stronę Adalberta, który teraz się rumienił i był strasznie speszony.
- Chcieliśmy spróbować czegoś nowego z moją dziewczyną, okej? Pójść na jakiś fajny film, zrelaksować się…
- O nie, robiliście dziurę w denku od popcornu? – Na to pytanie Jake’a zaczęliśmy się śmiać. Analityk zakrył się ręką i nie odpowiedział na to pytanie.
- Oj, dajmy mu spokój. Każdy od czasu do czasu potrzebuje jakiejś innowacyjnej rozrywki. – Rzuciła w jego obronie Julia. Następne prawo do pytania przypadało Casprowi.
- No cóż, w takim razie ja, co? To będzie strasznie specyficzne pytanie, które może wyłonić z nas psychopatów, ale trudno, lepszego nie mam. Czy skrzywdziliście kiedykolwiek jakieś zwierzę? – Sebastian, Anton i odpadający w tym momencie Matthias oraz Charles sięgnęli po kieliszek. Byłem ciekawy ich wytłumaczenia.
- Mam nadzieję Sebastian, że nie były to niedźwiedzie… - Smutnym głosem powiedział Charles.
- Właśnie były to niedźwiedzie. Słuchajcie, walka o przetrwanie jest walką ciężką, a ja musiałem ją wygrać.
- A ty Anton? Taki pobożny chłopak, coś zrobił jakiemukolwiek zwierzęciu? – Tym razem zapytał Matthias.
- Przez przypadek nadepnąłem kota na ogon… kilka razy.. – Rzucił, a ja się uśmiechnąłem. Dobrze było mieć w grupie kogoś, kto przejmuje się nawet tymi najmniejszymi sprawami.
- Możemy przestać gadać o ranieniu zwierzątek? – Przerwał Thomas. – Teraz moja kolej na pytanie. Czy którekolwiek z was wierzy w zjawiska paranormalne? – Po jednym wypili Casper i Anton, a kieliszek modela był jego ostatnim.
- Oh, naprawdę Casper? To w co takiego wierzysz? – Dopytała Julia.
- Możecie się śmiać, ale wierzę w syreny. I to nie takie bajkowe syreny, tylko te które faktycznie krzywdzą ludzi. – Był śmiertelnie poważny wypowiadając to. Widziałem jak Julia łapie go za udo.
- Spokojnie, jesteśmy na lądzie. A ty Anton? W co takiego wierzysz?
- W demony. W sensie, niekoniecznie nazwałbym je zjawiskiem paranormalnym, bo faktycznie istnieją, ale przez wielu są nazywane paranormalnymi. Myślałem, że każdy w nie wierzy… - No właśnie niekoniecznie, Anton.
- Dobra, opętany Bleslavie, teraz twoja kolej na zadanie pytania. – Ukrócił szybko temat tłumacz.
- Hmm… Czy zostaliście kiedykolwiek wzięci za geja? – Po kieliszek sięgnął Thomas, Jake, Sebastian i odpadający teraz Casper.
- Serio Jake? Ciebie wzięli za geja? Wydajesz mi się być najbardziej heteroseksualnym gościem jakiego ostatnio spotkałem. – Oznajmił Cartie.
- No widzisz. Dostałem kiedyś takie śmieszne zaproszenie na imprezę, która na pierwszy rzut oka nie wydawała się być jakaś inna od reszty. Poszedłem tam, wszedłem do domu i nagle zgasły światła i straciłem przytomność. Obudziłem się bez spodni i majtek, szukając włącznika światła. Ten moment kiedy poczułem czyjeś łoniaki na swoich pośladach był decydującym o spierdalaniu stamtąd. Dostałem zaproszenie do gejowskiej orgii w darkroomie.
- O kurwa, tego się nie spodziewałam, haha. – Podśmiechiwała się dziennikarka. Też nie mogłem wytrzymać ze śmiechu. Saladsky był świetną osobą do rozładowania napięcia.
- Hej, ja mogę teraz zadać pytanie? Troszkę mi się nudzi… - Podbił do naszej grupy trzeźwy marynarz.
- Czemu nie? Zadawaj! – Zachęcił go tłumacz.
- Czy którekolwiek z was uciekło kiedyś z domu na dłużej niż tydzień? – To było ostatnie pytanie, które wyłoniło zwycięzcę. Wszyscy oprócz improwizatora wypili swoje ostatnie kieliszki.
- Tak oto naszym zwycięzcą zostaję Thomas Herring! Gratulacje! – Oznajmił na głos Charles.
- O kurwa, o boże. W sumie to pokazuje jak nudne miałem życie, ale jebać. Wygrałem, mamo! Coś w końcu w życiu wygrałem! – Improwizator był cały podekscytowany, a wszyscy w kółko gratulowaliśmy mu klaszcząc.
                Po grze podzieliśmy się na małe grupki siedzące w swoim gronie. Przenieśliśmy śpiącą Yukino na kanapę, a ja siedziałem teraz wraz z Sunny i Thomasem.
- Tak więc skąd w ogóle jesteś Thomas? Bo wiem, że Sunny z Nowego Jorku. – Zacząłem konwersację.
- Huh? Skąd to wiesz? Nie mów mi, że ty też stamtąd jesteś…
- Owszem, również z Nowego Jorku. A ty Thomas? – Zapytałem improwizatora.
- Za daleko nie musisz szukać, wszyscy tutaj jesteśmy z Nowego Jorku, dlatego ciebie też kojarzyłem Sunny. Ale się złożyło, prawda? – Więc Herring też był z tego samego miasta? Cóż za zbieg okoliczności.
- To nad czym pracowałaś Sunny, zanim znalazłaś się tutaj? – Kontynuowałem.
- Pracowałam nad artykułem na temat Nowojorskiego Widmo. Słyszeliście o nim? – Oczywiście, że o nim słyszałem. Byłem bardzo ciekawy jej opinii o Widmo i czy pokrywała się z moją.
- Nie mam pojęcia o kim mówisz, a ty Chester? – Odparł Thomas.
- Oczywiście, że o nim słyszałem. Ale co dokładnie chciałaś zamieścić w tym artykule?
- Rozmawiałam z osobami, które dostały od niego pomoc i chciałam opisać Widmo ich słowami, doszukiwałam się jego motywów, jednak stanęłam w kropce no i potem nastąpiło to porwanie. – Odpowiedziała.
- O czym wy mówcie? Jakie Widmo? O niczym takim nigdy nie słyszałem.. – Smutnym głosem przerwał Herring.
- Może powinniśmy zmienić temat? Thomas, może opowiedziałbyś nam coś o tym jak zara…
- SŁUCHAJCIE WSZYSCY, DAWAJCIE NA SALĘ SPORTOWĄ, GRAMY W ZBIJAKA! – Głośny krzyk Ady zakłócił naszą rozmowę. Kolejny sport? Ostatnim razem kiedy graliśmy coś się komuś stało, nie nauczyli się nadal? Kątem oka widziałem, jak Matthew próbuje wstać, ale szybko znowu upada na ziemie łapiąc się za usta, żeby powstrzymać bełta.
- Dawajcie, czemu nie? Idziemy! – Thomas był cały podekscytowany z tego powodu, wstając i czekając aż za nim podążymy.
                Weszliśmy do sali sportowej, a w środku znajdowali się wszyscy oprócz Yukino, Alvaro, Matthew, Simona i Habbera. Wszyscy byli niemiłosiernie spruci, więc przestawienie całego sprzętu sportowego zajęło zdecydowanie za dużo czasu.
- Jak chcecie być z Jake’iem to ustawcie się po jego stronie boiska, jak ze mną to po mojej. – Krzyknął w naszą stronę Cartie. Ja i Thomas poszliśmy do barmana, natomiast Sunny do Caspra. Raph stojący na poboczu nie grał, co dawało nam dwa składy równo po sześć osób. Wszyscy byliśmy pijani, a ta gra okazała się być jedną wielką katastrofą. Jake i Matthias w pewnym momencie posnęli na boisku, a z drużyny barmana zostałem na boisku tylko ja. Piłkę w dłoniach miał w tym momencie Cartie. Straciłem całe swoje skupienie i w ostatnim momencie próbowałem złapać lecącą na mnie piłkę. Krzyknąłem.
- KURWA MAĆ, AŁA! JAK TO KUREWSKO BOLI! – Dostałem piłką centralnie w palec. Słyszałem odgłosy zadowolenia z wygranej po drugiej stronie boiska. Pierwszą osobą jaka do mnie podeszła okazał się być model.
- Hej, wszystko w porządku? Może powinniśmy cię zabrać do Simona? – Łzy leciały mi po policzkach. Cieszyłem się, że byłem pijany bo na trzeźwo bolałoby jeszcze bardziej. Potem przybiegł do mnie Casper.
- Ja pierdolę, przepraszam Chester! Naprawdę nie chciałem, jakim ja jestem idiotą! Anton, musimy zabrać go do Simona! – Oznajmił z gamą różnych emocji na twarzy, a model przytaknął. Podnieśli mnie i na swych ramionach ponieśli w stronę pokojów.
                - Co jest kurwa?! Mówiłem, żeby mi nie przeszkadzać. – Otworzył nam zdenerwowany Simon nadal ubrany w swoje codzienne ciuchy. Spojrzał na mnie i prawdopodobnie zrozumiał o co chodzi. – Co żeś tym razem odjebał Cartie?
- N-nie chciałem, to był wypadek. Rzuciłem mu piłką do zbijaka w palec i bardzo go boli. – Wytłumaczył mu Casper.
- Dawajcie go tu, ale tylko on wchodzi. Wy zostajecie na zewnątrz. – Uświadomił nas i pociągnął mnie za ramię do środka. Pokój był sterylnie biały, ale niczym innym się nie wyróżniał. To co mnie zastanawiało to wygląd jego piwniczki. Mistrz gry umiejscowił mnie na łóżku i kazał czekać. Kątem oka zauważyłem coś ciekawego, ale zanim zdążyłem to sprawdzić, zdążył przyjść z materiałami do zrobienia zimnego okładu. Nie zajęło mu to długo.
- Dam ci tę maść, smaruj nią sobie tego palca podczas zmian opatrunku codziennie i jutro wróć na wizytę. – Zabandażował mi wcześniej nasmarowanego maścią przeciwbólową palca. Wyszedłem drzwiami na korytarz, gdzie czekali na mnie Anton i Casper.
- Dzięki Bogu, wszystko jest w porządku? – Odezwał się model, a mimika Simona zmieniła się diametralnie.
- Nie dzięki Bogu, tylko kurwa mnie, zapamiętajcie to sobie. Wybiłeś mu palca snajperze, następnym razem uważaj. – Powiedział mistrz gry do Caspra. Miałem ochotę iść do swojego pokoju i odpocząć. Szedłem przodem, a dwójka za moimi plecami rozmawiała szeptem.
- Naprawdę jestem spierdolony… chcę być miły i uczynny dla wszystkich, a ciągle odpierdalam jakieś gówno…
- Nie martw się, to był wypadek…
- Wypadek czy nie, nadal nie polepszam swojego wizerunku w oczach innych. Nie chcę być wyrzutkiem, Anton.. – Dotarłem do swojego pokoju i położyłem dłoń na klamce.
- Dobranoc, chłopaki. Zobaczymy się jutro! To wszystko co mogłem z siebie wydusić przed tym jak wszedłem do pokoju i bez zmieniania swoich ubrań rzuciłem się na łóżko, niemalże natychmiast usypiając.

Chapter 4: Sincerity & Sinnerity (Sebastian Cop)


Poszedłem na to spotkanie o 10:00 tylko po to, aby mieć potem pretekst do zniszczenia Julii. Podobnie jak Bleslav wierzyłem w to, że wyjścia nie ma nigdzie w zasięgu naszego wzroku, ale musiałem udawać że zależy mi na jego znalezieniu tak samo jak im. Nie dopuszczałem do siebie myśli, że lesbijka będzie w stanie je odnaleźć i miałem rację. Jedynym zmartwieniem w mojej głowie pozostawał teraz analityk, który był ciężkim zawodnikiem, jednak nie z takimi już walczyłem o dominację. Jeśli ktoś ma być liderem tej grupy, to tylko mi należy się taka pozycja. Mi i nikomu innemu.
                W salonie spotkali się Julia, Ada, Casper, Jake, Raph, Anton, Yukino oraz ja. Reszta porzuciła wszelką nadzieję w poszukiwaniu wyjścia i nie dziwiłem im się. Pokładali swoją wiarę w Bleslavie, który był jedną, wielką tykającą bombą. W San Diego spotykałem wielu ludzi podobnych do analityka i lesbijki, jednak żaden z nich nie był tak dobrym liderem jak ja. Zazwyczaj brakowało im charyzmy albo empatii która natomiast ze mnie się wylewała. Mimo tego wszystkiego, nie lubiłem się przechwalać. Wolałem niszczyć swoich wrogów ich własnymi potknięciami, było to szybsze i bardziej satysfakcjonujące.
- Dziękuję przynajmniej wam za przyjście, to szczerze więcej niż się spodziewałam.. – Oznajmiła rozczarowanym głosem Mushial. ,,Nie ładnie tak kłamać’’ – pomyślałem z uśmiechem na ustach.
- Naprawdę nie mam pojęcia czego się spodziewałaś, zwłaszcza po tym jak wasz ukochany przywódca Bleslav olał cię przy wszystkich. – Odpowiedziałem jej z przekąsem. Poczułem na sobie osaczający mnie wzrok innych, wszystkich oprócz Antona który wiedziałem, że się ze mną zgadzał. Naprawdę nie chciałem zawieść modela, który ze zdrowym rozsądkiem pokładał we mnie nadzieję. Pomimo tego, że znaliśmy się dopiero kilka dni, zaufał mi, a ja nie mogłem zdradzić tegoż właśnie zaufania.
- Bleslav nie jest żadnym naszym przywódcą. Jeśli tak bardzo boli cię to, że faktycznie ktoś chce odnaleźć wyjście to nie mam pojęcia po co tutaj przyszedłeś. – Odpowiedział mi Jake. Byli zaślepieni, a ja pragnąłem zdjąć tę opaskę z ich oczu.
- Większość uważa analityka za lidera tej grupy, nie możecie temu przeczyć. Nie rozumiem co takiego w tobie jest Julia. Dlaczego to robisz? Dlaczego oślepiasz ich fałszywą nadzieją, skoro teraz nie ma to sensu? Nie ma po co wodzić ludzi, kiedy Bleslav z największym poparciem się poddał. Wiesz to, tak więc zapytam jeszcze raz. Dlaczego? – Wyrzuciłem z siebie dłuższy monolog. Na twarzach wszystkich widziałem teraz smutne miny. Tak naprawdę nie interesowała mnie jej odpowiedź. Chciałem przemówić do nich, nie do niej. – Nie zamierzam wam pomagać. Pamiętajcie jednak, że kiedy po raz kolejny upadną wam morale przez to, że nie możecie znaleźć wyjścia to jestem do waszej dyspozycji. Do zobaczenia później. – Skończyłem to co chciałem powiedzieć i powoli kierowałem się w stronę pokoju, kiedy ktoś złapał mnie za rękę.
- Sebastian, zaczekaj! Możemy porozmawiać w restauracji? – Nie potrafiłem się zebrać aby odmówić błagającemu wzrokowi Antona. Kiedy tak staliśmy i patrzyliśmy przez maski w oczy, dopiero w takich momentach przypominałem sobie dlaczego żyję. Chciałem chronić takie osoby jak Borsch przed okropieństwami tego świata. Biła od niego aura specyficznej żeńskości pomimo przystojnych, ostrych i męskich rys twarzy.
- W porządku. Przepraszam, że musiałeś to wszystko widzieć..
- Nie przepraszaj, wierzę w  to co mówisz, nawet jeśli przekazujesz to w taki sposób. – Odpowiedział z uśmiechem na twarzy. Dziękowałem swojemu szczęściu, że nawet w takim miejscu jakim był ten kurort znalazła się osoba o charakterze modela. Dotrzymywaliśmy sobie kroku w ciszy w drodze do restauracji.
                Usiedliśmy w dwójkę przy stole niosąc w swoich dłoniach filiżanki z kawą. Nie piłem kofeiny od czasu incydentu, ale sytuacja była całkowicie inna niż do tej pory. Trochę się porozciągałem i w końcu wziąłem łyka. Model cały czas obserwował mnie swoim wzrokiem w skupieniu, zastanawiałem się czemu.
- Coś zrobiłem, że tak ciągle na mnie patrzysz? – Odpowiedziałem z nutką zaciekawienia w głosie. Na ten komunikat model jakby wyrwał się z transu i spłonął rumieńcem.
- N-nie. Naprawdę muszę ci powiedzieć, że mnie inspirujesz. – Widziałem jak jedną ręką bawił się włosami.
- Oh, miło mi. A to do czego tak cię inspiruję?
- W sumie do tego aby wychodzić w ogóle z pokoju w tym miejscu. Bez osoby, która faktycznie martwi się o samopoczucie innych i chce jak najlepiej, byłoby mi ciężko. Od początku miałem i nadal mam złe przeczucie do Bleslava, chociaż nie mam pojęcia dlaczego… Moja matka zawsze ufała swojemu przeczuciu, więc i ja ufam swojemu.
- Patrzy na ludzi z góry, to dlatego. Nie pokazuje tego oczywiście bezpośrednio, ale jeśli dobrze mu się przyjrzysz to to widać. Uważa się za lepszego od innych, a to bywa zgubne.
- W sumie dlaczego ty nie patrzysz na nas z góry? Jesteś dobrym przywódcą i niezwykle mądrym człowiekiem, czy to czasem nie spełnia wymagań aby czuć się od kogoś lepszym.
- Porównaj nas sobie Anton. Ty jesteś modelem, a ja na pierwszy rzut oka wyglądam jak bezdomny.
- Wcale nie!
- Cśś! Daj dokończyć. Tak czy owak, ty jesteś modelem a ja załóżmy bezdomnym. Porównując nas zauważasz, że obiektywnie jestem gorszy bo żyję na ulicy, jednak wszystko sprowadza się do tego jednego momentu w którym wszystko leci na łeb na szyję, a uwierz, każdy w życiu ma chociaż raz taki moment. Wtedy ty już bez swoich pieniędzy i kariery lądujesz na ulicy, jednak nie umiesz sobie poradzić, umierasz. Kiedy zaczynasz współpracować z innymi bezdomnymi żeby przetrwać, wtedy już nie czujesz się wyższy. Przez całe swoje życie nauczyłem się przywiązywać uwagę do ludzi, nie przedmiotów materialnych, dlatego nie patrzę na nikogo z góry, bo nie wiem kiedy będę potrzebować pomocnej dłoni od kogoś kogo kiedyś zlałem. – Przez cały czas trwania mojego monologu model był głęboko skupiony na słuchaniu, co było jedną z wielu rzeczy które w nim lubiłem.
- Cieszę się, że wylądowałem z tobą w tym miejscu, chociaż szkoda że nikt nie potrafi cię w pełni docenić.. – Odpowiedział ze smutkiem w głosie sącząc kawę.
- Z czasem zaczną mnie doceniać, o to się nie martw. Mnie bardziej zastanawia kiedy zaczną doceniać ciebie. – Odpowiedziałem z chęcią zmienienia tematu, bo o ile lubiłem o sobie rozmawiać, to znałem umiar.
- Mnie? Za co mieliby mnie doceniać? Nie wyróżniam się w jakikolwiek sposób oprócz urody, którą wszyscy biorą za mój słaby punkt. Na miłość Boską, nie umniejszając sobie, naprawdę jestem inteligentny i nienawidzę kiedy ktoś tego nie widzi.. – Z irytacją w głosie wyrzucił Anton, a delikatnie się zaśmiałem.
- Jesteś naprawdę fajnym człowiekiem Borsch, nie pozwól żeby wmówili ci inaczej! – Odpowiedziałem powoli wstając od stołu i udając się do wyjścia. Model zrobił dokładnie tak samo.
- Ty też niedźwiadku! Masz jakieś plany? Bo w sumie możemy pójść się odstresować i pograć w jakieś gry na konsoli w salonie. – Zapytał mnie Anton, jednak ja stałem jak kołek. Był to trochę wstyd, ale musiałem tak mu odpowiedzieć.
- Emm… czym była ta cała ,,konsola’’? Przepraszam, po prostu przez życie w dziczy pozapominałem niektórych słów… - Model zaczął się śmiać, jednak nie czułem się tym urażony. Sam się uśmiechnąłem, nawet jeśli pod tą straszną maską nie było tego widać.
- Po prostu chodź do salonu to ci pokażę! – Odpowiedział ciągnąc mnie za rękę w stronę wejścia do ogromnego filaru.
                W samym salonie siedzieliśmy dobre parę godzin, a po drodze przewijały się tam różne osoby. Niespodziewanie do pomieszczenia wpadł Simon z ogromnym uśmiechem na ustach.
- Siemanko panowie! Co tam porabiacie? – Mistrz gry nalewał sobie właśnie czegoś do picia przy barku, jednak nie był to alkohol. Przez ten czas zdążyłem przywrócić pamięć o tym czym była konsola i świetnie się bawić grając razem z Antonem w bijatyki.
- Dobry Simon, właśnie sobie graliśmy w bijatyki bo w sumie nie było nic innego do roboty, chcesz może dołączyć? – Pozytywnie wybrzmiewającym głosem zaprosił go Anton. Nie miałem nic przeciwko, jednak nie cieszyłem się z tego że musieliśmy zmienić grę, bo ta była tylko na dwie osoby, a w obecnej w końcu zaczynałem robić się dobry.
- Jasne! Dzięki za zaproszenie! W ogóle czaicie to, że w nocy te dziwne marionetki wyniosły ciało Sapphiry z mojego pokoju? Ale się rano zdziwiłem jak zobaczyłem tam samą karteczkę! – Wyniosły jej ciało? Szybko jednak z odpowiedzią wyszedł mi Isnt który wspominaną kartkę wyciągnął ze swojego białego fartucha. Napisane na niej było:
- Przepraszamy Simon, ale jesteśmy w 100% przekonani, że nic więcej nie wyniesiesz z badań nad jej ciałem, a nie chcemy żeby zaczęło się psuć, dlatego zabierzemy je w bezpieczne miejsce. – Musiałem przyznać, było to trochę niemiłe ale nic nie mogliśmy temu poradzić.
- Huh. To poniekąd dziwne, że zabierają ją od tak, ale w sumie sama w sobie sytuacja jest dziwna. Pewnie musiałeś się nieźle wkurzyć jak to zobaczyłeś co? – Zapytał Isnta model, ten jednak zaprzeczył głową.
- Czemu miałbym?
- Wczoraj byłeś cały czas zdenerwowany, pomyślałem że to raczej naturalne żebyś się zdenerwował na widok takiej karteczki. – Odpowiedział mu Anton ze szczyptą zdumienia w głosie.
- Oh, przepraszam jeśli wczoraj cokolwiek złego powiedziałem na wasz temat! Po prostu miałem ten dzień… - Urwał po chwili mówiąc coraz to ciszej. Nie chciałem teraz dopytywać, chcieliśmy się po prostu dobrze pobawić przy gierkach.
- Nieważne, po prostu nie zachowuj się tak więcej bo jesteś troszkę nieznośny. – Na tę wiadomość od modela, Simon posmutniał.
- Nie przejmuj się Simon, będzie tylko lepiej! – Odpowiedziałem klepiąc go po plecach i podając mu do rąk kontroler przypięty bezpośrednio do konsoli.
- Zastanawiam się nad wyborem Shrimpana albo Ratthew… - Po tych słowach mistrz gry zaczął grzebać w kieszeni swojego fartucha, aby tylko po chwili wyciągnąć dwie sześciościankowe kostki do rzucania, podobne kolorem do tych z jego maski. Teraz w sumie zacząłem się zastanawiać mistrzem jakiej gry był, więc postanowiłem o to dopytać.
- Swoją drogą, Simon możesz mi powiedzieć więcej o tej twojej ,,profesji’’? Do czego nawiązuje? – Zacząłem, patrząc jak rudowłosy rzuca kośćmi po podłodze. Wynikami okazały się być dwie jedynki.
- A co dokładniej chciałbyś wiedzieć, Sebastian? Bardzo lubię prowadzić sesje rpg na których jestem właśnie mistrzem gry, prawdopodobnie do tego. – Odpowiedział z uśmiechem na ustach zabierając kości z podłogi i wrzucając je z powrotem do kieszeni.
- Sesje rpg? Czym to tak właściwie jest? – Wypowiedział moje dokładne myśli Anton. Byłem ciekawy również dlaczego akurat ta ,,profesja’’, a nie jego prawdziwy zawód.
- Wiem, że to trochę skomplikowane, ale sesje rpg to takie spotkania kilku ludzi przy jednym stole w których najbardziej liczy się improwizacja. Wszyscy tworzą i wcielają się we stworzoną przez siebie postać aby przeżywać przygody które ja jako mistrz gry im przygotowuję. Mają swoje karty postaci i statystki na nich, które pomagają im przetrwać. Są różne systemy, jednak ja zawsze gram za pomocą mojego własnego. Kośćmi takimi jak te, którymi przed chwilą rzucałem, rzuca się aby sprawdzić czy dana akcja którą gracz chciał podjąć się powiodła. Jest wiele rodzajów kości, jednak moimi ulubionymi są te czerwone diamenciki które noszę ciągle przy sobie. To tak w skrócie. – Niekoniecznie rozumiałem, ale nie czułem potrzeby żeby całkowicie zrozumieć. Cieszyłem się, że konwersacja się trzymała a ja i Anton dowiadywaliśmy się o nim nowych rzeczy.
- I mam rozumieć, że robiłeś to w ramach przerw od pracy, tak? Jakim w ogóle typem lekarza jesteś, jeśli mogę zapytać? – Odpowiedziałem na ten dosyć specyficzny wcześniej monolog.
- Poza byciem mistrzem gry byłem również chirurgiem, nawet całkiem dobrym. Moja rodzina zawsze bardzo naciskała na to abym stał się lekarzem, a ja nie umiałem się oprzeć.
- Najwidoczniej było ci to przeznaczone przez Boga, Simon. – Odpowiedział mu model, na co jedna z brwi rudowłosego się zmarszczyła. Coś w tym zdaniu go zdenerwowało.
- Nienawidzę tego jak ten skurwiel kieruje naszymi życiami czerpiąc chorą satysfakcję z naszych porażek! – Odpowiedział mu Simon cały skąpany w złości, uderzając padem o podłogę najmocniej jak tylko się dało.
- Hej! Nie masz prawa go tak nazywać! Pan stara się najbardziej jak tylko może abyśmy sięgnęli do skrawka jego doskonałości! – Oburzył się dodatkowo głęboko wierzący Borsch. Momentalnie Simon rzucił się na modela, jednak nie z pięściami. Isnt mocno przylgnął do niego, kładąc swoją głowę na jego ramieniu.
- Wiem, wiem Anton… Ale to boli… To wszystko co robi boli… - Chciałem podejść ale model z błagalnym wzrokiem i uśmiechem na ustach podniósł dłoń, dając mi znak abym tego nie robił.
- Ból jest dobry… Przypomina ci, że żyjesz.. – Odpowiadał mu cichym i opiekuńczym głosem Anton, gładząc jego skryte pod fartuchem plecy. Minęła chwila po której Simon wziął na powrót kontroler do ręki i się rozweselił.
- Kości zadecydowały, wybieram Shrimpana!
                Graliśmy kolejne kilka godzin, robiąc sobie przerwy do toalety albo na jakieś przekąski. Nawet nie sądziłem, że w towarzystwie Simona będę umieć tak dobrze się bawić. Zwróciłem uwagę na to jak Isnt brudził pada, dotykając go zaraz po tym jak wcześniej zamoczył nachosa w dipie. Obserwowałem tylko pojedynek pomiędzy modelem i mistrzem gry, bo mnie wyeliminowali wcześniej.
- Już przegrywasz Anton, nie masz szans! – Od obydwu panów słyszalny był głośny dźwięk nawalania w przyciski na padach, jednak niespodziewanie przerwał nam komunikat który nas wszystkich przestraszył.
Proszę wszystkich aktorów o zebranie się za pięć minut w sali teatralnej!
Wypuściliśmy z rąk pady, które upadły z niewielkiej wysokości na podłogę. Spojrzeliśmy po sobie, nie wiedząc co powiedzieć.
- Ale się zdygałem. – Zacząłem rozmowę z resztą.
- Bez kitu, ja też. Myślę, że po prostu powinniśmy pójść teraz na tę salę i się przekonać o co może chodzić. – Odpowiedział mi Simon, a my mu przytaknęliśmy. Wziąłem ze sobą butelkę wody źródlanej która walała się nam pod nogami od jakiegoś czasu i szybkim krokiem ruszyliśmy do wyjścia prowadzącego na salę teatralną. Po drodze nie spotkaliśmy nikogo, prawdopodobnie byliśmy pierwsi na miejscu. Kiedy stawialiśmy pierwsze kroki na sali, telefon znajdujący się w mojej kieszeni zaczął wibrować, a po chwili telefony całej naszej trójki zaczęły wydawać dźwięki. Wyciągnąłem swój z kieszeni, aby sprawdzić co takiego się stało. Na głównym pulpicie nie wiadomo skąd pojawił się jakiś nowy, dziwny plik nazwany ,,Dekoracje sceniczne’’.
- U was też pojawił się jakiś dziwny plik? – Zapytał nas model.
- ,,Dubler’’. Co to w ogóle ma oznaczać? – Zastanowił się na głos Simon.
- ,,Ojciec Laurenty’’. Kojarzę tę postać, ale niekoniecznie pamiętam z czego.. – Podrapał się po brodzie Anton, a my szliśmy dalej w głąb sali. Kiedy znaleźliśmy się niedaleko widowni naszym oczom ukazali się Koryfeus i Venice stojący nieopodal ogromnego gramofonu. Zauważyły nas.
- Oh, witamy was drodzy aktorzy! Wybaczcie za tak nagłą zbiórkę, ale to już czas aby ogłosić pierwsze przedstawienie! – Przedstawienie? Na naszym pierwszym spotkaniu w tym pomieszczeniu coś mówili o przedstawieniach, ale parę dni było o nich cicho. O co mogło im chodzić? Jeśli nasi porywacze znali nas tak dobrze, to również musieli wiedzieć że nie jesteśmy aktorami, a przynajmniej tak mówiła większość.
- Sebastian? Wiesz już może co się tutaj dzieje? – Do pomieszczenia z pytaniem wypisanym na twarzy wpadła Julia wraz z Raphem, Jake’iem, Casprem i Adą. Byłem ciekawy jak poszło im szukanie wyjścia.
- Zaraz się wszystkiego dowiemy, po prostu usiądźmy i poczekajmy na resztę. – Oznajmiłem donośnym głosem wszystkim, a oni posłuchali się prośby. Niedaleko mnie i Borscha usiadł Saladsky.
- I jak wam poszły poszukiwania? Jakiekolwiek nowe tropy? – Zapytałem szeptem aby nie słyszała tego Julia, prawdopodobnie nie odpowiedziałby mi szczerze jakby ona przejęła konwersację.
- Chuja tam. Naprawdę jesteśmy zdani na łaskę tych pierdolców, miśku. – Kiedy to przezwisko wychodziło z jego ust, nie czułem z niego takiej dumy jak wtedy kiedy mówił to model. Podeszła do nas Ada, która pociągnęła mnie za ramię.
- Wiesz o co chodzi z tym plikiem? Z tego co tutaj jest napisane, mam z tobą zająć się dekoracjami, ale dekoracjami do czego? – Sam nie wiedziałem.
- Bladego pojęcia nie mam. Wszyscy dostaliście takie pliki? – Zapytałem grupy skupionych na swoich telefonach ludzi.
- Mhm. Wszyscy dostaliśmy co innego z tego co widzę. – Oznajmiła Julia patrząc w telefon Cartie’a i Doci. Nie zamierzałem pytać jak ponazywane są ich pliki, bo na razie ta wiedza nie była mi do niczego potrzebna. Do pomieszczenia po kolei dochodziły kolejne osoby wraz z kolejnymi pytaniami na które nikt nie miał odpowiedzi. Kiedy w końcu zebraliśmy się wszyscy, światła zgasły a rozbłysnęły reflektory skierowane w stronę sceny.
                - Witajcie nasi drodzy aktorzy! Zebraliśmy się dzisiaj tutaj wszyscy aby ogłosić bardzo ważne wydarzenie w jakim będziecie musieli wziąć udział w niedalekiej przyszłości i tak, mamy na myśli przedstawienie! Mamy nadzieję, że wszyscy dostaliście na swoje telefony swój przydział. – Dostaliśmy. Według pliku jaki dostałem przydzielono mi dekoracje i cieszyłem się przynajmniej z tego, że nie musiałem ich sam tworzyć. Na logikę stwierdziłem, że przez moje ciało zostałem przydzielony do ciągnięcia lin i szczerze mi to pasowało. – Przed każdym przedstawieniem będziecie mogli przyjść tutaj i na monitorach w przedsionku sprawdzić kto ma jaką rolę, jeśli chcielibyście przećwiczyć z tą osobą swoje kwestie. Pokażemy je wam po komunikacie, dlatego najpierw ogłosimy, że pierwszą wystawianą sztuką będzie ,,Romeo i Julia’’!  - Prostota sama w sobie ale ze smakiem, naprawdę przyjemnie wspominałem ten dramat. Zaśmiałem się leciutko w środku myśląc o osobie, która najprawdopodobniej dostała rolę Julii.
- Mam tylko jedno pytanie! – Przerwał marionetkom Thomas. – Co się stanie kiedy odmówimy zagrania w tym przedstawieniu?
- Niezwykle się cieszymy, że Pan o to zapytał, Panie Herring. Dlategoż właśnie przedstawiamy wam ten o to gramofon prawdy! – Wskazały na wspomniane przeze mnie wcześniej ogromne urządzenie. Kiedy się na nie patrzyło w pełnej chwale, sprawiało wrażenie.
- Gramofon prawdy? – Pytającym głosem wypowiedział siedzący z tyłu Bleslav. – Jaką niby prawdę przedstawia?
- Taką prawdę, Panie Adalbert, której nikt nie chciałby się dowiedzieć. Na tej konkretnie płycie mamy nagrane wszystkie wasze głosy, jak wypowiadają na głos najbardziej bestialskie czyny przez was popełnione. W momencie kiedy odmówicie zagrania, płyta zostanie przekazana prosto w ręce policji. – Oznajmiły z uśmiechami na ich porcelanowych twarzach. Nie miałem pojęcia o jakim sekrecie mówiły, ale nie posiadałem żadnych. A jeśli chodzi o Syberię, to policja wie, że robiłem to co musiałem aby przetrwać, koniec bajki. Te karykatury po raz kolejny zawiodły w przerażeniu mnie. Spojrzałem na siedzącego nieopodal mnie Antona, którego źrenice się zwężyły. Miał coś na sumieniu? – Jeśli pozwolicie to będzie koniec naszego komunikatu, informacje o której dokładnie godzinie i dniu będzie przedstawienie będziecie mieć na monitorach. Życzymy wam udanej nocy jak i całego pobytu! – Po tych słowach zniknęły, zostawiając nas z jeszcze większą ilością pytań. Wstałem i podbiegłem do sceny, to była moja chwila.
- Słuchajcie ludzie! Myślę, że powinniśmy wymienić się swoimi poglądami na temat tej sytuacji przy kolacji w restauracji, zaraz po tym jak zerkniemy na te przeklęte monitory. Musimy na razie grać według ich zasad… - Końcówkę wypowiadałem coraz ciszej, też nie podobały mi się te całe ich wymagania, ale co mogliśmy zrobić? Każdy z kimś rozmawiał równocześnie przenosząc się do restauracji. Dotrzymywałem kroku modelowi i Simonowi. Zatrzymaliśmy się po drodze aby spojrzeć na monitory. Przedstawienie miało zacząć się za cztery dni, a dokładna godzina ma dopiero zostać podana. 
- Możecie mi w ogóle przypomnieć kim do cholery był Benwolio? – Zapytał na głos Cartie, ale nikt mu nie odpowiedział. Patrzyłem po kolei na przypisywane innym role. Thomas grał Romeo, natomiast Julię grała oczywiście Julia. W Martę wcielała się Yukino, natomiast w Merkucjo i Benwolio, Raph i Casper. Anton jak wiadomo mi było wcześniej, grał postać Ojca Laurentego, Matthew był Tybaltem. Sunny wraz z Habberem grali rodziców Julii, natomiast rodziców Romeo grali zaskakująco Charles oraz Chester.
- To ty bierzesz do dupki Charles w tym związku? – Zaczepił go Jake, a ja się lekko uśmiechnąłem. Byłem ciekawy co odpowie.
- Najwyraźniej skoro jestem żonką pana protagonisty, przynajmniej mamy pięknego synka, prawda Matthew? – Braid podszedł do standupera i uszczypnął go za policzki. Tailorwich go nie odtrącił ale wyglądał na przerażonego. – Ooo, teraz jak ci się przyglądam, to nawet całkiem uroczy jesteś.
- Spadaj od niego. – Wyrzucił z siebie reżyser, klepiąc Braida po łapach i powodując, że ten puścił standupera. Był zazdrosny? Charles odszedł na bezpieczną odległość, ale uśmiech nie schodził z jego twarzy. Nie miałem pojęcia co myśleć o Braidzie. Był specyficzną osobą ale czasem każdy z nas tutaj taki nie jest? Popatrzmy na przykład na Chestera, który ciągle coś gada o tym jak to jest protagonistą.
- Przepraszam, już nie będę panie zazdrośniku. Od jak długo jesteście razem? Trzech dni? – Nie miałem dalej ochoty słuchać ich kłótni która i tak powinna się niedługo skończyć.
- Chodźmy po prostu do restauracji, mam ich dość… - Powiedziałem modelowi cicho po czym razem przyspieszyliśmy kroku.
                Byliśmy jednymi z pierwszych w restauracji, więc usiedliśmy z Antonem we dwójkę przy praktycznie pustym stole. Widziałem jak uśmiecha się do mnie Simon i rusza w naszą stronę, ale niespodziewanie usłyszeliśmy dźwięk szurających krzeseł i zobaczyliśmy jak do naszego stołu przysiadają się Yukino oraz Chester. Robili to już kilka razy wcześniej, a ja szczerze musiałem przyznać że nie lubiłem ich obecności. Byłem przyzwyczajony do tego, że kiedy jestem liderem to spora ilość osób mnie obserwuje, ale oni robili to w zupełnie inny sposób, miałem od nich zupełnie inne odczucia. Czułem, jak dogłębnie przyglądają się każdemu mojemu ruchowi, ale robili to tylko w momentach kiedy byłem z Antonem.
- To… co myślicie o tym wszystkim? – Temat zaczęła Yukino, ale w sumie nie miałem ochoty się powtarzać. Przeprosiłem ich i poszedłem po coś do jedzenia oraz kawę. Kofeina niestety nie działała na mnie pobudzająco, ale, ironicznie, uspakajała nerwy. Kiedy wróciłem, widziałem jak model prycha pod nosem.
- …także nie martwcie się, na pewno damy sobie radę i uratuję was wszystkich stąd! Jednak nauczcie się swoich kwestii… - Też nie mogłem oprzeć się śmiechowi, zastanawiając kiedy dojdzie do niego to jakie pośmiewisko z siebie robi.
- My sobie już pójdziemy, jeśli pozwolicie. – Czułem w głosie Yukino zdenerwowanie, ale co niby mogłem zrobić? To nie była nasza wina, że śmialiśmy się ze śmiesznych rzeczy. Nie minęło dużo czasu kiedy na ich miejsce pojawił się Simon.
- Przepraszamy, że nie mogłeś się do nas dosiąść wcześniej, widziałeś jaka była sytuacja… - Zaczął Anton, ale Isnt zaczął uspokajać go rękoma.
- N-Nie, spokojnie! W tym czasie miałem czas aby przynieść wam to! – Wyciągnął z kieszeni swojego fartucha i spodni kilka kartek zwiniętych w kwadraty oraz różnorakie kości do gry.
- Um… po co nam to? – Zapytałem lekko zmieszany.
- To są karty postaci, a kości są oczywiście do rzucania, logiczne. Pomyślałem, że mógłbym wam dwóm poprowadzić jakąś sesyjkę w moim systemie. – Odpowiedział cały podekscytowany. Niekoniecznie miałem na coś takiego ochotę, te całe przedstawienie za bardzo mnie przytłaczało.
- Nie dzisiaj Simon, okej? To przedstawienie to już dużo, nie wiem czy będę mógł się na czymkolwiek innym teraz skupić. – Jego twarz spochmurniała, ale powiedziałem mu prawdę.
- Przykro mi, ale mam dokładnie tak samo. Może kiedy stąd wyjdziemy albo w najgorszym przypadku po tym całym przedstawieniu, co? – Zapytał z troską w głosie Anton.
- W porządku… Możemy chociaż zrobić wam postacie? Przysięgam, że długo wam to nie zajmie, a naprawdę powinno poprawić humor! – Powiedział podsuwając w moją stronę dwie kości. – Musisz rzucić tymi dwiema K20, a wyniki będą imieniem i nazwiskiem twojej postaci, Sebastian. – Wziąłem czerwone kości w dłonie i lekko potrząsnąłem po czym poturlałem po stole. 13 i 11. – Rewolwerow King!
- Brzmi strasznie rosyjsko, nie sądzicie? – Odparłem.
- To dobrze, bo kampania którą zamierzałem wam poprowadzić to głównie północna Europa! Wpasowujesz się już w klimat. – Kiedy Simon mówił, model wziął do rąk wcześniej wymienione kości i zrobił dokładnie to samo co ja. 6 i 20. – Alan Eucliffe!
- Imię Alan zawsze kojarzy mi się z jakimiś nieszczęściami… - Wyrzucił z siebie na tę wiadomość model. Musiałem mu przyznać, że również miałem takie skojarzenia.
- Otwórzcie swoje karty postaci i wpiszcie w lewym górnym rogu wylosowane rezultaty! – Zrobiłem tak jak zalecił, ale zawartość papierka mnie przytłoczyła. Wszystko tam było ułożone w artystycznym nieładzie, który mi trudno było zrozumieć. Znalazłem puste pole na nazwisko i imię, a w tym czasie Simon dołożył jeszcze na stół ołówki. Wziąłem jeden i zacząłem wpisywać. – Dobrze, a teraz weźcie oboje po jednej K50 i K10, osiągnięty wynik to będzie wiek waszej postaci. – Wykonałem czynność pierwszy. 40 i 9. – Świetnie, masz 49 lat!
- W sumie mogło być gorzej. Obstawiam, że każda grupa wiekowa ma swoje minusy i plusy? – Zadałem pytanie mistrzowi gry.
- Oczywiście. Ty akurat będziesz mieć dodatkowe rzuty na doświadczenia życiowe. – Nie rozumiałem jeszcze o co mu chodziło, ale wiedziałem że wkrótce się dowiem.
- 8 i 11. Co robimy w takim przypadku? Mam osiemnaście lat? – Zapytał skołowany model.
- W takim przypadku dodajemy te wartości. Masz 19 lat, co w zależności od profesji może dać ci premię do siły. – I wszystko to trwało dalej, aż wypełniliśmy całkowicie dostępne miejsce. Byłem całkiem zadowolony z tego w jaki sposób wyszła moja postać. Byłem szpiegiem rządowym z przekonaniami komunistycznymi, to naprawdę brzmiało ciekawie, jednak nie byłem pewien czy byłbym w stanie kogoś takiego odgrywać. Po pewnym czasie poczuliśmy się bardzo zmęczeni i ostatecznie rozeszliśmy do pokojów.
- Szlag, przez te karty postaci nic nie przedyskutowaliśmy o Gramofonie... – Żachnąłem się, po raz kolejny nikt mnie nie posłuchał.
- Wydaje mi się że za dużo o tym myślisz, jeśli o mnie chodzi... Myślę że marionetki blefują, nie pamiętam żebym im się kiedykolwiek z czegoś spowiadał. – Model się uśmiechnął poprawiając kapelusz. Miał rację, również nie kojarzyłem żebym komukolwiek mówił o swojej przeszłości.
- Hej, jak wstaniesz to poczekaj tutaj na mnie, okej? – Poprosiłem Antona kiedy staliśmy przy schodach na piętro zerowe.
- Dobra Miśku, słodkich snów~~ - Odpowiedział i lekko pomachał. W jego ruchach było dużo gracji i czegoś, co mogłem uznać za niewiarygodnie urocze. Wszedłem do pokoju, zdjąłem maskę i ubrania które wrzuciłem do kosza na bieliznę. Porywacze zabierali rzeczy do prania w nocy, bo do tej pory rano wszystkie znikały. Wziąłem szybki prysznic w gorącej wodzie i poszedłem spać.
*
                Zaraz po komunikacie porannym nastąpił kolejny, bardziej niestandardowy.
Wszyscy aktorzy proszeni są o zebranie się w sali teatralnej po śniadaniu!
Nie miałem pojęcia o co mogło chodzić tym razem, ale już się nie przejmowałem. Dali nam scenariusze, wykaz ról i czas, czego więcej mogli od nas chcieć? Przetarłem swoje zaropiałe oczy, ciężko mi się dzisiaj spało. Byłem ciekawy czy inni już zaczęli się uczyć. Przez noc wpadł mi pewien pomysł, który zamierzałem ogłosić na śniadaniu. Nie byłem pewien czy wszyscy się mnie posłuchają, ale musiałem spróbować, bo wątpiłem w to aby Bleslav zamierzał organizować to co chciałem ja. Wziąłem z szafy nowe ubranie wraz z maską, a stare wrzuciłem do kosza na bieliznę który ponownie okazał się być pusty. Mycie zębów, prysznic, nowa maska i już byłem gotowy do wyjścia. Zamknąłem swój pokój na klucz, a na korytarzu tak jak się wczoraj umawialiśmy stał model.
- Doberek, Sebastian! – Podszedł do mnie z uśmiechem na ustach. Nie chciałem być niemiły, ale niekontrolowanie ziewnąłem w ramach odpowiedzi. – Widzę, że nie koniecznie dobrze ci się spało.
- Cześć Anton. Powiem ci szczerze, że mimo mojej roli jako osoby od dekoracji to przedstawienie nadal daje się we znaki. A ty jak tam? Uczyłeś się przez noc czegoś ze swoich kwestii?
- Niekoniecznie uczyłem, po prostu przejrzałem na szybko plik i uznałem, że jest ich na tyle mało że jeszcze przez krótką chwilę mogę dać sobie spokój.
- Wiesz, chciałem dzisiaj na śniadaniu ogłosić próbę na której sprawdzimy swoje umiejętności, ale skoro tak uważasz..
- Ah, no tak! Przepraszam, zapomniałem…
- Nic się nie stało to i tak nie jest jakaś wymagająca próba, po prostu chciałbym sprawdzić nasze umiejętności. – Odpowiedziałem, zastanawiając się czy nie poprosić porywaczy o małą przysługę. Nagle znikąd za nami pojawiła się Venice, trzymająca w rękach kilkanaście kartek papieru.
- Pewnie przydałaby się Panu ogólna rozpiska wszystkich kwestii, Panie Cop? Zadbaliśmy o Pana wygodę! – Powiedziała, po czym dała mi do rąk plik papierów. Musieli mieć podsłuch w każdym miejscu tego kurortu, nie było innej możliwości.
- Dzięki.. – Odpowiedziałem zmieszany, a ona po chwili zniknęła tak szybko, że nie byłem w stanie powiedzieć gdzie poszła. – Te ich nagłe pojawianie się i znikanie przeraża mnie coraz mniej..
- Mnie w sumie też, to trochę dziwne, bo nie chcę się przyzwyczajać do tego kurortu..
- Na razie musimy przestrzegać ich zasad, ale wierzę że razem coś wymyślimy. Po prostu musimy nauczyć się współpracować. – Odparłem, a my ruszyliśmy w stronę restauracji po drodze spotykając kilka osób którym rzucaliśmy zwykłe ,,cześć’’.
                Kiedy usiedliśmy przy stole w restauracji zaraz potem dosiedli się do nas znowu Chester z Yukino. Miałem dość ich spojrzeń i obserwacji każdego naszego ruchu, jednak czułem że wytrzymam do momentu w którym Rooker się odezwie, a my zaczniemy się z niego śmiać. Spojrzenia tej dwójki bacznie okrążały mnie i modela.
- Jak tam się wam spało, gołąbeczki? – Zaczęła ociekającym życzliwością głosem Yukino.
- Gołąbeczki? A to skąd się wzięło? – Zapytałem mając dość tego wszystkiego.
- Przepraszam, po prostu nie mogę na was się napatrzeć… Pasujecie do siebie niemalże idealnie! – Odpowiedziała mi Cambell, a Rooker jej tylko przytaknął. Nie wiedziałem co o tym myśleć. Pasujemy do siebie? Naprawdę doceniałem Antona i cieszyłem się, że poświęcał mi tyle czasu ale nie odczuwałem tego w ten sposób.
- Jesteś niemoralna… masz ty pojęcie o czym mówisz? To sprzeciwianie się Bogu i samej naturze! – Oburzył się Borsch, jednak czy to było tego warte? W sensie, byłem osobą tolerancyjną, zresztą sam nie umiałem przypisać swojej orientacji do jednej, konkretnej rzeczy.
- Musisz wyluzować Anton, homoseksualizm występuje normalnie w naturze, zresztą Bóg po coś go stworzył prawda? – Zlewająco wyrzuciła z siebie fujoshi, a na twarzy modela widziałem zdenerwowany grymas. Yukino również musiała to zauważyć, bo bez żadnego słowa wzięła ze sobą pisarza fanfiction i się przesiadła. Po drodze Rooker niespodziewanie wpadł na dziennikarkę i obydwoje upadli na podłogę, jednak szybko się podnieśli, a Chester kilkukrotnie zaczął ją przepraszać, gdzieś w tle słyszałem śmiech Charlesa. Wzrok lekko zaszedł mi mgłą, ale nie chciałem się tym teraz przejmować. Krzyknąłem do kogoś kto wydawał się być Simonem.
- Sebastian, to jest Casper… Wszystko w porządku? Może chcesz jeszcze iść się przespać? – Zaniepokojony głos modela był znakiem, którego potrzebowałem by usiąść i zjeść normalnie śniadanie. W międzyczasie czekałem również aż wszyscy zbiorą się w restauracji aby coś ogłosić. Kiedy ostatnia osoba przekroczyła próg pomieszczenia, kątem oka zobaczyłem jak Julia próbuje wstać. ,,Nie tym razem’’ – pomyślałem, biorąc w podobny sposób łyżeczkę deserową i kieliszek do wina. Energicznie uderzyłem parę razy w szkło, jednak chyba trochę przesadziłem z siłą ponieważ kieliszek rozbił się w drobny mak. Nie przejmowałem się tym.
- Słuchajcie wszyscy! Chciałbym dzisiaj ogłosić próbę naszych umiejętności i ogólne sprawdzenie jak wygląda sala teatralna od zaplecza technicznego. Nie wiemy do czego nasi porywacze są zdolni, ale musimy zagrać to przedstawienie jak najlepiej, żeby uniknąć jakichkolwiek kar za nie wykonanie go. Wszystkie chętne do współpracy osoby zapraszam za cztery godziny do sali teatralnej. Mam przy sobie kwestie wszystkich, dlatego będę nadzorować tę próbę. To wszystko. – Oznajmiłem na głos po czym usiadłem. Nikt nie zadawał zbędnych pytań, wszyscy zrozumieli.
- Cześć wam. Jak tam się spało? – Przy naszym stole pojawił się Simon z czego się cieszyłem, natomiast była różnica w jego zachowaniu wczoraj i dzisiaj, jakby stracił cały swój entuzjazm.
- Mi akurat ciężko. – Odpowiedziałem, widząc jak Isnt głośno wzdycha.
- Tak samo jak u Sebastiana. A u ciebie? Chyba jest gorzej niż wczoraj, co? – Zadał mu pytanie model, kiedy mistrz gry sączył kawę.
- Bardzo to widać, co? Znowu nie mogłem spać całą noc, to miejsce źle na mnie działa. Dopytałem jeszcze marionetek czego dokładnie mam się uczyć jako dubler.
- I czego?
- W sumie mam być jedynie obecny na scenie, a porywacze będą mówić kwestie za mnie. Dublerzy w tym miejscu nie mają wyznaczonych kwestii, są jedynie pod szybką zamiankę w ramach wypadku.
- To nie masz w takim przypadku na co narzekać, równie dobrze możesz mieć te całe przedstawienie gdzieś. – Odpowiedział mu na to Anton.  
- Wolałbym się jednak czymś zająć, tkwienie w takim miejscu bez niczego do roboty daje się we znaki, tym bardziej kiedy zabrali mi to cholerne ciało. – A więc był zdenerwowany z tego powodu? Jeszcze wczoraj reagował inaczej. Simon wyciągnął z kieszeni jedną kość K6 i rzucił na stół. Rezultatem była 2.
- Po co tym rzucałeś, jeśli mogę zapytać? – Byłem ciekawy, bo wczoraj kości również zadecydowały za niego przy wyborze postaci.
- Jeśli stoi przede mną wybór to rzucam kością aby przeznaczenie zadecydowało za mnie. – Odpowiedział z pełną powagą na twarzy po czym odszedł od stołu i przyniósł sobie owsiankę. Rozmowa trwała dalej i czekaliśmy tylko aż Simon skończy jeść aby zobaczyć czego chcieli od nas w sali teatralnej.
                Kiedy postawiliśmy stopę w przedsionku było już widać, co się wydarzyło. Przeszliśmy dodatkowe kilka kroków aby tylko być pewnym. Na środku sceny stał gramofon, a przynajmniej to co z niego zostało. Urządzenie zostało zniszczone aż do śrubek, a blachy metalu znajdowały się nawet przy siedzeniach.
- Jak myślicie, co się stało? – Zaczął model, jednak nikt nie był w stanie mu odpowiedzieć. Co tu się mogło stać? Ktoś od tak przyszedł i zniszczył gramofon licząc, że to powstrzyma przedstawienie.
- Nie mam pojęcia, ale jakiś totalny popierdol musiał to zrobić. – Stwierdził Simon kiedy siadaliśmy koło siebie w pierwszym rzędzie. Wszyscy wypełniliśmy salę teatralną, zmuszając dopiero przybyłe marionetki do wyjaśnień.
- Witamy was drodzy aktorzy! Przepraszamy za tak nagłe zebranie, ale musimy powiadomić was i ogłosić coś ważnego. W nocy ktoś z was wykradł się z pokoju i zniszczył gramofon prawdy. Osobiście była to według nas śmieszna próba, jednak nie może pozostać bez konsekwencji. Mamy jeszcze mnóstwo takich samych gramofonów dla wiadomości tego, kto to zniszczył. Dajemy wam czas do przedstawienia, aby znaleźć osobę za to odpowiedzialną. Jeśli do tego czasu nikt się nie przyzna, czeka was kara, a uwierzcie nam, będzie wam dawała nauczkę na przyszłość. – Zimnym i nieco krzykliwym głosem oznajmiły marionetki, a pytanie z tylnych rzędów przywiało uśmiechy na ich twarze.
- A wy wiecie kto to zrobił? Jeśli tak to czemu nie ukażecie tej osoby? – Nie byłem do końca pewien czyj to był głos.
- Oczywiście, że wiemy, jednak dajemy sprawcy szansę. Jeśli przyzna się do czasu przedstawienia, to tylko on zostanie ukarany, natomiast jeśli postanowi się ukrywać jak tchórz, oberwiecie wszyscy. Dlatego właśnie radzimy wam odszukać tę osobę bardzo szybko… – Potem nagle zniknęły, zostawiając nas samych sobie. Wiedziałem, że to kwestia sekund zanim zacznie się burda.
- Ja pierdolę, nie można naprawdę przeżyć z wami jednego dnia bez jakiegoś gówna, prawda? – Oburzył się standuper. – Jeśli miałbym strzelać to Julia albo Sunny rozjebały ten gramofon, one bardzo lubią zwracać na siebie uwagę, prawda?
- Hej, hej, hej, przystopuj z tym obwinianiem błaźnie, równie dobrze mogłeś to być ty, bo jesteś taki inny od nas i nie chcesz, żeby wyszło dlaczego! – Zaatakowała go zwrotnie Sunny.
- Możecie uspokoić dupy? Wszystko wyjdzie prędzej czy później, takie obwinianie się nie ma sensu, ale skoro chcecie być nudni i przewidywalni jak dzieci z przedszkola, to nie będę wam przeszkadzać! – Dorzucił swoje trzy grosze analityk po czym opuścił salę teatralną.
- A jemu o co kurwa chodzi? Myślałem, że też chce stąd wyjść ale widzę, że czuje się tutaj jak w drugim domu. Ty też tak się czujesz Sunny, co? Dużo czasu spędzasz z panem analitykiem, obstawiam że razem rozjebaliście ten gramofon ,,żeby coś się działo’’? – Dalej atakował ją Matthew.
- Słuchaj ty pieprzony…
- ZAMKNĄĆ SIĘ I SŁUCHAĆ WY NIEROZGARNIĘTE ŻYCIOWO DEBILE! – Kontrolę nad rozmową przejął Jake stojący na środku sceny. – Możesz mówić, Charles.
- Dzięki Jake. Tak czy siak, posłuchajcie mnie. Wiem kto to zrobił i zamierzam nakłonić tę osobę do przyznania się, dlatego możecie odpuścić ten temat. Od razu uprzedzam pytania, nie byłem to ja. Przygotowujcie się do próby Sebastiana, lepiej na tym wyjdziecie. – Z pełną powagą wypuścił komunikat Braid, czego się nie spodziewałem. Z każdym dniem tłumacz zaskakiwał mnie coraz bardziej, nawet nie wiem czy pozytywnie czy negatywnie. Po tych słowach ludzie zaczęli się rozchodzić.
- Chodźmy może do salonu, co? Obstawiam, że dużo ludzi tam pójdzie i będziemy mogli się jakoś rozerwać po tej pogrążającej wiadomości… – Zaproponował model, a ja przytaknąłem. Chciałem przeczytać ten gruby plik jaki wcześniej dały mi marionetki aby mniej więcej pamiętać jak wyglądała ich wersja Romeo i Julii.
                Kiedy byliśmy w salonie, każdy zajmował się czym tak naprawdę chciał. Jake siedział za barem i robił drinki kiedy ktoś podchodził i o nie pytał, Yukino siedząca niespodziewanie z Thomasem grała w gry na konsoli, a Casper i Julia oddawali się pokusie grania w rzutki. Siedziałem z modelem i mistrzem gry na kanapie, zastanawiając się nad tym kto mógł okazać się winnym w sprawie gramofonu.
- Myślicie, że Charles naprawdę wie kto to zrobił, czy tylko udaje na potrzeby grupy? – Zapytał Simon.
- Szczerze mówiąc, wydaje mi się że kłamał, ale kto go wie, to Charles, on codziennie zachowuje się inaczej i robi inne rzeczy. – Odpowiedział mu model, a my mu przytaknęliśmy. Nawet jeśli tłumacz wiedział kto to zrobił, to nadal pozostaje pytanie jak zamierza przekonać tę osobę do współpracy.
- Nawet jeśli, to jak zamierza przekonać tę osobę do współpracy? – Zapytałem jednak nikt nie był w stanie udzielić konkretnej odpowiedzi. Westchnąłem głośno i podszedłem do barku, gdzie zastałem niespodziewany widok. Barman wyciągał z kieszeni swoich spodni zamrożone kostki czegoś, co na pierwszy rzut oka mogło wydawać się lodem, jednak przy bliższym spojrzeniu okazywało się być jakąś dziwną substancją. Kostki te wrzucał sobie do szklanki, które zalewał potem wodą.
- Po pierwsze, możesz mi powiedzieć co to jest? Po drugie, czemu nosisz to w kieszeniach i po trzecie, dlaczego to właśnie teraz rozmrażasz? – Na te pytania Jake się szczerze uśmiechnął.
- Słuchaj Miśku, jest to zamrożona zupa pomidorowa. Czasami lubię sobie takową spożyć, jednak najpierw trzeba ją troszkę rozmrozić. Jesteś niedźwiedziem, pewnie nie takie rzeczy jadałeś. – Owszem, jadałem dziwne rzeczy, ale nie aż tak. Usiadłem na hokerze i przyglądałem się z uwagą na to co robi Saladsky w międzyczasie czytając ściany tekstu i kwestii jakie wszyscy musieliśmy zapamiętać.
                To był czas na zaczęcie próby. Pojawili się praktycznie wszyscy oprócz Matthiasa i Habbera. Swoją obecnością zaszczycili nas nawet dublerzy, jednak Thomas szybko przekonał ich, że nie będą oni potrzebni, a oni się go posłuchali, opuszczając salę teatralną.
- Dobra kochani, czas zacząć próbę! Pierwszy akt, scena pierwsza! Wchodzi Casper, Matthew, Sunny, Charles, Chester i Thomas. – Wywołane osoby poszły na kulisy się przygotować, a ja razem z nimi. Musiałem zrozumieć jak działa mechanizm z dekoracjami. Ada poszła ze mną, aby również się przekonać jak działają znajdujące się przed nami drążki z linami na których zawieszone były dekoracje. Każdy drążek był pod spodem podpisany nazwą elementu, który został spuszczany. Te których nie było na scenie, znajdowały się u góry, a prowadziło do nich rusztowanie po prawej stronie od drążków. Scenę pierwszą rozpoczynali Tybalt oraz Benwolio czyli Casper i Matthew. Byłem w stanie uwierzyć, że standuper łyknął trochę swoich kwestii, ale nie byłem przekonany co do Cartie’a.
- Cóż to? krzyżujesz oręż z parobkami? Do mnie, Benwolio! pilnuj swego życia. – Zaczął poważnie Matthew, wyciągając atrapę miecza z pochwy.
- Jeżeli mam ci pierdolnąć aby w Weronie był spokój, niechaj tak będzie! – Odpowiedział mu niezgodnie z tekstem Casper, a ja się lekko uśmiechnąłem czując jednocześnie zawód.
- Z gołym orężem pokój? Nienawidzę Tego wyrazu, tak jak nienawidzę Wróg Szatana, wszystkich Montekich i ciebie. Broń się, nikczemny tchórzu. – Znowu zgodnie z tekstem wyrzucił mu Matthew. Po tym dialogu powinna zacząć się scena walki, ale Casper jeszcze postanowił dorzucić coś od siebie.
- I kto jest tutaj tchórzem, oszczany pedałku! En garde! – I w tym momencie rzucił się na niego z pięściami wypuszczając miecz z rąk. Ta próba zamieniła się w czysty pokaz improwizacji, nie było sensu prowadzić jej dalej.
- HEJ, PRZESTAŃCIE! KONIEC PRÓBY! – Krzyknąłem donośnie, a Casper niemalże od razu przestał bić Tailorwicha. Niespodziewanie podszedł do mnie Thomas.
- Sebastian, wiesz może czy będzie w tym przedstawieniu scena całowania? – Zapytał mnie znikąd.
- Owszem, ty będziesz całował się z Julią. A o co chodzi? – Odparłem widząc jak jego twarz smutnieje. Niespodziewanie naszą rozmowę usłyszała Mushial, która postanowiła się do niej włączyć.
- O co chodzi, Tom? Boisz się kobiet? W końcu może wyjdziesz ze spierdolenia. – Odpowiedziała z uśmiechem na ustach. Herring nic na to nie powiedział, tylko zwrócił się do mnie i szepnął:
- Boje się jej Sebastian. Widziałeś co zrobiła z Alvaro i Chesterem? Ona mi, kurczę, odgryzie język! – Nie chciałem z niego drwić, ale w środku nie mogłem powstrzymać się od śmiechu. Poklepałem go tylko po plecach i powiedziałem, żeby się nie martwił. Pierwsza nasza próba zajęła kilka godzin i była to głównie nauka kwestii, ponieważ nikt przez noc się do tego nie przyłożył. W pewnym momencie zajrzeć do nas zdecydowały się we własnej osobie marionetki.
- Widzimy, że ćwiczycie swoje kwestie! Jesteśmy bardzo zadowoleni z poziomu waszego zaangażowania! Żeby wam trochę ulżyć, musimy wam powiedzieć że wszystko w tym kurorcie jest przystosowane do tego, abyście mogli szybciej i efektowniej zapamiętać tekst. Obiecujemy wam, że jeśli faktycznie się skupicie na pojęciu go, nie będzie problemu z odegraniem waszych ról podczas samego przedstawienia. – Oznajmili nasi oprawcy, po czym zniknęli tak samo szybko jak się pojawili. W sumie mieli trochę racji, naprawdę czułem że tekst wchodzi mi do głowy w ekspresowym tempie. Po skończonej próbie, razem z Antonem poszliśmy do restauracji coś przekąsić na obiad.
                Usiedliśmy we dwójkę przy stole, tym razem fujoshi wraz z pisarzem fanfiction dali nam spokój i nawet nie próbowali podchodzić. Zaskakująco teraz dosiedli się do nas Jake i Casper. Wszyscy przynieśliśmy sobie coś do zjedzenia ze szwedzkiego stołu, a ja nie umiałem wyrzucić ze swojej głowy obrazu barmana rozpuszczającego zupy pomidorowej w szklance.
- Naprawdę nie rozumiem dlaczego Matthew jest ciągle taki poważny. W sensie, rozumiem w jakiej sytuacji się znajdujemy, ale ciągłe zamartwianie się nic nam nie da. – Powiedział Casper bawiąc się widelcem na talerzu.
- Mam tak samo jak Cartie. Co wy o nim sądzicie? – Zapytał naszą dwójkę barman. Co sądziłem o standuperze? Tak naprawdę nie znałem go za dobrze, żeby móc ocenić. Na pewno był nieśmiały, a w grupie takie osoby są średnio przydatne, więc żeby uzyskać od niego jakąś pomoc najpierw musiałbym go przełamać.
- Jest po prostu nieśmiały i zestresowany całym przedstawieniem, jak my wszyscy. Obstawiam, że zazdrości wam dwóm tego jak wyluzowani jesteście. – Odpowiedział im model.
- Niekoniecznie nazwałbym się wyluzowanym, bo też czuję się źle w tym miejscu, po prostu martwię się że kiedy dalej będzie się zachowywał w ten sposób, to coś może się stać… - Smutnym tonem głosu przeciągnął Casper.
 Po jego wypowiedzi podeszła do nas Yukino wraz z Chesterem, a ja miałem dość. Rzuciłem chłopakom szybkie cześć i udałem się w stronę swojego pokoju. Słyszałem jak woła za mną model, ale nie miałem ochoty się wracać. Kiedy jednak doszedłem pod drzwi swojej kwatery zaskoczyła mnie różowa koperta wystająca spod spodu. Wziąłem ją do ręki i otworzyłem. W środku czekało na mnie zaproszenie do restauracji o godzinie 21:00 na specjalną kolację, jednak adresat był anonimowy. Jako, że i tak nie miałem w tym miejscu nic takiego do roboty to zdecydowałem, że z czystej ciekawości pójdę. Kiedy otworzyłem drzwi do swojego pokoju, na łóżku czekała na mnie kolejna kartka. Znów wziąłem ją do ręki i przeczytałem.
- Drogi Sebastianie, z okazji twojej nadchodzącej, specjalnej kolacji zostawiliśmy ci w szafie mały podarunek i bylibyśmy niezwykle wdzięczni jeśli chciałbyś go założyć. Pozdrawiamy~~ Koryfeus i Venice. – Zajrzałem do ogromnej szafy w której ze sterty tak samo wyglądających ubrań wybijał się czarny smoking z czerwoną muszką. Spojrzałem na niego i pomyślałem ,,czemu nie’’. Miałem jednak jeszcze sporo czasu do 21:00 dlatego zamierzałem pouczyć się kwestii innych, aby następna próba okazała się lepsza.
                Eleganckie ubranie leżało na mnie idealnie, a dodatkowo dorzucili mi specjalny wariant mojej maski z obciętą dolną połową, której nie zauważyłem wcześniej. Zaczesałem swoje włosy do tyłu i użyłem dostępnych w łazience perfum. Zamknąłem za sobą drzwi i powoli szedłem do restauracji. Po drodze w salonie spotkałem analityka.
- A ty gdzie się wybierasz tak wystrojony? – Zapytał z ciekawością w głosie. Siedział przy barku i coś sobie popijał.
- Do restauracji, reszta to nie twój interes. – Odpowiedziałem stanowczo i ruszyłem dalej. Kiedy otworzyłem drzwi do restauracji, wszędzie było ciemno, a jedynym źródłem światła były świece zapalone na pojedynczym stole na środku pomieszczenia. Prowadziła do niego ścieżka z czerwonych płatków róż po której postanowiłem pójść. Na jej końcu przy stole w białym garniturze siedział Anton, już bez swojego kapelusza.
- Oh, więc to ty mnie zaprosiłeś, Sebastian. – Uśmiechnął się do mnie i spłonął rumieńcem. Nie wiedziałem co mu odpowiedzieć, myślałem że to on mnie zaprosił. Usiadłem naprzeciwko niego. – Ale się elegancko ubrałeś, muszę przyznać że w takiej odsłonie jesteś przystojniejszy. – Czułem jak robię się cały czerwony. Naprawdę nie przeszkadzało mu mówienie takich rzeczy nawet jeśli wierzył, że homoseksualizm jest zły?
- Dziękuję, myślałem że to ty mnie zaprosiłeś. Myślisz, że nas spiknęli? – Zapytałem poprawiając rękawy swojego smokingu.
- Widziałem jak Yukino i Chester chowają się w kuchni, wydaje mi się że to może być ich sprawka… - Westchnął. Nawet jeśli to była ich sprawka, to zamierzałem wykorzystać okazję i świetnie się bawić.
- Zapomnij o nich, teraz liczymy się tylko my. – Odpowiedziałem, widząc jak niepewny jest uśmiech modela.
- No i ja jeszcze! Bon appétit! – Powiedział barman stawiając nam przed twarzami talerze z zupą pomidorową. Zwróciłem wzrok na Jake’a, również był nieźle odstawiony, miał na sobie białą koszulę, czarną muchę i czerwony fartuch z płomieniami. Nie zauważyłem kiedy podjechał do nas z kuchennym wózkiem zakrytym obrusem. Wróciłem do talerza z zupą. Kiedy na nią spojrzałem, od razu stwierdziłem że nie chce jej jeść. – Spokojnie Miśku, nie ja ją gotowałem.
- Ciebie też w to wciągnęli? – Zapytał Anton Jake’a.
- Mhm. Stwierdziłem jednak, że nie jest to zły pomysł patrząc na waszą dwójkę gołąbeczków przez cały dzisiejszy dzień. – Odpowiedział, a zaraz potem dodał. – Życzę smacznego i udanego wieczoru. Zostawiam wam dodatkowo ten dzwoneczek, kiedy skończycie zadzwońcie nim trzy razy i zabiorę talerze, a potem przyniosę następne danie. – Barman poszedł sobie do kuchni, a my zostaliśmy we dwójkę.
- To jak ci minęło popołudnie? – Zapytałem modela.
- Całkiem nudno, jeśli miałbym być szczery. Gdzie tak zniknąłeś?
- Miałem dość tego jak Yukino i Chester na nas patrzą. Naprawdę ta ich ciągła obserwacja zaczyna działać mi na nerwy.
- A więc też to zauważyłeś? Jak myślisz, czemu na nas tak bardzo patrzą?
- Mam ci mówić szczerze? Ale musisz obiecać, że się nie obrazisz z tego powodu. – Powiedziałem niepewny tego czy powiedzenie mu ma jakikolwiek sens. On nigdy nie byłby w stanie zobaczyć nas tak jak oni chcieli.
- Za kogo mnie masz? Zresztą, jak miałbym obrazić się na ciebie? – Zrobiło mi się ciepło na sercu, że jego szacunek do mnie nie przemijał.
- Widzą nas jako potencjalną parę. Naprawdę ty tego nie widzisz? – Anton schował się za serwetką, nic mi nie odpowiedział. Miałem nadzieję, że go tym nie przestraszyłem. – Anton?
- W-widzę, ale przecież to niemoralne… Co powiedziałby na to wszystko Bóg? – Zapytał jąkającym się głosem. Ciężko było mi go rozgryźć. Nie naskoczył na mnie, a faktycznie zastanowił nad słusznością ich myślenia. Czy to wszystko co mówili mogło okazać się prawdą. Minęła krótka chwila ciszy po której zjedliśmy pierwsze danie i zadzwoniliśmy dzwoneczkiem trzy razy. Zaraz potem pojawił się Jake i zaserwował nam danie drugie.
- Proszę bardzo, pierś kaczki pieczona w rękawie. Życzę smacznego, gołąbeczki! – Powiedział uśmiechnięty i wystawił nam język, a następnie udał się do kuchni. O co mu chodziło?
- Może opowiesz mi trochę o sobie, co? Jestem bardzo ciekawy skąd pochodzisz i jaka ogólnie jest twoja historia, Anton. – Zacząłem temat po tej zdecydowanie za długiej ciszy.
- No cóż. Urodziłem się w rodzinie, gdzie brakowało ojca. Miałem trzy siostry: Alenę, Jasnę oraz Otę. Pomimo braku funduszy, naprawdę się nawzajem kochaliśmy. Nasza matka, Jirina, zaszczepiła w nas szczególny rodzaj wiary w Pana Boga, za co do teraz jej dziękuję. Pewnego dnia moja matka zachorowała.. – Po tym zdaniu nastąpiła chwila przerwy..
- Przykro mi… Musiało być wam naprawdę ciężko bez ojca i z chorą matką..
- I było, ale wszystko ma swoją przyczynę, prawda? Ostatecznie kiedy chodziłem ulicami Pragi znalazł mnie mój były agent i zaoferował umowę w której to wychwalał moją urodę i sprawi, że w przeciągu półtorej roku zrobi ze mnie międzynarodową gwiazdę. Oczywiście, możesz się domyślić że ją zaakceptowałem. I faktycznie nam się udało. Zarabiałem mnóstwo pieniędzy, które mogłem przekazywać swojej rodzinie żyjąc w luksusach Hollywood i Paryża.
- I takie życie w luksusach ci odpowiadało?
- Właśnie niekoniecznie. Codziennie dzwoniłem do swoich sióstr i pytałem co z mamą, naprawdę życie poza Czechami mnie martwiło. Pewnego dnia dostałem sms’a, że moja matka odeszła. Przez pierwsze kilka tygodni czułem się winny, bo mnie przy niej nie było. Kiedy jednak przeczytałem jej ostatnią wolę, była ze mnie dumna. Cieszyła się, że coś osiągnąłem. Mniej więcej mój kontrakt z poprzednim agentem się skończył, bo ten się zaćpał. Zostałem ostatecznie w Pradze i zaopiekowałem siostrami. Dlatego właśnie tak bardzo szanuję Boga i nie pozwalam aby ktoś obrażał go w mojej obecności, bo moja matka go szanowała.
- Jednak czy twoja matka nie chciała przede wszystkim twojego szczęścia? Jeśli jesteś nieszczęśliwy przez pewne ograniczenia wiary to nie oznacza, że poniekąd nie trzymasz się jej woli?
- To nie jest właśnie takie proste, Sebastian. Nie wiem jak mam się czuć kiedy czuję coś przeciwnego od tego, co Bóg chciałby żebym czuł
- A skąd wiesz, co chce abyś czuł? Nikt nie zna jego planu, więc zachowuj się tak jak chcesz się zachowywać, skoro Bóg i tak o tym wie i jest wszechmogący. – Odpowiedziałem bardzo spokojnym głosem. Wstałem z krzesła i podszedłem do niego, a następnie objąłem.
- C-co ty robisz? – Zapytał mnie cały oblany rumieńcem i skołowany. Spojrzałem mu przez maskę prosto w oczy, skupiając się na nich. Schyliłem swoją głową nad jego uchem.
- Zadowalam publikę. – Odpowiedziałem szeptem i zasłoniłem nas ręką, udając że się całujemy. Słyszałem jak Chester i Yukino piszczą z ekscytacji w kuchni. Miałem nadzieję, że to da nam trochę swobody.
- Dobra, teraz rozumiem… – Powiedział i kontynuowaliśmy fałszywy pocałunek dalej, aż w końcu z kuchni wyszedł barman i poklepał nas po plecach.
- Świetna robota panowie, a teraz możecie wyjść zanim oni wyjdą ze stanu ekstazy. – Rzucił na odchodne Jake zadowolony z siebie, kiedy odwrócił się do nas plecami, pokazały nam się bokserki barmana. Nie mam pojęcia czemu, ale Saladsky postanowił nie ubierać spodni, a swoją bieliznę, w arbuzy, ukrywał pod fartuchem. Trochę skonfundowani, poszliśmy w jego ślady i wyszliśmy z restauracji. Razem z Antonem dotrzymywaliśmy sobie kroku idąc do swoich pokoi. Kiedy byliśmy już na pierwszym piętrze, model niespodziewanie mnie przytulił a ja odwzajemniłem uścisk.
- Fajnie się bawiłem, Miśku. Powtórzmy to kiedyś… – Powiedział mi z uśmiechem na ustach, a ja dopiero teraz zauważyłem jak bardzo ignorowałem jego uroczy styl bycia.
- Na pewno powtórzymy, dobranoc An. – Pozwoliłem sobie skrócić jego imię, a on nie zareagował na to negatywnie. Resztę nocy spędziłem na myśleniu o nim i o tym co możemy razem tutaj osiągnąć. Może Yukino miała rację?